Tag "Karol Nawrocki"
Lem o nas
„Sytuacja, kiedy ludzie, którzy robili rzeczy podłe, wciąż zajmują się działalnością publiczną, jest rzeczą głęboko demoralizującą”. Jakże słowa Stanisława Lema z 2002 r. pasują do tego, co mamy w dzisiejszej Polsce. Wspominam o tym, bo nasza fundacja wyda niebawem kolejną książkę. Będzie to wybór felietonów Lema, które pisał dla „Przeglądu” w latach 2002-2006.
Ten gigant myśli był wizjonerem i jednocześnie realistą. Gdy w grudniu 2001 r. wręczaliśmy mu w krakowskim domu naszą redakcyjną Busolę, powiedział: „Regularnie czytam wasz tygodnik i go cenię. »Przegląd« jest pismem odważnym, wiarygodnym, pisze w nim wielu znakomitych autorów”. Z taką oceną, i to od mistrza Lema, można iść przez dziennikarskie życie z podniesioną głową. Pamiętając przy tym, że tygodnik jest tyle wart, co jego ostatnie numery. I dlatego trzeba zejść na ziemię. Niestety.
Na ziemię trudno zejść Karolowi Nawrockiemu. Od wyborów minęło kilka miesięcy, a do niego jeszcze nie dotarło, że w kraju są nie tylko jego wyborcy. Oszołomiony wygraną uwierzył, że stało się to za jakąś nadzwyczajną przyczyną i że jest w nim niezwykła moc. I może wszystko. Za tak infantylne złudzenia każdego polityka czeka twarde zderzenie z glebą. I choć dla Nawrockiego to nie pierwszyzna, nie będzie tak jak na kibolskich ustawkach. Polityka to zajęcie wielokrotnie złożone, skomplikowane i perfidne. A w funkcji, którą przyszło mu pełnić, czekają na niego konkurenci, głównie zresztą z jego własnego obozu. Szybko zbliża się też moment zderzenia z prezesem Kaczyńskim. Zobaczymy, co Nawrocki zrobi z ustawą o zakazie hodowli zwierząt futerkowych. Przeciw są przecież konfederaci i Radio Maryja. A Kaczyński jest bardzo za.
Większym problemem, i to takim, który niebawem się rozwinie, jest wojna, jaką Nawrocki wypowiedział tej Polsce, która głosowała na Trzaskowskiego. Nie dość, że nie ma dla niej nic poza połajankami, to jeszcze prowokuje kolejne konflikty. A kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Może Nawrocki pomyśli, jak kończy Daniel-wszystko-mogę-Obajtek. Albo poczyta jako historyk o ludziach wyciągniętych na ważne funkcje z kapelusza, którzy kończyli w niesławie lub w zapomnieniu.
Na koniec mam lepszą wiadomość. Szykujemy prenumeratę „Przeglądu” za pośrednictwem paczkomatów InPost. Proszę popatrzeć, gdzie jest najbliższy paczkomat, i pomyśleć, czy nie byłaby to najlepsza forma zakupu naszego tygodnika.
Dostawa gwarantowana w każdy poniedziałek. Szczegółowe informacje pod numerami telefonów: 22 635 84 10 wew. 118, 111 lub 101 i adresem e-mail: kolportaz@tygodnikprzeglad.pl.
Oszukał rolników, doradza Nawrockiemu
A to się rolnicy ucieszyli. Najbardziej ci oszukani przez Tomasza Obszańskiego, nowego doradcę prezydenta Nawrockiego ds. rolnictwa. Paradoks? Po części. Bo rolnicy, którzy mimo pozwów sądowych nie dostali od niego pieniędzy, liczą, że skoro Obszański dotąd nie zapłacił za dostarczone jego firmie owoce, warzywa i rośliny strączkowe, to może zapłaci z pensji u Nawrockiego. Od sierpnia dostaje tam przecież 15 tys. zł. Na spłatę oszukanych rolników Obszański kasy nie ma, ale na wypasionego land rovera za 900 tys. zł jakoś te grosiki zebrał. Okradzeni rolnicy próbowali się dostać do Nawrockiego, ale to dla nich za wysokie progi. Swoją drogą potwierdza się, że ten prezydent wykazuje silny pociąg do ludzi mających kłopoty z prawem.
