Ile Śląska w Śląsku?

Ile Śląska w Śląsku?

Prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego Czas, żeby Polacy przyzwyczaili się, że Polska to nie jest zabór rosyjski i nic więcej – Zaskoczył pana wyborczy rezultat Ruchu Autonomii Śląska? – Nie za bardzo. Zakładałem, że dostaną w granicach 6-8%, dostali trochę więcej. A dlaczego nie zaskoczył mnie ich wynik? Dlatego że jest to struktura działająca od dłuższego czasu, pojawiająca się często w mediach, aktywna. Dr Gorzelik, który jest szefem RAŚ, jest człowiekiem znanym, dość często zabierającym głos publicznie. No i wreszcie dlatego, że w części górnośląskiej województwa śląskiego są skupiska ludności, która w wyraźny sposób sympatyzuje z hasłami tego ruchu. – O jakich skupiskach pan mówi? – To są skupiska ludności przyznającej się do tożsamości śląskiej, wokół Rybnika, częściowo w Rudzie Śląskiej, trochę w Mysłowicach. – A ilu jest rdzennych Ślązaków na Śląsku? – Nikt ich nigdy nie policzył. Ruch Autonomii Śląska uważa za swój wielki sukces, że podczas spisu do narodowości śląskiej przyznało się 173 tys. ludzi. Ale cóż to znaczy? Samo sformułowanie znaczy niewiele. Poza tym to i tak był drobny procent mieszkańców całego województwa. Problem polega na tym, że to grupy rozproszone, nie są skupione na jednym terytorium. W związku z tym funkcjonują poprzez dość otwarcie propagowaną sympatię dla odrębności. Trzeba pamiętać, że w mediach katowickich odczuwa się do nich sympatię. Odczuwa się sympatię w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”, ciepło o RAŚ wypowiada się Kazimierz Kutz, który jest tutaj człowiekiem opiniotwórczym. Już nie są agresywni – Oni nie są agresywni? Podkreślając swą odrębność? – Nie! O ile wcześniej niektórzy reprezentanci nurtu tożsamościowego na Górnym Śląsku mieli zapędy agresywne, zwłaszcza w stosunku do Zagłębia, o tyle w tej chwili wystrzegają się tego. A sam Gorzelik kilka razy dawał do zrozumienia, że każda inna zbiorowość, która dobija się o swoje prawa tożsamościowe, też zyskuje jego sympatię. To łagodzi otwarty, konfliktowy charakter tego ruchu społecznego z lat 90. Bo wtedy faktycznie był on agresywny. – Co ich niesie? Poczucie krzywdy? – W tej chwili już nie. Zwolennikiem tezy o poczuciu krzywdy był Kutz. Ale połapał się, że w ten sposób psuł robotę tych ludzi, ponieważ wyostrzając konflikt, powodował, że więcej było przeciwników tego ruchu niż zwolenników. W tej chwili zatem wyraźnie łagodzi swój dyskurs. – Jest szansa, że ruch będzie miał coraz więcej wyborców? – To wszystko będzie zależeć od tego, w jaki sposób będzie się zachowywał. Jeśli będzie się starał być przyjazny dla pozostałych mieszkańców województwa, to może pewni ludzie, zwłaszcza z elit, poczują do niego sympatię. – Na Śląsku chętnie się powtarza, że to najbardziej pokrzywdzony region, najpierw przez PRL, a teraz przez transformację. – Trudno porównywać, kto jest bardziej pokrzywdzony. Tak naprawdę w województwie śląskim to część zagłębiowska była bardziej dotknięta transformacją niż część górnośląska. Ale problemem nie jest poszkodowanie przez transformację, lecz niedokończony proces zdefiniowania tożsamości tej grupy, która kulturowo jest ponad wszelką wątpliwość odmienna. Trzeba widzieć sprawy nie w kategoriach: mają rację – nie mają racji, tylko w takich kategoriach, że w niektórych sprawach ją mają, a w innych nie. Mają rację, jeśli podkreślają swoją odmienność kulturową. W stu procentach! Jest to na pewno grupa, która ze względu na swoją przeszłość, już z ostatnich dziesięcioleci XIX w., kiedy rozwijała się pod wpływem dominacji niemieckiej, była wykorzystywana. Bo z trudem budowała własną inteligencję, własne elity, a te elity zawsze uciekały do kultury dominującej. Dopóki kulturą dominującą była kultura niemiecka – dopóty ludzie z górnośląskich elit dążyli do odnoszenia sukcesu w ramach kultury niemieckiej. Gdy dominująca zaczęła być kultura polska, jedyną drogą sukcesu stał się sukces w ramach kultury polskiej. – A teraz? – Teraz uważają, że przyszedł czas, aby powiedzieć swoje. Dużym problemem jest także uwikłanie w przeszłość. To są czasem historie bardzo pogmatwane, nie należy tego oceniać, tak się historia tej ziemi ułożyła i tyle. – A nie jest tak, że ci ludzie przeżyli huśtawkę nastrojów? Że najpierw im mówiono, że są najlepszym regionem, Katangą, a potem przywaliły ich zwolnienia, bezrobocie. I mamy ruch protestu. – Jest to na pewno ruch protestu,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 49/2010

Kategorie: Kraj