Kiedy mój mąż został internowany, ode mnie oczekiwano wyjścia na scenę Rozmowa IWONĄ ŚWIĘTOCHOWSKĄ-KUTZ – Czy coś się zmieniło w pani domu, gdy pojawił się w nim senator? – Nic się nie zmieniło, poza tym, że odbieram znacznie więcej telefonów. Mojego męża, zanim został senatorem, i tak nigdy nie było w domu. Jest człowiekiem szalenie pracowitym i twórczym, że realizuje się poza domem, a że będąc artystą ma ogromną potrzebę wolności, nie wolno mu jej odbierać. Chociaż jest w tym i pewna sprzeczność, bo on tego domu także potrzebuje i chętnie do niego wraca. Mam więc nadzieję, że tak jest dobrze. – Nadzieję czy pewność? – Pewności nigdy nie można mieć. Może miałabym ją wtedy, gdyby w domu czuł się wolny, ale jest akurat odwrotnie. Wiem natomiast, że jest szczęśliwy, a to już ważne. – Długo, trwało, zanim pani do tego przywykła? – Ani chwili, bo ja również mam ogromną potrzebę wolności, może nawet jeszcze większą niż on i myślę, że nieustanne przebywanie razem prowadzi do zwariowania lub do pozabijania się. My właściwie, od początku uznaliśmy własne odrębne światy, no może z wyjątkiem tego krótkiego okresu na początku, gdy pracowaliśmy razem. – Jak się państwo poznali? – To było tak strasznie dawno temu, prawie
Tagi:
Małgorzata Dipont