Kościół, prawica, władza
Polityczny klerykalizm prawicy i prawicowe zaangażowanie kleru trzymają się mocno
„Wygrał Karol Nawrocki. Jest to nauczka dla Platformy Obywatelskiej, że w katolickiej Polsce nie wystawia się kandydata, który zwalcza krzyż, popiera aborcję i LGBT”. W ten sposób skomentował ostatnie wybory prezydenckie prof. Maciej Giertych, sędziwy już działacz narodowo-katolicki, prywatnie ojciec posła Romana Giertycha.
O tym, czy Polska jest rzeczywiście katolicka, można by długo dyskutować. Jesteśmy bowiem krajem, który bije rekordy – własne i europejskie – pod względem wzrostu liczby rozwodów, a spadku liczby nowych małżeństw oraz dzietności, jak również powszechnego tolerowania kłamstwa i złodziejstwa w życiu publicznym, co zapewne oznacza, że w prywatnym także. Stan moralny polskiego społeczeństwa i jego elit wygląda więc raczej na porażkę Kościoła katolickiego. Z samą religijnością, nawet tą „na pokaz”, też jest coraz gorzej, o czym świadczą nawet kościelne dane dotyczące uczestnictwa wiernych w niedzielnych mszach i młodzieży w szkolnych lekcjach religii. Na kryzys Kościoła wskazuje poza tym dramatyczny spadek liczby powołań, co zmusza kolejne diecezje do zamykania seminariów duchownych.
Jednak dla większości duchowieństwa, a zwłaszcza dla hierarchii kościelnej, liczy się co innego – wpływ na państwo i jego władze. „Katolicka Polska” to Polska rządzona przez ludzi, którzy gwarantują nienaruszalność interesów materialnych oraz nietykalność prawną samego kleru, a w niektórych kwestiach m.in. (takich jak wspomniane przez prof. Giertycha aborcja i LGBT) zapewniają utrzymanie konserwatywnego status quo. Tacy ludzie są i zawsze byli we wszystkich obozach politycznych, może poza lewicą, choć znaczenie tej ostatniej jest dziś marginalne, więc jej postulaty mało kto traktuje poważnie.
Prof. Maciej Giertych jednak trafnie zdiagnozował główną przyczynę drugiej już wyborczej porażki Rafała Trzaskowskiego. Kandydatura prezydenta Warszawy zmobilizowała bowiem całą „katolicką Polskę” w stopniu niespotykanym przy wszelkich innych wyborach. Perspektywa, że prezydentem RP może zostać „tęczowy Rafał”, uczestniczący w Paradach Równości i zakazujący wieszania symboli religijnych w stołecznych urzędach, podziałała na miliony Polaków jak płachta na byka. Tu już nie chodziło o sukces czy porażkę rządu Donalda Tuska. To był symboliczny bój o wszystko: czy głową państwa zostanie „lewak”, czy jednak „Polak katolik”, choćby nawet z szemraną przeszłością i bez żadnego doświadczenia politycznego. Roznoszący się po prawicowym internecie slogan „byle nie Trzaskowski” stał się kluczowym hasłem tej kampanii, czego nie rozumieli (i być może do dziś nie rozumieją) członkowie sztabu wyborczego i inni politycy KO, zdumieni skalą mobilizacji wyborców Nawrockiego.
