Tag "dystynkcja"

Powrót na stronę główną
Opinie

Paradoks wspierania systemu przez jego ofiary

Dlaczego ludzie skłonni są popierać porządek o zabarwieniu antygodnościowym i autorytarnym, który szczególnie uderza w tych spauperyzowanych? Prof. zw. dr hab. Elżbieta Czykwin jest pedagogiem i socjologiem, kierownikiem Katedry Pedagogiki Dorosłych i Socjologii Edukacji Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, autorką wielu książek i artykułów, w tym wielokrotnie wznawianego „Stygmatu społecznego” (PWN) czy prac „Wstyd” (Impuls) oraz „Anders Breivik. Między dumą a wstydem” (Scholar) To swoisty paradoks, że w USA, gdzie połowa wszystkich dóbr znajduje się w rękach 1% Amerykanów, prawie połowa społeczeństwa podziela przekonanie, że obowiązujący system jest w swojej istocie sprawiedliwy. W Polsce aktualny system uzyskuje poparcie ok. 34%, głównie tych najbiedniejszych, z małych miast, niewykształconych czy emerytów. To w nich szczególnie uderzają drożyzna, korupcja, wykluczenie komunikacyjne, deficyt mieszkań, skutki niekompetencji rządzących, ewidentnie kłamliwy i niespójny przekaz, niespełnione obietnice, uwiąd służby zdrowia, szkolnictwa czy sądownictwa. Bardziej ogólnie: dlaczego ludzie skłonni są popierać porządek o zabarwieniu antygodnościowym i autorytarnym, który szczególnie uderza w tych spauperyzowanych? Źródła i przyczyny Ponieważ mamy do czynienia z tendencją do nierealistycznego, usprawiedliwiającego wizerunku zastanego status quo, odpowiedzi szukać należy u psychologów społecznych. I można tę odpowiedź zrekonstruować następująco: większości ludzi świat społeczny jawi się na wzór

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Cisza – ustawienie fabryczne

Kiedy myślimy o ciszy, myślimy o niej jako o wartości. Utożsamiona ze spokojem, wolnym czasem, odpoczynkiem – reprezentuje jakieś lepsze życie. Ale to ustawienie fabryczne, tak nam mówią popkultura i przemysł coachingowy: cisza jest szlachetna, to luksus. W domyśle: cisza jest klasowa – majętni wybierają ciche kurorty, ubodzy imprezowe letniska; hałaśliwe pospólstwo kontra powściągliwe profesory. Albo przynajmniej klasa średnia żująca z zamkniętymi oczami rodzynkę, żeby spotkać się z własną uważnością. Uważność jest męcząca. Nie wiem, czy jeszcze chcemy być bardziej uważni. Przez większość czasu i tak jesteśmy czujni jak sarny – na ulicy, w internecie, w banku, w autobusie, w tekście, w obcowaniu z bliźnim. Patrząc na swobodę dzieci, przypominam sobie, że to nie uważność pozwala nam na relaks, ale nieuważność. Niezbyt uważne dbanie o własność, gubienie na każdej ławce „sweterków” i czapek na lodowisku. Tracenie czasu (żeby umieć go dzisiaj tak tracić, żeby był z tego – jak wtedy – czysty zysk!) i głowy, komfort pozwalania sobie na nieuważność tyko dlatego, że istniały jeszcze miejsca, w których czuliśmy się bezpiecznie. Ostatecznie komuś zależało na naszym życiu bardziej niż nam – to już potem się nie powtórzyło, prawda? Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 34/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Barbie u czarodzieja

Ostatni raz widziałam lalki w poczekalni u czarodzieja. Leżały na korytarzu w kartonowych pudłach – większość na golasa. Sterczały im biednie sfilcowane włosy. Niektóre w ogóle nie miały głowy, inne zachowały nawet cekinowy strój albo suknię z naderwaną falbanką. Był deszczowy styczeń, przyszłam do czarodzieja z bólem kręgosłupa – na akupunkturę. Ludzi przygnały tam różne bolączki: migrena, zaniemówienie, spuchnięta ręka, utrata równowagi, śmierć przyjaciela, ból i smutek. Matki przywiozły na wózkach bardzo chore dzieci. A i tak najsmutniejsze wydawały się lalki – inscenizowały zbiorowe pochówki w rozklejonych kartonach i złośliwie odgrywały nasze defekty. Siedziałam przy nich schowana za gazetą. Próbowałam bronić się przed taką sobą, nazywając czarodzieja czarodziejem, wciągając zapach kadzidła (klasyk), popatrując ironicznie na kryształy. W końcu nieczęsto odwiedza się takie miejsca. Ale jakaś wymuszona była ta ironia i jakaś klasowa. Z pudła dochodził charakterystyczny zapach lalek z gumy. Leżące tam Barbie nie miały na sobie żadnego różu, kolor ich skóry przypominał manekiny do testów zderzeniowych. A uśmiechy wypadały ponuro i sztucznie, jak słynny Pan Am Smile – uśmiech stewardes z linii lotniczych Pan American World Airways. Coś, co w dzieciństwie było najpierw zbyt kosztownym pomysłem na szczęście,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Więcej wilków, żadnych myśliwych, innych mediów

Badacze polskiej odległej przeszłości, czyli lat 80. minionego wieku, znają hasło z murów: „Telewizja kłamie”. Ale przecież jest tak, że jak tamta kłamała, tak ta kłamie jeszcze bardziej, a właściwie wszystkie media kłamią nieustannie. Formuła niekontrolowanej prywatności, brak standardów i możliwości ich weryfikowania stawiają nas, odbiorców, społeczeństwo, na przegranej pozycji. Świat mediów sam z siebie (podobnie jak większość lub wszystkie inne władzopochodne środowiska – medyczne, edukacyjne, policyjne, sądownicze, biznesowe) nie lubi być autokrytyczny, nie traci czasu na namysł nad sobą, nad tym, co stanowi tu cel, jakie są reguły, jakie konsekwencje ma takie, a nie inne uprawianie tej formy zarabiania. Kiedy przed paroma laty przetłumaczono niewielką, ale klasyczną książeczkę jednego z najwybitniejszych współczesnych socjologów, Pierre’a Bourdieu, „O telewizji. Panowanie dziennikarstwa”, to w mediach nie przetoczyła się żadna istotna albo jakakolwiek debata nad jej treścią. Media i ich wyrobnicy zajęci byli nieprzerywalnym procesem produkcji informacji zbędnych, powtarzalnych, durnych, nieznaczących – taśma musi się przesuwać. Gazety żyły kiedyś jeden dzień, dzisiaj informacja obumiera po sekundach, cyfrowy lewiatan wyrzyguje z siebie towar na okrągło, 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. Analiza Bourdieu dotyczyła ogromnej władzy dzierżonej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.