Tag "Fundusz Sprawiedliwości"

Powrót na stronę główną
Kraj

Hejter za kratami

Początek końca obrzydliwej kariery politycznej Dariusza Mateckiego

Po 15 miesiącach od przejęcia władzy w Polsce przez Koalicję 15 Października Dariusz Matecki trafił wreszcie za kratki. Nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem, bo ciemne chmury nad współpracownikiem Zbigniewa Ziobry zbierały się od dawna, nawet zbyt dawna, niektórzy już narzekali na opieszałość prokuratury. Zatrzymanie posła PiS nie ma związku z tragiczną śmiercią syna posłanki Magdaleny Filiks, ale data jest symboliczna. Aresztowanie nastąpiło 8 marca, czyli w drugą rocznicę pogrzebu Mikołaja Filiksa i w dzień jego 18. urodzin, których nastolatek nie doczekał…

Jednak nawet kajdanki na rękach i obstawa funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie starły z twarzy Mateckiego bezczelnego uśmiechu. Co było do przewidzenia, spodziewający się zatrzymania Matecki odegrał martyrologiczny spektakl dla ciemnego ludu o niewinnym pośle opozycji, ojcu malutkiego dziecka, oraz brutalnym reżimie Donalda Tuska. Wkrótce pojawią się doniesienia z aresztu o torturach, takich jak brudny koc, duszna cela, utrudnianie modlitwy czy monotonne posiłki.

Pół miliona za fikcyjną pracę

To Magdalena Filiks nagłośniła sprawę fikcyjnego zatrudnienia Mateckiego w Lasach Państwowych i inne nadużycia, których mieli się dopuścić politycy Solidarnej/Suwerennej Polski. Współpracownik Zbigniewa Ziobry wpadł w szał. Posłanka miała w LP informatora, który ostrzegł ją, że odbyło się spotkanie, na którym padło stwierdzenie: „Musimy tę szmatę uciszyć”. Wkrótce pisowski redaktor naczelny Radia Szczecin Tomasz Duklanowski poinformował o aferze pedofilskiej w szeregach szczecińskiej Platformy Obywatelskiej. Ofiarą miało być „dziecko znanej parlamentarzystki”. Żadnej afery jednak nie było, pedofil bowiem siedział od roku w więzieniu. Powodu do nagłaśniania sprawy również zatem nie było. Tego samego dnia, gdy Duklanowski podał „newsa”, do boju ruszył Matecki. Zaczął atakować PO za rzekome tuszowanie afery. W mediach społecznościowych zamieścił zdjęcie Magdaleny Filiks ze skazanym, któremu zasłonił oczy ciemnymi okularami w różowych oprawkach, i podpisał bezczelnie: „Cześć Magdalena Filiks. Kolega stracił oczy, chociaż w rejestrze (pedofilów – przyp. A.S.) będzie bez okularów”.

Było to wyjątkowo obrzydliwe. Ludzie szybko ustalili, kim byli pedofili i jego ofiara, 15-letni Mikołaj. W internecie rozpętano nagonkę. Podjudzeni m.in. przez Mateckiego hejterzy zaczęli obrzucać Filiks błotem, oskarżając ją, że ułatwiła pedofilowi wykorzystanie syna. Te same brednie powtarzali politycy PiS. Chłopak nie wytrzymał psychicznie. Wkrótce po upublicznieniu sprawy, kilkanaście dni przed 16. urodzinami, popełnił samobójstwo.

Matecki prawdopodobnie nigdy nie odpowie za przyczynienie się do śmierci Mikołaja (prokuratura umorzyła śledztwo), ale za inne przestępstwa być może trafi do więzienia na długie lata. Z sześciu zarzutów, jakie usłyszał w prokuraturze, dwa dotyczą fikcyjnego zatrudnienia w Lasach Państwowych. Ziobrysta ukradł w ten sposób prawie pół miliona złotych (o szczegółach pisaliśmy w artykule „Złodziejskie trofea”, „Przegląd” nr 10/2025). Pozostałe zarzuty też dotyczą złodziejstwa. Matecki z kumplami kradli pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Fundusz Meganiesprawiedliwości

Ofiara brutalnego gwałtu bez pomocy Ziobry i Wójcika

Daria nie jest księdzem O. i nie wypędzała demonów salcesonem. Została jedynie zgwałcona. Dla niej Fundusz Sprawiedliwości był funduszem niesprawiedliwości i krzywdy.