Tęczowy lewak
A przecież to nie Nawrocki wygrał te wybory swoimi talentami, ale Trzaskowski przegrał je swoją czarną legendą. Nawrocki skorzystał tylko z okazji, jaką był pojedynek z kandydatem uchodzącym za tęczowego lewaka. Identyczną okazję wykorzystał pięć lat wcześniej Andrzej Duda, zapewniając sobie reelekcję dzięki wygranej z tym samym reprezentantem Platformy, przeciw któremu zmobilizowała się cała „katolicka Polska”. Czy można było się spodziewać, że w 2025 r. będzie inaczej?
O tę mobilizację milionów wyborców w kluczowych dla Polski momentach decyzji wyborczych zawsze dbają biskupi i proboszczowie. Jesteśmy bowiem chyba ostatnim krajem w Europie (a może i na świecie?), w którym hierarchowie Kościoła nie mają skrupułów przed uprawianiem z ambon nie tylko politycznej, ale wprost partyjnej propagandy. O tym jednak przynajmniej dowiadujemy się z mediów. Natomiast nikt nie jest w stanie policzyć i ocenić zaangażowania duchowieństwa parafialnego i zakonnego – ludzi, którzy mają codzienny kontakt z wiernymi. Wystarczy udać się przed wyborami na niedzielną mszę do przeciętnego kościoła na polskiej wsi lub w małym mieście, by zrozumieć, skąd się biorą sukcesy tak miernych postaci jak Duda czy Nawrocki oraz popierającej ich partii.
Polski kler bowiem jednoznacznie postawił na prawicę i tak jest od początku III RP. Po trwającej niemal pół wieku, wymuszonej, lecz jakże opłacalnej dla Kościoła „kolaboracji” z władzami Polski Ludowej, w czerwcowych wyborach 1989 r. duchowieństwo zmieniło polityczny front, gremialnie angażując się w kampanię Komitetu Obywatelskiego Solidarność, którego kandydaci z braku własnych struktur terenowych zwykle korzystali z możliwości organizacyjnych parafii. Już wtedy zresztą dały o sobie znać prawicowe preferencje niektórych hierarchów, o czym świadczył przypadek znanego działacza KOR i PPS Jana Józefa Lipskiego, którego senacką kandydaturę w okręgu radomskim próbował utrącić tamtejszy biskup Edward Materski.
W pierwszych całkowicie wolnych wyborach parlamentarnych jesienią 1991 r. zaangażowanie Kościoła było jeszcze większe. Po rozpadzie obozu solidarnościowego biskupi i proboszczowie aktywnie poparli rodzące się masowo ugrupowania prawicowe, zwłaszcza
Jeden naród? Ja chcę Polski słabej
Kończy się skala opisująca bynajmniej nie pełzającą faszyzację naszego życia politycznego, lecz szarżę, która nie napotyka skutecznego oporu. Ile wszak razy można powtarzać, że chylenie się państwa (społeczeństwa) w rzeczywistość autorytarną bierze początek ze słów. Ze słów, które idą z góry, od polityków, profesorów, kapłanów – a wszyscy oni myślą o sobie „elita”. Sam udział prezydenta Nawrockiego w Marszu Niepodległości raczej nie powinien dziwić, dawno zwracałem uwagę, że bliżej mu do skrajnych identyfikacji nacjonalistycznych niż do PiS. Ale jest to człowiek z tytułem doktora historii! Przywódca demokratycznego państwa maszeruje w Warszawie w pochodzie, któremu przyświeca hasło wzięte żywcem z hitlerowskiej, faszystowskiej propagandy. Ein Volk, ein Reich, ein Führer – tak to szło, Krzysztof Bosak doskonale to wie, Nawrocki też zna. I co? I nic. Nie, nie nic, dużo więcej, oni tę wizję podzielają, tak widzą przyszłość kraju nad Wisłą. Z hitlerowskim zaśpiewem, z gębą pełną samoprzyznanego „patriotyzmu” maszerują po „Europę białą”, po Polskę silną.
A ja zawsze wolę to marzenie Antoniego Słonimskiego:
Mówią o Polsce silnej. Już dziś liczą sztaby,
Jak ją ziemią okopać, oprzeć na bagnecie.
