Passent z dystansem pod napięciem

„W ciągu ostatnich lat nastąpił tak bujny rozwój mediów elektronicznych i tabloidalnych, że felieton w dawnym stylu, który przypomina tango, walca albo fokstrota – już mało kto tańczy. Dzisiaj w mediach modny jest raczej taniec z szablami”, pisze Daniel Passent we wstępie do książki „Pod napięciem” będącej zbiorem jego felietonów drukowanych w „Polityce” od listopada 2002 r. do lipca 2009 r. Obserwacja to nadzwyczaj trafna, ale wniosek z niej płynie też taki, że z tym większą przyjemnością sięga się po felietony pisane z oddechem i kulturą.
Dystans to główna cecha felietonów Passenta. Bierze się on nie tylko z tego, że „swojej grafomanii daje upust w Internecie, na blogu, a w dostojnej „Polityce” wypowiada się statecznie, po dwutygodniowym namyśle” (24.05.2008 r.). Wynika on też z doświadczenia człowieka, który prawie całe życie – poza krótkim skokiem w dyplomację – był związany z prasą, erudycji, która pozwala na interesujące odniesienia (cytaty z Puszkina przy wizycie prezydenta Kaczyńskiego w Mongolii), wrażliwości, sprawiającej, że więcej się widzi, a wreszcie logicznej syntezy faktów.
Choć logikę trudno zachować, kiedy pisze się o ostatnich siedmiu latach w polityce i mediach – te bowiem dziedziny są Passentowi felietoniście najbliższe. To okres pięciu premierów – Millera, Belki, Marcinkiewicza („Bracia Kaczyńscy powinni pomyśleć, jak to się stało, że wrogie media wykreowały prowincjonalnego nauczyciela na gwiazdę” – 29.07.2006 r.), Kaczyńskiego, wreszcie Tuska („O ile Kaczyński rządził od konfliktu do konfliktu, o tyle Tusk rządzi od uniku do uniku” – 5.01.2008 r.). Szczególnie okres IV RP, lustracyjnych polowań, które dotknęły też samego Passenta, czystek i nienawiści to czas, kiedy „laptop swędzi”, dystans znika, a felietony pełne są napięcia i ironii. („W mediach […] trwa łapanka na niezależnych dziennikarzy. Niezależny publicysta został prezesem TVP, niezależna redaktor została szefową Jedynki, niezależny dziennikarz został szefem PAP […], bez odpowiedniego stanowiska pozostał już ostatni niezależny dziennikarz – Piotr Semka” – 17.06.2006 r.).
Napięcie się pojawia, bo zdystansowanemu Passentowi zależy na zachowaniu standardów cywilizowanego państwa i społeczeństwa. Dlatego boli go bylejakość mediów, brak etyki dziennikarzy („Dlaczego w mediach jest tyle nienawiści? Dlaczego dziennikarze tak się wzajemnie nienawidzą, a także nie cierpią swoich gości” – 29.11.2009 r.), irytuje brutalizacja życia publicznego („Dziś każdy może poniewierać każdego” – 12.03.2005 r.). Dlatego chce, żeby państwo było świeckie, a ludzie przyzwoici i tolerancyjni („Dużo wody w Wiśle upłynie, zanim warszawska Syrenka okaże się rozwódką i agnostyczką” – 13.05.2006 r.). Dlatego wreszcie troska się o kulturę i język („Obecnie zbrodnie popełnia się na języku. Przeżuwając surówkę Koleslaw (od angielskiego cole slaw), zacząłem rozgryzać pismo „Press”, którego nie sposób zrozumieć bez znajomości angielskiego. […] jedyne, co polskie, wśród tych outdoorów i subbrandów, to nazwiska…” – 13.11.2004 r.).
Obok polityki i mediów w felietonach można poczytać o jazzie i piłce nożnej, koncertach w filharmonii i golfie. Z tą samą przenikliwością, humorem, czasem ciepłym wspomnieniem.
I dlatego kompletnie nie zgadzamy się z propozycjami, jakie padają pod adresem autora: „Od czasu do czasu docierają do mnie sugestie, że byłoby lepiej, gdybym umarł, albo – jak to się elegancko mówi – zszedł” (2.02.2008 r.). Bo głos Passenta to błyskotliwy głos zdrowego rozsądku, czasem tylko zagłuszonego marzeniami: „Może nadejdą czasy, kiedy nikt nie będzie poniewierał nikogo?” – 12.03.2005 r. Ale czymże jest życie bez marzeń?

Daniel Passent, Pod napięciem. Felietony 2002-2009, Red Horse, Warszawa 2009

Wydanie:

Kategorie: Bez kategorii

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy