Z „Wieczoru” do „Czerwoniaka”

Z „Wieczoru” do „Czerwoniaka”

z archiwum rodzinnego Emilii Mostowicz

Kariera Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Kiedy warszawiacy wyrywali gazeciarzom egzemplarze „Wieczoru” z odcinkami „Znachora”, w mieszkaniu Tadeusza Dołęgi-Mostowicza przy Piusa XI telefon numer 9-72-74 dzwonił bez ustanku. Ledwie rozłączyli się producenci filmowi, już o poufną rozmowę prosili wydawcy największych polskich gazet. Oczywiście chodziło im o to, żeby podkupić najpopularniejszego polskiego pisarza, skłonić go, aby porzucił „Wieczór”, którego wydawcy, nie dysponując ogromnym kapitałem, nie mogli uczynić ze swojej gazety pisma o zasięgu ogólnopolskim, trafiającego nie tylko do wszystkich regionów kraju, ale i do wszystkich jego klas społecznych. Ogólnopolski czytelniczy entuzjazm czy może nawet histeria, jaka rozpętała się za sprawą „Znachora”, spowodowały, że teraz wielcy wydawcy nie chcieli odpuścić. W tych negocjacjach mniejsi szybko odpadli, liczyło się tylko dwóch graczy. Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny”, zwany „Ikacem”, oraz warszawski „Kurier Czerwony”, powszechnie określany jako „Czerwoniak”, wydawany przez wielki i bajecznie bogaty koncern Dom Prasy, codziennie w dwóch edycjach: porannej (z nadtytułem „Dzień Dobry”) i wieczornej („Dobry Wieczór”). (…) Gazety konkurowały ze sobą na polu sprzedaży i reklamy, jednak nie było między nimi zasadniczych różnic politycznych. Obie szczyciły się bezpartyjnością, co oznaczało, że bezwzględnie popierały sanacyjne rządy. Szukanie pozytywów Mostowicz w końcu wybrał „Czerwoniaka”. Do warszawskiej redakcji miał blisko, a redaktorów tej gazety znał osobiście, bo próbowali go zwerbować do współpracy, jeszcze kiedy był początkującym, błyskotliwym felietonistą „Rzeczpospolitej”, i co jakiś czas, po kolejnych pisarskich sukcesach, ponawiali propozycję, podnosząc stawki oferowanych honorariów. Ile mogli mu zaproponować teraz? Tu znów konkretów nie znamy, ale można przypuszczać, że w porównaniu z tym, ile za powieść płacił „Wieczór”, więcej o jakiś rząd wielkości. Oczywiście kiedy w końcu Mostowicz podziękował kolegom z „Wieczoru” i koncernu „Zjednoczenie” za kilkuletnią współpracę i oznajmił, że przechodzi do „Czerwoniaka”, pojawiły się głosy, że Dołęga się sprzedał, że myśli już wyłącznie o pieniądzach, a wszelkie sprawy wyższej rangi nie mają dla niego znaczenia. Przejście z koncernu jawnie endeckiego (choć po rozstaniu z oenerowskim „ABC” dość umiarkowanego) do jawnie wspierającego rządy sanatorów Domu Prasy nazywano oczywiście zdradą i przypisywano w związku z tym Mostowiczowi najniższe możliwe motywacje. Ale Mostowiczem nie kierowały wyłącznie kwestie finansowe. Zaprzysięgłym endekom z „Wieczoru” trudno było zrozumieć, że pisarzowi już dawno jest z nimi nie po drodze. Że wielokrotnie deklarowany przez kolegę dystans do ich formacji nie jest ani marketingową sztuczką, ani retorycznym chwytem. (…) Tymczasem przed Mostowiczem otworzyła się perspektywa docierania ze swoim przekazem do najszerszej publiczności i, bez najmniejszej przesady, odegrania doniosłej roli w kulturalnym i społecznym awansie ogromnych mas rodaków. Współdziałanie z „Czerwoniakiem”, a niech będzie, że i z sanacyjnymi rządami, dawało gwarancję efektów w zupełnie innej skali niż współpraca z regionalną popołudniówką. Poza tym endecja i sanacja nie były już takie jak kiedyś. W tej pierwszej zniknęła niemal całkowicie demokratyczna retoryka, panaceum na wszelkie bolączki kraju miała być zaś rozprawa z Żydami. A rządy pułkowników po śmierci marszałka Piłsudskiego co prawda ku demokracji się nie zwróciły, ale zaczęły realizować, początkowo skromne, plany modernizacji kraju: budowę ciężkiego przemysłu, sieci dróg, motoryzacji, elektryfikacji. W czerwcu 1936 r. wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski ogłosił plan czteroletni rozwoju Polski, rozpoczęto tworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego, budowę od fundamentów dziesiątek fabryk i zakładów przemysłowych. Dla Dołęgi-Mostowicza, zmęczonego już pozycją kontestatora i krytyka krajowych porządków, były to konkrety budzące nadzieję na to, że coś się w Polsce zacznie zmieniać na lepsze. (…) Klapa Pierwsza powieść Mostowicza w „Czerwoniaku”, zatytułowana „Ich dziecko”, była poprzedzona szumnymi zapowiedziami jako największe wydarzenie literackie sezonu. W gazecie ukazał się pełen egzaltacji wywiad-reportaż z gabinetu przy Piusa XI, w którym pisarz wystylizowany został na cyzelującego każde zdanie koryfeusza literatury i mędrca w stylu Tomasza Manna. „Jak wygląda warsztat, w którym powstała ta powieść? – zgodnie z ówczesną konwencją pyta retorycznie dziennikarz. – Jak wyglądają kulisy jej powstania od niezapisanej kartki papieru do równych linijek druku? Czy autor zdradzi nam ten sekret?” (…) Tu ujawniła się jeszcze jedna korzyść Dołęgi z porzucenia „Wieczoru” na rzecz „Czerwoniaka”. Dziennikarze tej drugiej gazety byli jednocześnie specjalistami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 21/2021

Kategorie: Kultura