Megagłowy

Megagłowy

Zaczynają od gier czy prób hakerstwa. A potem polscy uczniowie i studenci zostają najlepszymi informatykami w świecie

Olimpijczycy przyjechali z bliskich i odległych zakątków globu. W salach i na korytarzach Wyższej Szkoły Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu kłębi się tłum młodzieży o różnych kolorach skóry. Wakacyjne stroje bardziej pasują na spacer niż do zawodów tej rangi. Ogolone na łyso głowy kontrastują z czuprynami afro, barwne fryzury komponują się z dredami do ramion. Na drzwiach skrzynek służących do przechowywania rzeczy drużyn widnieją nazwy państw europejskich oraz tych leżących na antypodach. Polscy uczniowie uczestniczący w Międzynarodowej Olimpiadzie Informatycznej (IOI) od pierwszego dnia należeli do grona faworytów.
Na początku lutego br. CNN podała, że Uniwersytet Warszawski wymieniany jest na trzeciej pozycji w rankingu najlepszych uczelni świata kształcących informatyków. Kilka dni później znalazł się na miejscu pierwszym, które utrzymuje do dziś, wyprzedzając Massachusetts Institute of Technology, Uniwersytet Stanforda oraz prawie sto innych elitarnych ośrodków akademickich świata. Ranking ma charakter dynamiczny, a jego wyniki są odzwierciedleniem sukcesów odnoszonych przez uczniów lub absolwentów określonych wszechnic podczas najbardziej prestiżowych zawodów międzynarodowych.
Średnia szkół wyższych lokuje Polskę na drugim miejscu, dzięki wynikom jeszcze kilku innych uczelni, na przykład Uniwersytetu Wrocławskiego, Politechniki Poznańskiej czy Uniwersytetu Jagiellońskiego. Efekt jest taki, że ostatnio firma Google dwukrotnie zwracała się z ofertą sponsorowania reprezentacji młodych informatyków znad Wisły. Właściciel najpopularniejszej wyszukiwarki funkcjonującej w sieci chciał opłacić uczestnictwo naszych zawodników w mistrzostwach świata w programowaniu, które odbyły się w Szanghaju. Odpowiedź była uprzejma, ale odmowna. Google muszą… ustawić się w kolejce innych chętnych do finansowania polskich najtęższych głów.
Tomasz Czajka, na co dzień student Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego, jest liderem drużyny B, czyli zespołu naszych mistrzów uczestniczących w nowosądeckiej IOI poza konkursem. Tomasz trzykrotnie zwyciężył indywidualnie w amerykańskim konkursie TopCoder. Rywalizacja polega na tym, że około 60 tys. studentów ze wszystkich kontynentów, którzy sami rejestrują się za pośrednictwem Internetu, przeciętnie raz na tydzień rozwiązuje zadania informatyczne, na żywo i w ściśle określonym czasie. Polakom wypada zwykle pracować o godz. 3 w nocy… Niewielka grupa zwycięzców zapraszana jest do Stanów Zjednoczonych, gdzie ostateczna rozgrywka odbywa się twarzą w twarz. Najlepsi z najlepszych otrzymują stypendia amerykańskich szkół wyższych.
– Nie bardzo potrafię już dziś odpowiedzieć, skąd jestem – wzrusza ramionami Tomek. – Średnią szkołę kończyłem w Stalowej Woli, potem zdałem na Uniwersytet Warszawski, gdzie rok temu wziąłem urlop dziekański, żeby zrobić doktorat w Purdue University w Indianie. Nie do końca też jeszcze wiem, co dokładnie w informatyce będę robił w przyszłości i gdzie mieszkał. To chyba zresztą nie ma znaczenia, skoro świat pozbywa się granic…

Kuźnie talentów

Prof. Jan Madey, pełnomocnik rektora UW ds. informatyzacji dydaktyki i zarządzania uczelnią, nie ma wątpliwości co do tego, że w ostatnich latach Polska stała się informatyczną potęgą. – Światowe korporacje zaczynają usilnie zabiegać o naszych absolwentów – komentuje. – Uważam, że polski system edukacyjny, mimo narzekań na jego jakość, całkiem dobrze się sprawdza. Od 12 lat zdobywamy laury w konkursie Młodzi Naukowcy Unii Europejskiej, w najróżniejszych zresztą dziedzinach: od badania tropów dinozaurów w Górach Świętokrzyskich po analizę porostów na 10 tys. poznańskich drzew, dzięki czemu udało się określić stopień zanieczyszczenia powietrza. Z powodzeniem rozwiązujemy również problemy chemiczne czy informatyczne.
Istotną rolę w promowaniu najbardziej uzdolnionych – zarówno baletnic, jak i geniuszy komputerowych – odgrywa Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci. Większość laureatów krajowych oraz międzynarodowych olimpiad najróżniejszych specjalności została wyedukowana pod jego skrzydłami. Otrzymywali nie stypendia, lecz opiekę naukową, i to z najwyższej półki, nie ma bowiem w Polsce wybitnego naukowca, który nie współpracowałby z funduszem. Podczas warsztatów i obozów młodzi ludzie dowiadują się, na czym polega prawdziwa nauka oraz innowacyjność. Tam też ukierunkowuje się ich zainteresowania.
– Jeździłem na wszystkie obozy tej organizacji, co niezwykle poszerzyło moje horyzonty myślowe – wspomina Tomek Czajka. – Dzięki rozbudowanym programom pasjonującej mnie matematyki oraz informatyki, którą dopiero poznawałem, mogłem wybrać tę drugą. Dziś zajmuję się algorytmiką oraz strukturami danych, więc pracuję głównie na… papierze, do komputera siadając na koniec, żeby przyśpieszyć sprawdzenie postawionych wcześniej tez. Wiele zawdzięczam Fundacji im. Batorego, która opłaciła mi roczny pobyt w Wielkiej Brytanii, gdzie porządnie nauczyłem się angielskiego.
Program stypendialny, konkursy i zawody oraz sito olimpiad przedmiotowych bardzo skutecznie, jak się okazuje, służą wyłanianiu talentów. Informatyzacja szkół oraz to, że komputer i abonament internetowy stały się najpowszechniejszymi, gdyż upragnionymi przez dzieci i młodzież prezentami komunijnymi, imieninowymi albo urodzinowymi, przynoszą znakomite rezultaty. Aby prowadzić profesjonalne badania chemiczne, trzeba dysponować laboratorium. Konkurs informatyczny można wygrać, siedząc przy „kompie” w zapadłej wsi. Bodaj na tym polega tajemnica sukcesów młodych polskich informatyków.

Bajty dla wszystkich

– Wyjątkowa pasja używania komputera to podstawowa cecha dziewcząt i chłopców mających w tej dziedzinie wybitne osiągnięcia – mówi prof. Krzysztof Diks, wicedyrektor ds. dydaktycznych Instytutu Informatyki UW. – Zaczyna się od gier czy nawet prób hakerstwa, realizacji celów poznawczych albo szkolnych. W ten sposób młodzież poznaje narzędzie pracy zarówno od strony technicznej, jak i stosowania oprogramowania. Najważniejsze jest jednak to, że chce się nieustannie uczyć i dzięki temu dochodzi do perfekcji. Ale żeby zostać rasowym, wybitnym informatykiem, konieczne jest specjalistyczne wykształcenie.
W Polsce uczniowie z zacięciem do programowania skupiają się wokół kolejnych szczebli olimpiady informatycznej, i to nie tylko w trakcie jej poszczególnych etapów, ale przez cały rok. Dzięki Internetowi zapaleńcy oraz ich nauczyciele z gimnazjów i liceów przesyłają sobie zadania, często samodzielnie wymyślone.
Filip Wolski, uczeń III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, jest od dwóch lat niekwestionowanym liderem wszystkich międzynarodowych zawodów informatycznych młodzieży szkół średnich. Złote medale przywoził m.in. z Niemiec, USA, Łotwy, Grecji i Litwy. – Moim zdaniem, najważniejszy jest ten moment, kiedy zabawa z komputerem przestaje wystarczać – mówi Filip. – Dobrze jest wtedy mieć kogoś, kto pomoże wspiąć się wyżej choć o jeden szczebel wiedzy. Może to być ktoś z rodziny, kolega, nauczyciel. Ważna bywa również systematyczność, choć ja nie siedzę przy komputerze codziennie. Czasami robię sobie przerwy trwające cały miesiąc.