Od dłuższego czasu jednym z najgorętszych tematów w Polsce jest Fundusz Sprawiedliwości. Media opisują kolejne sensacyjne wątki dotyczące wyprowadzania milionów złotych. Prokuratura prowadzi rozmaite działania, a do opinii publicznej docierają nowe rewelacje. W tym zgiełku zapomnieliśmy o głównym celu istnienia Funduszu Sprawiedliwości – powstał on po to, by wspierać ofiary przestępstw.

W 2016 r. Daria miała zaledwie 23 lata. Była wesoła, ufna, pełna energii i planów na przyszłość – dopiero wkraczała w dorosłość. Dziś jest zupełnie inną osobą. I wcale nie dlatego, że minęło osiem lat. Wydarzenia z tamtego roku odcisnęły niezatarte piętno na jej ciele i umyśle. Jej codzienność wypełniają problemy zdrowotne: uszkodzony kręgosłup, pęknięta miednica, poważny uraz nogi, który utrudnia chodzenie, a także nawracające napady padaczkowe – skutek uderzenia głową o betonowe płyty chodnika. Do tego konieczność noszenia ortopedycznych pasów stabilizujących i perspektywa kolejnej, trudnej operacji kręgosłupa. Ta suma urazów sprawiła, że Daria nie jest w stanie normalnie pracować, żyje w ciągłym bólu i potrzebuje stałej rehabilitacji oraz specjalistycznej opieki medycznej.

Spotkanie z potworem

Cofamy się do 2016 r. Daria jechała pociągiem. Jak to w pociągu – pasażerowie ze sobą rozmawiali. Wśród nich był Robert K. Wydawał się bardzo życzliwy. Oboje wysiadali w Zabrzu. Ona nie znała miasta, on tak. Powiedział, że ją odprowadzi. Daria nie podejrzewała niczego złego, gdy Robert K. zaproponował, że wskaże jej drogę. W pewnym momencie znaleźli się obok jego mieszkania. Przy bramie wejściowej mocno chwycił Darię, zaciągnął do siebie i zaryglował drzwi. Kiedy protestowała, uderzył. Rzucił na łóżko, zdarł z niej ubranie i brutalnie zgwałcił. Na jednym gwałcie nie poprzestał. Daria została przez niego zgwałcona wielokrotnie. Jej koszmar trwał wiele godzin.

W pewnym momencie oprawca pozostawił ją samą. Daria podbiegła do okna, otworzyła je i całkiem naga wyskoczyła na zewnątrz. Było styczniowe popołudnie. Spadła na betonowe płyty chodnika. Leżącą kobietę ktoś znalazł, okrył kocem i wezwał pogotowie. Uderzając o chodnik, Daria odniosła potworne obrażenia. Złamała miednicę, w tym kość łonową i krzyżową. Doznała poważnych urazów kręgosłupa. Połamała nogę, co do dziś uniemożliwia jej normalne poruszanie się. Cierpi na padaczkę, będącą następstwem urazów głowy i kręgosłupa.

Bandzior w galerii

Roberta K. zatrzymano na terenie galerii handlowej w Katowicach. Był agresywny. Stawiał opór, za co później usłyszał dodatkowe zarzuty.

Do gwałtu się nie przyznawał. Twierdził, że Daria uprawiała z nim seks dobrowolnie. „Nie rozumiem, dlaczego ta pani nago wyskoczyła z okna. Chyba jej coś odbiło”, tłumaczył.

Sąd nie dał wiary opowieści, że Darii coś „odbiło”. Skazał Roberta K. na 17 lat więzienia. Sąd odwoławczy zmniejszył tę karę do 13 lat odsiadki. Daria uważa, że potworowi jest dziś lepiej niż jej. Ma wikt i opierunek. Państwo łoży na jego utrzymanie. A na jej utrzymanie? Nie bardzo.

Ze względu na brutalność czynu sprawa stała się głośna. Nie co dzień zdarza się, by kobieta skakała z okna, ratując się przed gwałcicielem. W dodatku okazało się, że jej oprawcą był człowiek, który powinien przebywać za kratami. Robert K. już wcześniej został skazany za gwałt, również bardzo brutalny. Sąd udzielił mu trzymiesięcznej przerwy w odbywaniu kary, aby mógł poddać się operacji oka. Na zabieg leczenia jaskry K. nigdy jednak nie dotarł.

