Tag "Adam Bodnar"
Butni, zwarci i gotowi
Po wygranej Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich PiS zapowiada odwet na rzeczywistych i urojonych przeciwnikach politycznych
Czegoś takiego jeszcze nie było! Polityczni bandyci, którzy łamali konstytucję, ignorowali wyroki sądowe, upolitycznili wymiar sprawiedliwości, wykorzystywali aparat państwowy, służby specjalne, sądy i prokuraturę do celów partyjnych, a często też prywatnych, szczuli na ludzi i niszczyli im życie, okradali państwo na miliardy złotych, teraz stawiają się w roli ofiar i zapowiadają zemstę.
Andrzej Duda o sędziach broniących praworządności: „Jeżeli to środowisko nie opamięta się i nie zrobi samo resetu, to skończy się na tym, że trzeba będzie wszystkich tych ludzi wyrzucić ze stanu sędziowskiego, bez prawa do stanu spoczynku. (…) Niedawno jeden człowiek powiedział do mnie bardzo brutalnie: »wie pan, dlaczego w Polsce jest tyle zdrady i warcholstwa bezczelnego? Ponieważ dawno nikogo nie powieszono za zdradę«. To straszne, ale w tych słowach jest prawda”.
Można się spodziewać, że po dojściu PiS do władzy sędziowie będą musieli podpisywać lojalki na wierność partii. Jeśli tego nie zrobią, czekać ich będzie trybunał ludowy i pozbawienie urzędów. Ci zaś sędziowie, którzy najaktywniej walczyli o praworządność, zostaną ogłoszeni zdrajcami, a dla tych, jak zapowiedział prezydent, jest jedynie szubienica. Po kilku pokazowych procesach nawet najżarliwsi obrońcy praworządności spokornieją.
Dożywocie dla Tuska i Bodnara
Zbigniew Ziobro już osiem razy nie stawił się przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa, gdzie ma zeznawać jako świadek, choć, jak twierdzi, nie ma nic do ukrycia. Były minister sprawiedliwości i prokurator generalny unika przesłuchania, gdyż musiałby powiedzieć, dlaczego za pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, który miał służyć ofiarom przestępstw, kupił Pegasusa. I dlaczego cyberbroń do walki z terrorystami wykorzystywał przeciwko opozycji, w tym do szpiegowania Krzysztofa Brejzy, szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej w 2019 r.
Ziobro też chce usuwać niewygodnych sędziów. Annie Ptaszek z Sądu Okręgowego w Warszawie zapowiedział, że jak się zmieni władza, pierwsza zostanie pozbawiona urzędu, może nawet trafi za kratki. Wszystko przez to, że prawniczka zarządziła zatrzymanie Ziobry i doprowadzenie go przed komisję śledczą (do przesłuchania ostatecznie nie doszło).
Zamiast przed komisją były minister sprawiedliwości i prokurator generalny pojawił się (4 czerwca) przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, gdzie wezwał sędziów, prokuratorów i funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by wypowiedzieli posłuszeństwo rządowi Donalda Tuska. Ziobro oskarżył premiera o bezprawne „przejęcie mediów publicznych z użyciem siły”, przejęcie Prokuratury Krajowej, bezprawne usunięcie jego przyjaciela Dariusza Barskiego z funkcji prokuratora krajowego, paraliż podporządkowanego PiS Trybunału Konstytucyjnego i skrajnie upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa.
„To koniec Donalda Tuska. Już tonie, jego los jest przesądzony, ale w desperacji będzie jeszcze miotał się, szczuł i kąsał. Z zimną krwią łamał prawo, popełniał liczne przestępstwa kryminalne. (…) Wyrok wyborców został wydany. To jest zapowiedź już tych prawdziwych wyroków, które w przyszłości zapadną. Przegrane wybory prezydenckie to koniec Donalda Tuska, jego los jest już przesądzony”, mówił Ziobro, nawiązując do wygranej Karola Nawrockiego.
Połajanki i groźby zabrzmiały zabawnie, bo przecież nie kto inny jak Ziobro dokonał zamachu na wymiar sprawiedliwości, podporządkowując go PiS, oponentów zdegradował i szykanował postępowaniami dyscyplinarnymi, a swoich stronników ulokował na eksponowanych stanowiskach w sądach i w prokuraturze.
W późniejszych wypowiedziach Zbigniew Ziobro poszedł dalej. Donaldowi Tuskowi i Adamowi Bodnarowi zagroził karami dożywotniego więzienia za „zamach na ustrój państwa polskiego”. Na czym ten zamach miałby polegać? 30 czerwca br. do nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego weszli upoważniani przez Adama Bodnara prokuratorzy, aby zapoznać się z aktami postępowań w sprawach dotyczących protestów wyborczych. Ziobro dopatrzył się w tym spisku na najwyższym szczeblu. Bredził, że informator doniósł mu, „że Bodnar sondował, przygotowywał również wejście prokuratury i zablokowanie, sparaliżowanie de facto działania Izby Kontroli Nadzwyczajnej poprzez zabezpieczenie dokumentacji akt sprawy”, tak by nie mogła orzec o ważności wyborów prezydenckich.
„W tej sprawie musi być śledztwo w przyszłości, bo to jest element większej układanki, odpowiedzi karnej za zamach na ustrój polskiego państwa. Ja nie żartuję. To jest przestępstwo zagrożone karą dożywotniego pozbawienia wolności”, grzmiał były minister
Rzeźnik Ziobry już niegroźny
Przemysław Radzik przez sześć lat ścigał sędziów sprzeciwiających się upolitycznianiu wymiaru sprawiedliwości. Teraz sam jest ścigany
Środowisko sędziowskie odetchnęło z ulgą. Adam Bodnar wreszcie odwołał Przemysława Radzika z funkcji zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych. Radzik, zwany też „rzeźnikiem”, „katem”, „egzekutorem”, to jeden z tzw. trzech głównych rzeczników dyscyplinarnych (oprócz Piotra Schaba i Michała Lasoty), którzy za rządów PiS zajmowali się represjonowaniem sędziów tylko dlatego, że ci stosowali się do wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz Sądu Najwyższego i protestowali przeciwko upolitycznianiu sądownictwa.
Na politycznej fali
Co ciekawe, Radzik, który miał stać na straży moralności sędziów, w przeszłości był karany dyscyplinarnie. W 2007 r. jako szeregowy sędzia Sądu Rejonowego w Krośnie Odrzańskim został ukarany upomnieniem przez sąd dyscyplinarny za to, że wydawał wyroki z naruszeniem zasad prawa karnego. Kara dyscyplinarna nie jest niczym chwalebnym dla sędziego, stanowi wręcz przeszkodę w dalszej karierze, np. blokuje awans na stanowiska funkcyjne i do sądów wyższej instancji. Ale dla Zbigniewa Ziobry to nie był problem. Gdy PiS doszło do władzy, Radzik zrobił spektakularną karierę. Został delegowany do Sądu Okręgowego w Warszawie, a potem na wniosek neo-KRS prezydent Andrzej Duda wręczył mu nominację na sędziego Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Radzik był także wiceprezesem w obu stołecznych sądach i wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Poznaniu.
Dzięki układom politycznym karierę zrobiła żona Radzika, radczyni prawna z Zielonej Góry. W 2020 r. Gabriela Zalewska-Radzik została dyrektorką jednego z warszawskich sądów rejonowych, a w 2021 r. prezydent Duda po rekomendacji upolitycznionej KRS wręczył jej nominację na sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wywołało to wzburzenie w środowisku prawniczym, bo awans na sędziego NSA powinien być ukoronowaniem kariery sędziowskiej, a nie synekurą.
Przemysław Radzik uważa, że został odwołany bezprawnie, ponieważ znowelizowana przez PiS ustawa Prawo o ustroju sądów powszechnych nie przewiduje odwołania rzecznika przed upływem czteroletniej kadencji (a ta Radzikowi mija w połowie 2026 r.). W ten sposób ówczesny obóz władzy zabezpieczył swoje wpływy w sądownictwie. Warto mieć na uwadze, że to PiS wymyśliło urząd nieusuwalnego, politycznego rzecznika dyscyplinarnego i jego dwóch zastępców, których wyznaczył osobiście Zbigniew Ziobro.
Urażony Radzik urządził tournée po zaprzyjaźnionych mediach, a działania Adama Bodnara nazwał „tyranią”, „przerażającym terrorem” i „bezprawiem”, co zabrzmiało absurdalnie. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” zaś na zarzuty, że łamał prawo, odpowiadał arogancko, że to „licentia poetica władzy politycznej”. No to zobaczmy, jak wygląda ta twórczość poetycka.
Karna zsyłka i bezprawne zawieszenie
Odwołując Radzika, minister sprawiedliwości uznał, że ten „podjął szereg decyzji, które budzą wątpliwości w zakresie swojej zasadności i legalności”, a „w ich wyniku utracił podstawowy przymiot sędziowski, jakim jest nieskazitelność charakteru”.
Jednym z wielu bezprawnych i bezpodstawnych działań Radzika (był on wtedy wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie) było przeniesienie w 2022 r. sędzi Ewy Gregajtys, sędzi Marzanny Piekarskiej-Drążek i sędzi Ewy Leszczyńskiej-Furtak z Wydziału Karnego do Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Przerzucenie doświadczonych karnistek do innego wydziału stanowiło odwet i karę za wykonywanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Sądu Najwyższego, na podstawie których sędzie podważały status neosędziów i odmawiały orzekania z nimi. A takim wadliwym neosędzią jest też Radzik. Przeniesienie sędzi doprowadziło do chaosu w wydziale karnym, który borykał się z brakami kadrowymi. Wszystkie sprawy prowadzone przez Gregajtys, Piekarską-Drążek i Leszczyńską-Furtak przydzielono nowym sędziom, co wydłużyło czas trwania postępowań. A karnie relokowane sędzie musiały z dnia na dzień nauczyć się zupełnie nowego prawa pracy oraz nowego obszernego orzecznictwa sądów z tego zakresu.
W grudniu 2021 r. Przemysław Radzik (tym razem jako wiceprezes Sądu Okręgowego w Warszawie) bezprawnie i bezpodstawnie zawiesił doświadczonego sędziego Krzysztofa Chmielewskiego – również za to, że ten wykonał wyroki Sądu Najwyższego, Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i na ich podstawie zakwestionował status neosędzi nominowanej przez upolitycznioną KRS. Chodziło o Agnieszkę Stachniak-Rogalską, która nominację do sądu okręgowego dostała od neo-KRS, a jednocześnie była resortową prezeską Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza. Sędzia Chmielewski nie tylko zakwestionował status Stachniak-Rogalskiej, ale jeszcze orzekł, że skład nowej KRS nie jest zgodny z konstytucją, a nominacje przyznawane przez nią sędziom są wadliwe. „Oznacza to, (…) że osób powołanych na urząd sędziego na wniosek nowej KRS nie można uznać za takie, które skutecznie i w sposób legalny objęły urząd na danym stanowisku”, stwierdził sędzia.
Chmielewski podważył też legalność Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, orzekając, że „instytucja ta, po zmianach prawnych i faktycznych zapoczątkowanych w 2015 r., utraciła cechy przynależne władzy sądowniczej i stała się de facto
Harcownicy Ziobry
Połowa prokuratury krajowej bruździ Adamowi Bodnarowi
Zawiadomienie o zamachu stanu sprokurowane przez Bogdana Święczkowskiego wywołało powszechną ekscytację. Były prokurator krajowy i szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w rządach PiS oskarżył kilkaset osób – na czele z premierem, ministrami, marszałkami Sejmu i Senatu, parlamentarzystami wspierającymi rząd, niektórymi prokuratorami i sędziami – że działając w zorganizowanej grupie przestępczej, dopuścili się zbrodni. Zbrodnia polega na tym, że nie uznają utworzonej przez PiS i obsadzonej przez nominatów tej partii nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, nielegalnej i upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa oraz działającej pod dyktando PiS atrapy sądu konstytucyjnego. „Puczyści” podważają też status neosędziów, ludzi często bez kompetencji i kręgosłupa moralnego, którzy zawdzięczają kariery układom politycznym.
A już największą zbrodnią Donalda Tuska i jego szajki jest to, że uchwalili budżet państwa, pozbawiając sutych pensji Święczkowskiego i innych tzw. sędziów TK.
Nie trzeba być wytrawnym prawnikiem, by dojść do wniosku, że mamy do czynienia z hucpą w wykonaniu Święczkowskiego. Jego metody działania polegają na fałszywym oskarżaniu i wrabianiu ludzi w przestępstwa. Tak było w przypadku Barbary Blidy. Wobec niewinnej kobiety uknuto zakończoną tragicznie intrygę, a okoliczności śmierci popularnej polityczki lewicy nigdy nie udało się wyjaśnić. Między innymi dlatego, że ślady na miejscu tragedii zostały dokładnie zatarte przez podległych Święczkowskiemu funkcjonariuszy.
W podobny sposób jak Barbarę Blidę, tj. wrabiając w przestępstwa, Święczkowski chciał załatwić również byłego zastępcę prokuratora generalnego Andrzeja Kaucza, Romana Giertycha czy Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich. Nie ma więc co się dziwić, że wierny żołnierz PiS udający sędziego poszedł po bandzie i wykrył zamach stanu.
