Prodi idzie do władzy

Prodi idzie do władzy

Sensacyjne prawybory we Włoszech pokazały, że sympatycy centrolewicy stanowią wielką siłę

Czterej jeźdźcy Apokalipsy, jak nazwała ich któraś z opozycyjnych gazet, wracają ze swym satyrycznym talk show do włoskiej telewizji publicznej RAI, z której ramówki ich program „Rockpolitik” zniknął półtora roku temu pod naciskiem premiera Silvia Berlusconiego. Szef rządu, choć sam znany żartowniś, nie lubi, gdy ktoś stroi sobie żarty z niego. Nie pomogła demonstracyjna dymisja prezesa RAI, pani Lucii Annunciaty, która w ten sposób zaprotestowała przeciwko przejmowaniu kontroli nad trzema głównymi programami RAI przez premiera, właściciela wszystkich trzech wielkich sieci prywatnej telewizji w Italii. Czterej wielcy, którzy lubili żartować sobie z szefa rządu w programie „Rockpolitik”, to jeden z najwybitniejszych włoskich reżyserów, Roberto Benigni, aktor i piosenkarz Adriano Celentano, komik Daniele Lutazzi i lewicowy komentator polityczny, Michele Santoro.
Dziennikarski Rzym komentuje ten zapowiedziany powrót „jeźdźców” jako pierwszy rezultat sensacyjnych prawyborów kandydata na premiera z ramienia centrolewicowej opozycji. Został nim Romano Prodi, do końca ubiegłego roku przewodniczący Komisji Europejskiej.

Reakcja na prywatę

Po prawie pięciu latach w opozycji i po klęsce obozu rządowego w letnich wyborach samorządowych, włoska centrolewica ma realne szanse powrotu do władzy. Podejmie tę próbę pod przywództwem katolickiego polityka. Prodi, w latach 1998-2000 premier Włoch z ramienia centrolewicowej koalicji Drzewo Oliwne, już raz poprowadził podobną koalicję do triumfu wyborczego w 1996 r. Niespełna rok po powrocie z Brukseli Prodi odniósł niebywały sukces. Pokonał sześciu rywali, zdobywając 75% głosów w prawyborach, które wyłoniły kandydata na szefa przyszłego rządu. Poparli go włoscy wyborcy – od dawnych sympatyków chrześcijańskiej demokracji po część członków marksistowskiej partii Odnowa Komunistyczna – którzy zniechęceni dotychczasowymi rządami najbogatszego biznesmena Europy, premiera Silvia Berlusconiego, szukają alternatywy.
Według katolickiego miesięcznika „Jesus”, który krytykuje konserwatywną część włoskiej hierarchii katolickiej za milczenie wobec niemaskowanej niczym prywaty, jaką kieruje się w rządzeniu „rozwodnik” Berlusconi, obecny premier i Prodi to zderzenie dwóch systemów wartości. Niemal wszystkie reformy przeprowadzone w parlamencie przez wygodną większość, jaką dysponuje sojusz Dom Wolności, któremu przewodzi Berlusconi, służą wyłącznie interesom jego i jego formacji politycznej. Ścigany od lat przez sądy za oszustwa podatkowe i akty przekupstwa wobec policji skarbowej oraz sędziów, przeforsował dwie ustawy – pierwsza zmieniała kwalifikację prawną oszustwa podatkowego z przestępstwa na wykroczenie administracyjne, druga dawała szefowi rządu i czterem jego najbliższym współpracownikom całkowity immunitet sądowy. Sprytnymi manewrami zdołał ominąć ustawę, która ma na celu eliminowanie sytuacji, w których występuje sprzeczność między spoczywającym na szefie rządu obowiązkiem dbałości o dobro publiczne a jego prywatnymi interesami. Na pół roku przed wyborami do parlamentu Berlusconi przygotował ustawę znoszącą zasadę równego dostępu partii politycznych do telewizji w kampanii wyborczej.
Jednak tym, co bezpośrednio popchnęło Włochów do masowego udziału w prawyborach zorganizowanych przez centrolewicę, była reforma ordynacji wyborczej przeforsowana w parlamencie przez Dom Wolności pięć miesięcy przed wyborami. Mimo iż dotychczasowy mieszany system wyborczy dający równe szanse wielkim i małym partiom został kilka lat temu zatwierdzony w referendum ogólnonarodowym, Berlusconi w obawie przed porażką w najbliższych wyborach zmienił go na proporcjonalny, który daje koalicji rządzącej automatyczną przewagę nad luźnym dotąd konglomeratem partii i ugrupowań centrolewicy. Zgodnie z nową ordynacją, gdyby opozycja dostała choć o jeden głos mniej niż rządzący sojusz, ten będzie miał niemal automatycznie zapewnione 340 miejsc w 630-osobowej Izbie Deputowanych.

