Tag "Idalia Mirecka"

Powrót na stronę główną
Media

Szklana pogoda

Jak prezenterzy pogody przyciągają widzów Jak brzmi najważniejsze pytanie na świecie? Jaka będzie jutro pogoda. Na tej podstawie decydujemy, jak się ubrać, co robić w weekend, dokąd wyjechać na urlop itd. Zapewne dlatego prognozy pogody od lat należą do najchętniej oglądanych programów telewizyjnych – w rankingach oglądalności sporządzanych przez AGB Polska i TNS OBOP stale plasują się w pierwszej dziesiątce. Ich znaczenie doceniają też szefowie stacji telewizyjnych: czas między informacjami a prognozą pogody to najlepszy moment na nadanie reklamy za duże pieniądze. Minuta reklamy po „Wiadomościach” a przed pojawieniem się na ekranie Elżbiety Sommer (czyli Chmurki), jest najdroższa w reklamowych cennikach. Pogoda non stop W czasach PRL prognozowym monopolistą była TVP. Czesław Nowicki, legendarny Wicherek, by urozmaicić program, potrafił przydźwigać do studia olbrzymi grzyb albo nienaturalnie wielkie warzywo. Jednak nawet pogodę dopadała w tamtych czasach cenzura. Ostatniego dnia kwietnia media nie mogły zapowiadać deszczowej pogody, bo władza obawiała się, że zniechęceni perspektywą opadów obywatele nie dotrą na pierwszomajowy pochód. Dziś wszystko wygląda inaczej. W prognozowanie pogody w mediach zaangażowane są sztaby fachowców. TVN korzysta z serwisów amerykańskich, a telewizja publiczna z pomocy specjalistów Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Presja pilota

Odnotowywany co minutę pomiar oglądalności decyduje, co spada z telewizyjnej ramówki Codziennie rano na biurka szefów stacji telewizyjnych trafiają wydruki z tabelkami. Słupki i wykresy demaskują wszystko: kim są widzowie poszczególnych programów, o której godzinie siadają przed ekranem. Donoszą, że statystyczny Polak spędza przed telewizorem trzy godziny 45 minut dziennie. Najchętniej wybiera Jedynkę, następnie Dwójkę, wreszcie Polsat i TVN. Potem jest przepaść i dopiero następne w kolejności: TVP 3 i TV4. Z pozoru wszystko wygląda stabilnie, ale po cichu cały czas toczy się wojna o widzów i pieniądze z reklam. Jednym z jej nieodłącznych elementów są nieustannie prowadzone badania telemetryczne. Ich przeciwnicy twierdzą, że dane na temat oglądalności stanowią bat na programy, które przez to niesłusznie znikają z ramówki. Zwolennicy – że usprawniają pracę telewizyjnych gigantów. Na pewno stały się dla środowisk telewizyjnych wyznacznikiem postępowania. Korzystają z nich również agencje reklamowe, dla których zasięg i oddziaływanie mediów są punktem wyjścia do planowania kampanii reklamowych. Komputerowa smycz Kiedyś w badaniach oglądalności powszechnie stosowano metodę dzienniczkową. Jednak miała ona sporo wad. Była raczej uważana za ocenę programu niż badanie wskaźnika oglądalności. A że technika idzie do przodu, obie firmy prowadzące na polskim rynku tego typu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Przez serial do kariery