„Ostry” w natarciu
Donos o zamachu Święczkowski przekazał swojemu koledze i byłemu podwładnemu Michałowi Ostrowskiemu, zwanemu „Ostrym”. To jeden z sześciu zastępców prokuratora generalnego, których Adam Bodnar dostał w spadku po Zbigniewie Ziobrze (Ostrowski został powołany w listopadzie 2023 r., już po przegranych przez PiS wyborach). Oprócz Ostrowskiego są to: Robert Hernand, Tomasz Janeczek, Krzysztof Sierak, Andrzej Pozorski i Beata Marczak. Ta ostatnia jednak w przeciwieństwie do pozostałych uznaje Dariusza Korneluka za prokuratora krajowego i nie sabotuje decyzji przełożonego. Ziobrowych buntowników nie można odwołać bez zgody Andrzeja Dudy, bo spodziewając się utraty władzy, PiS skutecznie zabetonowało prokuraturę, dając prezydentowi nadzwyczajne kompetencje.
Ostrowski szybko zabrał się do pracy. W ciągu kilku dni przesłuchał
Lenie Zbigniewa Ziobry
Czy się stoi, czy się leży, 46 tysięcy się należy
Zastępcy prokuratora generalnego Michał Ostrowski, Robert Hernand i Krzysztof Sierak podnieśli larum, ponieważ Adam Bodnar skierował ich do pracy (od lutego i marca 2025 r.) w wydziałach zamiejscowych (dolnośląskim, mazowieckim i śląskim) Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Wielu prokuratorów marzy o tym, aby trafić do tej elitarnej jednostki zajmującej się najpoważniejszymi przestępstwami, ale nominatom Zbigniewa Ziobry jest to nie na rękę. Praca w tzw. pezecie, choć nobilitująca, nie należy do najłatwiejszych. Normą jest, że trzeba ślęczeć kilkanaście godzin dziennie nad tomami akt skomplikowanych spraw, uczestniczyć w przesłuchaniach podejrzanych i świadków, a panowie prokuratorzy ostatnio zanadto się nie przepracowywali.
Ziobryści zapowiedzieli, że nie podporządkują się decyzji prokuratora generalnego o przeniesieniu w teren i nie opuszczą wygodnych biur Prokuratury Krajowej w Warszawie przy ulicy Postępu 3, gdzie obecnie urzędują.
Nie ma z nimi żadnego kontaktu
Zgodnie z obowiązującym zarządzeniem prokuratora generalnego Robert Hernand w zakresie swoich obowiązków ma przypisane udzielanie odpowiedzi na interpelacje i zapytania poselskie oraz oświadczenia senatorskie, a także kierowanie do właściwego organu wniosków o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej lub odpowiedzialności za wykroczenie osoby objętej immunitetem. Takimi samymi sprawami zajmuje się Michał Ostrowski, któremu przydzielono też analizę oświadczeń majątkowych najwyższych rangą prokuratorów. Natomiast Krzysztof Sierak oprócz spraw immunitetowych dostał sprawy ułaskawieniowe oraz „analizę spraw o szczególnym znaczeniu historycznym”.
Ponieważ Hernand, Ostrowski i Sierak mają większość obowiązków przypisanych w zastępstwie prokuratora generalnego, może być tak, że w ogóle nic nie robią. Panowie prokuratorzy solidarnie nie odpowiedzieli na pytania, które im przesłałem. A chciałem m.in. wiedzieć, jak wygląda ich dzień pracy i czym konkretnie się zajmują. Niewiele do powiedzenia ma też rzecznik Prokuratury Krajowej. „Nie mam takiej wiedzy, nie mam z nimi żadnego kontaktu. Nie uczestniczą w żadnych naradach i odprawach z udziałem kierownictwa Prokuratury Krajowej, w tym Dariusza Korneluka. Nie uczestniczą w naradach z prokuratorami
Ruch poparcia dla rozliczeń
Bezcelowe jest szukanie kogoś, kto rozumie uchwałę Państwowej Komisji Wyborczej. Wszystko dało się tak zagmatwać, że co prawnik, to inna opinia na temat jej realnych skutków. Uchwała przeszła, bo dwóch członków PKW wstrzymało się od głosu. Po prostu nie wiedzieli, co jest białe, a co czarne. Woleli więc się nie określać. Ile w tym zachowaniu jest presji środowisk związanych z Kaczyńskim? Chwalą się tym politycy PiS, powtarzający jak mantrę, że presja ma sens. Tyle że to, co robili w sprawie złamania woli PKW, mieści się bardziej w obyczajach gangsterskich niż nawet w marnej demokracji. Groźby wypowiadane publicznie przez polityków PiS sprowadzają się do tego, kto będzie siedział, jak tylko dojna zmiana wróci do władzy. A za co? Za wszystkie działania próbujące rozliczać złodziejstwo wielu grup przestępczych. Odebranie im ukradzionego wymaga ogromnej determinacji: władzy, sądów, prokuratur, służb specjalnych i NIK. W większości tych instytucji bardzo sowite pensje pobierają ludzie, którzy zajmują się głównie utrącaniem rządu. I powrotem do władzy.
Rok 2024 – kto w górę, a kto w dół? Nadzieje i rozczarowania
Rok 2024, rok rządu Donalda Tuska, był specyficzny. Po pierwsze, okazał się rokiem niespełnionych politycznych marzeń. Po drugie, był rokiem potężnych politycznych napięć, zapaśniczego siłowania się. Mocnego, ale na remis.
Zacznijmy od niespełnionych marzeń. Wyborcy Koalicji 15 Października liczyli, że rząd sprawnie pozamiata po Prawie i Sprawiedliwości i jego wyczyny rozliczy. Nic takiego się nie zdarzyło. Zamiatanie po PiS idzie opornie, partia Kaczyńskiego po paru miesiącach otrząsnęła się z wyborczej przegranej i coraz odważniej atakuje rządzących. A wspiera ją w tym Andrzej Duda, który w orędziu noworocznym odkrył się całkowicie w swojej stronniczości i nienawiści do nie-PiS. Mówił, że koalicja doprowadziła do chaosu w wymiarze sprawiedliwości. Mój Boże, czyli za Ziobry był ład i porządek?
Z kolei PiS liczyło, że utratę władzy zrekompensują mu problemy nowej koalicji, która będzie tak poblokowana, że nic nie zdoła zrobić, w końcu się skłóci i rozpadnie. Te nadzieje też okazały się płonne. Owszem, koalicja się kłóci, ale nie do krwi. Daleko jej do rozpadu.
Barykady, które PiS wzniosło, w większości padły. Koalicja szybko odbiła prokuraturę i media publiczne.
Mamy zatem stan pół na pół. Trochę górą jest Tusk, trochę Kaczyński, politycznie mamy klincz, tkwimy i – jak mówi Tusk – „będziemy ciągle, przynajmniej do lipca, tkwili w jednoczesnym systemie prawa i bezprawia”. Do lipca – do odejścia Andrzeja Dudy.
A dalej będzie tak jak teraz albo łatwiej. Zależy od wyniku.
Oto więc minął nam rok przejściowy, podczas którego pani polityka czekała na rok 2025, na decydującą dogrywkę.
Dla jednych był dobry, dla drugich okazał się porażką. Zerknijmy jeszcze raz, kto poszedł w górę, a kto w dół.
W GÓRĘ
Donald Tusk
Niby wielki zwycięzca, Polska jest w jego rękach, ale przecież nic znaczącego jeszcze nie osiągnął. Jak Trzaskowski przegra prezydenturę, to i on będzie musiał ewakuować się z premierowania. Niby więc coś ma, ale wciąż niewiele.
Piszą też, że dominuje nad rządem, że taki silny. Może i silny, ale wiem, że dominować nad takim rządem to nie jest nadzwyczajna sztuka. I chyba także nie nadzwyczajna mądrość, bo łatwiej by miał, gdyby cały zespół tą łódką wiosłował, nie tylko on.
Tak oto, chwaląc Tuska, ganię go przy tym. Gdyż taka właśnie jest jego sytuacja – niby mu klaszczą, ale niczego nie skończył, jest w połowie rzeki. I albo ją pokona, albo utonie. I klops.
Rafał Trzaskowski
Ma wygrać wybory prezydenckie, potem być prezydentem i podpisywać ustawy, których nie podpisuje Duda.
To jest ta nadzieja. Czy się uda?
A kto to dziś wie? Ta druga tura, w której o Pałac Prezydencki będzie pewnie walczył z Karolem Nawrockim, będzie, po pierwsze, plebiscytem, wojną zastępczą Tuska z Kaczyńskim. Ale po drugie, będzie to konkurs osobowości, bo chcielibyśmy prezydenta z pierwszej ligi, a nie królika z kapelusza. Trzaskowski, takie mam wrażenie, podchodzi do sprawy poważnie, kręci filmiki, trenuje, jeździ po kraju. Chyba wie, że nikt mu tej prezydentury nie da, ani partia, ani Tusk, ani sztabowcy, to on sam musi ją wyrwać. Bo polityk to samotne zwierzę, wbrew obrazkom, które widzimy na co dzień.
Adam Bodnar
Magik. Pisowcy wołają, że prawa w Polsce nie ma, że zamach, dyktatura, mafia, że prokuratura przejęta krwawo. No to spójrzcie na Bodnara z tą jego dobroduszną twarzą i usypiającym głosem. Wyglądu mściwego oprawcy to on nie ma. Okrzyki trafiają zatem w pustkę, ludzie z tego się śmieją.
Mam do Bodnara szacunek, bo dostał resort zabetonowany, przez lata mieli tam rządzić ziobryści, a Duda miał ich chronić. Bodnar ten beton rozkuł, przynajmniej porobił w nim sporo dziur. I swoje porządki wprowadza. Dla prokurator Wrzosek – za wolno. Dla prawicy… O tym pisałem. Efekt jest taki, że kieruje resortem na wpół zbuntowanym, na wpół obrażonym.
I go prostuje. Ciężki to kawałek chleba.
Władysław Kosiniak-Kamysz
Mówią, że świetnie się czuje jako minister obrony, że pokochał wojsko i generałów. Czyli o dwóch sprawach już wiemy – że na Kosiniaka-Kamysza działa urok trzaskających obcasów. I że nikt tak nie potrafi trzaskać jak generałowie.
Ale nie jego miłość do armii sprawia, że zapisuję mu rok 2024 jako udany. Otóż w tych wszystkich grach i gierkach w roku minionym jedna rzecz była stała – PSL było na górze, przepychało to, co chciało, i hamowało to, co chciało. Jednym może to się podobać, drugim nie, ale doceńmy skuteczność, bo to w polskiej polityce towar deficytowy.
Karol Nawrocki
Dwa miesiące temu pies z kulawą nogą o nim nie słyszał, dziś jest ostatnim nabojem PiS. Bo albo wygra wybory prezydenckie, albo po PiS. Bój to będzie więc ostatni.
Choć może też być inaczej – że Kaczyński miał inną kalkulację. Bo gdyby wystawił Czarnka albo Morawieckiego, to po kampanii wyborczej każdy z nich by mu partię odebrał. A tak nie straci niczego albo niewiele. Nawrocki zatem to takie kaczyńskie mniejsze zło.
Poza tym dla mnie jest fenomenem, że do walki o stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej wielka partia wystawia człowieka z czwartego szeregu, politycznego amatora, który na niczym się nie zna i ciągnie się za nim smród kumplowania z kibolami i gangsterami. Jeżeli to ma być ta nowa jakość w polskim życiu publicznym, to ja dziękuję.
W DÓŁ
Zbigniew Ziobro
Nazywa Donalda Tuska szefem mafii. Znaczy, wyzdrowiał, bo już innym wymyśla. Tyle mu zostało. Nie ma już swojej partii, PiS wchłonęło Suwerenną Polskę, właśnie ją trawi, każdy z jego niedawnych podwładnych układa się po swojemu. Ziobro, swego czasu ulubieniec Kaczyńskiego, jest gdzieś z boku. Poza tym drży. W aferze Funduszu Sprawiedliwości prokuratorzy mają postawić zarzuty 23 osobom, Marcin Romanowski jest tylko jednym z wielu. A wśród zarzutów jest udział w zorganizowanej grupie przestępczej, więc i Ziobrę mogą wskazać jako szefa tej grupy. Zresztą słynny list Kaczyńskiego skierowany na jego ręce, by miarkował się w sprawach funduszu, stanowi rodzaj aktu oskarżenia.
Pętla się zaciska. Jeśli się zaciśnie, Ziobro będzie krzyczał, że Tusk i Bodnar to bandyci i mordercy. Jeżeli się nie zaciśnie, będzie się z nich śmiał, że fujary. Dziecinne to emocje, ale nie martwmy się tym, bo nie warto się przejmować słowami polityków, którzy lecą w dół.