Wielka niespodzianka

Pierwsze w Europie, zorganizowane na amerykańską modłę przez włoską centrolewicę prawybory zaskoczyły wszystkich. Zarówno organizatorów, jak i rządzącą prawicę, która wróżyła im kompletne fiasko. Centrolewicowi politycy liczyli na milion wyborców, którzy zdecydują się wziąć udział w głosowaniu na kandydata lewicy, którego mogłaby ona w przyszłorocznych kwietniowych wyborach skutecznie przeciwstawić obecnemu szefowi rządu. „Ale już wynik na poziomie 350 tys. głosujących byłby wystarczający, aby uwiarygodnić prawybory” – opiniował w przededniu głosowania Instytut Badania Opinii Publicznej Cattaneo w Bolonii.
Tymczasem do lokali wyborczych przyszło w dniu prawyborów 4,3 mln ludzi. Trzy czwarte poparło kandydaturę lewicowego katolika, Romana Prodiego. Rodacy najchętniej nazywają go po prostu Professore. Każdy, kto chciał wrzucić do urny kartkę z nazwiskiem jednego z siedmiu kandydatów, musiał zapłacić minimum jedno euro. Przy okazji głosowania zebrano na cele przyszłej kampanii wyborczej ponad 7 mln euro.
Drugim z siedmiu kandydatów ubiegających się o nominację był lider Odnowy Komunistycznej, Fausto Bertinotti. Liczył na 20% głosów, otrzymał nieco 14,7%. Oznacza to, iż głosowało na niego 630 tys. osób. Jednak część sympatyków tego komunisty przyznającego się do marksizmu wolała poprzeć umiarkowanego Profesora, który ma realne szanse odsunąć od władzy Kawalera. Tak Włosi nazywają żartobliwie Berlusconiego, który jeszcze jako młody przedsiębiorca został odznaczony przez rząd orderem i bardzo szczycił się tym, że jest „kawalerem orderu”. Chodziło zdaje się o Order Pracy.

Kontrowersyjny katolik

Prodi, jako katolicki polityk, ma powody do podwójnego zadowolenia. Od dawna krążyły różne opinie na temat jego napiętych stosunków z Konferencją Episkopatu Włoch. Nazajutrz po olśniewającym zwycięstwie Profesora w prawyborach biskup pomocniczy Rzymu, Salvatore Fischiella, oświadczył, iż nie jest prawdą, że Kościół odmawia Prodiemu prawa do przyjmowania komunii świętej z powodu niektórych jego poglądów. Pogłoski takie pojawiły się, gdy oficjalny organ prasowy Watykanu, „L’Osservatore Romano”, skrytykował Prodiego za „relatywizm” w związku z jego wypowiedzią na temat związków par homoseksualnych. Jest ich we Włoszech 2 mln. Prodi wyraził publicznie opinię, iż ustawodawcy powinni mieć na uwadze tę rzeczywistość, podobnie jak rzeczywistość rozwodów. Po artykule w „L’Osservatore” prasa pisała, że Prodi, który w wyborach z 1996 r. miał poparcie Kościoła i jako szef rządu był w serdecznych stosunkach z Janem Pawłem II, teraz znalazł się na cenzurowanym. Konserwatywne skrzydło włoskiego Kościoła niechętnie patrzy na to, że czołowy włoski polityk katolicki staje po raz drugi na czele centrolewicowej koalicji z udziałem ugrupowań antyklerykalnych.
Prodi nazajutrz po wygranych prawyborach zapowiedział, że jako premier wycofa włoskich żołnierzy z Iraku. W naszym kraku zasłynął zwłaszcza z powodu krytyki polskiej decyzji zakupu amerykańskich myśliwców F-16. Polska powinna wybić sobie z głowy – powiedział przy innej okazji przewodniczący Komisji Europejskiej – że będzie mogła korzystać z przywilejów gospodarczych Unii Europejskiej, a bezpieczeństwo narodowe oprzeć na sojuszu z USA.

