Tag "KO"

Powrót na stronę główną
Andrzej Szahaj Felietony

Za długie rządy samorządowców (nawet najlepszych)

Moje wrażenie jest następujące: w latach 90. pojawiały się u nas niezłe pomysły, próbowano je wprowadzać w życie, ale następnie, stopniowo albo gwałtownie, porzucano. Dlatego mam dziś poczucie regresu. Popatrzmy choćby na samorząd. Idea oddania mu sporej części władzy była słuszna. A jeszcze słuszniejsza była koncepcja ograniczenia kadencyjności władz samorządowych. Nie ma wszak lepszego lekarstwa na powstawanie klik i tzw. układów. Wiedzieli o tym już starożytni Grecy, którzy w demokratycznych Atenach wprowadzili jednodniową kadencyjność niektórych urzędów, a także ich losowanie. Może nieco przesadzili. Niemniej już wtedy wiedzieli, że nie ma nic gorszego niż zezwolenie na to, aby urzędy państwowe stawały się ośrodkami korupcji. My jednak niczego się nie uczymy. Nie bierzemy poważnie ani nauk starożytnej Grecji, ani żadnych innych. A jak już mamy niezłe pomysły, to szybko je zarzucamy (np. ten o konieczności istnienia apolitycznej służby państwowej). No i w rezultacie mamy teraz np. prezydentów miast, którzy sprawują swoje urzędy od ponad 20 lat. Samorządowców przyspawanych do stołków. W poprzednim ustroju, będąc członkiem tzw. nomenklatury, można było sprawować rządy przez wiele lat, bez względu na osiągnięcia czy raczej ich brak. Teraz wystarczy skutecznie neutralizować wszelką opozycję na poziomie samorządowym oraz tkać gęstą sieć zależności

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Platformę Obywatelską uważam za partię centrolewicy

Fragmenty obszernego i bardzo interesującego wywiadu, który w całości można przeczytać w numerze 1/2023 „Zdania”, w wersji papierowej do nabycia w EMPIKACH, w wersji elektronicznej dostępnym na sklep.tygodnikprzeglad.pl. (…) DOMINIKA RAFALSKA: Po wyrzuceniu z PZPR i ukończeniu studiów pracował pan w Domach Towarowych „Centrum”. (…) MAREK BOROWSKI: – (…) Koleżanka mamy znała Albina Kostrzewskiego, który był dyrektorem Centralnego Domu Towarowego, i powiedziała mu, że jest taki koleżanki syn, który ma problem, bo go wyrzucili z partii. Kostrzewski na to mówi: „To ja go mogę przyjąć, ale tylko na sprzedawcę, bo o sprzedawców nie muszę się pytać. On by mi się przydał w administracji, w dziale ekonomicznym, ale tam muszę pytać. Na sprzedawcę mogę przyjąć, niech rok popracuje”. No i tak się stało. Przyjęli mnie na sprzedawcę, pracowałem przez rok jako sprzedawca. Do dzisiaj wiem, co to znaczy stać na nogach 10 godzin. RAFALSKA: A jak traktowały pana koleżanki w pracy? BOROWSKI: – Początkowo jak wtykę dyrekcji! Że na pewno jestem po to, żeby donosić. RAFALSKA: Za dobrze wykształcony? BOROWSKI: – Oczywiście, od razu wiedziały, że przychodzi facet po studiach. One wszystkie były po zawodówkach. JAN ORDYŃSKI: A na jakim dziale byłeś? Co sprzedawałeś? BOROWSKI: – Najpierw koszule, a potem spodnie. W domu towarowym „Junior”. (…) Nauczyłem się składać i rozkładać koszule, mierzyć spodnie. W ogóle

