Nadeszła era zup Kemicera

Nadeszła era zup Kemicera

Pierwsze obiady zaczął wydawać w swoim mieszkaniu. Uczepił się tego pomysłu desperacko, niczym tonący brzytwy  Właściwie już nie pamięta, co to znaczy być wyspanym. Od miesięcy drzemie kilka godzin w pozycji półleżącej, bo tylko taka jest możliwa przy jego tuszy. O czwartej rano jest już na nogach, chociaż w rzeczywistości wcale nimi nie włada. Nawet w ubieraniu i myciu pomaga mu nastoletnia córka, Emilka. Sadza potem ojca na taborecie, a sama kładzie się jeszcze na dwie godziny. Na tym taborecie, przy szarym, obitym blachą blacie stołu Jerzy Kemicer spędza swoje życie. Stąd dzwoni po hurtowniach, urzędach, firmach, stąd wydaje polecenia odnośnie jadłospisu, zakupów, wydatków, tu przyjmuje swoich gości i interesantów, przy tym stole wreszcie wykonuje też znaczną część codziennych, stołówkowych prac. Chociaż choruje na stwardnienie rozsiane, dłonie wciąż ma silne, zręczne jak dawniej. Potrafi nimi naskrobać wiadra ziemniaków, warzyw, pokroić kilogramy mięsa. Kiedy przeniósł się tu cztery lata temu z Łodzi, był zupełnie załamany chorobą. Córka z synem pędzili do szkoły, żona do pracy, a on jedynie przez to okno patrzył. Aż pewnego dnia zobaczył w telewizji program o człowieku, który pomagał innym. Uczepił się tego pomysłu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 16/2001, 2001

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman