Nie podnoś ręki na ordynatora

Nie podnoś ręki na ordynatora

Trzej ginekolodzy ze szpitala we Wschowie zostali zwolnieni z pracy, gdy ujawnili fałszowanie dokumentacji medycznej Sławomir Ząbczyński, zanim został zastępcą dyrektora ds. medycznych w szpitalu we Wschowie, stracił pracę w wyniku restrukturyzacji. Pracował jako starszy konsultant na oddziale ginekologiczno-położniczym w szpitalu w Rawiczu. Wprawdzie odwoływał się od decyzji kierownictwa, ale sąd nie przyznał mu racji. Pięć miesięcy po objęciu funkcji zastępcy dyrektora wschowskiej lecznicy Sławomir Ząbczyński został też ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego. Bez przeprowadzenia konkursu na to stanowisko. W rozmowie narzeka na zmęczenie: – Jestem ciężko zapracowanym człowiekiem. Nie mam czasu dla własnej rodziny. Trudno nie uwierzyć. Ordynator mieszka w Rawiczu, 75 km od Wschowy. Codziennie dojeżdża do pracy. Nie zawsze zdąży. Nierzadko wydaje polecenia przez telefon. Np. gdy u kobiety przedwcześnie rozpocznie się akcji porodowa. Blokować poród Jedna z takich historii wydarzyła się we wrześniu 2001 r. Mówi Edward Cencora, dyżurujący wówczas lekarz: – O godz. 8.00 ordynator wyjechał. Powiedział, że jest pod telefonem. U jednej z pacjentek rozpoczął się przedwczesny poród. Ordynator przekazał mi przez telefon, aby powstrzymać akcję, podając maksymalną ilość leków przeciwskurczowych. Zrobiłem tak, ale to nie poskutkowało. O 11.00 zadzwoniłem ponownie. Powiedziałem, że leki nie działają i trzeba operacyjnie odebrać poród. Powiedział: „Proszę to zrobić”. Załatwiłem blok operacyjny. Był anestezjolog. Nieoczekiwanie telefon od Ząbczyńskiego. Polecił wstrzymać operację do konsultacji. Przyjechał o 14.00. Zbadał pacjentkę. Zarządził dalsze blokowanie porodu do 17.00. W tym czasie wykonałem cesarskie cięcie i wydobyłem żywy płód. Jednak doszło już do wewnątrzmacicznego zapalenia płuc noworodka i trzeba go było odwieźć do kliniki w Poznaniu. Ordynator był zaniepokojony, że wszystkie czynności i decyzje wpisałem w historię choroby. Podobnych przypadków było kilka. Moralne prawo ordynatora Trzej ginekolodzy ze wschowskiego szpitala postanowili podzielić się swymi uwagami najpierw z ordynatorem i jednocześnie wicedyrektorem, następnie z dyrektorem Andrzejem Śrutwą. – Zwróciliśmy uwagę, że pełnienie dwóch funkcji naraz niekorzystnie odbija się na pacjentkach. Na oddziale brakowało stałego zabezpieczenia anestezjologicznego. Po 15.00 anestezjolog był jedynie pod telefonem. Na dojazd do Wschowy potrzebował 40 minut. W sytuacji krytycznej nie moglibyśmy zacząć operacji. Uwagi pozostawiano zazwyczaj bez komentarza. Tyle że wicedyrektor Ząbczyński chciał zatrudnić jeszcze jednego zamiejscowego ginekologa. Zdumiało to wszystkich. Na miejscu, tłumaczyli ordynatorowi, pracują miejscowi lekarze. W nagłych sytuacjach zawsze są pod ręką. Ponadto szpital jest poważnie zadłużony i tak naprawdę nie ma potrzeby stwarzania dodatkowego stanowiska. Ordynator miał na to jedną odpowiedź: ma prawo dobierać sobie współpracowników. Fałszowane dokumenty Wicedyrektor nie chce jednak ustosunkować się do kwestii spornych. Zapewnia, że chodzi mu wyłącznie o dobro pacjentów. Moje pytania są konkretne: – Czy wicedyrektor fałszował dokumentację medyczną? Czy na oddział przyjmowano pacjentki z terenu Wielkopolskiej Kasy Chorych jako tzw. nagłe przypadki? Z dokumentacji szpitalnej, którą posiadają lekarze oddziału ginekologiczno-położniczego, wynika, że w 2000 r. do wschowskiego szpitala przyjęto 16 kobiet z Rawicza i okolic, do listopada 2001 r. – 37. Wszystkie powinny być leczone w woj. wielkopolskim, nie lubuskim. Miały skierowanie na oddział z prywatnego gabinetu ordynatora Ząbczyńskiego. Z tymi skierowaniami zgłaszały się do Wschowy. W historii choroby zapisywano „nagły przypadek”. – Te pacjentki kierowano do planowych operacji, do porodów i zabiegów diagnostycznych – zapewniają lekarze – to nie były nagłe przypadki. Aby leczyć się u nas, powinny mieć promesy (zgody na refundację kosztów leczenia) ze swoich kas. Takiej zgody nie posiadały. Wielkopolska Kasa Chorych dotychczas nie pokryła kosztów ich leczenia. Wynoszą one ponad 80 tys. zł. Ordynator unika bezpośredniej odpowiedzi, ponieważ – jak mówi – boi się dziennikarskiego matactwa i przekłamań. Przesyłam mu zatem listę składającą się z pięciu pytań. (Upewniam się, że dotarły). Ale odpowiedzi nie otrzymuję. Znikające narkotyki We wszystkich szpitalach środki narkotyczne przechowywane są w szafach pancernych. Kluczem do sejfu dysponuje lekarz dyżurny. Kolejni lekarze dyżurni winni je przejmować w obecności ordynatora. We Wschowie tak nie było. Lekarze otrzymywali klucz, rozpoczynając dyżur. Leżał w dyżurce, w szufladzie biurka. 10 września 2000 r. doktor Stanisław Zawirski stwierdził, że w biurku nie ma tego klucza. Dalsze intensywne poszukiwania nie odniosły skutku. Po dwóch dniach rozbito sejf. Okazało się, że brakuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Kraj