Rodzą się legendy

Olimpiada odbywa się wprawdzie za zamkniętymi, ale szklanymi drzwiami, dzięki czemu można obserwować zawodników. W tej chwili zaskakujące jest akurat to, że żaden nie patrzy w ekran monitora, za to wszyscy kreślą coś zawzięcie w notatnikach. Mimo że opisy zadań dostarczane są również w językach ojczystych uczestników, oni wolą czytać je po angielsku, żeby przypadkiem nie umknęły im niuanse, które lubią się gubić podczas tłumaczenia oryginału.
Laik słyszący treść zadań ma wrażenie, że ktoś nęka uczniów scholastyką w klinicznej postaci. Trzeba na przykład podzielić sprawiedliwie sad pomiędzy dwóch gospodarzy. – Takie problemy tylko pozornie są proste – wyjaśnia Tomasz Kulczyński, reprezentant Polski z VI LO w Bydgoszczy. – Liczba drzew może wynosić na przykład 100 tys., ale może być również nieparzysta. Twórcy łamigłówek dla utrudnienia modyfikują świat rzeczywisty w sposób zmuszający do myślenia. Rozwiązując zadania, należy wymyślić własną oryginalną koncepcję, po czym przełożyć ją na język informatyki, czyli na program, w taki sposób, żeby zyskał uznanie jurorów.
Uczniowie i studenci wiedzą wszystko nie tylko o komputerach, ale i komputerowcach. Na przykład to, że w słynnej Dolinie Krzemowej pracuje 300 polskich informatyków, mających tam wyborną opinię. Chłopcy znają największe korporacje IT oraz firmy krajowe, wiedzą, jak wygląda system szkoleń i stypendiów, mają też rozeznanie w wynagrodzeniach. W Polsce znakomity informatyk może zarobić kilkakrotną średnią krajową, na Zachodzie nawet dziesięć razy tyle.
– Nie myślę na razie o pieniądzach! – wzrusza ramionami Daniel Czajka z LO im. KEN w Stalowej Woli, który od października będzie studentem informatyki w krakowskiej AGH. – Olimpijskie laury traktuję raczej jako przepustkę do zdobycia w przyszłości ciekawej pracy. I mam nadzieję, że znajdę ją w Polsce.
Nasi olimpijczycy daleko odbiegają od stereotypu sztywnego szkolnego kujona. Chodzą na dyskoteki, na koncerty, mają przyjaciół, hobby i marzenia, niekoniecznie związane z informatyką. Są jednak zdecydowanie ukierunkowani, uważając ją za sposób na dorosłe zawodowe życie. – Komputer interesował mnie zawsze, natomiast historia czy gramatyka nigdy – twierdzi z przekonaniem Daniel. – Uważam, że dojść do perfekcji można tylko wtedy, jeśli człowiek skupi się na określonej specjalizacji.
W tegorocznej edycji IOI startowały tylko cztery dziewczęta i trzy z nich – Chinka, Rosjanka i Wietnamka – zdobyły medale. W polskiej ekipie dziewczyn nie było. – To wcale nie oznacza, że są mniej zdolne od chłopców – tłumaczy prof. Diks. – Uchodzą za znakomitych informatyków, świetnie też sprawdzają się, kierując zespołami swoich kolegów. Sądzę natomiast, że niezbyt odpowiadają im tego typu konkursy indywidualne, do których zawodnik musi się przygotowywać w samotności, spędzając przed komputerem wiele godzin dziennie, w izolacji od świata zewnętrznego.
Z blisko 30 naszych młodych rodaków, zdobywców najwyższych laurów IOI, odbywającej się co roku w innym kraju, żaden nie przebywa stale za granicą. Jeżdżą za to na staże, stypendia oraz bronią gdzieś w świecie doktoraty.
Olimpiada ma już swoją personalną legendę w osobie Andrzeja Gąsienicy-Samka, zwycięzcy kilku poprzednich edycji. Andrzej był jeszcze studentem, gdy firma ComArch stworzyła dla niego w Warszawie Centrum Badawczo-Rozwojowe, proponując stanowisko dyrektora. Otrzymał fundusze na zatrudnienie kilkunastu osób i pulę środków na stypendia dla zdolnych kolegów. – Informacja o tym, że polskie orły szukają pracy, dotarła do nas dość szybko – tłumaczy prof. Janusz Filipiak, prezes ComArch SA. – Myślę, że zbiegły się wspólne interesy i oczekiwania, prowadzące w efekcie do symbiozy. Andrzej Gąsienica-Samek szybko okazał się bardzo dobrym menedżerem. Jego zespół na bieżąco współpracuje z działami produkcji, realizując konkretne rozwiązania biznesowe.

