Tag "Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz"
Szymon, coś ty narobił?
Hołownia ma dość polityki. Ale to dopiero początek kłopotów
Informację o wycofaniu się z krajowej polityki Szymon Hołownia opatrzył słowami: „Po całym tym szambie, przez które przeszedłem, radość daje myśl, że mógłbym znów znaleźć się tam, gdzie można znów skupić się na języku, który znam z mojego »poprzedniego« życia, a który rozumie każdy człowiek, niezależnie od poglądów, wyznania, języka czy koloru skóry: języka chleba, opatrunku, przytulenia, nadziei”.
Tak oto marszałek Sejmu i szef koalicyjnej partii Polska 2050, liczącej 30 posłów, ogłosił, że w styczniu 2026 r., podczas kongresu partii, nie będzie się ubiegał o stanowisko jej przewodniczącego. Zapowiedział, że zamierza kandydować na stanowisko wysokiego komisarza ONZ ds. uchodźców. A niezależnie od tego, czy wywalczy stanowisko w ONZ, czy nie (szanse ma nieduże), kończy przygodę z polityką. Bo to szambo.
I teraz pozostają pytania: czy kończy bezpowrotnie? Czy Polska 2050 po jego odejściu ma szansę na polityczne życie, czy jej rozpad jest nieunikniony? Co to oznacza dla obecnej koalicji i dla jej przyszłości? Czego możemy się spodziewać?
Projekt dobrze skrojony
„Szymon chciał być prezydentem. I w zasadzie tylko to go interesowało” – to opinia osoby z jego bliskiego otoczenia. Gdy więc przegrał wybory w 2020 r., zamierzał zakończyć przygodę z polityką. Ale okazało się, że nie jest to łatwe. Zbyt wiele w jego start zostało zainwestowane – zbyt wielu ludzi zaangażowało się w projekt, który Hołownia firmował swoim nazwiskiem, by mógł się wycofać. Stowarzyszenie przekształcono zatem w partię.
Partia była nietypowa, bo jej formalny lider nie miał ani chęci, ani głowy do kierowania nią. Ugrupowaniem zarządzała więc trójka: Michał Kobosko, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i Jacek Cichocki. Sporo ich łączy.
Jacek Cichocki, socjolog, to były dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, potem m.in. sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych oraz minister spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska i szef kancelarii premiera w rządzie Ewy Kopacz. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz też skończyła socjologię. Też pracowała w Ośrodku Studiów Wschodnich. Stamtąd przeszła do MSZ na stanowisko podsekretarza stanu, a w 2014 r. wyjechała do Moskwy, gdzie była ambasadorem. Kobosko najpierw pracował w mediach, był m.in. redaktorem naczelnym „Newsweeka” i „Wprost”, a w latach 2013-2019 dyrektorem warszawskiego biura amerykańskiego think tanku Atlantic Council.
To byli administratorzy projektu, którego twarzą został Szymon Hołownia – mówca, showman, celebryta, manifestujący przywiązanie do wiary katolickiej, szef Religia.tv. Pomysł był udany – Hołownia szybko zdobył poparcie sporej części Polaków.
Już po wyborach z 2020 r., gdy zdecydowano się inicjatywę podtrzymywać, rozpatrywana była inna droga – połączenie sił Hołowni, Trzaskowskiego i Kosiniaka-Kamysza. Trzech młodych, energicznych, jak niegdyś Olechowski, Płażyński i Tusk. Nawiązań do Platformy Obywatelskiej, jej korzeni, jest zatem sporo. PO zbudowała się przecież na zwłokach słabnącej Unii Wolności. W roku 2020 słabła Platforma… Ale w 2022 r. do Polski wrócił Donald Tusk. I wszystko się zmieniło.
Gdy powstaje nowy ruch, zbiegają się pod jego sztandary różni ludzie, reprezentujący różne środowiska. Mogą być atutem, ale mogą też być kłopotem. Gdy więc w Sejmie poprzedniej kadencji do Hołowni zaczęli się zgłaszać posłowie lewicy, Michał Kobosko uprzejmie im dziękował, tłumacząc, że nie chce, aby nowe ugrupowanie przechyliło się zbytnio w lewo, że zależy mu również na osobach z prawej strony sceny. I tak to zostało skonstruowane – w poprzednim Sejmie powstało koło ugrupowania Polska 2050, którego przewodniczącą została Hanna
Banany na Olimpie
Nie ma takich unijnych dotacji, których nie dałoby się przewalić
Skandal związany z wydatkowaniem pieniędzy w ramach Krajowego Planu Odbudowy wstrząsnął polską polityką. Najwięcej emocji wzbudziły informacje o sfinansowaniu ze środków unijnych i pożyczek zakupu jachtów przez prywatnych przedsiębiorców działających w sektorze HoReCa (skrót od Hotel, Restaurant, Catering). W mediach społecznościowych zaroiło się od komentarzy w stylu: „Twoje pieniądze – ich luksusy. Pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy zamiast na rozwój Polski trafiają m.in. na jachty, sauny, solaria i… Muzeum Ziemniaka”, „Ponad 400 tys. zł na zakup odżywczego piwa bezalkoholowego o szczególnych walorach smakowych. Mają rozmach s…syny”.
Wściekłość była tym większa, że odpowiedzialna za realizację KPO ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz dowodziła, jakim ogromnym sukcesem jest program. Chwaliła się, że w ciągu półtora roku podpisano ponad 824 tys. umów o wartości ponad 106 mld zł i uruchomiono konkursy na ponad 97% budżetu całego programu.
W charakterze kozła ofiarnego wystąpiła zdymisjonowana z końcem lipca szefowa Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Katarzyna Duber-Stachurska. To jej agencja miała pilnować podziału pieniędzy dla hotelarzy i restauratorów. Duber-Stachurska twierdziła, że resort funduszy o wszystkim wiedział. Także o możliwości zakupu łodzi motorowych. Podkreśliła też, że to nie PARP ustalała kryteria przyznawania dotacji i zatwierdzała procedury i regulaminy obowiązujące w KPO.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości natychmiast ogłosili, że to „największa afera rządu Tuska”. Wywołany do tablicy premier obiecał wyjaśnienie sprawy i zero tolerancji dla cwaniaków.
Rafał Brzoska, szef InPostu, do niedawna bliski współpracownik Tuska w kwestii deregulacji gospodarki, napisał: „KPO = Koniec Programu Odbudowy. Żal, że tak ważny dla Polski i polskiej gospodarki oraz inwestycji program kończy w taki sposób, bo chyba nikt nie ma już wątpliwości, że to koniec”. Brzmiało to dramatycznie, lecz było dużą przesadą. Nikt łatwo nie rezygnuje z ok. 260 mld zł.
Nic nowego
Dla redakcji tygodnika „Przegląd” afera z jachtami i klubem swingersów nie była zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że coś podobnego musi się wydarzyć, gdyż opisywaniem patologii związanych z dotacjami unijnymi zajmujemy się od 2013 r. W tym czasie opublikowaliśmy kilkadziesiąt artykułów na temat dwóch wybitnych „lodziarni”: Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Opisaliśmy m.in. historię trzech spółek należących do małżeństwa T.: OKO-MEDICA, Bopol oraz Oko-Vita, które w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka otrzymały dotacje na łączną kwotę ponad 53 mln zł. Za te pieniądze miała powstać linia do produkcji soczewek w Białymstoku oraz ośrodek okulistyczny w Bydgoszczy. Przedsiębiorcy rozpoczęli inwestycję w 2012 r. od budowy we wsi
Kikół pod Toruniem… małpiarni, która miała być częścią laboratorium naukowo-badawczego.
Zwrot akcji nastąpił 14 marca 2013 r., gdy w jednej ze stołecznych prokuratur zjawiła się Elżbieta T. i złożyła doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez jej męża Piotra T., który wyprowadził z należących do nich spółek kwotę ok. 8,444 mln zł.
Ślad pana Piotra prowadził na Cypr, gdzie podobno widziano go w towarzystwie młodej partnerki. Jak zauważył jeden ze znajomych pary, przedsiębiorca „zamienił Zieloną Wyspę na Wyspę Afrodyty”. A we wsi Kikół wciąż ziały wykopy pod fundamenty i walały się butelki po piwie. Pracownicy białostockiej Regionalnej Instytucji Finansującej (obecnie Dział Zarządzania Projektami), którzy w 2013 r. dostali się na teren budowy fabryki soczewek, zobaczyli tam jedynie zdewastowany budynek.
W Biłgoraju działała z kolei spółka TimberOne, której właścicielem, jeśli wierzyć KRS, była inna spółka, ECO-Pellets. W 2008 r. ECO-Pellets (lub według innych danych rządowych TimberOne) zawarła z PARP umowę na realizację projektu „Zintegrowana, ekologiczna technologia
Za, a nawet przeciw
Szymon Hołownia miał być nadzieją na odnowę polskiej polityki, a okazał się showmanem o wybujałych ambicjach
Przegrana Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich wywołała ferment w koalicji rządowej. Głównym odpowiedzialnym za porażkę kandydata obozu demokratycznego obwołano Donalda Tuska, który poprzez swoje zaniechania rozczarował wyborców, oczekujących od rządu skuteczności (według najnowszego badania CBOS gabinet Tuska ma tylko 33% zwolenników i aż 40% przeciwników). Najostrzej przeciwko premierowi wystąpił Szymon Hołownia, żądając nowej umowy koalicyjnej i rekonstrukcji rządu.
