Kuracja dla podpalacza

Kuracja dla podpalacza

Oskarżonym o spowodowanie gigantycznego pożaru w Nowym Jorku bezdomnym Polakiem zainteresował się Wydział Dziennikarstwa Columbia University. Polski konsul jeszcze do niego nie trafił Korespondencja z Nowego Jorku Stefani Barber pochodzi z Kalifornii, jest utalentowaną poetką i dziennikarką. Mary Catherine Brouder jest nowojorczanką z Bronksu, dziennikarką o politycznym dla odmiany zacięciu, do tego gitarzystką. Studiują na najlepszym na świecie Wydziale Dziennikarstwa Columbia University założonym przez legendarnego Pulitzera i przyznającym co roku nagrody jego imienia, dziennikarskie Noble. Stefani i Mary przygotowują właśnie reportaż, który jest dla nich ważny, bo ma powiedzieć coś ważnego o Ameryce. Jego bohaterem ma być Polak, o którym już pisaliśmy. Dlatego numery „Przeglądu” leżą właśnie przed nami, z filiżanek dymi mocne espresso, a koleżanki po piórze degustują polski sernik. Tak wypada na polskim Greenpoincie. Poza tym one chcą się tu nasycić polskim klimatem stosownie do tematu. Nawet próbują używać naszego niełatwego języka. Przypomnijmy, że 59-letniego Leszka K. oskarżono o spowodowanie pożaru w kompleksie fabryczno-magazynowym Greenpoint Market Terminal, jaki wybuchł 2 maja br. na ranem i gaszony był przez niemal trzy doby przez pół tysiąca strażaków. Większej katastrofy w mieście od pamiętnego 11 września 2001 r. nie było. Polaka zatrzymano, po czym medialnie otrąbiono, że przyznał się do winy. Dziennikarze nowojorskiej gazety „Daily News” dotarli jednak do Zbigniewa Sarny, polskiego budowniczego z okolicy Port Jarvis, który oświadczył, że Leszek K. przebywał u niego, wykonując prace remontowe i porządkowe 10 dni przed pożarem i tydzień po, biorąc udział m.in. w komunii Sarny juniora. Prócz niego było także trzech innych rodaków z Greenpointu. Świadek Oczakowski Jednego z nich odnaleźliśmy. Ryszad Oczakowski ma 52 lata i jest murarzem z Jarosławia mieszkającym na Greenpoincie. W Nowym Jorku też trudni się budowlanką. W spotkaniu z człowiekiem, który swemu koledze daje alibi, pomógł brat siedzącego na Rikers Island lublinianina, Jerzy K. – Leszka poznałem przed pracą u Zbigniewa Sarny w Pond Eddy koło Port Jarvis. Trafiliśmy tam razem do roboty. Robiłem murarkę. Ten jego camp jest duży. To czteropiętrowy hotel i kilkanaście parterowych domów dla wczasowiczów, dwa baseny, jezioro, nawet własny… kościółek. Sarna kupił to trochę zaniedbane i wymagające remontu. No to się remontowało… Prócz mnie i Leszka jeszcze Karol Grab (z moich stron, z Jarosławia) i Edek (nie pamiętam nazwiska). Mieszkaliśmy w domu u Sarny w dwóch pokojach. Ja z Karolem, Leszek z Edkiem. Łazienka wspólna. Pobudka była o 6 rano. O 6.15 śniadanie. Potem jazda w miejsca, gdzie Sarna przydzielił robotę. 3 maja br. był moim ostatnim dniem pracy. Pokłóciłem się z Sarną, bo narzekał na moje murowanie kolumny, i powiedziałem, że wracam do Nowego Jorku. Odwiózł mnie do domu. Pakowałem swoje rzeczy i narzędzia. Potem brałem prysznic. Nadjechał Edek, miał polską gazetę, a w niej na pierwszej stronie była informacja o pożarze na Greenpoincie. Zaraz wywiązała się rozmowa, bo to przecież nasze strony… Sarna wypisał mi mój ostatni czek i powiózł do Port Jarvis, skąd o 19.30 miałem autobus do Nowego Jorku – wspomina Oczakowski. Twierdzi, że widział Leszka K. 2 maja, kiedy wybuchł pożar, rano przed robotą i po robocie. Składającego zeznania Zbigniewa Sarnę policja pytała, czy podejrzany miał jakiś swój środek komunikacji, na przykład rower, którym mógł się wydostać z Pond Eddy, dotrzeć do Nowego Jorku, podpalić i przyjechać z powrotem. Nie kryje wesołości, gdy o tym opowiada. Podobnie Oczakowski, który jest gotów zeznawać w sądzie. Kazus Alfreda Posiedzenie sądu po wakacyjnej przerwie, jak przewidywali znawcy nowojorskiej Temidy, miało polegać na tym, że sędzia Abraham Gerges zainicjuje procedurę wyłaniania ławy przysięgłych mającej orzec o winie lub niewinności Polaka. Było to logiczne, w sytuacji gdy Polak twierdzi, że jest niewinny, a prokuratura upiera się przy jego winie. Nastąpił jednak niespodziewany zwrot w sprawie… Sędzia Abraham Gerges oznajmił zebranym na sali, iż podczas konferencji, jaką odbył z obrońcą Polaka, mec. Samuelem Getzem i panią prokurator Karen Turner, pojawiała się koncepcja zakończenia sprawy poprzez tzw. kazus Alfreda. Dokładna nazwa brzmi Alfred plea, co można tłumaczyć jako „deklaracja” „argument”, „stwierdzenie”,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 45/2006

Kategorie: Świat