Polska informatyczna?

– Kiedy razem z przyjaciółmi zgłosiliśmy się do ComArchu, wyglądaliśmy pewnie na tupeciarzy – wspomina dyrektor Gąsienica-Samek, od pół roku magister informatyki. – Kierownictwo firmy przekonały chyba do nas nasze olimpijskie sukcesy. Czy myślałem o pracy za granicą? Nie, dlatego że najważniejsze dla mnie są możliwości, które stworzono nam właśnie w Warszawie. Wspólnie określamy swoje cele i zadania, mam także wolną rękę w zatrudnianiu ludzi. Niebawem w centrum będzie pracowało pół setki informatyków, w tym koledzy z innych państw.
Młodzi informatycy z ComArchu specjalizują się w tworzeniu narzędzi typu business intelligence, na co firmy IT w całym świecie wydają 4 mld dol. rocznie. Wielkie pieniądze robią wrażenie nawet na tych, którzy o nich na razie specjalnie nie myślą. – Oczywiście, że chciałbym nieźle zarabiać, ale nie po to, by patrzeć, jak puchnie konto, tylko by realizować swoje zainteresowania – mówi Filip Wolski. – Ciekawi mnie kultura Japonii, wszystko, co wiąże się z science fiction, ostatnio zacząłem nurkować. To wszystko wiąże się z dużymi wydatkami…
Tomek Czajka, który zdążył się pokręcić po świecie, dziwi się, że znaczna część jego kolegów pracuje poniżej swoich możliwości. – Denerwuje mnie, kiedy widzę na Zachodzie Polaków mających informatyczne kwalifikacje na najwyższym poziomie, ale zatrudniających się jako kelnerzy lub parkingowi – kręci głową. – Myślę, że oni sami nie są świadomi, jak potężny potencjał wiedzy nabyli na polskich uczelniach.
Nad Wisłą łowcy głów zaczynają pracować podobnie jak w najwyżej rozwiniętych krajach świata. Firmy sponsorujące wydarzenia IT przyglądają się wynikom uczniów ostatnich klas szkół średnich, a najzdolniejsi studenci, zwłaszcza informatyki, mogą się spodziewać propozycji pracy jeszcze w trakcie nauki.
Prof. Diks uważa, że mimo sukcesów naszych programistów ciągle jeszcze nie jesteśmy społeczeństwem informatycznym. – To się stanie w miarę tanienia sprzętu i oprogramowania – tłumaczy. – Wtedy gdy za pomocą komputera będziemy mogli załatwić coś w urzędzie, nie wychodząc z domu, a w dodatku śledzić obieg naszego dokumentu. Komputery muszą też trafić do urządzeń codziennego użytku oraz tych, które pomagają w uprawianiu turystyki, rekreacji, w planowaniu podróży oraz innych czynnościach, obecnie związanych z koniecznością wyjścia z domu.