Partia wkurzonych rodziców
Jeszcze w październiku 2024 r. w programie „Graffiti” w Polsat News marszałek Sejmu nie był tak krytyczny. „Wystawiłbym nam jako koalicji czwórkę z minusem, bo widzę, ile roboty jest jeszcze do zrobienia”, stwierdził. Ale zaraz uspokajająco dodał: „Umówiliśmy się na cztery lata i zrobiliśmy pierwsze okrążenie z czterech”.
Jednak niedoszły prezydent Polski (w pierwszej turze wyborów uzyskał zaledwie 4,99% głosów, mniej niż antysemita Grzegorz Braun) nie zamierza uczestniczyć w usprawnieniu prac rządu ani w modernizacji kraju. Według kuluarowych plotek lider Polski 2050, choć otrzymał propozycję wejścia do rządu, stanowczo odmówił. A przecież jako wicepremier i szef resortu miałby duże pole do popisu. Zdaje się jednak, że fotel marszałka Sejmu i tytuł drugiej osoby w państwie bardzo mu się spodobały i nie chce z nich rezygnować, nawet mimo że zgodnie z umową koalicyjną od 14 listopada 2025 r. nowym marszałkiem izby niższej powinien być Włodzimierz Czarzasty z Nowej Lewicy. Wszystko wskazuje na to, że Hołownia postawił krzyżyk na rządzie Tuska i jako „wiceprezydent Polski” zamierza dociągnąć do końca kadencji, będąc jednocześnie recenzentem gabinetu, który współtworzy.
11 czerwca 2025 r., tuż przed exposé Donalda Tuska i przed głosowaniem o wotum zaufania dla rządu, Hołownia wygłosił patetyczne przemówienie. „My nie jesteśmy w tym rządzie ani lewicą, ani prawicą. Jesteśmy partią wkurzonych rodziców, którzy idą do polityki, żeby zadbać o przyszłość swoich dzieci. My poszliśmy do polityki, aby zmieniać życie naszych dzieci”, mówił. Zabawnie to zabrzmiało w kontekście obsadzania dobrze płatnych stanowisk w spółkach i administracji publicznej przez działaczy Polski 2050 oraz krewnych i znajomych królika (pisaliśmy o tym w tekście „Rzeczpospolita partyjna”, „Przegląd” 23/2025).
Hołownia zażądał od Tuska spełnienia pięciu postulatów. Chodzi o przygotowanie nowej ustawy medialnej i odpolitycznienie mediów publicznych, odpolitycznienie spółek skarbu państwa, wprowadzenie ustawy o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami, zwiększenie inwestycji w mieszkania na tani wynajem oraz wycofanie z wykazu prac rządu projektu dopłat do kredytów. Ostatni postulat dotyczy zakazu używania smartfonów w szkołach podstawowych. Trzeba przyznać, że to niewiele jak na człowieka o tak wielkich ambicjach.
Zbawca narodu
Szymon Hołownia wypłynął na szerokie wody polityczne w 2020 r., gdy po raz pierwszy wystartował w wyborach prezydenckich (zdobył niecałe 14% głosów). Wyćwiczony w retoryce jawił się jako kaznodzieja polityczny.
„Był dwukrotnie w nowicjacie u dominikanów i to widać (…). Dominikanie to zakon kaznodziejski, mający głosić i przekonywać ludzi do przyjęcia wiary w Jezusa. Tego ich uczą. (…) Nauka retoryki jest w Kościele dostosowana do celów, jakie ma realizować, głównie w zakresie kazań, prowadzenia rozmów z wiernymi oraz emisji głosu, czyli melodii języka mówionego. Niemniej u Hołowni tę dobrą, zaadaptowaną domikańską szkołę widać. Dodatkowo przez lata był dziennikarzem, pracował w różnych redakcjach, więc ma duże obycie medialne (…). Co do technik retoryki, nie trzeba ich znać dużo, wystarczy kilka, ale za to dobrze wyćwiczonych i opanowanych”, tłumaczył w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” Dominik Mazur, ekspert ds. retoryki i wizerunku politycznego.
Hołownia obiecywał Polakom rozbicie duopolu PO-PiS i budowę „sprawiedliwego, sprawnego i prawdziwie wspólnego państwa” ponad podziałami politycznymi, co brzmiało osobliwie, bo przecież naturalną cechą demokracji jest polaryzacja sceny politycznej,
Jak to na wojence bezpiecznie
Ludzie żyją sobie szczęśliwie, nie myśląc o Ukrainie, i ja bym tak chciał, ale nie mogę z przyczyn niezależnych ode mnie. We wrześniu 1939 r. przyszli Niemcy, stoczyli z naszymi bitwę pod Tomaszowem Lubelskim, spalili kilka wsi i zniknęli. Po nich zjawili się Sowieci, a ludzie w śmiech – te sznurki pourywają się pod ciężarem karabinów! Wkrótce jednak – jak powiedziałby poeta – śmiech im zamarł na wargach. Zaczęło się wytyczanie granicy. Ukraińcy, których w naszej wsi było niewielu, chcieli znaleźć się po stronie