Lecz ja, wybaczcie, bracia, pragnę Polski słabej,
Ja pragnę Polski słabej, lecz na takim świecie,
Gdzie słabość nie jest winą, gdzie już nie ma warty,
Ryglów u bram i nocą dom bywa otwarty,
Gdzie dłoń nie utrudzona okrutnym żelazem
I gdzie granica wita tylko drogowskazem.
Tam, gdzie jednak w dość przewidywalny sposób nacjonaliści zstępują na dno swoich ksenofobii, rasizmu i faszyzacji, nagle (?) rozlega się pukanie od spodu. A któż puka? A toż to sam premier Tusk, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” w przededniu 11 Listopada mówi: „Im Polska silniejsza, tym bardziej może liczyć na pomoc partnerów. A im będziemy słabsi, tym mniej będziemy jako sojusznik warci. (…) Gdy mówimy o potrzebie bezpieczeństwa, to ją zaspokaja też tylko silny. Ale to inna siła, taka, w której
Oddajcie 100 milionów!
Nawrocki śpiewał kolędę za 106 tys. zł. A prawica wołała, że IPN jest ważniejszy od szpitali
W 2021 r. IPN miał budżet w wysokości 403 mln zł. W roku 2025 – już 583 mln zł. Piekła nie ma – na rok 2026 instytut zzażyczył sobie 690 mln zł! Te żądania, zwłaszcza po raporcie NIK dotyczącym IPN, wprawiły posłów w zdumienie. „Skromnie licząc, mogę powiedzieć, że nic by się nie stało, gdybyśmy zmniejszyli budżet IPN o kwotę 100 mln zł”, mówi „Przeglądowi” Krystyna Skowrońska (KO), wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Czy to się uda?
Wszystko jest na stole. Raport NIK dotyczący IPN – wspominaliśmy o tym tydzień temu – pokazał czarno na białym, jak bardzo marnotrawna jest to instytucja. NIK zbadała tylko część wydatków, 105 mln zł. Z tego zakwestionowała 47,6 mln, stwierdzając, że zostały one rozdysponowane w sposób niegospodarny, a może i z przekroczeniem prawa. Przedstawiła przy tym mechanizm marnotrawstwa i budowy IPN-owskiej klasy próżniaczej. Ludzi, którzy dobrze żyją z opowiadania o patriotyzmie, bohaterach itd. Z organizowania za państwowe pieniądze rozmaitych imprez podlanych pseudopatriotycznym sosem.
IPN w ostatnich latach przekształcił się i dziś trzy czwarte jego działalności to tzw. edukacja – koncerty, imprezy, gry, konkursy. Wszedł w ten obszar, argumentując, że musi prowadzić działalność edukacyjną dla wszystkich grup wiekowych. W tym celu Karol Nawrocki jeszcze jako szef IPN powołał sześć nowych biur. Lustracja, archiwa, śledztwa – to już margines aktywności tej instytucji. NIK to opisała. Poszukiwania i identyfikacja ofiar zbrodni przeciw narodowi polskiemu stanowią w budżecie IPN 3,9% wydatków, archiwa – 2,8%, a działalność badawcza – 2,6%. Dzisiaj liczą się imprezy. Mamy więc wielką, marnotrawną machinę, która przekonuje prawicowych polityków, że tworzy nowego Polaka. A tak naprawdę pracuje na dobrobyt ludzi ciągnących z tych imprez korzyści.
