Piekło za kratami

Piekło za kratami

W przepełnionych brytyjskich więzieniach skazańcy są maltretowani przez strażników

„Słuchaj, celtycki bękarcie, zabijemy cię! Nic nam się nie stanie. Nie myśl, że nie robiliśmy tego wcześniej!”, wrzeszczał strażnik na przerażonego skazańca w brytyjskim więzieniu Wormwood Scrubs i skakał mu po nogach.
Do celi wpadło ośmiu funkcjonariuszy służby więziennej, którzy natychmiast wzięli się do bicia. „Byli mocno podekscytowani. Wyglądało, że sprawia im to prawdziwą rozkosz. Nigdy jeszcze nie odczuwałem tak potwornego bólu”, opowiadał później były więzień dziennikarzowi dziennika „The Guardian”.
Skatowany był już przyzwyczajony do takiego traktowania. Kiedy tylko przywieziony został do Wormwood, sześciu strażników z „komitetu powitalnego” kopało go w jądra. W końcu usiłował zaalarmować rodzinę, ale strażnicy przerwali połączenie telefoniczne, gdy zaczął mówić o swych nadwerężonych żebrach. Pobity więzień został w końcu opatrzony przez doktora i na polecenie naczelnika sporządził pisemną relację o swoich cierpieniach. Nie przyniosło to jednak żadnej poprawy, wręcz przeciwnie. Kilka dni później do celi skazańca wdarło się pięciu funkcjonariuszy, którzy skopali go tak, że

nogi ofiary spuchły jak balony.

Następnie skręcili sznur z prześcieradła, związali go w pętlę, którą założyli więźniowi na szyję. Drugi koniec sznura przymocowali do okiennej kraty. „Załatwimy cię. Będzie to wyglądało jak samobójstwo”, grozili szamocącemu się delikwentowi. Gdy ten usiłował krzyczeć, został zakneblowany ręcznikiem. Ogarnięty trwogą więzień nie zdołał zapanować nad pęcherzem i oddał mocz. „Naprawdę chcieli mnie zabić. Jestem pewien, że gdyby nie pewien wyższy oficer, który przypadkiem przechodził i powstrzymał swych kolegów, już byłbym martwy”, opowiada.
Podobne cierpienia stały się w Wormwood Scrubs udziałem pewnego Irlandczyka. Strażnicy okładali go pięściami, dusili, przyciskając szyję pałką, a pewien starszy stopniem funkcjonariusz krzyczał: „Mów do mnie: „Mój angielski panie” ty popłuczyno na mojej p… podłodze, ty ścierwo!”. Inny groził: „Lepiej przyznaj się, że napadłeś na mnie, bo jeśli tego nie zrobisz, to cię powiesimy. My tu wieszamy takie g…”.
Skazaniec usiłował się poskarżyć, więc strażnicy uznali go za tchórza i kapusia, którego trzeba zabić. Irlandczyka obezwładniono, na szyję założono mu pętlę z brązowego prześcieradła więziennego. Strażnicy odstąpili od zamiaru egzekucji, dopiero uświadomiwszy sobie, że ofiara ma spuchniętą twarz od poprzedniego bicia, co może wzbudzić podejrzenia. „Wydaje się, że dziś wieczorem nie będzie wieszania”, powiedział z teatralnym żalem jeden z okrutnych oficerów. Poszkodowany, dziś wolny człowiek, po dramatycznych przejściach jest psychicznym wrakiem, wymaga stałej opieki lekarskiej.
Do podobnie drastycznych przypadków maltretowania więźniów dochodziło w Wormwood Scrubs wielokrotnie. A przecież ten zakład karny przez długi czas uważany był za okręt flagowy brytyjskiego systemu penitencjarnego.

Kiedy 45 byłych więźniów wniosło skargi,

władze musiały potwierdzić słuszność stawianych zarzutów. Prison Service, czyli urząd penitencjarny, pragnąc uniknąć kompromitującego procesu sądowego, zdecydował się na zawarcie ugody pozasądowej. Poszkodowanym wypłacono rekompensaty o łącznej wysokości 1,7 mln funtów. 27 strażników zawieszono w pełnieniu obowiązków, kilku skazano.
Wypadki, które ostatnio opisał „The Guardian”, wydarzyły się w latach 90., wszystko jednak wskazuje na to, że obecnie sytuacja jest niewiele lepsza. Wśród pensjonariuszy zakładów karnych w Anglii i Walii dochodzi do dwóch samobójstw na tydzień. W ubiegłym roku 94 skazańców i aresztantów, w tym 14 kobiet, wybrało śmierć z własnej ręki. Byli wśród nich tak „niebezpieczni” przestępcy jak 19-letni Benjamin Townsend, aresztowany za prowadzenie auta bez prawa jazdy, który 21 czerwca ukręcił sobie stryczek w więzieniu w Norwich. Duży rozgłos wywołała sprawa 18-letniej Sarah Cambell, narkomanki, która zakończyła życie w zakładzie karnym w Styal. Kiedy wzięła śmiertelną dawkę lekarstw, zwróciła się o pomoc do strażników, lecz ambulans został wezwany za późno.
W opublikowanym 20 stycznia br. raporcie na temat stanu systemu penitencjarnego główny inspektor więziennictwa, Anne Owers, stwierdza, że w ubiegłym roku liczba samookaleczeń wśród aresztantów i skazańców wzrosła o 30%. Dziennik „The Observer” opublikował artykuł pod charakterystycznym tytułem: „Ogarnięty rozpaczą chłopak zjada własne ciało – prawda na temat życia w naszych więzieniach dla młodocianych”. Nastoletni skazaniec rozerwał sobie zaostrzonymi ołówkami przedramię, wbił ołówki w ciało prawie na całą długość i usiłował gryźć rany. Tylko w pierwszej połowie 2003 r. 7,7 tys. pensjonariuszy brytyjskich więzień w różny sposób dokonało uszkodzeń własnego ciała. Na ten dramatyczny krok decyduje się co czwarta kobieta za kratą. Anne Owers za przyczyny tego stanu rzeczy uznała przepełnienie zakładów karnych i brak przygotowania personelu penitencjarnego do opieki nad więźniami narkomanami. Najbardziej

dramatyczna sytuacja panuje w aresztach lokalnych,

gdzie, jak stwierdza raport, niekiedy więźniowie spędzają 23 godziny na dobę we wspólnej celi z odkrytą toaletą.
Od 1992 r. liczba pensjonariuszy zakładów karnych w Zjednoczonym Królestwie wzrosła prawie dwukrotnie (obecnie przebywa w nich ponad 73 tys. ludzi). Doprowadziła do tego polityka kolejnych rządów, żelazną ręką zwalczających przestępczość z pełnym poparciem znakomitej większości obywateli. Doszło do tego, że do więzienia można niekiedy trafić za drobne przestępstwo: kradzież w sklepie, niepłacenie abonamentu telewizyjnego czy rachunków za wywóz śmieci. Obrońcy praw człowieka twierdzą, że w myśl koncepcji rządu zakłady karne zaczynają pełnić rolę swego rodzaju „ostatecznej instytucji opieki społecznej” dla nieprzystosowanych i najuboższych.
W przepełnionych więzieniach personel stosuje drastyczne metody, aby utrzymać dyscyplinę. Jak pisze „The Observer”, dzieci i młodociani, którzy nie chcą się podporządkować, osadzani są nadzy w celach karnych (strip cells – gołe cele) bez naturalnego światła, wentylacji czy mebli, gdzie podłoga jest toaletą. W ubiegłym roku tej procedurze, uznanej przez organizacje humanitarne za barbarzyńską, poddano ponad setkę dzieci, przy czym w Stoke Heath Young Offenders’ Institution jednego z młodocianych przestępców przetrzymywano w takich warunkach przez pięć dni. Nadal stosowane jest także „tradycyjne” bicie.
Informacje na temat fatalnej sytuacji w więzieniach zamieszczają przede wszystkim lewicowe media i organizacje humanitarne domagające się, aby sprawców mniej poważnych przestępstw karać w inny sposób, np. pracą dla dobra lokalnej społeczności. Większość społeczeństwa brytyjskiego nadal jednak uważa, że tych, którzy złamali prawo, należy bezwzględnie wysyłać za kraty. Anglicy podzielają bowiem opinię konserwatywnego ideologa Partii Pracy, Davida Greena, który napisał: „Prowadzono wiele akademickich dyskusji na temat sensu pozbawienia wolności. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że przestępca zamknięty w celi nie włamie się do twego domu. Kryminalista ukarany w inny sposób może nadal kraść”.

 

 

 

Wydanie: 06/2004, 2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy