Dama od precelków na żebrach

Dama od precelków na żebrach

Przez 40 lat sprzedawała obwarzanki na krakowskim Rynku, teraz władze miasta usunęły ją siłą Najważniejsza jest wieża mariacka, z której trąbią hejnaliści, a tuż po niej Danuta Krukowska – sprzedająca obwarzanki po przeciwnej stronie tego największego w Europie placu. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś Krukowska i ta wieża będą stały w jednym miejscu. Tymczasem przed kilkoma dniami zauważyłem Krukowską żebrzącą przed wejściem do kościoła Mariackiego. Kobieta, która jeszcze niedawno rządziła na Rynku, teraz z plastikowym opakowaniem po jogurcie prosi przechodniów o wsparcie. Akcję usunięcia Krukowskiej i jej pojemnika z preclami sprzed budynku Muzeum Historycznego i restauracji Hawełka przeprowadzili przedstawiciele Urzędu Miasta w towarzystwie wielu funkcjonariuszy straży miejskiej. Pół roku wcześniej nie przedłużono zgody na lokalizację w tym miejscu jej wózka, kilka godzin przed akcją otrzymała ultimatum, że jeśli sama nie opuści Rynku, to zostanie usunięta siłą. Krukowska w odpowiedzi położyła się na śniegu. Wezwano karetkę i odwieziono ją na pogotowie, wózek z obwarzankami i wszystkim, co tam się znajdowało, powędrował do miejskiego depozytu. W czasie akcji zginęła jej torebka z dokumentami, pieniędzmi i kluczami do mieszkania. Władze Krakowa usunęły Krukowską, gdyż – ich zdaniem – nie pasowała do Rynku Głównego. Ta 70-letnia schorowana kobieta poruszająca się o kulach psuła wizerunek salonu Europy. Często używała wyrazów zaczynających się na „k”, dostojnych rajców miejskich lubiła nazywać „pierdolnikami”, jej stoisko było centrum życia towarzyskiego, a jak ktoś się jej naraził, bez względu na to, czy był radnym, strażnikiem miejskim, czy nawet policjantem, przyłożyła laską. W sądzie ma teraz sprawę o uderzenie w nos kilkunastoletniej dziewczynki, która ją przedrzeźniała. Wydział Handlu zarzucił jej też, że oprócz obwarzanków sprzedawała bez zezwolenia lizaki i soki. Jednak bezpośrednią przyczyną grudniowego najścia na Krukowską było wystąpienie na sesji Rady Miasta jednego z radnych, który uznał, że władze są bardzo słabe, bo nie mogą sobie poradzić z babcią, która uważa się za najważniejszą osobę w Rynku Głównym. To, że Krukowska przez 40 lat trzęsła Rynkiem, nie ulega wątpliwości. Jeśli tylko klient nie wypowiadał się o świeżości jej obwarzanków (na sąsiednich wózkach obwarzanki mogły być „kit, beton”), to zawsze mile zagadała: „Dla pana, panie kierowniku, precelek z solą, sezamem, maczkiem? Co pan sobie życzy? Do usług szanownego pana”. Natomiast dla przedstawicieli kolejnych ekip rządzących Krakowem, szczególnie w ostatnich latach, była bezwzględna, wiedziała wszystko o wszystkich. Dlatego nie każdy radny czy prokurator odważył się przejść koło jej stoiska. Bezpieczniej było obchodzić Krukowską sąsiednimi ulicami. Zawsze już o 10 rano wiedziała, co w nocy stało się na Rynku, kogo pobito, kto się spił, kogo okradziono. Wszystkie punkty informacyjne w mieście przy niej wysiadały; wiedziała, jak coś ktoś załatwił w magistracie, w prokuraturze i sądzie. Zawsze była pewna siebie i mówiła, że w Krakowie zmieniają się urzędnicy, złodzieje, k… i policjanci, a ona zostaje. Krukowska drażniła prawicowe krakowskie władze, bo wychwalała głośno czasy komuny, kiedy wieczorem każdy mógł czuć się bezpiecznie, a teraz jest „jeden wielki burdel, sami lumpiarze, ćpuny i złodzieje”. Wprawdzie dodawała, że dawniej na Rynku też byli złodzieje i waluciarze, ale kłaniają się jej teraz w pas, bo dzisiaj są szanowanymi biznesmenami lub właścicielami kantorów. Natomiast z dzisiejszych lumpów nic już, jej zdaniem, nie wyrośnie, bo oni mają w głowie tylko wódkę i kanty. Również i dla mnie Krukowska była nieocenionym punktem informacyjnym o mieszkańcach Krakowa – w wielu przypadkach, po dokładnym sprawdzeniu, bardzo wiarygodnym. Co prawda, i mnie czasem uraczyła różnymi „bajerami” przypominającymi wiadomości „Radia Erewań”. Dlatego tak bardzo zabrakło mi na krakowskim Rynku wózka Krukowskiej z preclami. Na krakowskim Rynku Głównym zostało kilkunastu innych sprzedawców obwarzanków, grzecznych, nijakich, przepisowo ubranych, z szacunkiem mówiących o władzach miasta. Zamiast rozprawić się z lumpami, złodziejami i ćpunami, którzy nie mają już szans zostania biznesmenami, wyrzucono z rynku Danutę Krukowską, skazując tę historyczną postać krakowską na żebranie pod kościołem. Czy władze w Krakowie opamiętają się i zrozumieją, że do zabytków miasta może należeć zarówno sprzedawczyni precli, jak i bezdomny Mieciu Piątek, prezes Końskiego Pogotowia, zbierający odchody za dorożkami?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2002, 2002

Kategorie: Kraj