Czytamy to w raporcie NIK: „W ramach realizacji działań edukacyjnych i promocyjnych niegospodarnie, niecelowo lub nieefektywnie wydatkowano środki publiczne m.in. na:
- produkcję miniserialu o Grażynie Lipińskiej za kwotę 1 218,3 tys. zł, którego do dnia zakończenia kontroli NIK nie wykorzystano w celach edukacyjnych i związanych z upamiętnianiem historycznych postaci, pomimo upływu dwóch i pół roku od jego odbioru od producenta wykonawczego;
- stworzenie aplikacji komputerowej »Szybowcowa 87«, wykonanej w technologii wirtualnej rzeczywistości, o tematyce Solidarności Walczącej, za kwotę 158,7 tys. zł, która charakteryzowała się niewielkim zainteresowaniem graczy (średnio jeden gracz dziennie) na STEAM;
- stworzenie teledysku do kolędy patriotycznej »Lulajże, Jezuniu, na polskiej ziemi« z udziałem Prezesa i pracowników IPN za kwotę 106,8 tys. zł, udostępnionego na platformie internetowej, pomimo że nie należało to działanie do zadań ustawowych IPN;
- produkcję edukacyjnej gry planszowej »Przetrwanie: 44« z okazji przypadającej w 2024 r. 80. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego (za 71,0 tys. zł), która do dnia kontroli NIK nie została wprowadzona do obrotu;
- organizację uroczystości nadania stowarzyszeniu Klub Bokserski Brzostek Top Team imienia Jana Biangi za kwotę 37,0 tys. zł, pomimo że w latach poprzednich odbył się szereg imprez upamiętniających tę postać, a kwestie nadania nazewnictwa organizacji społecznej należą do organów stowarzyszenia i nie powinny być finansowane ze środków publicznych;
- organizację trzech turniejów piłkarskich IPN CUP 2022 dla młodych piłkarzy i opracowanie koncepcji na organizację międzynarodowego turnieju piłki nożnej oraz »retro-meczu« na łączną kwotę 22,2 tys. zł”.
Przy dziesiątkach milionów złotych, które IPN przerabia, te kwoty można uznać za niewielkie. Tylko że takich imprez są setki. I to pokazuje skalę szastania publicznym groszem. Weźmy tę „patriotyczną” kolędę „Lulajże, Jezuniu, na polskiej ziemi”, którą zaśpiewał prezes IPN za 106 tys. zł. Można? Można.
NIK więc raportowała: „W latach 2022-2025 (I kwartał) Centrala IPN, w ramach działalności nowo powstałego Biura Wydarzeń Kulturalnych, zrealizowała 223 wydarzenia edukacyjno-kulturalne za łączną kwotę 14 620,9 tys. zł, tj.:
- 139 koncertów rocznicowych, upamiętniających wydarzenie bądź osobę historyczną, towarzyszących innym wydarzeniom (np. gali wręczenia nagród) za kwotę 8 787,3 tys. zł;
- 55 koncertów kolędowych za kwotę 3 135,0 tys. zł;
- 29 innych wydarzeń (np. spektakli, warsztatów czy wystaw) za kwotę 2 698,6 tys. zł”.
Inspektorzy NIK wyliczali przy tym, ile przedsięwzięć było przepłaconych, ile zrealizowanych bez analizy rynku, ile na zasadzie: dajemy robotę znajomemu. To już był przemysł wydawania pieniędzy. W patriotycznych zamiarach.
„To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom!” – ten cytat z filmu „Miś” Stanisława Barei przeszedł do historii popkultury. IPN też ma swojego misia. Nazywa się niedźwiedź Wojtek. Możemy o tym przeczytać w raporcie NIK. „W 2021 r. zainicjowano w Centrali IPN realizację przedsięwzięcia edukacyjnego polegającego na przygotowaniu spektaklu teatralnego dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym przedstawiającego historię niedźwiedzia Wojtka w Wojsku Polskim podczas II wojny światowej. Celem projektu
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Nawrocki ma gest. Za nasze
Najłatwiej wydaje mu się państwowe pieniądze
Wstydu nie ma. Ma być drogo. Karol Nawrocki dopiero zaczyna pisać swój rozdział jako prezydent RP, ale już wiemy, na co powinniśmy uważać. Otóż powinniśmy uważać na pieniądze. Nawrocki chce dużo wydawać, dużo jeździć po świecie i, urzędując, cieszyć się pełnią życia. W Instytucie Pamięci Narodowej, którym kierował, kontrola NIK wykryła, że dziesiątki milionów złotych wydawano w sposób „nieoszczędny i nieefektywny”.
W Kancelarii Prezydenta nic jeszcze nie wykryto, poza jednym: planuje ona najwyższe w swojej historii wydatki. Bo ma być dużo zagranicznych wyjazdów. I większe pieniądze na urzędników, większy dwór.
IPN i Kancelarię Prezydenta łączy osoba Karola Nawrockiego. Ale łączy je jeszcze jedno – obie instytucje pokazują, jak prawica rządzi się, szastając publicznymi pieniędzmi. To bardziej przypomina zwyczaje dyktatur z obszaru tzw. Trzeciego Świata, bo na pewno nie Europę.
IPN – ale on jeździł!
Najwyższa Izba Kontroli niedawno przedstawiła raport dotyczący IPN. I choć przedstawiciel NIK robił wiele, by prezentować wnioski w sposób jak najłagodniejszy, ów raport był szokiem. Pokazał bowiem skalę finansowego szaleństwa ludzi kierujących IPN, ocierającego się o działania przestępcze.
Warto przytoczyć słowa prezentującego raport wiceprezesa NIK Jacka Kozłowskiego: „Skierujemy do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, nie wskazując ani nie oskarżając nikogo, bo my nie jesteśmy oskarżycielem publicznym. To dopiero prokuratura, analizując nasz wniosek, przekształca go w ewentualny akt oskarżenia, wskazując konkretne osoby”.
Czy wśród tych osób będzie Karol Nawrocki? Przyjrzyjmy się, jak działał IPN pod jego kierownictwem.
Oczywiście, co nie zaskakuje, urzędnicy IPN wiele jeździli po świecie. W latach 2022-2025 podróże służbowe do 45 państw odbyło 275 pracowników Centrali IPN, co kosztowało 6,7 mln zł. W tej grupie wyróżniał się prezes Karol Nawrocki, który miał na koncie 25 służbowych podróży zagranicznych do 16 krajów (w tym Argentyny, Kanady, Meksyku, RPA, Stanów Zjednoczonych i Zimbabwe). Jego zastępcy odbyli łącznie 43 służbowe podróże zagraniczne do 23 krajów (w tym Argentyny, Gruzji, Islandii, Izraela, Mongolii, Tunezji, Ukrainy i Włoch).
Po co Nawrocki jeździł do Meksyku lub Zimbabwe? Klimat tych wyjazdów możemy przybliżyć, czytając sprawozdanie z wyjazdu prezesa IPN do USA i Meksyku 6-12 czerwca 2022 r. Wyjazd kosztował prawie 200 tys. zł. Początkowo miał się ograniczyć do Stanów, ale już w trakcie pobytu tam zdecydowano, że zostanie przedłużony o wizytę w Meksyku „celem omówienia z przedstawicielami studia filmowego możliwości dalszej współpracy w zakresie promowania projektów edukacyjnych IPN za granicą”.
W związku z taką niespodziewaną zmianą planów trzeba było zrezygnować z biletów powrotnych do Polski oraz kupić bilety do Mexico City, a stamtąd do Warszawy. Kosztowało to 60 tys. zł, co NIK wytknęła IPN. Podobnie jak związane z tym koszty testu PCR na obecność wirusa COVID-19. Członkowie delegacji wykonali go w punkcie pobrań, za standardową kwotę 200-400 zł, natomiast prezes IPN zażyczył sobie usługę z dojazdem do pacjenta, co kosztowało 2,5 tys. zł. Dodajmy, że o efektach meksykańskich rozmów nic nie wiadomo.
Czy to zaskakujące? Raczej nie. Nawrocki jeszcze jako dyrektor gdańskiego muzeum wydał na podróże zagraniczne 800 tys. zł, odwiedzając m.in. Hawaje. W towarzystwie nowej wicedyrektor placówki, wcześniej trenerki zumby.
Jak wiemy, Nawrocki to także amator państwowych apartamentów. Będąc prezesem IPN, w Warszawie mieszkał w takowym. Centrala IPN dysponuje 10 lokalami gościnnymi. Wykorzystują je pracownicy i płacą za to określone kwoty. Ale nie dotyczyło to Karola Nawrockiego. Gdy został prezesem
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Tako rzecze Nawrocki
Człowiek o wielu twarzach nie może mieć kompleksów. I nie ma. Co Nawrocki pokazał podczas gali kończącej XIX Konkurs Chopinowski. „Miszcz” mowy polskiej sypnął takimi perełkami:
„Swoista wirtuozeria”;
„Wielka kaloria intelektualna żiri”;
„Żal oddawał za sprawą nut”;
„Chopin jest w istocie postacią historyczną”;
„Wspaniałym twórcom gratuluje”;
„Niech żyje Chopin”.
Może ten tekst Nawrockiemu napisała Beata Kempa? Znana z fryzur melomanka na etacie doradcy prezydenta.
IPN – potworek do kasacji
Raport Najwyższej Izby Kontroli oceniający działalność Instytutu Pamięci Narodowej jest lekturą dla ludzi o mocnych nerwach. Łamanie ustawy, nadużycia i liczne afery. Szastanie kasą na bizancjum zbudowane przez prezesa Nawrockiego. Czy znacie kogoś, kto zapłacił 2,5 tys. zł za szczepienie przeciw COVID-19? Powiecie, że to absurdalne pytanie. Takie by było, gdyby nie praktyki stosowane w IPN. Żaden Polak, i Polka oczywiście też, nie zapłacili tak horrendalnej kwoty. Karol Nawrocki też nie. Za byłego już prezesa IPN zapłacili, niepytani o zdanie, podatnicy, bo ten wielmoża zażyczył sobie, by cała ekipa medyczna ze szczepieniem przyjechała do niego.
I takich chwastów w raporcie NIK jest bez liku. 400 tys. zł wydano na placówkę IPN w Waszyngtonie. Na powołanie jej nie pozwala ustawa o IPN, ale takimi drobiazgami Nawrocki się nie przejmował. Kasę wydał, ale niczego w USA nie ma. Kiedy leciał do Meksyku z bliską współpracownicą i kilkoma pracownikami, to unieważnił wykupione bilety. 60 tys. zł poszło do atmosfery. I tak dalej i dalej.
Od dwóch dekad nic tak bujnie nam się nie rozwinęło jak IPN. Gdyby zsumować budżety, jakie trafiły tam od 2000 r., okazałoby się, że dosłownie wszyscy obywatele zasponsorowali tę instytucję wieloma miliardami złotych, luksusowymi lokalami i płacami, o jakich nauczyciele czy naukowcy
Polski prezydent wybiera polskie woreczki
Pewno nie słyszeliście o firmie Luna Corporate. Ale od czego jest prezydent Nawrocki? Znowu zadziwił świat. Tym razem, zażywając na sesji ONZ woreczki nikotynowe. Jeden z asystentów podał mu woreczki nikotynowe marki 77 o smaku miętowym. Podobny produkt Nawrocki zażył podczas debaty prezydenckiej z Rafałem Trzaskowskim. Nie był to snus, bo snusy, jak mówią fachowcy, zawierają liście tytoniowe. A w woreczku jest sama nikotyna z dodatkiem aromatów smakowych i zapachowych.