W wielkiej wiosce

Wśród opiekunów drużyn przybyłych do Nowego Sącza nie ma takich, którzy obawialiby się, że wychowankowie wyfruną do najbogatszych krajów, oferujących lepsze warunki pracy i płacy. Współczesny świat, informatyczny szczególnie, ma tendencję do łączenia się w wykonywaniu konkretnych celów.
Już obecnie powstają międzynarodowe grupy zadaniowe, realizujące projekty przede wszystkim na potrzeby biznesu. Specjaliści różnych dziedzin IT wykonują swoje czynności w miejscach odległych od siebie o tysiące kilometrów. Istotne jest także to, że laboratoria badawcze globalnych firm komputerowych powstają w różnych krajach, choćby w Szwajcarii, Chinach i Polsce. Motorola otworzyła taki ośrodek w Krakowie, Samsung organizuje swój w Warszawie, mówi się, że poważne plany inwestycyjne nad Wisłą ma ITM. Polskim problemem z punktu widzenia inwestorów tej branży jest ciągle niedorozwinięta sieć komunikacji lotniczej i drogowej oraz reszta infrastruktury gospodarczej. Ciągle wiele do życzenia pozostawiają polskie regulacje prawne i podatkowe. Uczestnicy olimpiady gremialnie narzekali, że dojazd z Okęcia do Nowego Sącza zajął im prawie cały dzień. Mimo to zjawili się chętnie, tak samo jak w każdym innym miejscu na kuli ziemskiej, gdzie pozwala się im rozwijać zainteresowania i oddawać się rywalizacji.
– Wyzwaniem dla tych młodych ludzi jest to, że informatyka rozwija się niezwykle szybko – komentuje prof. Madey. – Zmiany technologiczne warunkują, nieraz niespodziewanie, bardzo istotne zmiany w programowaniu komputerów. Współcześnie trudno już ustalić granicę, gdzie kończy się matematyka, a zaczyna informatyka teoretyczna. A jeśli mówimy o produkcji dużych systemów informatycznych, mamy na myśli swoisty proces inżynierski, podczas którego należy projektować i zarządzać zespołami ludzkimi, kontrolować normy, koszty i terminy. To daje nieograniczone pole do popisu.
Informatycy nie widzą siebie natomiast w roli futurystów, którzy jednym naciśnięciem klawisza będą wywoływali zjawiska pogodowe lub w mgnieniu oka stworzą z nanocząsteczek fotel, samochód czy budynek. Uważają, że tego typu fantastyczne wynalazki zostaną wymyślone raczej przez fizyków albo biotechnologów. Wiadomo jednak, że przy tworzeniu „cudów” bez komputera i tak się nie obędzie…

*
Najlepsi z najlepszych
Aż 276 uczestników z 70 krajów świata gościł Nowy Sącz podczas XVII edycji Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej (IOI), po raz pierwszy zorganizowanej w Polsce. Patronatem honorowym objął imprezę Aleksander Kwaśniewski. Polacy od początku swych startów są w ścisłej czołówce IOI. Łącznie z tegoroczną olimpiadą zdobyli 56 medali, w tym 18 złotych, 19 srebrnych i 19 brązowych.
Złoty medal wywalczył w Nowym Sączu Filip Wolski, uczeń III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, o srebrne postarali się: Adam Gawarkiewicz z X LO w Toruniu i Tomasz Kulczyński z VI LO w Bydgoszczy. Do grona brązowych medalistów wpisał się swoimi wynikami Daniel Czajka, tegoroczny absolwent LO im. KEN w Stalowej Woli, który od października będzie studiował w krakowskiej AGH. Czwórka naszych zawodników zdobyła wcześniej miejsca w kadrze Polski, pokonując 1000 innych uczniów – zwycięzców olimpiady krajowej.
Medale IOI są przyznawane w zależności od liczby zdobytych punktów. W tym roku wręczono 24 złote, 48 srebrnych i 68 brązowych.
Też znakomici
Równie utytułowani jak licealiści są studenci naszych uczelni. Podopieczni dr. inż. Jana Kniata z Politechniki Poznańskiej zajmują, począwszy od 2001 r., czołowe medalowe miejsca w Międzynarodowym Konkursie Projektowania Systemów Komputerowych CSIDC. Nie musimy się wstydzić za Polaków biorących udział w Akademickich Mistrzostwach Świata w Programowaniu Zespołowym ACM – najstarszych zawodach tego typu, uważanych za najbardziej prestiżowe w świecie. Dwa lata temu drużyna UW zdobyła mistrzostwo świata, teraz zespół Uniwersytetu Wrocławskiego był piąty, UW – siedemnasty. W Lidze Programistycznej, zwanej również konkursem TopCoder, trzy kolejne finały wygrywał Tomasz Czajka. Obecnie jest drugi, a w pierwszej setce najlepszych zawodników utrzymuje się stale dziewięciu innych naszych młodych rodaków.

 

Wydanie: 2005, 35/2005

Kategorie: Reportaż
Tagi: Adam Molenda

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy