Tag "dwudziestolecie międzywojenne"

Powrót na stronę główną
Historia

Świece nad socjalistką

Pogrzeb Zofii Praussowej był chyba jedynym w KL Auschwitz 17 i 18 stycznia 1945 r., wobec zbliżającej się ofensywy radzieckiej, rozpoczęła się ostateczna ewakuacja KL Auschwitz. Objęto nią ok. 58 tys. więźniów, w tym 20 tys. z obozu macierzystego i obozu Birkenau oraz ponad 30 tys. z podobozów. Na miejscu pozostawiono niecałe 9 tys. więźniów, w większości krańcowo wyczerpanych i ciężko chorych. W nocy z 17 na 18 stycznia w Birkenau zmarła także więźniarka Zofia Praussowa – jedna z bardziej zasłużonych działaczek Polskiej Partii Socjalistycznej w okresie II Rzeczypospolitej i jedna z pierwszych polskich feministek. Następnego dnia współwięźniarki zorganizowały jej symboliczny pogrzeb. Był to prawdopodobnie jedyny pogrzeb więźnia w historii KL Auschwitz. Zofia Praussowa (z domu Kulesza) urodziła się 3 września 1878 r. w Budzowie koło Radomska w rodzinie ziemiańskiej. Należała do tej części tworzącej się wówczas polskiej inteligencji, która związała się z ruchem socjalistycznym, łączącym hasło walki o niepodległość Polski z programem przebudowy społecznej. Ideałem tej inteligencji stała się – jak to później ujął Stefan Żeromski – „Polska szklanych domów”. Otrzymała staranne wykształcenie, kończąc najpierw gimnazjum w Kazaniu, a następnie Wydział Matematyczny tzw. Kursów Wyższych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zbąszyń, czyli wyciąganie wniosków z historii

Kiedy nastroje społeczne zaczynają być systemowo podniecane i atmosfera gęstnieje, zdawać się może, że wypadki przyśpieszają, mijają się z intencjami sprawców i wystarczy zupełnie w innych okolicznościach niewinna iskra, aby nastąpił wielki wybuch. W marcu 1938 r., w narastającym przeczuciu nieszczęścia władze Polski spanikowały i podjęły decyzję, której zapewne przyklasnęła spora część społeczeństwa, ale która okazała się brzemienna w skutki. Obserwując nastroje panujące w III Rzeszy i stale, zauważalnie pogarszającą się sytuację Żydów, Sejm RP uchwalił ustawę pozbawiającą obywatelstwa wszystkich tych, którzy od powstania państwa przez pięć lat przebywali w sposób nieprzerwany za granicą. Ustawa ta skierowana była przeciw Żydom, obywatelom RP, zamieszkującym teren Rzeszy. Obawiano się ich masowego powrotu i jego następstw ekonomicznych i kulturowych. Dwa dni przed upływem terminu weryfikacji paszportów przez polskie przedstawicielstwa dyplomatyczne Reinhard Heydrich, szef służby bezpieczeństwa Rzeszy, wydał rozporządzenie o natychmiastowym wydaleniu z Niemiec wszystkich polskich Żydów. Nie wiem, jak tę sytuację opisywano w ówczesnych mediach – czy była to „szopka”, „prężenie muskułów”, czy już „wojna hybrydowa”. Kto ciekaw, niech poszpera w archiwalnej prasie. Mam jednak przeczucie, że język opisujący tamte wydarzenia będzie zadziwiająco dla nas zrozumiały. W ciągu kilku dni funkcjonariusze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czy wrzesień mógł być lepszy?

Rocznica największej klęski w polskiej historii Miesiąc, w którym szóste co do wielkości, a zarazem potencjału ludnościowego państwo w Europie, znika z dnia na dzień z mapy, musi skłaniać do refleksji i wszechstronnych analiz. Na naszą klęskę złożyło się wiele elementów, takich jak geopolityka, słabość gospodarcza, karygodne błędy marszałka Piłsudskiego, który w czasie swoich dziewięcioletnich rządów dyktatorskich wyszykował nam armię dobrą do walki w roku 1914, lecz nie w 1939. Na końcu doszły jeszcze błędy dyplomatyczne i polityczne rządzącego Polską trójkąta: prezydenta Mościckiego, marszałka Rydza-Śmigłego i ministra Becka, które sprawiły, że pół roku przed wojną straciliśmy w gruncie rzeczy swoją podmiotowość i staliśmy się krajem w 100% uzależnionym od aliantów. Jak wpadliśmy w pułapkę? Po katastrofie monachijskiej było jasne, że Hitler na zaborze Czechosłowacji nie zakończy swoich podbojów i sięgnie po kolejne ofiary. Jesienią państwo Masaryka i Beneša znalazło się w stanie rozkładu. Jej sąsiedzi, w tym Polska zaspokojona już przyłączeniem Zaolzia, Spisza i Orawy, liczyli na kolejne zdobycze. Przodowali w tym Węgrzy, którzy domagali się dla siebie Słowacji i Rusi Zakarpackiej. Było to w sprzeczności z niepodległościowymi ambicjami księdza Tisy na Słowacji i księdza Wołoszyna na Rusi. O wszystkim miał zadecydować Hitler, który już w październiku 1938 r. skłaniał się ku uderzeniu w następnym roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wolnomyśliciele i esperantyści

Przed wojną na Śląsku antyklerykalne nastroje nie były rzadkie, zwłaszcza wśród młodych robotników Wiosną 1933 r. polskie władze rozwiązały skupiające kilkuset członków (w samym powiecie katowickim prawie 200) Stowarzyszenie Wolnomyślicieli Śląskich z siedzibą w Królewskiej Hucie (dziś Chorzowie). Popularyzowało ono świecką obyczajowość, organizowało liczne pogadanki (w większych miastach przychodziło na nie do 100 osób), a nawet popularne niedzielne wycieczki, w których brały udział całe rodziny. Prelegentami byli albo goście ściągani z Poznania lub Warszawy, albo miejscowi amatorzy samoucy. Prym wśród nich wiódł Jan Kawalec, pochodzący z Zaolzia redaktor PPS-owskiej „Gazety Robotniczej”. Warto wspomnieć, że korzenie stowarzyszenia sięgały Związku Wolnomyślicieli, który działał na Górnym Śląsku w okresie „burzy i naporu” lat 1918-1921. Stowarzyszenie zostało rozwiązane pod pretekstem „infiltracji komunistycznej”, nader często wykorzystywanym przez władze do pozbywania się niepokornych organizacji lewicowych, choć w rzeczywistości liczba komunistów w całym województwie nie przekraczała wówczas 200 osób. Pałeczkę po nim przejął jednak, założony z inicjatywy działaczy PPS, śląski oddział Polskiego Związku Myśli Wolnej, propagujący m.in. idee świadomego macierzyństwa i świeckiej szkoły. Łatwo się domyślić, jaka była reakcja lokalnej hierarchii kościelnej. O tym, że antyklerykalne nastroje nie były rzadkie, zwłaszcza wśród młodych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Nowa Huta i przedwojenni fachowcy

Nikt nie pytał o legitymację, szukano specjalistów Nowa Huta – jeden z najbardziej znanych przykładów wielkiej powojennej industrializacji Polski. Kiedy 72 lata temu, 23 czerwca 1949 r., w podkrakowskiej wsi Mogiła rozpoczęto budowę huty, niewielu było w stanie wyobrazić sobie ogrom inwestycji i osiedli mieszkaniowych pomyślanych jako jej integralna część. Nowa Huta, kiedyś uznawana pod Wawelem za ciało obce, to dzisiaj wielka dzielnica Krakowa, bez której nie byłby on tym, czym jest. Drukujemy fragment wydanej przez PRZEGLĄD książki Leszka Konarskiego „Nowa Huta – wyjście z raju”. Tysiące młodych ludzi, przeważnie z bardzo biednych wsi, przybywało do Nowej Huty, aby tu uczyć się zawodu. Natomiast dyrektorami, którzy kierowali budową miasta i kombinatu metalurgicznego, byli przedwojenni inteligenci, absolwenci znanych polskich uczelni, świetni fachowcy. Jan Anioła, pierwszy dyrektor kombinatu w latach 1949-1954, to oficer polskich sił zbrojnych na Zachodzie, który w 1946 r. wrócił ze Szkocji, aby odbudowywać Polskę. Następny dyrektor naczelny w latach 1954-1956, czyli w okresie największego stalinizmu, Antoni Czechowicz, był przedwojennym działaczem Stronnictwa Narodowego. Studia ukończył w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, w czasie II wojny światowej był żołnierzem 3. Wileńskiej Brygady AK, uczestnikiem operacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czystki etniczne, pogromy, okrucieństwo