Mateusz Morawiecki
Neosędziowie – pułapka Ziobry
Z nielegalnymi i upolitycznionymi sędziami Polska będzie państwem anarchii i bezprawia
Dopiero po ponad ośmiu miesiącach od utworzenia rządu premier Donald Tusk i minister sprawiedliwości Adam Bodnar zadeklarowali gotowość wdrożenia długo wyczekiwanej naprawy wymiaru sprawiedliwości. Zadanie będzie niezwykle trudne do wykonania, nie tylko dlatego, że mgr Julia Przyłębska ze swoim Trybunałem Konstytucyjnym, który chodzi na pasku PiS, ale i prezydent Andrzej Duda prawdopodobnie zablokują zmiany mające uporządkować sytuację w sądownictwie. Dlatego po przyjęciu przez parlament stosownych ustaw nie zostaną one odesłane na biurko Dudy, ale zaczekają na nowego prezydenta.
Ambitny plan Adama Bodnara
Sprawa dotyczy ok. 3,3 tys. neosędziów (i asesorów sądowych), którzy „zainfekowali” wszystkie sądy w Polsce, na podstawie rekomendacji wydanych przez nielegalną i upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa (neo-KRS). Dramatyczna jest sytuacja w Sądzie Najwyższym, gdzie neosędziowie mają większość, a wydawane przez nich wyroki są podważane lub nieuznawane.
Plan naprawczy ma wyglądać następująco: największa grupa ok. 1,6 tys. młodych sędziów, asystentów i referendarzy, absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, którzy zgodnie z przyjętym założeniem nie zostali jeszcze zdemoralizowani i mieli zdany egzamin sędziowski, zachowa status quo, czyli ich nominacje zostaną utrzymane w mocy.
Pozostali neosędziowie zostaną podzieleni na dwie grupy. Do pierwszej trafi ok. 950 osób, tj. tych prawników, którzy otrzymali awans od neo-KRS, ale czynnie nie wspierali demontażu wymiaru sprawiedliwości i nie angażowali się politycznie. Ominą ich postępowania dyscyplinarne, jeśli dobrowolnie wrócą na poprzednio zajmowane stanowiska. Czyli np. jeśli taki sędzia dostał od upolitycznionej KRS awans do sądu okręgowego, będzie musiał wrócić do rejonu. W drugiej grupie neosędziów (ok. 500 osób) znajdą się wszyscy ci, którzy nie tylko dostali polityczne awanse od neo-KRS, ale i czynnie niszczyli praworządność, m.in. jako członkowie neo-KRS, powołani przez Zbigniewa Ziobrę sędziowie funkcyjni (m.in. prezesi i wiceprezesi sądów), rzecznicy dyscyplinarni, sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości, a także ci, którzy podpisywali listy poparcia do neo-KRS. Oni nie unikną postępowań dyscyplinarnych, nawet gdyby wyrazili skruchę i z własnej inicjatywy wrócili na poprzednio zajmowane stanowiska. Taki los czeka m.in. pierwszą prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Manowską czy owianych złą sławą głównych rzeczników dyscyplinarnych: Piotra Schaba, Przemysława Radzika i Michała Lasotę. Te osoby mogą się spodziewać również postępowań karnych za popełnione przestępstwa nadużycia władzy.
Wedle zapowiedzi wszystkie orzeczenia wydane przez neosędziów będą utrzymane w mocy, ale w indywidualnych sprawach będzie można wznowić postępowanie, jeśli strona w jego trakcie kwestionowała status neosędziego.
Aby zapełnić wyrwę kadrową w sądach, która powstanie po usunięciu neosędziów, Adam Bodnar będzie namawiał legalnych sędziów w stanie spoczynku, by ci na okres przejściowy wrócili do orzekania. „Liczę na to, że dojrzali, doświadczeni, z autorytetem sędziowie za zgodą odnowionej KRS będą mogli wrócić do orzekania, realizując swój moralny obowiązek w stosunku do Rzeczypospolitej i pomagając w przejściu przez ten trudny proces”, stwierdził minister sprawiedliwości.
Operacja przywracania praworządności będzie bezprecedensowa. Dotyczy nie tylko neosędziów, ale też odpolitycznienia Krajowej Rady Sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego, a także likwidacji nielegalnych izb Sądu Najwyższego, które PiS utworzyło na polityczny obstalunek. Jeszcze żadne państwo nie stanęło przed takim wyzwaniem, ale też w żadnym państwie demokratycznym politycy nie podnieśli ręki na niezależne sądownictwo, dokonując demolki na tak wielką skalę.
Mąż z żoną i siostra z mężem u Ziobry
Spadek, a właściwie pola minowe, które dojna zmiana zostawiła w sądownictwie i prokuraturze, to gotowy scenariusz filmu kryminalnego. Albo raczej serialu o ekipie, która ciągle osacza ministra Bodnara.
W pierwszym odcinku występuje były prokurator okręgowy w Warszawie Mariusz Dubowski. Ten, co umorzył śledztwo w sprawie oficera ABW, który samochodem potrącił uczestniczki demonstracji Strajku Kobiet. Dubowski trafił do okręgówki z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Jest mężem sędzi Ewy Kołodziej-Dubowskiej z Sądu Okręgowego w Białymstoku. Jej siostra, neosędzia Joanna Kołodziej-Michałowicz, jest członkiem neo-KRS. Za rządów Ziobry jej mąż był prezesem Sądu Okręgowego w Słupsku. To tylko kawalątek tego, co przejął minister Bodnar.
Donald Tusk nie ma wyboru. Rozliczenia albo państwo złodziei i przekrętów
Jeżeli obecna władza nie będzie potrafiła przeprowadzić rozliczeń, będzie to jej koniec.
Donald Tusk nie ma wyboru. Podpowiadają mu, żeby z rozliczeniami przystopować, że to interesuje tylko najbardziej zawziętych, korzyści z tego niewiele. Ale to nieprawda. To spór cywilizacyjny – między państwem, w którym jest ład i porządek, a państwem z dykty, w którym można kraść. Jeżeli obecna władza nie będzie potrafiła przeprowadzić rozliczeń albo wejdzie w buty PiS, da tym samym dowód, że jest niesprawna, niewarta swojej władzy i brak jej sprawczości. To będzie jej koniec. Nikt się nie uratuje – ani PO, ani lewica, ani PSL, ani Hołownia. I nie chodzi o to, że nie uratują się przed gniewem PiS. Nie uratują się przed gniewem wyborców.
Tusk chyba sobie z tego zdaje sprawę. Ale inni?
„Musimy jak najszybciej zakończyć etap wstępnych rozliczeń poprzedniej ekipy rządowej” – to niedawne słowa marszałka Sejmu Szymona Hołowni. „Obecny rząd musi zrobić coś lepszego, nowego”. I rozwinięcie tej myśli: „Ludzie oczekują od nas zupełnie nowej opowieści, pójścia do przodu, a nie tylko nieustannego rozliczania PiS. My poszliśmy do władzy po to, aby odsunąć PiS, by zrobić coś nowego, lepszego, bardziej uczciwego, żeby rozwinąć Polskę. Nie dało się tego zrobić bez odsunięcia PiS od władzy, ale nie jest to nasz punkt dojścia. Dlatego liczę, że te rozliczenia będą przebiegały szybciej”. Niby więc marszałek pogania tych, którzy są od rozliczania, a tak naprawdę ich hamuje, zniechęca.
To nie jest pogląd odosobniony. W gronie polityków koalicji i publicystów można usłyszeć podobne głosy. Zbierzmy te argumenty. Otóż koalicja powinna odpuścić rozliczanie PiS, gdyż:
- Polaków interesują inne sprawy, przede wszystkim bytowe, więc na nich rządzący powinni się skupić. To jest owo „pójście do przodu”, o którym mówił Hołownia.
- Rozliczanie staje się nudnym serialem, szarpane są jakieś płotki, zatem popularności rządzącym to nie przynosi.
- Przeciwnie, ośmiesza ich! Przykładem są komisje śledcze, które startowały z przytupem, obiecywano sobie po nich wiele, a skończyło się chaosem, awanturami i bezradnością przesłuchujących. Co prawda, komisja śledcza ds. wyborów kopertowych złożyła ileś wniosków do prokuratury, ale co z nich będzie? Komisje pokazały bezzębność „bulterierów” typu Szczerba czy Joński. Mieli zagryzać pisowców, a skończyło się na piskach i ewakuacji do Brukseli. Wstyd!
- Komisje śledcze przypominają Polakom obietnice składane przed wyborami – ich bezsilność pokazuje brak sprawczości władzy i jej nieporadność. Po co więc to przypominać?
- Gdy formułowane są nietrafne zarzuty, pisowcom (i ziobrystom) łatwo prezentować się jako ci prześladowani, niesłusznie szykanowani i wzbudzać litość.
- Rozliczanie podkręca atmosferę w kraju, a trudno rządzić w klimatach zimnej wojny domowej.
Może zatem zamiast wojny, zaproponujmy miłą Polskę?
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl