Nadmorskie wakacje w cieniu koronawirusa

Nadmorskie wakacje w cieniu koronawirusa

Gdy tylko Polacy mijają znak z napisem Krynica Morska, zachowują się, jakby epidemia nie istniała, a zakazy nie obowiązywały 23 lipca rano na promenadzie w Rowach pusto. Tylko wiatr goni po wodzie białe grzywy, rozpryskując je na falochronie. Otwarte morze huczy, krzyczą mewy, kormorany jak dwa posążki zastygły na bojach. Widać zniszczoną przez zimowy sztorm plażę wschodnią. Na ławce ukrytej we wnęce promenady przycupnęła turystka z Raciborza. Wymknęła się tak wcześnie, żeby posłuchać huku fal. – Zawsze wybieram tę ławkę, z niej jest najlepszy widok – mówi. – Wczoraj wieczorem wiało jeszcze mocniej, w pewnym mome ncie zrobiła się nawet mała burza piaskowa, a w niej zachodziło wielkie, czerwone słońce. Chociaż do Rowów przyjeżdżam prawie co roku, takiego zachodu jeszcze nie widziałam. Mój mąż zawsze powtarza, że urlop bez Rowów to żaden urlop, jest w tym jakaś prawda. Mieszkają z wnukami u dalszej rodziny męża. – Dzisiejsi wczasowicze chcą mieć luksusy, a nam wystarczy podwórko dla dzieci. Nie musimy mieć łazienki jak z folderu reklamowego. Nasi gospodarze, rybacy, zawsze żyli skromnie. Dawniej odstępowali letnikom swój dom, a sami w sezonie mieszkali w drewnianej budzie. Jak przyjechałam tutaj pierwszy raz, w latach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2020, 32/2020

Kategorie: Kraj