Pościgać się z rybą

Pościgać się z rybą

Najlepsze ryby można dziś na Mazurach złowić w małych prywatnych stawach, bo jeziora są już przetrzebione przez kłusowników i kormorany Podolsztyńskie Szwaderki w weekendy i święta pękają w szwach. Rocznie przez to łowisko przewija się 5 tys. wędkarzy. Jednorazowo może tu przebywać ok. 100 miłośników wędkowania. Za bilet trzeba zapłacić 10 zł, za dwa pierwsze kilogramy popularnych ryb po 9 zł i po 10 zł za każdy następny. Ale np. kilogram jesiotra wyceniono na 25 zł. Nie potrzeba za to wykupywać wcześniej w PZW kart rybackich, licencji. Wędkarze potrafią w ciągu roku wyłowić tu 30 ton pstrągów, leszczy, sumów, szczupaków, linów i jesiotrów. Łowisko systematycznie odwiedzają wędkarze z Mazowsza, Pomorza i Podlasia, a w sezonie są turyści z całego świata. Ponieważ nie każdy lubi skrobać rybę, nawet tę własnoręcznie złowioną, we wrześniu 2003 r. właściciel oddał do użytku przetwórnię, która dziennie może przerobić 1000 kg ryby. Zbudował ją przy wykorzystaniu funduszy unijnych SAPARD: – Mamy gości z całej Polski – mówi Mirosław Tymoszczuk, prezes Gospodarstwa Rybackiego sp. z o.o. – Przyjeżdżają przeważnie całymi rodzinami lub z grupą znajomych. Przewija się też sporo obcokrajowców, głównie Niemców. Krajanie nie tylko mają przyjemność ze złowienia ryby, ale większość po prostu się tu relaksuje. Adaptowaliśmy nawet kilka pomieszczeń na mały hotelik. Obok jest pole namiotowe. Jak ktoś chce grilla, ognisko i gorącą rybę, to może się pobawić, wypić coś dla ochłody. Obserwuję – wyjaśnia prezes – jak powoli obrastamy w infrastrukturę towarzyszącą. Wymieniamy się nawet swymi gośćmi z kolegami od noclegów, pól kempingowych. Robi się taka mała kooperatywa, z pożytkiem dla wszystkich. A co do naszych niemieckich gości, ci jadą własnym karawaningiem, ale za to przepadają za grubą rybą! Muszą złowić dużego karpia, jesiotra, by za Odrą mieć się czym pochwalić. Pożytek z „moczykijów” Zdaniem Leonarda Cilaka, specjalisty z Warmińsko-Mazurskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, mimo różnych przeciwności losu (kormorany, kłusownicy, zanieczyszczenie wód), rybactwo śródlądowe może być niezłym źródłem dochodu nie tylko dla małych gospodarstw rolnych, lecz także dużych, gospodarujących na gruntach popegeerowskich, szukających dodatkowych źródeł dochodu. I niekoniecznie muszą to być jeziora. – Jak wykorzystać ryby, powinniśmy się uczyć od naszych sąsiadów – powiada specjalista WMODR. – W Wennesdorfie w Niemczech coroczny pokazowy połów ryb gromadzi 100 tys. widzów! Każdy coś kupi, coś przekąsi, na coś wyda pieniądze. Szwedzi mają święto raka itp. A czemu właściciele gospodarstw agroturystycznych na Mazurach i Suwalszczyźnie, gdzie znajduje się wiele akwenów wodnych, mają nie zaproponować mieszczuchom takiej formy odpoczynku od codziennych stresów? „Porozmawiać” z jeziorem A odstresować się chcą zarówno liczni na Mazurach turyści, jak i tubylcy. Nad przepięknym polodowcowym jeziorem Olecko Wielkie w poranki i wieczory aż roi się od wędkarzy. Starych i młodych. Jedni łowią z łódki, drudzy z brzegu. – Już dziesięć lat, jak moczę kij – mówi trzydziestoparoletni Grzegorz Zmysłowski. – To mnie uspokaja, odpręża. Patrzę w wodę za wędką i wcale nie rozmyślam o „taaakiej” rybie. Może ominąć moją przynętę. Ja „rozmawiam” z jeziorem, przyrodą, rybą. Wczesnym rankiem lub wieczorem powietrze jest całkiem inne od tego za dnia w mieście. Oczywiście jak ryba przyczepi mi się do wędki, to ją zdejmę z haczyka. Do domu przyniosę, wypatroszę, usmażę. Rodzina lubi rybę łowić tylko z talerza. Tuż obok 11-letni Michał Pietraszewski. Jak powiada, przychodzi bardzo często nad jezioro w czasie roku szkolnego, by się odstresować od lektur szkolnych, matematyki. A w wakacje? – Mnie wędkowanie bardziej pociąga od zabawy w blokowisku – mówi. – A jak coś do domu przyniosę, to i mama się cieszy, pomaga mi oczyścić rybę. Takich miłośników wędkowania są tysiące. – Wyliczono – kontynuuje Leonard Cilak – że obroty polskiego rynku zanęt wędkarskich, który daje już zatrudnienie kilkunastu tysiącom pracowników, wynoszą 300 mln zł rocznie! A wędkarstwo to przecież nie tylko przynęty. Wędkarz potrzebuje także paliwa do baku, by przyjechać nad staw lub jezioro, specjalistycznego ubrania, obuwia. Wreszcie lubi dobrze zjeść i popić. Przespać się też gdzieś musi.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2006, 35/2006

Kategorie: Kraj