Telewizyjne tasiemce lansują aktorów skuteczniej niż teatr i kino Grali w teatrach, pojawiali się na dużym ekranie, ale to nie wystarczyło. Dopiero angaż do telewizyjnego serialu uczynił ich rozpoznawalnymi. – Nawet nie przypuszczałam, że seriale dają aktorom taką popularność – wzdycha dzisiaj Magdalena Kumorek, do niedawna jedna z wielu absolwentek szkoły aktorskiej. Teraz miliony widzów znają ją z roli w nadawanej w Polsacie telenoweli „Samo życie”. – Z pewnością widzowie przez pewien czas będą mnie rozpoznawać jako doktor Wojciechowską z „Plebanii” – przyznaje Sylwia Wysocka. Aktorów wywindowanych na szczyty kariery dzięki szklanemu ekranowi jest w Polsce wielu. Seriale stały się dla nich trampoliną do kariery. „Plebania” przyniosła popularność Karolinie Muszalak i Sylwii Wysockiej. „Lokatorzy” przyczynili się do sukcesu Agnieszki Michalskiej, Olgi Borys i Michała Lesienia. „M jak miłość” zaowocowało karierą Joanny Koroniewskiej, Kacpra Kuszewskiego i Małgorzaty Pieńkowskiej, a „Na dobre i na złe” – Pawła Wilczaka i Katarzyny Bujakiewicz. Joanna Brodzik, choć wcześniej jej nazwisko przewijało się w prasie, zagościła tam na dobre, gdy wcieliła się w rolę trzpiotki w „Kasi i Tomku”. Niektórzy długo i cierpliwie musieli czekać na swoją szansę. Paweł Wilczak przez kilka lat po ukończeniu szkoły

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Życie niczym piosenka

Raz na wozie, raz pod wozem – takie jest motto utworów muzycznych do telenowel Telenowele podbiły Polskę. Najpopularniejsze produkcje tego typu w porze emisji gromadzą przed telewizorami rzesze widzów. „M jak miłość” ostatnio pokonało lidera w tej kategorii „Na dobre i na złe”, przykuwając przed ekranami ponad 9 mln osób. Wraz z tasiemcami nadeszły piosenki stanowiące wdzięczny wstęp do opowieści o poplątanych losach telewizyjnych bohaterów. Łatwo wpadające w ucho refreny śpiewają gwiazdy polskiej sceny muzycznej. W „Klanie” piosenkę przewodnią wykonuje Ryszard Rynkowski, w „Rodzinie zastępczej” – Seweryn Krajewski. Głos Krzysztofa Cugowskiego pojawił się w nadawanej kiedyś w Polsacie opowieści o miłości „Adam i Ewa”. Wojciech Gąsowski wspiera serial „M jak miłość”, zaś Tadeusz Woźniak – „Plebanię”. Anna Jurksztowicz poparła „Na dobre i na złe”. W nowym serialu TVN „Na Wspólnej” śpiewa Krzysztof Krawczyk, a w polsatowskim „Samo życie” – idol nastoletnich panienek, Stachursky. Efekt jest prosty: po odejściu od telewizora serial wlecze się za widzem w postaci piosenki. Czy podczas zmywania naczyń, czy w trakcie jazdy samochodem można nucić pod nosem, że „Życie jest nowelą” albo „M jak miłość wiele imion ma”? Serialowe piosenki stały się tak popularne, że rok

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Politycy na śniadanie

Dziennikarze stosują rozmaite chwyty, by do porannej rozmowy zaprosić atrakcyjnego gościa Rano w eterze robi się tłoczno. Stacje radiowe prześcigają się w wyłapywaniu atrakcyjnych gości i zapraszaniu ich do studia. Konkurencję nasila poranna rozmowa ze znaną osobistością w TVP 1. O 7.20 startuje rozmowa „Sygnałów Dnia” w Programie I Polskiego Radia. O 8.13 w Trójce gości zaczynają przepytywać Jolanta Pieńkowska lub Przemysław Barbrich. Dwie minuty później do akcji włączają się Radio Zet i Monika Olejnik. W tym samym momencie w TVP 1 zaczyna się „Woronicza 17”. Walka jest ostra, bo wypowiedzi z porannych audycji cytuje dosłownie kilkanaście minut później Polska Agencja Prasowa, a następnego dnia największe polskie dzienniki. Dlatego połową sukcesu porannych rozmów jest zaproszenie do studia ciekawego gościa. – Bardzo często zapraszam gości w ostatniej chwili. Nie dlatego, że jestem leniwa, tylko czekam, bo zawsze coś może jeszcze się wydarzyć. Są oczywiście sytuacje, kiedy politycy z wiadomych względów unikają zaproszenia. To jest dla nich wygodne – mówi Monika Olejnik. – Jeżeli ktoś pojawia się u mnie w programie po raz pierwszy, sonduję go, w jakim obszarze może powiedzieć coś interesującego. Chcę uniknąć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Telewizja oblężona

Czy stacje prywatne rozbiją TVP? Był rok 1992. W Polsce nie było jeszcze telewizji publicznej, szefem Radiokomitetu był Janusz Zaorski. W październiku, w podwarszawskim Miedzeszynie, odbywała się konferencja poświęcona 40-leciu Telewizji Polskiej. W konferencji brał udział przedstawiciel EBU (Europejskiej Unii Nadawców Publicznych, największej tego typu organizacji) Werner Rumphorst. I zebrani goście słuchali jego słów jak opowieści science fiction. – W Polsce niedługo powstanie telewizja publiczna – mówił Rumphorst. – Powstaną też telewizje prywatne. I wówczas zaatakują one, wraz z innymi mediami prywatnymi, media publiczne. W imię własnych interesów – żeby przejąć widza, przejąć pieniądze z reklam. To będzie walka twarda, bo we wszystkich krajach zachodnich była ona twarda. Rumphorst przy okazji napomknął, że gdy wygłasza te przestrogi w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, większość jego słuchaczy ziewa. Nie mogąc zrozumieć, dlaczego broni telewizji „państwowej”… Bo mówił to 10 lat za wcześnie… Jest rok 2003. Przed sejmową Komisją Śledczą zeznaje Bolesław Sulik, były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, członek Rady Nadzorczej TVP. – Afera Rywina spadła właściwie z nieba – mówi Sulik. – Wojna dotycząca ustawy o mediach oraz wojna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Zostały tylko długi

Mieli stworzyć prawicową anty-Agorę, teraz ścigają ich wierzyciele To najbardziej spektakularna katastrofa prasowa ostatnich lat. Grupa 4Media z Gdańska błyskawicznie doprowadziła do upadku szereg przejętych przez siebie pism: „Życie”, „Prawo i Gospodarkę”, „Antenę”, „Tylko Rock”, „Życie Częstochowy”, „Ilustrowany Kurier Polski” i kilka gazet bezpłatnych. Niektóre z 18 tytułów lokalnych należących do grupy na razie ocalały, ale zadłużone, przejęte przez zespoły redakcyjne pragnące ratować je przed upadkiem, poddane drakońskiej kuracji (np. z czterech lokalnych pism w Gnieźnie, Słupcy, Wrześni i Koninie utworzono jedno) przędą bardzo cienko. – O 4Media nie ma żadnych wiarygodnych informacji. Nie odbierają telefonów, pod żadnym z kolejnych adresów nie odpowiadają na korespondencję. Nie wiadomo, co z informacji, jakie podają na swój temat, jest prawdą, a co kłamstwem – mówi Michał Stępniewski, rzecznik Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Sprawa w lutym trafiła do prokuratury, KPWiG zarzuca menedżerom spółki kłamstwa i nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych, wyprowadzanie majątku z firmy, działania na szkodę akcjonariuszy oraz manipulowanie kursami akcji. Z dniem 31 marca rada giełdy wykluczyła 4Media z warszawskiego parkietu. Za ostatni grosz Jacek Merkel, b. prezes Rady Nadzorczej 4Media, nie chciał rozmawiać z „Przeglądem” o spółce i jej interesach. Odesłał nas do obecnej siedziby 4Media i do obecnego prezesa, Dariusza Kaszubskiego.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

„Czy naprawdę jesteśmy inni?”

Największa w historii telewizji kampania na rzecz osób niepełnosprawnych Wieczór. Ojciec szykuje sy­na do snu. Pomaga mu wy­kąpać się, wytrzeć, a na­stępnie w pokoju czyta mu bajkę na dobra­noc. Dzięki zbliżeniu kame­ry orientujemy się, że ojciec jest niewidomy, a książka, którą trzyma, napisana jest brajlem. Poza tym szczegó­łem mamy wrażenie, że mężczyzna zachowuje się i robi wszystko tak samo jak osoba widząca. „Czy napraw­dę jesteśmy inni?” – pyta nas na­pis końcowy spotu. Błysk, że „oni są tacy sami”. I właśnie o to chodzi w kampanii zorganizowanej przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integra­cji i magazyn dla niepełnospraw­nych „Integracja”. Niepełnosprawni – normalna sprawa – Kampania kierowana jest przede wszystkim do osób spraw­nych. Ma na celu przełamanie ba­rier mentalnych spowodowanych niewiedzą, lękiem i brakiem do­świadczenia w relacjach z osobami niepełnosprawnymi. Opinii pu­blicznej trzeba uświadomić ko­nieczność integracji dwóch świa­tów – osób sprawnych i niepełno­sprawnych. Chcemy pokazać od­biorcom, że każdy człowiek, bez względu na swoją fizyczną bądź umysłową sprawność, ma prawo kochać, marzyć i cieszyć się – mó­wi Piotr Pawłowski, prezes Stowa­rzyszenia Przyjaciół Integracji. – Chcielibyśmy jednak, żeby ona także zmobilizowała niepełno­sprawnych do większej aktywno­ści społecznej i zawodowej. Dwa lata temu, we współpracy z agencją