Ziobro reaguje

Ministrem sprawiedliwości był wtedy Zbigniew Ziobro. Zorganizował konferencję prasową. Powiedział, że kazał przeprowadzić kontrolę, która stwierdziła poważne nieprawidłowości w działaniu dyrekcji Zakładu Karnego w Kluczborku, gdzie Robert K. był osadzony, i w działaniu sądu penitencjarnego, który udzielił przestępcy przerwy w odbywaniu kary. Dyrektor więzienia oraz jego zastępca zostali zdymisjonowani. Ziobro zapowiedział, że wszczęte zostanie postępowanie dyscyplinarne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Minister przestępczości

Zbigniew Ziobro miał czuwać nad przestrzeganiem porządku i sprawiedliwości, a zamiast tego stał się symbolem złodziejstwa, tuszowania przestępstw i nadużywania władzy

Ciemne chmury zbierają się nad Zbigniewem Ziobrą, który prawdopodobnie zostanie przez policję doprowadzony siłą przed sejmową komisję śledczą ds. Pegasusa. Będzie to widowisko, jakiego Wiejska  jeszcze nie widziała. Najpierw jednak Sejm musi przegłosować wniosek o odebranie immunitetu byłemu ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu, co wydaje się formalnością. Z drugiej strony Ziobro, skoro – jak twierdzi – nie ma nic do ukrycia, powinien się stawić dobrowolnie, ale cwani posłowie PiS skierowali do upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z ustawą zasadniczą uchwały powołującej komisję śledczą. Trybunał Julii Przyłębskiej, z prokuratorem PRL i byłym posłem PiS Stanisławem Piotrowiczem w składzie, podzielił mętne wywody polityków partii Jarosława Kaczyńskiego, że zakres działania komisji śledczej został „skonstruowany niepoprawnie z punktu widzenia logiki”. Ziobro z kolei najpierw twierdził, że jest ciężko chory i nie może przybyć do Sejmu. Gdy się okazało, że jego stan zdrowia pozwala na udział w pracach komisji, zmienił front, argumentując, że wedle wyroku TK komisja nie istnieje, ale jak zostanie powołana zgodnie z prawem, chętnie się stawi, by złożyć zeznania, „bo pokażą one, jak wiele zrobiłem, by Polacy mogli czuć się bezpieczniej”.

Nielegalna inwigilacja

W sprawie Pegasusa działa też prokuratura. W lutym br. Adam Bodnar powołał zespół doświadczonych śledczych w Mazowieckim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie. Już samo przydzielenie tej wyspecjalizowanej jednostce do zwalczania najpoważniejszej przestępczości kryminalnej prowadzenia śledztwa w sprawie zakupu i nielegalnego wykorzystywania cyberbroni świadczy o powadze sytuacji. A poszkodowanych może być nawet kilkaset osób. Są wśród nich m.in. europoseł Krzysztof Brejza, poseł i adwokat Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek, były prezydent Sopotu, obecnie poseł, wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jacek Karnowski, cieszący się powszechnym szacunkiem były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak, posłanka Magdalena Łośko, lider Agrounii, a teraz wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, jedna z liderek Strajku Kobiet Klementyna Suchanow, dziennikarz Tomasz Szwejgiert, który napisał książkę o Mariuszu Kamińskim.

Za pomocą Pegasusa szpiegowano również ludzi związanych z obozem PiS: byłego posła Mariusza Antoniego Kamińskiego, byłego wpływowego rzecznika partii Adama Hofmana, byłego ministra skarbu Dawida Jackiewicza oraz Katarzynę Kaczmarek, żonę słynnego „agenta Tomka”, który stał się wrogiem PiS.

Pegasus to zabójcza broń.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Co może Kaczyński?

PiS weszło w etap wojen wewnętrznych. To nieuniknione

PiS wchodzi w jesień 2024 r. z poczuciem nadchodzącej burzy. Ona jest nieuchronna, pytanie tylko, jak długo potrwa i jak będzie wyglądała scena polityczna po jej przejściu. Jak będzie wyglądało PiS.

Pomruki tej burzy słyszymy codziennie. Mamy kolejne pyskówki na linii Mariusz Błaszczak-Marcin Mastalerek, czyli prawa ręka Kaczyńskiego kontra prawa ręka Dudy. Mamy gry wokół Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło i Patryka Jakiego… To nie może się skończyć ot tak sobie. W PiS rozpoczyna się wojna domowa. A Kaczyński nie potrafi jej zatrzymać.

Skąd ta wojna? Dlaczego prezes, który twardą ręką trzymał partię, dziś może tak mało?

