Łowca Ściganych

Łowca Ściganych

Jak w majestacie prawa dostałem licencję na zabijanie Korespondencja z Chicago Płace – znakomite, godziny – dowolne. Wydawałoby się – wymarzona praca, a jednak niewielu chciałoby spróbować sił w tym fachu. Ludzie, którzy dla pieniędzy poszukują osób ściganych przez prawo, nazywani są łowcami nagród. Ich legendę pielęgnuje również fabryka snów w Hollywood. Przypadek sprawił, że dołączyłem do tych, którzy – jak się później okazało – działają w sposób najbardziej bezprawny w obliczu prawa. Wszystko zaczyna się od szkoły. Do klasy jednak nie wolno przynosić broni. Gdy wypełniłem kwestionariusz do Północnoamerykańskiej Akademii Łowców Nagród w Los Angeles, to ostrzeżenie było pierwszym, na jakie natknąłem się w tej szkole. Od kandydatów na tropicieli przestępców nie wymagano żadnych wcześniejszych treningów specjalistycznych, nie określono też limitu wieku. Nikt nie wymagał portretu psychologicznego aspiranta, nie pofatygowano się nawet o sprawdzenie, czy kandydat na łowcę sam wcześniej nie był obiektem takiego “polowania”… Należało jedynie wypełnić jednostronicowy kwestionariusz i przyrzec, że do szkoły nie będzie przynosiło się broni. Postanowiłem więc, ja – reporter i amator przygód – że zostanę łowcą nagród. Przed oczami przesuwała mi się już projekcja marzeń, jak schwytanych przestępców pod lufą colta wprowadzam do gmachu sądu… Oto idą potulni,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Reportaż