Tag "czytanie"
Zegar apokalipsy
„Nie bój się, to samo się czyta”, powiadają ludzie, polecając znajomym grube książki, czemu nie mogłem się nadziwić, bo dla mnie czytanie jest przyjemnością, a nie zmaganiem umysłowym. Samo się nie czyta, jak samo grzmi i samo się błyska, no chyba że chodzi o tę przypadłość adehadowców, która i mnie czasem doskwiera, mianowicie czytanie bezmyślne, a raczej czytanie w trakcie myślenia o czymś zupełnie innym. Skłonność do rozproszeń sprawiała bowiem niejednokroć, że oczami wodziłem za tekstem przez wiele stron, nim się spostrzegłem, że myśl za wzrokiem nie podąża, przez co musiałem wrócić do poprzedniego rozdziału niczym zagubiony turysta do ostatniego widzianego znaku na skale. Chodziłoby zatem o rodzaj zatracenia w lekturze tak intensywnego, że czytelnik nie myśli o tym, że czyta, tak jak nie myśli o tym, że oddycha. Czyli o proces obopólnego pochłaniania – łakomie pochłaniam książkę, która mnie pochłania bez reszty.
Nie jest to specjalnie możliwe w przypadku prozy wysokoartystycznej czy mowy wiązanej, kiedy raczej rozkoszujemy się nie fabułą, ale językiem, pomysłami składniowymi i czym tam jeszcze – taką literaturę dawkujemy sobie jak panaceum na kolokwialność. Zdarza się jednak, że książka pisana „stylem zerowym”, zwłaszcza w przypadku literatury faktu, frapuje samą treścią, czyta się zaiste sama, ba, czasem nawet wbrew woli czytelnika.
Taką książką, której wolałbym nigdy nie przeczytać, ale od której oderwać się nie mogłem, jest omawiana już na łamach „Przeglądu” przez Romana Kurkiewicza „Wojna nuklearna” Annie Jacobsen. Amerykańska gwiazda dziennikarstwa śledczego na podstawie rozmów z wieloma specjalistami od wyścigu zbrojeń, emerytowanymi wojskowymi i politykami, kreśli podtytułowy „możliwy scenariusz” zagłady
Chłopski mopanek w kapitalizmie
Jaki mógł być zamysł narodowego czytania Błoto, dużo błota, siąpi deszcz, wrona przez oko dobija się zapamiętale do „wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania”. Do pługa obok krowy zaprzęgnięta została kobieta, przed nimi, w pierwszej parze, ciągnie dziewczyna i chłopak. Pod parkową ławką moknie, porzucony przez kapryśną dobrodziejkę, do niedawna salonowy piesek Elfik. Na chwilę znalazł ciepło w objęciach tak samo odrzuconej przez bogatą egoistkę Helci. Z zimna, mokrzycy i tęsknoty zachorują i pewno niebawem umrą
Kabanosy w „Dziadach”
Lektura nie jest czynnością zawsze mającą jednakowy przebieg. Być może istnieje jakiś teoretyczny przebieg idealny, ale to raczej mit kultury, weryfikowany na co dzień przez naszą starą, dobrą rzeczywistość. Laboratoryjne, czyli np. wakacyjne warunki, które pozwalają przeczytać w skupieniu jednego dnia całą książkę, zdarzają się naprawdę rzadko. A przecież nawet po lekturze miło jest z książką trochę pobyć, wrócić do ulubionych fragmentów, zrobić notatkę. Takie luksusy mają chyba tylko ci, którzy poślizgną się na lodzie
Specjalny kierowca
Rzecznik prasowy biblioteki w Poznaniu to niekwestionowany mistrz świata. Jako dziennikarz usunięty przez polityczną blokekipę z radia jest nie tylko rzecznikiem mającym wieloletnie kontakty w środowisku kulturalnym Poznania, ale też inteligentnym facetem. I wszyscy go lubią. Kiedy zatem jechałam na konferencję „Kultura czytania”, poumawiał mnie do 150 telewizji, 200 radyj i 78 portali. Albowiem nikt jeszcze nie odmówił niczego rzecznikowi prasowemu biblioteki w Poznaniu. Mężczyzna ten wyznaczył całą trasę, podał numery telefonów do dziennikarzy i zapewnił, że nad wszystkim
Czytanie nie boli
Bardzo dużo pieniędzy na kulturę wydaje się u nas w sposób wariacki Katarzyna Tubylewicz – pisarka (powieści „Własne miejsca”, „Rówieśniczki”), publicystka, tłumaczka literatury szwedzkiej, w latach 2006-2012 dyrektorka Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Właśnie ukazała się publikacja „Szwecja czyta. Polska czyta”, którą przygotowała razem z Agatą Diduszko-Zyglewską z Krytyki Politycznej. Szwedzi mają nas uczyć czytać? Skąd pomysł na publikację zestawiającą stosunek do książki w Szwecji i w Polsce? – Nie chodzi o to, żeby Szwedzi nas uczyli, ale warto