PESEL

Przyczyny są oczywiste. I zaczynają się na literę P. Wyliczmy je: PESEL prezesa, prokurator i pieniądze (bo jedni je mają, a drudzy – nie).

Biologii nie oszukasz. Jarosław Kaczyński to rocznik 1949, ma 75 lat. W polskiej polityce jest to wiek bardzo zaawansowany. Spójrzmy: Władysław Gomułka w roku 1970 miał 65 lat, Edward Gierek w 1980 – 67 lat, Tadeusz Mazowiecki w 1989 – 62 lata, a Jan Olszewski w 1991 – 61 lat. Na ich tle Kaczyński to matuzalem. To po pierwsze. Po drugie, każdy widzi, że polityczną formę prezentuje coraz gorszą, mówi coraz bardziej rozwlekle i coraz mniej przekonująco. Widać też, że coraz mniej rzeczy do niego dociera, przez co jest źle poinformowany i podejmuje złe decyzje.

Przykład? Ciągnie PiS w dół sprawa Ryszarda Czarneckiego. A przecież nie musiała. Bo informacji o jego cwaniactwie było aż nadto. Ale gdy wyszło na jaw, jak oszukiwał Unię Europejską, wmawiając unijnym urzędnikom, że podróżował służbowo motorowerem, ba, nawet traktorem, Kaczyński zareagował w sposób rozbrajający. Powiedział, że wcześniej sądził, że to plotki, legendy…

Dlaczego tych plotek nie sprawdził? Nie chciał? Nie potrafił? Nie ma współpracowników, którzy zrobiliby to za niego i którym by ufał? Można więc sądzić, że podobnie podchodzi do innych spraw kadrowych.

Dodajmy do tego jeszcze jeden element – kalendarz polityczny mówi, że następne wybory do Sejmu i Senatu odbędą się w roku 2027. Kaczyński będzie miał wtedy 78 lat. Czy ktoś wierzy, że będzie miał tyle werwy, by ułożyć listy wyborcze i przeprowadzić zwycięską kampanię? A potem mianować premiera i go kontrolować?

Prokuratura

Od 16 sierpnia działa w Prokuraturze Krajowej specjalny pięcioosobowy zespół badający śledztwa polityczne z czasów rządów PiS. Zarówno te prowadzone, jak i umorzone. Na przykład sprawę „dwóch wież”, które Kaczyński planował zbudować na należącej do spółki Srebrna działce w centrum Warszawy.

Poza tym prokuratura aż puchnie od wniosków i prowadzonych śledztw. Do najbardziej medialnych należy sprawa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, w której oskarżony jest jej były szef Michał K. Afera uderza w Mateusza Morawieckiego i jego grupę.

Jest też afera Funduszu Sprawiedliwości. W niej oskarżony został były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski z Suwerennej Polski. No i afera Collegium Humanum i dyplomów MBA. Tu oskarżonymi są Ryszard Czarnecki i jego żona, ale przecież w tle jest rzesza samorządowców, generałów, celebrytów, którzy załatwiali sobie dyplomy.

Rozwija się również afera wokół PKOl i jego szefa Radosława Piesiewicza. A sponsorujące PKOl spółki skarbu państwa nie dość, że wycofują się z umów, to jeszcze zaczynają składać zawiadomienia do prokuratury, związane z dysponowaniem pieniędzmi przekazywanymi PKOl.

Prowadzone są także śledztwa związane z Orlenem. Jest ich zresztą dużo więcej, na konferencji prasowej parę tygodni temu premier Tusk mówił, że Krajowa Administracja Skarbowa w związku z prowadzonymi kontrolami złożyła już 60 zawiadomień do prokuratury, a suma wyłudzeń sięga 3,2 mld zł. I to nie koniec.

Dla polityków PiS sytuacja jest więc z gatunku nie znasz dnia ani godziny. Nie wiedzą, do kogo teraz zapuka prokurator. W kogo uderzy. W jaką frakcję. W ten sposób, można rzec, prokuratura kształtuje układ sił wewnątrz PiS…

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Zabiorą, nie zabiorą?

Wojciech Hermeliński, były szef PKW: Sprawozdanie PiS powinno zostać odrzucone.

Czy PKW przyjmie, czy odrzuci sprawozdanie finansowe PiS za kampanię 2023 r.? Decyzję w tej sprawie komisja miała podjąć najpierw 11 lipca, potem 31 lipca, teraz przesunęła termin na 29 sierpnia. Tłumacząc, że czeka na dosłanie z instytucji państwowych kolejnych dokumentów. Te są dosyłane. Do PKW trafiają też materiały niezamawiane przez nią. To setki stron – z kancelarii premiera, z ministerstw, z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), z NIK i z prokuratury. I co w związku z tym?