Michał Kozłowski, prezes firmy Luna Corporate, chwali się tym, że polski prezydent wybiera polskie woreczki. Reklamuje to w pięciu językach. Właścicielem spółki jest Dawid Urban. Większość Polaków krytykuje zachowanie Nawrockiego, ale dzieciom, z którymi jadł kebab, imponuje taki gość z używkami. Brrr…
Na korytarzu
Kiedy na korytarzu w MSZ spotyka się trzech dżentelmenów (to nie jest łatwe, tak natknąć się na siebie – wszędzie są śluzy), zawsze wymieni uwagi. Tym razem wnioski były następujące:
- Dwóch słońc na niebie być nie może. Przekonał się o tym Marek Prawda, były już wiceminister. Ale czy wie to Radosław Sikorski? Na razie ewidentnie testuje pryncypała. I aktywnością medialną, i aktywnością w portalu X, no i jadąc na obóz młodzieżowy swojego syna.
- Może więc dyplomacja Radosławowi Sikorskiemu się znudziła? O nie! Nie znudziła mu się, choć nudzi go mocno zarządzanie MSZ. Ale to są dwie różne sprawy.
- Sikorski pojmuje sprawy zagraniczne inaczej niż zawodowy dyplomata. Otóż zawodowy dyplomata chce sprawę załatwić, styl jest tu mniej ważny, pochlebstwa jak najbardziej są dopuszczalne. Mark Rutte schlebiający Donaldowi Trumpowi jest takiego działania przykładem. Sikorski działa w sposób absolutnie przeciwny – załatwienie sprawy jest dla niego drugorzędne, najważniejszy jest szum, który wokół niej tworzy.
Przykład pierwszy takiego działania to wielomiesięczna bezefektywna przepychanka z Andrzejem Dudą w sprawie podpisów pod nominacjami ambasadorów. Chyba cztery razy panowie podawali sobie ręce i uzgadniali deal. W ostatnich tygodniach prezydentury Duda miał podpisać nominacje 18 ambasadorom.
Tak uzgodnili. I nic. Czy to jest tylko wina Dudy?
Przykład drugi to awantura z prezydentem Karolem Nawrockim. Nie tylko po jego wizycie u Donalda Trumpa, ale także po spotkaniu w Niemczech. „W sprawie reparacji Pan Prezydent poniósł w Berlinie zwycięstwo moralne. (…) Polityka zagraniczna jest trudniejsza, niż się wydaje”, pouczał Nawrockiego Sikorski.
Czy pouczył? Czy ułatwi mu to załatwianie różnych spraw z prezydentem? To mało prawdopodobne.
Czy raczej uznał, że ma polityczne złoto jako ten, który z Nawrockim się mocuje (i z jego ministrem Marcinem Przydaczem przy okazji)? I to z sukcesami, wywołując aplauz gawiedzi? Jeżeli tak, to patrz punkt 1.
- Odnotujmy też, że w prezydenckiej wizycie w Niemczech i we Francji wziął udział, po raz pierwszy, wiceminister z MSZ. Był nim Władysław Teofil Bartoszewski. Dlaczego on? Podział obowiązków wśród wiceministrów powinien go z tych wizyt wykluczać. Bartoszewski nie zajmuje się sprawami europejskimi, nie odpowiada za nie, zajmuje się Azją. Poza tym odpowiada za kontakty z parlamentem. Ale nie z prezydentem. Może więc pojechał dlatego, że ekipa Nawrockiego chce jakoś wyróżniać PSL? A to z rekomendacji tej partii Bartoszewski jest w MSZ.
- À propos partyjnej rekomendacji, mamy absolutną nowość w historii MSZ – partia odwołała swojego wiceministra. Konkretnie zaś zarząd partii Polska 2050 odwołał podsekretarz stanu Annę Radwan-Röhrenschef. A ona w związku z tą decyzją podziękowała tym, którzy ją odwołali, z Szymonem Hołownią na czele.
Za zaufanie itd.
Z kolei Sikorski jej podziękował i przyjął tę decyzję do wiadomości. Niby minister, a jak się okazuje, też zbyt wiele nie może. Śmieszne i straszne, prawda?