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wojna na ekranie

Gdy żołnierze walczą w Iraku, dziennikarze… o zdanie opinii publicznej Wojna w Iraku zdominowała doniesienia polskich mediów. Na margines zostały zepchnięte problemy rządu i afera Rywina. Za to od rana do wieczora oglądamy zdjęcia Bagdadu o różnych porach, Irakijczyków i relacje korespondentów. Wyścig zaczął się już w chwili wybuchu wojny. Wszystkie stacje radiowe i telewizyjne licytowały się o to, która jako pierwsza podała informację o rozpoczęciu akcji militarnej i zdecydowała się na złamanie ramówki. „Co to obchodzi normalnego człowieka, który w środku nocy śpi?”, pyta skołowany tym wszystkim internauta. Jednak media wiedzą swoje: „newsy” to gorący towar i trzeba umiejętnie go sprzedać. Nawet jeżeli tym produktem są wiadomości z ogarniętego wojną Iraku. W rezultacie widzów zasypał grad wiadomości na ten temat, a media ogarnął informacyjny chaos. – Nasze media nie znają wzorców przekazu w takiej sytuacji – wyjaśnia prof. Wiesław Godzic, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Im uważniej słucha się informacji, tym mniej się wie, jak rzeczywiście wygląda sytuacja. Sprzeczne wiadomości pojawiają się w różnych stacjach telewizyjnych czy radiowych. I tak 25 marca w „Faktach” TVN o godz. 19.00 dziennikarze podali, że wojska amerykańskie i brytyjskie dotrą do Bagdadu „jeszcze tej doby”. Pół godziny później z „Wiadomości” TVP

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Politycy niekontrolowani

Przed emisją „Tygodnika Politycznego Jedynki” goście rozmawiają o gatunkach masła i kontuzjach kolegów Politycy też ludzie i nie rozmawiają wyłącznie o ustawach czy partyjnych przepychankach. W dodatku mają poczucie humoru, o co nie posądziłaby ich większość społeczeństwa. Potrafią wypić kawę z kolegą z innego ugrupowania – nie skaczą sobie przy tym do oczu, za to prowadzą miłe pogawędki. Tak przynajmniej wynika z obserwacji polityków przed programem „Tygodnik Polityczny Jedynki”, który prowadzi Andrzej Kwiatkowski. Panie na kanapie W czwartkowy wieczór w barku przy studiu numer 5 przy ul. Woronicza 17 w Warszawie na swoich gości czeka Andrzej Kwiatkowski. – Temat na czasie: afera Rywina, więc może być gorąco – mówi. Zaproszone do programu panie siedzą już w charakteryzatorni i pracują nad swoim wyglądem. Pierwsza z korytarzowych czeluści wyłania się Jolanta Szymanek-Deresz, szefowa Kancelarii Prezydenta. I od razu zaczyna rozmowę z Andrzejem Kwiatkowskim. Temat pogawędki dotyczy tego, co absorbuje ostatnio wszystkich: obrad Komisji Śledczej. Ale spostrzeżenia nie są bynajmniej bardzo serio. – Pan marszałek przejawia coraz większy temperament. Przedtem był spokojniejszy – mówi Jolanta Szymanek-Deresz o Tomaszu Nałęczu. Tymczasem do barku wchodzi Aleksandra Jakubowska, szefowa gabinetu politycznego premiera. Panie cmokają się na powitanie. I od tej pory sprawy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.