Matki Polki Zastępcze

Matki Polki Zastępcze

Muszą hamować miłość, bo ich celem jest oddanie dziecka innej kobiecie Te kobiety nie poproszą niemowlęcia, żeby nie mówiło „mama”. Nie zrozumie. Ale i starsze traktują to słowo jak zaklęcie, które otworzy Sezam. Trudno im zabronić. W końcu godzą się na „ciocię”, choć dzieci próbują też mówić „pani mama”. To one, nazwane przez urzędników „matkami zastępczymi”. Same siebie określają jako osoby, które nie mogą chorować. – Czy tutaj jest rodzinny dom dziecka? – zapytał kurator. Wszedł niepostrzeżenie, tylko pies go obszczekał w ogródku. Dorosłych nie było, więc w taki sposób chciał rozpocząć rozmowę z szóstką rodzeństwa przygarniętą przez Elżbietę i Janusza Borkowskich z Kawęczyna pod Kielcami. – Czy tutaj jest rodzinny dom dziecka? – powtórzył. – Nie – odpowiedział najstarszy chłopiec – to jest zwykły dom. Pomysł na życie Elżbieta Borkowska nie ma wątpliwości, że zadziałał syndrom opuszczonego gniazda. Własne dzieci, dwójka 20-latków, poszła w świat, a jej ręce opadły. I dlatego wzięła szóstkę rodzeństwa. – Każdy powinien robić to, co umie. Mnie udaje się wychowywanie – wyjaśnia. A poza tym Elżbieta i Janusz Borkowscy wyremontowali śliczny dworek. Dwa lata temu, w Wigilię, stwierdzili, że nie wytrzymają sami w tej pustce. Stworzyli rodzinny dom dziecka. Anna Krzyżanowska z Tłuczania koło Wadowic (czwórka własnych dzieci) wyliczyła, że od 20 lat jest na urlopie wychowawczym. – Moje szczęście to siedzenie w pieluchach – mówi. Czasem, gdy wypełnia jakieś dokumenty, w rubryce „zawód” wpisuje „matka”. Nie każdemu urzędnikowi to się podoba. Wraz z mężem, Antonim, otworzyła pogotowie opiekuńcze. Małgorzata Łotysz postanowiła stworzyć pogotowie dla niemowląt, gdy siódemka jej własnych dzieci pozakładała rodziny. Ale do tej decyzji mobilizowało ją także widmo domu dziecka. Pracowała w takiej placówce i wie, że pomimo największego wysiłku nie da się tam kilkudziesięciorgu dzieci poczucia bezpieczeństwa. Będzie w nich tkwić choroba sieroca. – Chciałam choć kilkoro uratować przed koszarami – mówi. Pod Olsztynem pierwsza pogotowie założyła Jolanta Chudzik. Jej przykład podziałał na kuzynkę, Halinę Łojewską. Czasem sąsiadka namówi sąsiadkę. Padają też inne argumenty: pomysł na bezrobocie czy też powiększenie rodziny, gdy lekarz powiedział, że poród może zagrozić zdrowiu. Jednak decyzje czułych kobiet, dla których macierzyństwo jest jak oddychanie, muszą trafić na mądrych urzędników. Elżbieta, Anna, Małgorzata miały szczęście. Natychmiast zaoferowano im pomoc. Ale najpierw musiały wraz z mężami przejść kurs. Bo nie wiadomo, czy się nadają. Swoje dziecko można skrzywdzić, cudzego – nie. – Rodzice zastępczy uczą się postępowania z trudnymi dziećmi, tego, jak rozładowywać stres, a także rozpoznawać symptomy dziecka maltretowanego – tłumaczy Bożena Puszkiewicz z olsztyńskiego Centrum Pomocy Rodzinie. Poza tym pracownice centrum podglądają rodziców (jak zachowują się wobec siebie), odwiedzają ich domy (może w kuchni jest jak w kawiarni), chodzą po ogródku (może to są ludzie bez wyobraźni i narażą dziecko na niebezpieczeństwo). – Muszą być odporni, a jednocześnie wrażliwi. Mieć dystans, ale i się angażować – mówi Bożena Puszkiewicz. – Najbardziej boję się kobiet, które chcą dziecko zagłaskać i płakać z nim, że takie biedne. Przecież ono musi sobie w życiu poradzić. A takie chlipiące w dorosłości będzie ofiarą. Wykształcenie nie ma znaczenia. Liczy się tylko bezpieczny dom, a ten częściej tworzą prości ludzie. Arkadiusz Paturej, szef olsztyńskiego centrum, nie pogania nowych rodziców. I nie okazuje im, jak bardzo są potrzebni. – Do adopcji mamy więcej chętnych – mówi. – Ale żeby wziąć rozwydrzonego nastolatka albo niemowlę, które zaraz ktoś zabierze, do tego trzeba mieć predyspozycje. I może właśnie dzięki tej ostrożnej polityce Mazury błyszczą w Polsce. To tam rodziny zastępcze wypuszczają w dorosłość kolejne pokolenia dobrze wychowanych, mądrych, młodych ludzi. Znakomicie jest także w woj. małopolskim, gdzie działa Stowarzyszenie Pro Familia. – W tym roku po raz drugi zapraszamy na Dzień Rodzicielstwa Zastępczego, który wpisaliśmy w kalendarz na 29 maja, tuż po Dniu Matki – mówi Danuta Wiecha, przewodnicząca stowarzyszenia, którego wolontariusze są wsparciem dla przyszywanych rodziców. Zdarza się, że nie dają sobie oni rady

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 21/2005

Kategorie: Reportaż