Przerosła moje wyobrażenia.

Miejmy świadomość, że zarówno te dokumenty, jak i decyzja PKW będą dotyczyć tylko cząstki aktywności PiS, ograniczonej do okresu kampanii wyborczej i działań z nią związanych. PKW bada, czy kampania wyborcza była czysta, czyli jak partie wydatkowały pieniądze, które mogą pochodzić jedynie z konta funduszu wyborczego. Druk każdego plakatu musi być udokumentowany itd. Reszta grabienia państwa – wyprowadzanie pieniędzy przez instytucje państwowe, państwowe zakupy z cenami z sufitu, zatrudnianie swoich na fikcyjnych etatach i milionowych umowach, dotacje, granty, przekazywanie państwowych pieniędzy na różne fundacje – to inny obszar.

Jak wielki, mówił o tym premier, a kilka dni później szef Krajowej Administracji Skarbowej Marcin Łoboda: „Około 100 mld to kwota objęta audytem. To jest kwota, która powinna zostać sprawdzona. Czy to jest duża skala? Ona przerosła moje wyobrażenie, to jest oczywiste”. Łoboda poinformował, że jeśli chodzi o KAS, „jest już 56 zawiadomień do prokuratury na kwotę 3,4 mld zł”. I dodał: „Jest 5 mld nieprawidłowości, które już stwierdziliśmy”.

W tej dynamicznej sytuacji każdy dzień przynosi nowe odkrycia. To efekt działań prokuratury i służb. Pojawiają się również następni sygnaliści. Sensacją ostatnich dni było wydanie listu gończego za byłym prezesem Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michałem K. Jak powiedział rzecznik Prokuratury Krajowej prokurator Przemysław Nowak, w toku prowadzonego przez Śląski Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej śledztwa dotyczącego nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS) uzyskano materiał dowodowy pozwalający sporządzić zarzuty brania udziału w zorganizowanej grupie przestępczej oraz przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wobec dwóch kolejnych osób: Michała K. i Pawła Sz.

O sprawie RARS media piszą od paru tygodni. Po pierwsze, dotyczy ona człowieka związanego z Mateuszem Morawieckim. Po drugie, sumy, które RARS wydawała (i przepłacała), były imponujące. Agencja handlowała m.in. ze spółkami Pawła Szopy, zajmującego się produkcją tzw. odzieży patriotycznej pod marką Red is Bad. Spółki Szopy dostarczyły RARS choćby agregaty prądotwórcze, kupione w Chinach za 69 mln zł, za które dostały od RARS 350 mln zł. A to tylko jedna z transakcji.

Podsumowując te i inne działania RARS, Andrzej Stankiewicz w „Newsweeku” pisał: „Dziś wiadomo, że złodziejstwo w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych za czasów Kuczmierowskiego i Morawieckiego przekracza wszelkie znane dotąd granice. Złodziejstwo ludzi Morawieckiego może mieć dla PiS znacznie poważniejsze konsekwencje od złodziejstwa ludzi Ziobry”.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Ksiądz Olszewski na mękach

SMS-y od diabła, salceson i sprawa polska.

Jak ojczyzna długa i szeroka, kluby „Gazety Polskiej” oraz aktyw robotniczo-chłopski rodem z PiS i Suwerennej Polski demonstrują przeciwko nieludzkiemu traktowaniu ks. Olszewskiego. Objawy: wymachiwanie zdjęciami ks. Jerzego Popiełuszki oraz transparentami z hasłami „Uwolnić księdza Michała” i „Jeśli przyjdą zniszczyć ten naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”.

Powód: jeszcze narzędzia tortur nie ostygły po pobycie za kratami Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, a Tusk zabrał się do dręczenia kolejnej ofiary. Tym razem padło na ks. Michała Olszewskiego, sercanina parającego się egzorcyzmami, a w przerwach budującego za miliony z Funduszu Sprawiedliwości ośrodek dla ofiar przestępców.

Ponieważ kraj znalazł się nad przepaścią, powiadomiono Komitet Przeciwko Torturom (CAT) przy ONZ, a na 9 lipca przed Sejmem zaplanowano ogólnopolską manifestację przeciw stosowaniu wobec księży ubeckich metod.

Ale po kolei.

Śpiewy w ośrodku.

Całodobowy ośrodek pomocy ofiarom przestępstw miał być wielce innowacyjny: chciano go wyposażyć w studia nagraniowe, reżyserki i serwerownie (koszt: 43 mln), by ofiary mogły pośpiewać i swoje wokalne występy uwiecznić na płytach. Śpiewanie i nagrywanie ma bowiem silne właściwości terapeutyczne, pozwala pobitym i szykanowanym odetchnąć pełną piersią i zapomnieć o traumie. Prokuratura uznała jednak, że ks. Michał Olszewski pod pozorem budowy placówki wyłudził pieniądze z podległego Ziobrze funduszu, następnie zaś je wyprał. Duchowny trafił do aresztu tymczasowego, a jak słusznie zauważył arcykapłan Zjednoczonej Prawicy Jarosław Kaczyński, „jego zatrzymanie nastąpiło w Wielki Czwartek, co bez wątpienia miało wymiar symboliczny”.

Mimo to początkowo nic nie wskazywało, że dojdzie do niepokojów społecznych – ksiądz siedział grzecznie i na nic się nie skarżył. Bomba wybuchła dopiero w czerwcu, gdy politycy Suwerennej Polski zorientowali się, że Fundusz Sprawiedliwości może ich zatopić, i to nie w sensie metaforycznym, ale dosłownie, bo jeśli zarzuty dotyczące wykorzystania w kampanii wyborczej środków z funduszu zostaną potwierdzone wyrokiem, zwyczajnie pójdą na dno. A choć śpiewy w ośrodku dla ofiar stanęły pod znakiem zapytania, coraz bardziej prawdopodobne stawało się, że zacznie śpiewać ks. Olszewski. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem o przedłużenie aresztu, sąd do wniosku się przychylił i egzorcysta posiedzi kolejne trzy miesiące. Jaki i spółka dobrze wiedzą, że w zakładach karnych trudno wytrwać, bo sami, gdy mieli pod butem resort sprawiedliwości, doszli do wniosku, że więzienia to nie sanatoria, i zaostrzyli rygor odbywania kary oraz pobytu w aresztach.

I zaczęły się cuda.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Wyboiste drogi Marzeny Kowalskiej

Czy zaufana prokuratorka Lecha Kaczyńskiego pogrąży Zbigniewa Ziobrę i jego środowisko polityczne?

Kierowanie w Prokuraturze Krajowej zespołem prokuratorskim, mającym za zadanie wyjaśnić aferę Funduszu Sprawiedliwości, Adam Bodnar powierzył Marzenie Kowalskiej. To na jej polecenie funkcjonariusze ABW przeszukali mieszkania i domy m.in. Zbigniewa Ziobry oraz jego zastępców, Michała Wosia i Marcina Romanowskiego. Kowalska stoi przed nie lada wyzwaniem. Skala nadużyć finansowych w resortowym funduszu, liczona w setkach milionów złotych, jest tak ogromna, a zaangażowanie w przestępczy proceder wpływowych polityków Suwerennej Polski (wcześniej Solidarnej Polski) tak ewidentne, że sprawa musi się zakończyć niejednym aktem oskarżenia. 

Z ujawnionych taśm Tomasza Mraza, byłego urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości, wynika, że pod patronatem Zbigniewa Ziobry działała zorganizowana grupa przestępcza. (Pisaliśmy o tym w artykule „Przestępczy układ Zbigniewa Ziobry”, PRZEGLĄD nr 15/2024, ujawniając jako pierwsi, że środki z Funduszu Sprawiedliwości kierowane były do okręgów wyborczych polityków Suwerennej Polski). 

Śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, który miał pomagać ofiarom przestępstw, a służył do rozkradania pieniędzy, obejmuje okres ośmiu lat rządów PiS i podzielone jest na kilkanaście wątków. To chociażby zakup nielegalnego programu szpiegowskiego Pegasus, dotacja 100 mln zł dla fundacji Profeto księdza egzorcysty Michała O. (który przebywa w areszcie m.in. pod zarzutem prania pieniędzy), wytransferowanie kilkudziesięciu milionów złotych do organizacji związanych z europosłem Patrykiem Jakim oraz posłami Dariuszem Mateckim, Edwardem Siarką i Tadeuszem Woźniakiem. W areszcie przebywają byłe dyrektorki Departamentu Funduszu Sprawiedliwości – Urszula D. i Karolina K. Wraz z postępem śledztwa i gromadzeniem materiału dowodowego (zebrano ponad 100 tomów akt) będą zapewne wypływać kolejne szwindle, o których opinia publiczna nie miała pojęcia. Według moich informacji śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości będzie największym dochodzeniem w historii polskiej prokuratury. 

Teraz los Zbigniewa Ziobry i spółki jest w rękach pani prokurator, która na pewno nie zawaha się orzec długich lat więzienia. Ale zanim do tego dojdzie, Marzenę Kowalską czeka niejedno starcie z politykami Suwerennej Polski. 

Do pierwszego doszło w kwietniu br., podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, na którym Kowalska tłumaczyła się z przeszukań przeprowadzonych przez ABW w domach polityków. Współpracownicy Ziobry bezpardonowo zaatakowali panią prokurator, zarzucając jej, że działa na polityczne zlecenie, a przeszukania były „bezprawne, brutalne, bezczelne, nieludzkie i naruszały fundamentalne godności człowieka, zaginęły kosztowności, biżuteria i pieniądze”. Padały insynuacyjne pytania, czy Marzena Kowalska spotykała się w sprawie przeszukań z Romanem Giertychem i Ewą Wrzosek, czy o działaniach prokuratury był na bieżąco informowany Donald Tusk, jak często nakazywała rozkręcanie drzwi posłom, jak trafiła do Prokuratury Krajowej i czy podlega bezpośrednio Adamowi Bodnarowi. 

Prokurator starała się rzeczowo odpowiedzieć, ale posłowie Suwerennej Polski nie byli zainteresowani. Doszło do karczemnej awantury, a przewodnicząca komisji Kamila Gasiuk-Pihowicz zamknęła posiedzenie. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Pierwsze kolano RP

W przygodę bycia felietonistą wpisana jest nieuchronna, niezbywalna konieczność nieustannej szamotaniny między tematami, postaciami, sytuacjami ważnymi, dziwacznymi i śmiesznymi. Felietonista rzuca się więc na te fragmenty gdzieś opisanej rzeczywistości, które wydają mu się cenne, istotne, wyróżniające się z otaczającej nas mgławicy zdarzeń. Czasami są to naprawdę zadziwiające historie, frazy i wypowiedzi. W tym tygodniu mam jednak przypadek wyjątkowy. Jak zapewne większość czytelników i czytelniczek PRZEGLĄDU wie, trwają próby wyjaśnienia fenomenu funkcjonowania Funduszu Sprawiedliwości za rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy. Fundusz ten wbrew ustawowemu celowi, czyli pomocy ofiarom przestępstw, przez lata gigantycznymi sumami wspierał raczej tłuste koty prawicy, jej inicjatywy i fundacje. 

W ostatnich dniach światło dzienne ujrzały doniesienia o wsparciu udzielonym z FS Szpitalowi Klinicznemu w Otwocku – kwocie niemal 19 mln zł. Można powiedzieć, że to nic w obliczu innych karkołomnych dofinansowań, wśród których były m.in. zakupy wozów strażackich, a dla kół gospodyń wiejskich garnków i lodówek – wszystko w regionach, w których aktywni byli politycy Suwerennej Polski, partyjki Zbigniewa Ziobry – czy organizowanie konferencji o tematyce politycznej, społecznej i historycznej, np. Fundacja Wyszehradzka analizowała perspektywę współpracy państw Trójmorza; sam bankiet kosztował 200 tys. zł. Prócz tego 2,5 mln zł dla Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości na badanie prześladowań chrześcijan w Polsce na podstawie analiz w mediach i memach czy w literaturze fantastycznej Stephena Kinga i Dana Browna, ponad 3 mln zł dla Fundacji Mamy i Taty na „przygotowanie przyszłych małżonków do małżeństwa”, dotacja dla Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na opracowanie modelu komunikacji strategicznej przeciwdziałającego szkalowaniu Polski, który jednak nigdy nie powstał – dziennik „Rzeczpospolita” opisywał raport NIK na temat nieprawidłowości wydatków FS w czasach ministrowania Zbigniewa Ziobry. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Ruch oporu PiS

Barykady i pułapki.

Jest nagranie, na którym prezes Orlenu Daniel Obajtek rozmawia z „dziennikarzem” Piotrem Nisztorem. Mówią o posadach dla żony i ojca Nisztora, o pieniądzach. W pewnym momencie Obajtek rzuca, że mogą nadejść ciężkie czasy i trzeba się przygotować. 

No to już wiemy – PiS spodziewało się, że mogą nadejść „ciężkie” czasy, więc się zabetonowało i pozabezpieczało. Na wypadek przegranej pobudowało całą sieć „fortyfikacji”, które pozwoliłyby przetrwać rządy PO. I w takim kraju żyjemy. Mówił o tym niedawno w PRZEGLĄDZIE prof. Mirosław Karwat – że polska polityka jest w pętli, którą założyło nam PiS.

Część tych „fortyfikacji” udało się nowej ekipie rozmontować, część obejść, ale tylko część. Większość istnieje.

Głównym elementem sieci jest prezydent Andrzej Duda, który może wetować ustawy albo wysyłać je do Trybunału Konstytucyjnego. I staje się coraz bardziej agresywny. Trybunał to oczywisty pisowski bastion. Kolejnym jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczący Maciej Świrski (sam nazywa się talibem PiS) zablokował pieniądze pochodzące z abonamentu dla TVP i Polskiego Radia. Inne bastiony to NSZZ Solidarność, pisowskie media oraz – trzeba to powiedzieć – prokuratorzy, urzędnicy i funkcjonariusze wciąż związani z poprzednią władzą. Poza tym rzeczy, których nie widzimy, ale których istnienie przeczuwamy: zasoby finansowe polokowane przez PiS w różnych miejscach. 

Oto mamy polityczną mapę Polski – odbijanie państwa z rąk PiS nie skończyło się 15 października, można rzec, że dopiero tego dnia się zaczęło. I idzie jak po grudzie. 

Duda.

To żadne odkrycie – Andrzej Duda jest najważniejszym elementem obrony pisowskiego świata. Ma konstytucyjne uprawnienia i z nich korzysta. Może wetować ustawy, a obecna władza nie ma w Sejmie wystarczającego poparcia, by weto odrzucać. Innymi słowy, prezydent może zatrzymać każdą ustawę. Już to zresztą robi. Dzień przed świętami Bożego Narodzenia zawetował ustawę okołobudżetową, m.in. zapewniającą środki na wypłaty podwyżek dla nauczycieli, policjantów, żołnierzy, budżetówki, no i – to był powód weta – 3 mld zł na media publiczne. Prezydent chciał w ten sposób obronić TVP i Polskie Radio dla PiS. 

Innym spektakularnym wetem był sprzeciw wobec ustawy przywracającej pigułkę „dzień po”. Tym razem nastąpiło to w Wielki Piątek. A prezydent argumentował, że „wsłuchał się w głos rodziców” i „nie mógł zaakceptować rozwiązań prawnych umożliwiających dostęp dzieci poniżej 18. roku życia” do wspomnianej tabletki. Weta prezydenta, a przede wszystkim zapowiedź kolejnych, wywołały efekt mrożący – koalicja rządząca straciła serce do zapowiadanych ustaw, bo wie, że Duda i tak ich nie podpisze. A te ustawy, które przechodzą przez Sejm, prezydent kieruje do Trybunału Konstytucyjnego, w trybie następczym, więc już po podpisaniu, by sprawdził ich zgodność z konstytucją.

Pretekstem jest sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – prezydent uważa bowiem, że wciąż są posłami, w związku z tym ma wątpliwości, czy Sejm proceduje prawidłowo i nie narusza konstytucji. W ten sposób do trybunału pani Przyłębskiej regularnie kierowane są kolejne ustawy. Między innymi ustawa budżetowa, ustawa przywracająca nadzór ministra nauki nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy, ustawa dotycząca wakacji kredytowych w 2024 r. czy ustawa o Krajowej Sieci Onkologicznej.

Trafiają tam w trybie następczym, trybunał może ich zgodność z konstytucją rozpatrzyć, kiedy chce, i jest to raczej rodzaj straszenia. Ale ta nabita strzelba na ścianie wisi i ma wisieć! Bo prezydent już zapowiedział, że na żadne zmiany w Trybunale Konstytucyjnym się nie zgodzi. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Marzenia o zemście

Chodziłem po operacji na czterech nogach, potem na trzech, już chodzę na dwóch. Ale niemrawo. Strach, że mi tak zostanie. Po operacji biodra zupełnie rozregulował mi się organizm – jakby już wcześniej nie był ułomny. Wielkanoc i niemal upalnie. Spacer po lesie w poczuciu, że taka pogoda to piękny kamuflaż katastrofy klimatycznej, która wydaje się nieunikniona. Tradycyjne potrawy wielkanocne, ale nic świętości, moje dzieci też popadły nie wiadomo kiedy w walczący ateizm. A mnie wiara wydaje się coraz bardziej zdumiewającą baśnią i coraz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.