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

To nie będą wybory, to będzie plebiscyt

W Polsce głosuje się różańcem i portfelem. Pytanie, co zwycięży Dr Anna Materska-Sosnowska – prowadzi zajęcia w Katedrze Systemów Politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Członkini zarządu Fundacji Batorego. Mamy w mediach wielkie halo – operację namawiania na wspólną listę opozycji. – Uczestniczyłam w prezentacji tego sondażu obywatelskiego. Doceniam tę inicjatywę. Ale jeżeli będziemy mówić: albo wspólna lista, albo nic, to właściwie możemy zostać w domu, bo efekt będzie demobilizujący. Taka akcja jest po prostu kontrskuteczna. Razem czy osobno Jak więc odbierać tych wszystkich, którzy powtarzają: „jedna lista, jedna lista”? Czy to ludzie naiwni, czy różni naganiacze Platformy, bo takie odnoszę wrażenie. – Ja takiego wrażenia, że to naganiacze, nie odnoszę. Natomiast obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to idea wspólnej listy zostanie pogrzebana. Z prostego powodu – gdybym była politykiem PSL czy Hołowni, dokładnie tak bym to wszystko odczytywała. Te namowy na wspólną listę. Bo wiadomo, że w tej chwili na jednej liście opozycji korzystałaby przede wszystkim Platforma, ale nie w liczbie posłów czy posłanek, tylko w dojściu do celu, jaki sobie stawia. Wydaje mi się, że Donald Tusk mógłby tę sprawę dosyć łatwo przeciąć, np. proponując mniejszym graczom układy bardziej partnerskie. – Tusk to proponował, padały takie propozycje w przestrzeni publicznej. Mówił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Jedna lista będzie albo nie będzie

W sprawie jednej listy opozycji wystrzelono już największe pociski. Użyto nawet medialnych ładunków atomowych. I co? I NIC. Świat polityki okazał się głuchy na to, co mu nie pasuje, i twardo trzyma się własnych interesów. Jeden z celebrytów medialnych ogłosił: jedna lista albo śmierć. A drugi, że przeciwnicy jednej listy opozycji to kolaboranci PiS. Nazwiska powszechnie znane, ale nie o nich przecież tu chodzi. Z wielu atutów demokracji szczególnie podoba mi się prawo do opowiadania nawet największych głupot. A z nowych technologii to, że wystarczy wpisać parę słów i te brednie nawet po latach wyskoczą na ekranie. Powinno to mitygować gorące głowy, skłaniać do częstszego posługiwania się rozumem, ale jak widać, nie zawsze ten bezpiecznik działa. Większość ludzi trzyma się za portfel i ma coraz mniej czasu na obserwowanie tego, co ich bezpośrednio nie dotyczy. Z mediów rządowych wiadomo, że jest dobrze, a nawet jeszcze lepiej. W czasie trzeciej kadencji rządów PiS znajdziemy się zaś w przedsionku raju. Nawet niewierzący, jeśli oczywiście nie będą się z taką postawą obnosić. Nie radzę jednak zbytnio się do tego przywiązywać. Bo Polska to taki kraj, gdzie w ciągu siedmiu miesięcy wiele może jeszcze się wydarzyć. Tak wiele, że dzisiejsze prognozy staną się tylko nietrafionymi spekulacjami.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Populizm a niezawisłość sędziowska

„Po ponad czterech latach od zamachu na życie Pawła Adamowicza sąd w Gdańsku wydał nieprawomocny wyrok. Zabójca prezydenta Stefan Wilmont skazany został na dożywocie”, donosiła nie bez satysfakcji „Gazeta Wyborcza”. Trzeba jednak uściślić. Zabójca prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza skazany został na karę dożywotniego pozbawienia wolności z obostrzeniem, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie mógł się starać nie wcześniej niż po upływie 40 lat (normalnie mógłby się starać już po 25 latach). Uwzględniając wiek skazanego (31 lat) i średnią długość życia mężczyzn w Polsce (71,8 lat), można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że sąd nie tyle obostrzył wobec oskarżonego prawo do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, ile tego prawa go pozbawił. A na to kodeks w dotychczasowym swoim kształcie nie pozwala. Jak rzadko u nas bywa, wyrok ten spotkał się jednak z powszechną aprobatą. W mediach, także społecznościowych, powszechnie chwalono sąd i sprawiedliwy wyrok. Uwadze chwalących umknęło też to, że sąd w ślad za opinią biegłych psychiatrów (a opiniowały aż trzy zespoły biegłych, jeden z nich uznał całkowitą niepoczytalność oskarżonego) przyjął, że oskarżony działał w stanie poczytalności ograniczonej w stopniu znacznym. Uzasadniając wyrok, sędzia Aleksandra Kaczmarek wywodziła, jak podaje „Gazeta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Papież – wyborczy nabój PiS

Jana Pawła II zaczął bronić trzeci sort polityków: Mejza, Czarnecki, Tarczyński… Widocznie tak musi być Papież wiecznie żywy. Jan Paweł II zmarł 2 kwietnia 2005 r., czyli 18 lat temu. A i tak wciąż jest kluczową postacią na polskiej scenie politycznej. Jeżeli ktoś w to wątpi, teraz ma okazję się przekonać. Bo PiS testuje jego siłę – wierząc, że taka postać jako główne hasło wyborcze da tej formacji trzecią kadencję. Oto coś niewyobrażalnego, z tamtego świata. W 2015 r. PiS wygrało, bo Polska była w ruinie, a w powietrzu wisiała smoleńska atmosfera, w 2019 r. – bo straszyło inwazją osób LGBT, a teraz ma wygrać, żeby obronić Jana Pawła II. Czy tak się stanie? Wszyscy choć trochę interesujący się sprawami publicznymi wiedzą, że w stacji TVN 24 wyemitowany został reportaż „Franciszkańska 3”, z którego mogliśmy się dowiedzieć, że Karol Wojtyła, jeszcze jako biskup krakowski, tuszował przypadki pedofilii, przenosząc skompromitowanych księży do innych parafii. I się zaczęło. PiS rzuciło wszystko, co miało, by bronić Jana Pawła II. To on rozgrzewa emocje, to on wyznacza nowe linie politycznych podziałów. Linie, które – wreszcie! – służą ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego. Tu nikt nie ma wątpliwości – większość Polaków jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Gnat władzy

Przyglądam się z rosnącym zażenowaniem wojnie harcowników „cenzopapy” z obrońcami papieskiej świętości. Z jednej strony, prowokacyjne zabawy gówniażerii, z drugiej, wskrzeszenie kultu jednostki w wersji turbo. Niestety, reduta dobrego imienia bardzo łatwo wrzuci rzetelne śledztwa dziennikarskie do jednego worka z mistrzostwami w szkalowaniu papieża, memy pomiesza z dokumentami i w ten sposób łatwo zbagatelizuje skandal samopomocy pedofilskiej w Kościele katolickim, działającej za przyzwoleniem polskiego świętego. Zaiste, straszliwa to dziecinada, za którą idzie ostateczna infantylizacja i tabloidyzacja polityki. Czeka nas najbrudniejsza kampania wyborcza w historii tego kraju – wygra ją nie ten, kto więcej obieca, ale ten, kto wymyśli najobrzydliwsze oskarżenie. PiS się nie patyczkuje, na dziś PO to partia pedofilów i robakożerców, która tylko czeka, by otworzyć granice dla uchodźców gwałcących nasze krowy. Kto da więcej? Wszyscy wiedzą, że wybory w Polsce wygrywa się na wsi, a dla kaczystów to znaczy, że trzeba je wygrać widłami i gnojem. Od populistycznych obiecanek i podsycania resentymentu przeszli do podsycania rynsztokowej awantury, mierząc wyłącznie w nienawiść i najniższe instynkty. Boję się, że ten kraj jesienią wybuchnie. Żadna strona nie uzna wyniku wyborów, o ile do nich dojdzie. A dojdzie tylko wtedy, jeśli sondaże utrzymają się na obecnym poziomie, gwarantującym PiS zwycięstwo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Teraz Kościół i PiS mogą się schować za figurą Jana Pawła II