Ludobójstwo ukraińskich i chorwackich nacjonalistów Po I wojnie światowej powstało wiele nowych państw, które utworzono na gruzach rozpadających się imperiów. Jednym z nich było Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS), które miało jednoczyć na zasadzie równouprawnienia narody południowosłowiańskie. Szybko się okazało, że wspólny twór państwowy służy wzmocnieniu wpływów politycznych dominujących Serbów, a dążenia innych narodów do autonomii w ramach SHS są przez nich tłumione. W odpowiedzi na zabójstwo w parlamencie w Belgradzie 20 czerwca 1928 r. trzech działaczy Chorwackiej Partii Chłopskiej, w tym jej lidera, Stjepana Radicia, król Aleksander I rozwiązał parlament i zawiesił obowiązywanie konstytucji. Oznaczało to kres demokracji i nastanie dyktatury. W 1929 r. powstała sprzeciwiająca się serbskim rządom organizacja Ustaša – Chorwacki Ruch Rewolucyjny. Jej liderem był Ante Pavelić, były poseł do parlamentu SHS z ramienia Chorwackiej Partii Prawa. Zapowiadał on walkę o niepodległość Chorwacji, która miała być prowadzona przy użyciu wszelkich metod, także terrorystycznych. Sprzymierzeńcami ustaszy w tej walce była Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna (WMRO), której przewodził Iwan Michajłow. Akcje terrorystyczne Wśród ważniejszych akcji ustaszy wymienia się zabójstwo jugosłowiańskiego dziennikarza Antona Ślegla w 1929 r., zamachy bombowe, m.in. na koszary żandarmerii w Zagrzebiu z grudnia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Z „Wieczoru” do „Czerwoniaka”

Kariera Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Kiedy warszawiacy wyrywali gazeciarzom egzemplarze „Wieczoru” z odcinkami „Znachora”, w mieszkaniu Tadeusza Dołęgi-Mostowicza przy Piusa XI telefon numer 9-72-74 dzwonił bez ustanku. Ledwie rozłączyli się producenci filmowi, już o poufną rozmowę prosili wydawcy największych polskich gazet. Oczywiście chodziło im o to, żeby podkupić najpopularniejszego polskiego pisarza, skłonić go, aby porzucił „Wieczór”, którego wydawcy, nie dysponując ogromnym kapitałem, nie mogli uczynić ze swojej gazety pisma o zasięgu ogólnopolskim, trafiającego nie tylko do wszystkich regionów kraju, ale i do wszystkich jego klas społecznych. Ogólnopolski czytelniczy entuzjazm czy może nawet histeria, jaka rozpętała się za sprawą „Znachora”, spowodowały, że teraz wielcy wydawcy nie chcieli odpuścić. W tych negocjacjach mniejsi szybko odpadli, liczyło się tylko dwóch graczy. Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny”, zwany „Ikacem”, oraz warszawski „Kurier Czerwony”, powszechnie określany jako „Czerwoniak”, wydawany przez wielki i bajecznie bogaty koncern Dom Prasy, codziennie w dwóch edycjach: porannej (z nadtytułem „Dzień Dobry”) i wieczornej („Dobry Wieczór”). (…) Gazety konkurowały ze sobą na polu sprzedaży i reklamy, jednak nie było między nimi zasadniczych różnic politycznych. Obie szczyciły się bezpartyjnością, co oznaczało, że bezwzględnie popierały sanacyjne rządy. Szukanie pozytywów Mostowicz w końcu wybrał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Rokosz zwany zamachem majowym

Narodziny, rządy i upadek reżimu sanacyjnego Kryzys parlamentaryzmu, którego sygnały można było dostrzec w końcu XIX w., spowodował, że już na początku lat 20. XX w. zaczęły się pojawiać w państwach Europy Środkowej i Wschodniej wojskowe i cywilne dyktatury. Uchwalona w Polsce konstytucja z 17 marca 1921 r., wzmacniając władzę parlamentu i osłabiając przy tym władzę wykonawczą, mimowolnie ułatwiła przewrót majowy. Na przełomie lat 1925 i 1926 odtworzyła się centroprawicowa koalicja (endecja, PSL „Piast”, chadecja), do której dołączyła Narodowa Partia Robotnicza. Kluby centroprawicy w lutym i marcu 1926 r. zgłosiły projekty zmian ordynacji wyborczych do Sejmu i Senatu. Ich uchwalenie mogłoby ułatwić stworzenie większości uprawniającej do rządzenia państwem. Pod koniec kwietnia 1926 r. kluby centroprawicy i NPR zaproponowały ponadto zmianę sposobu rozwiązywania parlamentu. Na gruncie nowego prawa wyborczego prawica i centrum, zapewniając sobie większość w Sejmie, sprawiłyby, że system rządów parlamentarnych mógłby poprawnie funkcjonować. Z kolei zmiany w uprawnieniach prezydenta i Senatu skutkowałyby powstaniem realnej możliwości odwoływania się do decyzji wyborców, gdyby większość sejmowa nie była w stanie poradzić sobie z rządzeniem państwem. Wejście w życie tych propozycji prawicy i centrum spowodowałoby, że lewica i mniejszości narodowe utraciłyby możliwość sformowania większości,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.