Kogo sobie wybraliśmy?

Kogo sobie wybraliśmy?

Za suwerenem, czyli za nami, piękne dni. Zabiegano o nas na setki sposobów, bo mając w ręku kartę do głosowania, mogliśmy z nią zrobić wszystko. Każdy głos był cenny. Wart obietnic, podlizywania się i ściskania rąk. W kampanii wyborczej to my byliśmy najważniejsi. Bez podziału na biednych i bogatych, mądrych i głupich, uczciwych i przekrętasów. Obserwowaliśmy, jak w ciągu ostatnich miesięcy w całym kraju robota aż furczała. Miło było patrzeć na finał kadencji rad. Otwieranie, odsłanianie, oddawanie do użytku. Choć zdarzały się pokazuchy, w większości było to świadome działanie lokalnych władz. Celowanie na finał. By wyborca miał to świeżo w pamięci. Wiemy już, czy taka taktyka przyniosła spodziewane efekty. Samorządy są jak Polska w pigułce. Jest wiele miejsc, gdzie warto było zmienić wójta, burmistrza czy prezydenta. Bo sitwa. Albo nieudolność czy rozleniwiające samozadowolenie. Na szczęście więcej jest już w kraju takich miejsc, gdzie mieszkańcy nie musieli się głowić, jak wyjść z marazmu lub przegnać klikę. Gdzie wiadomo było, że warto poprzeć tych, którzy są. Bo stoi za nimi realny dorobek. Bo zapracowali na dobry wynik. I na gratulacje. Niektórych czeka dogrywka. Poznaliśmy moc naszych skrzyżowanych linii. Przez jakiś czas będziemy jeszcze żartować z tych kandydatów, których tylko bezbrzeżna megalomania mogła sprowokować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 43/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański