Po prostu być

Po prostu być

Kiedy mój mąż został internowany, ode mnie oczekiwano wyjścia na scenę Rozmowa  IWONĄ ŚWIĘTOCHOWSKĄ-KUTZ – Czy coś się zmieniło w pa­ni domu, gdy pojawił się w nim senator? – Nic się nie zmieniło, poza tym, że odbieram znacznie więcej telefonów. Mojego męża, zanim został senatorem, i tak nigdy nie było w domu. Jest czło­wiekiem szalenie pracowitym i twór­czym, że realizuje się poza domem, a że będąc artystą ma ogromną potrze­bę wolności, nie wolno mu jej odbierać. Chociaż jest w tym i pewna sprzeczność, bo on tego domu także potrzebuje i chętnie do niego wraca. Mam więc nadzieję, że tak jest dobrze. – Nadzieję czy pewność? – Pewności nigdy nie można mieć. Może miałabym ją wtedy, gdyby w do­mu czuł się wolny, ale jest akurat od­wrotnie. Wiem natomiast, że jest szczę­śliwy, a to już ważne. – Długo, trwało, zanim pani do tego przywykła? – Ani chwili, bo ja również mam ogromną potrzebę wolności, może na­wet jeszcze większą niż on i myślę, że nieustanne przebywanie razem prowa­dzi do zwariowania lub do pozabijania się. My właściwie, od początku uznali­śmy własne odrębne światy, no może z wyjątkiem tego krótkiego okresu na początku, gdy pracowaliśmy razem. – Jak się państwo poznali? – To było tak strasznie dawno temu, prawie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 01/1999, 1999

Kategorie: Wywiady