Liczba osób uznających papieża za autorytet ostatnio się zwiększyła Marcin Duma – prezes zarządu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS Docenia pan PiS, jeśli chodzi o rozpoznanie opinii publicznej? – Doceniam. PiS dysponuje szerokim aparatem badawczym, zbudowanym na zasadzie wewnętrznej konkurencji. To nie jest jeden ośrodek, który miele wszystko, jest ich więcej. Taki system wewnętrznej konkurencji na pewno sprawia, że PiS łatwiej się konkuruje z innymi podmiotami politycznymi. Zaczynam od tego, bo jestem pod wrażeniem reakcji na reportaż „Franciszkańska 3”, dotyczący Jana Pawła II. Reakcja PiS była bardzo szybka i bardzo mocna. I chyba jesteśmy skazani na to, że ten temat będzie rozgrywany do samych wyborów. – My od ośmiu lat żyjemy w przekonaniu, że kampania nigdy się nie kończy. To kwestia nie tyle nawet przekonania, ile odczucia emocjonalnego – że poziom emocji, które są w polityce, jest szalenie wysoki. Nie wszyscy to napięcie wytrzymują. Coraz więcej ludzi odpada, nie mogąc znieść tej temperatury sporu politycznego. Wykruszają się, odklejają od rzeczywistości politycznej, nie śledzą wszystkich wydarzeń. Zostają tylko najtwardsi. Najtwardsi i reszta Czy ci najtwardsi to duża grupa? – Nie, 5-10% społeczeństwa. Tę grupę widzimy potem w internecie, w komentarzach pod artykułami i w mediach społecznościowych.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Czego nie rozumieją ekonomiści z telewizora?

Państwu z własną walutą nie może zabraknąć pieniędzy, a Polska nie stanie się „drugą Grecją” Fiat Money Obrazisz się, jak nazwę cię trollem? – Nie obrażę się. Trolling to forma, nie tylko treść. A moja forma to trolling. I fakt – spędzam na nim sporo czasu. A kim poza tym jesteś? – Studiowałem fizykę i ekonomię. Na SGH, w Polsce, wyobraź sobie. I już wtedy czułem, że ekonomia to nie jest nauka. Kontrast z fizyką był wprost katastrofalny. Fizyka ma wszystko policzone do dziesiątego miejsca po przecinku. W ekonomii szczytem osiągnięć dla niektórych jest narysować niczym niepodparty wykresik z dwiema przecinającymi się kreskami. Tym bardziej w latach 90. Rzuciłem to, wyjechałem do USA, skończyłem doktorat z fizyki i dostałem pracę jako quant… Czyli kto? – Człowiek od liczb. Zajmuję się wyceną transakcji, których końcowa wartość zależy od skomplikowanej formuły, czasami zawierającej wiele indeksów bądź cen: od stóp procentowych, przez ceny metali, energii, po ceny żywności. A w Polsce też miałeś odwagę pyskować wykładowcom? – Nie, co ty. To było zakuj-zdaj-zapomnij, a nie żadne dyskusje o paradygmatach. Jak działają finanse czy banki, także nikogo nie interesowało. Ważne było, żeby skończyć te studia, dostać papier i trafić do pracy w sektorze prywatnym.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Sejm jest nasz

Co ma niepełnosprawny włożyć do garnka? Niedofinansowany but ortopedyczny? Iwona Hartwich – posłanka Koalicji Obywatelskiej, liderka trwającego właśnie w Sejmie protestu opiekunów osób z niepełnosprawnościami Dlaczego nie przyjęła pani kwiatów na Dzień Kobiet od rzecznika PiS Rafała Bochenka? To chyba miły gest? – Byłam zażenowana, bo te kwiaty były przeznaczone dla dziennikarek pracujących w Sejmie, nie dla nas. Widząc to wręczanie, zapytałam, czy są też kwiaty dla nas, czyli protestujących w Sejmie matek. Zrobiłam to celowo, chciałam zwrócić na nas uwagę. Kwiatów nie przyjęłyśmy – powiedziałam, że te kwiaty mają się przekuć w podwyższoną rentę socjalną, której się domagamy. Tymczasem brak pomocy, a nawet wysłuchania ze strony rządu jest porażający. Rafał Bochenek zwrócił się do pani per „pani Iwonko”, mówiąc jednocześnie, że „krzyk i emocje nie są dobrym doradcą”. W tym mieści się cała pogarda i paternalizm nie tylko w stosunku do osób z niepełnosprawnościami, ale i wobec kobiet. – Kiedy usłyszałam to „pani Iwonko”, zmroziło mnie, ale szkoda nawet komentować te słowa. My tu jesteśmy po to, żeby pomóc naszym dzieciom. Po raz trzeci. Podczas gdy protestujący w Sejmie od ubiegłego poniedziałku domagają się podniesienia renty socjalnej z 1217 zł do 3490 zł, czyli do kwoty najniższej pensji, minister Marlena Maląg i pełnomocnik rządu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.