Wybuchowy koktajl?

Na pierwszy rzut oka powstająca na nowo wokół Prodiego koalicja centrolewicowa to wybuchowy koktajl. W jej skład wchodzą katolicy z odradzającej się lewicowej chadecji, zieloni, demokratyczne centrum różnych odcieni, socjaldemokraci i komuniści-marksiści. Tymczasem wszystkie te włoskie ugrupowania opozycyjne poparły jednego wspólnego kandydata – jedynego, który w wyznaczonych na kwiecień przyszłego roku wyborach parlamentarnych ma wszelkie szanse, aby pokonać obecnego szefa rządu.
Wraz z Prodim trzej inni politycy odegrają z pewnością czołową rolę w tworzeniu z obecnego luźnego związku sojuszu wyborczego centrolewicy, który ma szansę przekształcić się w przyszłości w we włoską Partię Demokratyczną. Są to obecny lewicowy burmistrz Rzymu, były redaktor naczelny dziennika „L’Unita”, Walter Veltroni, były burmistrz Wiecznego Miasta, bliski ideowo Prodiemu, ale zarazem i lewicy socjaldemokratycznej, Francesco Rutelli, który zaskarbił sobie wdzięczność Jana Pawła II, doskonale przygotowując Rzym do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, oraz sekretarz generalny Demokratów Lewicy, partii powstałej wskutek ewolucji reformatorskiego skrzydła Włoskiej Partii Komunistycznej, Piero Fassino.
„Wynik prawyborów – mówi Fassino – ma ogromne znaczenie nie tylko dla centrolewicy, lecz dla demokracji jako takiej. Nigdy jeszcze ani we Włoszech, ani nigdzie w Europie nie zdarzyło się dotąd, aby przywódcę koalicji wyborczej wybierano w prawyborach”.
Podczas gdy pod wpływem stylu rządzenia ekipy Berlusconiego ludzie we Włoszech coraz bardziej odwracali się od polityki w poczuciu tego, iż nie mają na nią wpływu, centrolewicy udało się tę tendencję odwrócić. Prawybory dały wyborcom poczucie, że o czymś decydują naprawdę.
„Dziś demokracja się wzmocniła, polityka stała się bliższa ludziom”, konkluduje Fassino.
Veltroni, w odpowiedzi na uwagę przedstawiciela rzymskiego dziennika „La Repubblica”, czy to możliwe, aby połączyć w przyszłej partii centrolewicy byłych chadeków i byłych komunistów, umiarkowanych reformatorów, siły katolickie i laickie, odpowiedział: „Widzę taką możliwość w nawiązaniu do najlepszych tradycji europejskich i amerykańskich reformatorów. Socjaldemokratycznego premiera Szwecji, Olofa Palmego, który walczył przeciwko zbrojeniom. Kennedy’ego, który toczył walkę z rasizmem. Willego Brandta, który w samym środku zimnej wojny dążył do dialogu między Wschodem a Zachodem. I czy możemy sobie wyobrazić obóz centrolewicowy, w którym nie mieściliby się ludzie myślący jak członkowie amerykańskiej Partii Demokratycznej?”.
A co z marksistą-komunistą Bertinottim? Żaden z wymienionych polityków nie udziela na to pytanie jasnej odpowiedzi, ale sam lider Odnowy Komunistycznej daje do zrozumienia, że „jako rewolucjonista pozostanie na zewnątrz”.

 

Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy