Tag "ludobójstwo"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Zagłada Gazy polskim trotylem

Gaza, dzisiaj morze ruin, zburzona doszczętnie przez izraelską armię po 7 października 2023 r., jest jednym z najstarszych miast globu, ma prawie 4 tys. lat. Dała nam skromny dar, ratujący przez stulecia ludzkie życia, delikatną tkaninę opatrunkową, którą wszyscy znamy jako gazę właśnie. Dzisiaj świat odwdzięcza się Gazie milczeniem, obojętnością albo współudziałem w izraelskim ludobójstwie i zrównaniu z ziemią tego niezwykłego miasta.

We wrześniu Francesca Albanese, specjalna sprawozdawczyni ONZ ds. okupowanych terytoriów palestyńskich, opublikowała kolejny raport, opisujący tym razem współudział państw europejskich w ludobójstwie w Gazie. Wśród państw, które oskarżała, była także Polska. Przed tygodniem zaś ujrzał światło dzienne raport kilku organizacji międzynarodowych: People’s Embargo for Palestine (ruch na rzecz zatrzymania dostaw uzbrojenia do Izraela), Palestinian Youth Movement (młodzieżowa organizacja propalestyńska), Shadow World Investigations (zajmuje się śledztwami dotyczącymi uzbrojenia i korupcji) oraz Movement Research Unit (oferuje wsparcie dla organizacji prowadzących śledztwa i badania), który ujawnia kluczową rolę Polski w dostawach trinitrotoluenu (TNT) wykorzystywanego przez Izrael do ludobójstwa w Strefie Gazy (static1.squarespace.com/static/68f39f06eb2e2f1e3c961bee/t/691c905369e59a0fece46d6c/1763479635531/optimized_final-report-11182025-poland_tnt_report.pdf).

„Polska spółka państwowa Nitro-Chem jest największym producentem TNT wśród członków NATO i UE. Od ponad dziesięciu lat jest głównym dostawcą tego materiału wybuchowego dla amerykańskiego kompleksu militarno-przemysłowego. Według polskich urzędników 90% trotylu importowanego przez Stany Zjednoczone – gdzie obecnie nie ma produkcji krajowej – pochodzi z Polski. Do listopada 2023 r. Polska wysłała ok. 50 tys. ton trotylu do amerykańskich producentów broni. TNT jest wykorzystywany do produkcji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Sudan – pierwsza wojna przyszłości

Ludobójstwo jest wynikiem wojny toczonej bez strategicznego celu

W wydanej niedawno książce „Waste Land” Robert Kaplan, jeden z najwybitniejszych w ostatnich trzech dekadach autorów piszących o geopolityce i sprawach międzynarodowych, nakreślił wizję świata, który już nie żyje, tylko wegetuje. Trapiony permanentnymi kryzysami na niemal wszystkich płaszczyznach, zamienia się na naszych oczach w miejsce, gdzie wprawdzie z biologicznego punktu widzenia jeszcze da się funkcjonować, ale z moralnego już trochę nie ma po co.

Upadek demokracji, militaryzacja przestrzeni publicznej, zanikanie uniwersalizmów, zakończenie monopolu państwa na użycie siły i zarządzanie aparatem przymusu – to wszystko procesy, które z politycznego punktu widzenia są jak najbardziej realne. Jeśli dodać do tego kryzys klimatyczny, skokowy wzrost zużycia energii z powodu rozwoju technologii nazywanych dla uproszczenia sztuczną inteligencją, ryzyko konfliktu nuklearnego i masowe migracje, zarysuje się postapokaliptyczna wizja, w której każdy każdemu jest wrogiem, bo wszyscy potrzebujemy zasobów, a one są coraz trudniej dostępne.

Kaplan, przywołując w tytule dzieło słynnego anglo-amerykańskiego poety T.S. Eliota „Ziemia jałowa”, prognozuje, że tak właśnie mogą wyglądać kolejne lata czy dekady naszego życia. Co ważne, nie musi do tego doprowadzić jeden katastroficzny moment, jedna hollywoodzka tragedia. Raczej będą to procesy, szybkie, choć rozłożone w czasie, co czyni je trudniejszymi do oceny i analizy.

Robert Kaplan snuje wizje przyszłości, problem w tym, że w niektórych miejscach na świecie ta przyszłość już się zaczęła. Są obszary, gdzie pozbawienie innego człowieka życia jest właściwie okrutnym sportem. Takim miejscem jest dziś Sudan.

Dostęp do Morza Czerwonego

Od dwóch i pół roku kraj sparaliżowany jest konfliktem, który prowadzą uznawane przez społeczność międzynarodową oficjalne Siły Zbrojne Sudanu (SAF) oraz wrogie im Siły Szybkiego Wsparcia (RSF). Na czele tych drugich stoi brutalny generał o pseudonimie Hemedti, Mohamed Hamdan Dagalo. Według stanu linii frontu na koniec października br. SAF kontroluje cały wschód i niemal całą północ kraju. Ma to duże znaczenie, bo daje panowanie nad wybrzeżem Morza Czerwonego oraz miastem Port Sudan, jedynym morskim oknem na świat państwa.

Port Sudan, a szerzej dostęp do Morza Czerwonego, jest jednym z niewielu pragmatycznych celów, o które można w tej wojnie jeszcze walczyć. Zresztą interes w jego zajęciu mają nie tylko dwie zwaśnione strony. O tym, kto w konflikcie naprawdę bierze udział i dlaczego, powiemy dalej. Na razie geopolityka musi ustąpić miejsca sprawom bardziej przyziemnym, takim jak walka o przetrwanie.

Choć wojna toczy się już grubo ponad dwa lata, a jej konsekwencje są tragiczniejsze od rosyjskiej napaści na Ukrainę i może nawet od izraelskich zbrodni wojennych w Gazie, zainteresowanie reszty świata konfliktem w Sudanie faluje. Duże było w kwietniu 2023 r., kiedy walki trwały na ulicach największych miast, w tym Chartumu. Na Zachodzie wracały koszmary sprzed dwóch dekad, gdy w Darfurze dochodziło do nieustannych aktów ludobójstwa. Potem jednak media zajęły się frontem ukraińskim, a w październiku przeniosły się do Strefy Gazy. Na Sudan spoglądano sporadycznie, przynajmniej w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Bo nie ma wątpliwości, że konflikt ten wzbudzał od samego początku – i nadal wzbudza – ogromne zainteresowanie w krajach Afryki, Bliskiego Wschodu, a także w Rosji.

Stacje telewizyjne wróciły do Sudanu latem tego roku, kiedy sytuacja stawała się coraz dramatyczniejsza. Nie tylko z powodu zaostrzających się walk, ale też w wyniku działań administracji Donalda Trumpa. Wiosną, wbrew legislacji dającej w tej sprawie ostatnie słowo Kongresowi, Elon Musk i Marco Rubio całkowicie zniszczyli USAID, amerykańską agencję pomocy rozwojowej.

Nick Kristof z „New York Timesa” szacuje w niedawnym felietonie, że wycofanie środków humanitarnych już teraz kosztowało życie ponad pół miliona ludzi na całym świecie – głównie w Afryce. Sudan również został objęty tymi ograniczeniami, przez co zasobów medycznych i żywności jest tam szokująco mało. A to jedynie napędza przemoc, coraz bardziej plemienną i sekciarską – zabija się innych, żeby samemu przeżyć.

Zabijali, bo tak chcieli

Logika współczesnego obiegu informacji powoduje jednak, że zainteresowanie często ogniskuje się na pojedynczym drastycznym wydarzeniu. I tak było w przypadku Sudanu pod koniec października, kiedy to bojówki RSF wtargnęły do prawie 300-tysięcznego miasta Al-Faszir na południowym wschodzie kraju. To ośrodek ważny z punktu widzenia logistyki. Obok znajduje się spore jak na sudańskie warunki i dobrze wyposażone lotnisko. Według analiz przeprowadzonych przez dziennikarzy z BBC Verify, specjalnego zespołu badającego publicznie dostępne dane pod względem prawdziwości, w październiku brutalnie zamordowano tam co najmniej 2 tys. cywilów. RSF zabijały ich bez żadnego powodu. Robiły to, bo mogły. Już teraz grupa prokuratorów z Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze bada, czy doszło tam do zbrodni wojennych, choć coraz więcej osób jednoznacznie stwierdza, że mamy do czynienia z ludobójstwem.

Al-Faszir było

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Ludobójstwo rozgrzeszone

Antykomunistyczna rzeź w Indonezji (1965-1966) zalicza się do ciemnych kart zimnej wojny

Wiek XX był wiekiem ludobójstwa. Tak też zatytułował swój historyczny esej, wydany w Polsce w 2005 r., Bernard Bruneteau. Profesor historii z Uniwersytetu Pierre Mendès France w Grenoble scharakteryzował w nim sześć ludobójstw XX w., które uznał za kluczowe: zagładę Ormian, terror stalinowski, zagładę Żydów, ludobójstwo dokonane w Kambodży przez Czerwonych Khmerów, czystki etniczne w Jugosławii oraz ludobójstwo na Tutsi w Rwandzie. Pominął jednak ludobójstwo w Indonezji z lat 1965-1966, które przecież też było jednym z większych ludobójstw XX w., przynajmniej na terenie Azji.

Czy uznał je z jakiegoś powodu za mniej reprezentatywne? Czy może po prostu pominął je dlatego, że na to ludobójstwo szybko spuszczono zasłonę – bynajmniej nie milczenia. Znacznie gorzej. Zasłonę zakłamania i usprawiedliwienia. W Indonezji i na Zachodzie.

Zafałszowany obraz

Na początku października br. minęła 60. rocznica rozpoczęcia ludobójstwa indonezyjskiego. Przeszła bez szerszego echa w polskich i zachodnich mediach, które zresztą unikają nazywania tego, co się wydarzyło w Indonezji, ludobójstwem. Mówi się o „antykomunistycznej czystce”, „politycznej czystce” i „masowych zabójstwach w Indonezji”, ale nie o ludobójstwie. No bo czy przyjaciele USA i Zachodu mogą się dopuścić ludobójstwa? To przecież robią wyłącznie nieprzyjaciele świata zachodniego i zachodnich wartości.

Tylko od czasu do czasu ktoś zasłonę kłamstwa i usprawiedliwienia uchyli. Jak Joshua Oppenheimer, autor znanych i nagrodzonych filmów dokumentalnych „Scena zbrodni” z 2012 r. (w wersji angielskiej „The Act of Killing”, w wersji indonezyjskiej „Jagal”, dosł. „Rzeźnik”) i „Scena ciszy” („The Look of Silence”) z 2014 r. Ale nawet te filmy, jeśli coś zmieniły na świecie w kwestii postrzegania ludobójstwa indonezyjskiego, nie przełamały procesu zakłamywania i usprawiedliwiania tych wydarzeń w samej Indonezji.

Reżim gen. Suharta i jego polityczni spadkobiercy kontynuowali ludobójstwo z połowy lat 60. poprzez powielanie jego sfałszowanego obrazu oraz rozgrzeszenie i gloryfikację sprawców. Na straży takiej polityki historycznej stoi do dzisiaj propagandowe muzeum we wsi Lubang Buaya na obrzeżach Dżakarty, nazwane Muzeum Zdrady Komunistycznej Partii Indonezji (Museum Pengkhianatan PKI). Przedstawiana w nim narracja koresponduje z nakręconym w 1984 r., czyli jeszcze za reżimu Suharta, propagandowym filmem „Zdrada PKI”.

Ludobójstwo indonezyjskie zalicza się do ciemnych kart zimnej wojny, obciążając pośrednio Stany Zjednoczone i świat zachodni. To jedna z głównych przyczyn niechętnego i incydentalnego poruszania tego tematu w świecie zachodnim. Ta ciemna karta dodatkowo zakłóca tak chętnie rozpowszechniany dzisiaj przez antykomunistyczną propagandę historyczną czarno-biały obraz zimnej wojny, wedle którego po jednej stronie był demokratyczny i szlachetny Zachód, a po drugiej zawsze źli komuniści.

Określenie mianem ludobójstwa tego, co się wydarzyło w Indonezji pomiędzy październikiem 1965 r. a marcem 1966 r., jest w pełni uzasadnione. Artykuł II Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r. w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa (termin wprowadzony przez polskiego prawnika Rafała Lemkina) definiuje tę zbrodnię jako czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”.

W Indonezji ofiarą stała się grupa polityczna, czyli określona i znacząca liczebnie kategoria ludzi. Zdefiniowana zresztą przez sprawców bardzo szeroko, ponieważ do grona „komunistów” włączono nie tylko rzeczywistych członków PKI, ale wszystkich, których podejrzewano o sympatie z tą partią. Indonezyjska partia komunistyczna została zlikwidowana w całości. Był to jedyny przypadek w historii zimnej wojny, kiedy wymordowano masową partię komunistyczną bez udziału wojsk amerykańskich.

Indonezja Sukarna

Od roku 1800 do 1942 i od 1945 do 1949 Indonezja była kolonią holenderską (Holenderskie Indie Wschodnie), a w latach 1942-1945 znajdowała się pod okupacją japońską. 17 sierpnia 1945 r. – dwa dni po deklaracji kapitulacji Japonii – przywódca indonezyjskiego ruchu niepodległościowego Sukarno (1901-1970) ogłosił powstanie Republiki Indonezji. Walka o pełną niepodległość trwała do 1949 r. Pierwsze wybory w niepodległej Indonezji odbyły się w 1955 r. i przyniosły największy sukces dwóm formacjom politycznym najbardziej zasłużonym w walce z kolonializmem holenderskim i okupantem japońskim – Nacjonalistycznej Partii Indonezji i Komunistycznej Partii Indonezji (PKI).

Filozofia polityczna Sukarna (Pancasila, „pięć filarów”) opierała się, po pierwsze, na wierze w (jednego) Boga; po drugie, na internacjonalizmie, sprawiedliwości i humanizmie; po trzecie, na jedności Indonezji; po czwarte, na demokracji przedstawicielskiej; po piąte, na sprawiedliwości społecznej. Przy kruchości rządów koalicyjnych prezydent Sukarno starał się równoważyć wpływy wojska, nacjonalistów, islamistów i komunistów. Obawiając się zagrożenia ze strony Holandii, Wielkiej Brytanii i USA, zaczął w drugiej połowie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

To nie samoobrona, to eksterminacja

Hiszpania zaostrza stanowisko wobec Izraela: ogłasza embargo na broń i zwiększa pomoc humanitarną

Rząd Hiszpanii zapowiedział zastosowanie aż dziewięciu środków nacisku na Izrael w związku z ludobójstwem w Strefie Gazy. Premier Pedro Sánchez wezwał także społeczność międzynarodową do wykluczenia Izraela z udziału w imprezach sportowych.

Sankcje obejmą nie tylko embargo na izraelską broń, w tym anulowanie już zawartych kontraktów wojskowych z izraelskimi firmami, ale również zakaz wjazdu do Hiszpanii osób, które bezpośrednio brały udział w tym, co Sánchez nazwał ludobójstwem. Przedstawiciel hiszpańskiego rządu po raz pierwszy otwarcie użył słowa ludobójstwo w odniesieniu do działań Izraela w Strefie Gazy, choć – jak wspomniał – tak te zbrodnie opisują specjalna sprawozdawczyni ONZ ds. okupowanych terytoriów palestyńskich Francesca Albanese i większość ekspertów.

Sankcje odpowiedzią na eksterminację w Gazie

Dekret dotyczący pakietu sankcji został ostatecznie zatwierdzony przez hiszpański rząd 9 września i wykluczył izraelskie firmy z przetargów publicznych. Embargo obejmuje: zakaz eksportu oraz importu broni, tranzytu paliwa oraz importu produktów i usług z terytoriów okupowanych.

Madryt bada obecnie sposoby na uniezależnienie hiszpańskiego przemysłu zbrojeniowego od izraelskich technologii. Dziennik „La Vanguardia” poinformował, że urzędnicy wraz z głównymi hiszpańskimi producentami uzbrojenia szykują plan zastąpienia izraelskich systemów objętych embargiem.

Jak powiedział szef hiszpańskiego rządu, oprócz wprowadzenia zakazu międzylądowań w hiszpańskich portach lotniczych zamknięta zostanie przestrzeń powietrzna dla samolotów przewożących „sprzęt wojskowy przeznaczony dla Izraela”. Pozostałe sankcje obejmują wspomniany już zakaz wjazdu do Hiszpanii osób uczestniczących w ludobójstwie, wykluczenie produktów pochodzących „z nielegalnych osiedli w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu” oraz ograniczenie usług konsularnych dla hiszpańskich mieszkańców tych osiedli.

Madryt zwiększy też pomoc humanitarną: dodatkowe 10 mln euro trafi do Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), a całkowity budżet dla Strefy Gazy wzrośnie w 2026 r. do 150 mln euro. „Naród żydowski doświadczył niezliczonych prześladowań, zasługuje na państwo i bezpieczeństwo. Ale co innego chronić swój kraj, a co innego bombardować szpitale i głodzić niewinne dzieci”, powiedział Sánchez, podkreślając, że jego kraj od samego początku potępiał ataki Hamasu. W ostatnich miesiącach Hiszpania wzywała także inne kraje europejskie do wstrzymania dostaw broni do Izraela.

78% Hiszpanów za uznaniem Palestyny

Hiszpania uchodzi za najbardziej propalestyński głos w Europie. Według badania przeprowadzonego w maju 2024 r. przez Królewski Instytut Elcano 78% populacji jest zdania, że kraje europejskie powinny uznać suwerenne państwo palestyńskie. Inne, wcześniejsze badania, również wskazują propalestyński trend. Badanie Pew Research Center z maja 2023 r. pokazało, że spośród kilku objętych nim krajów to Hiszpania najsilniej popiera Palestynę. Tylko 12% obywateli otwarcie opowiedziało się za Izraelem, podczas gdy 31% – za Palestyną. Nawet po ataku Hamasu z 7 października 2023 r. 31% Hiszpanów popierało Palestyńczyków, Izrael zaś 23%.

W hiszpańskich miastach w wielu miejscach można zobaczyć graffiti nawołujące do ratowania Gazy i powstrzymania ludobójstwa. W kraju cały czas są organizowane wiece i protesty wyrażające solidarność z Palestyną.

Ta solidarność była też widoczna w trakcie ostatniego etapu Vuelta a España – legendarnego wyścigu kolarskiego, zaliczanego razem z Tour de France i Giro d’Italia do wielkich tourów. Zawody od samego początku stały się areną propalestyńskich protestów, które wymusiły modyfikację kilku etapów, a nawet doprowadziły do wypadków wśród uczestników. Demonstracje trwały niemal codziennie – punkt kulminacyjny osiągnęły w czasie ostatniego, 21. etapu Vuelty – wyścig został trwale przerwany 56 km przed metą, gdy protestujący wtargnęli na trasę. Kolarze zostali zmuszeni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Zatrzymać ludobójstwo w Palestynie

Ludobójstwo w Gazie trwa nieprzerwanie mimo globalnego sprzeciwu, mocnego głosu ONZ i innych organizacji międzynarodowych oraz liczonych w milionach protestów na całym świecie. Izrael nie reaguje na nic, wszak ma za plecami Stany Zjednoczone z Donaldem Trumpem. Zastygły w uporze jak owad w bursztynie ustami swojego premiera Netanjahu powtarza propagandową mantrę: „Izrael ma prawo do obrony”, „Żadnego państwa palestyńskiego nie będzie”, „IDF jest najbardziej moralną armią świata”. W ostatnich dniach opublikowano raport specjalny komisji śledczej ONZ, który potwierdza, że Izrael dopuścił się ludobójstwa na Palestyńczykach w Strefie Gazy.

Ludobójcze intencje

Pojęcie ludobójstwa, które stworzył polski żydowski prawnik Rafał Lemkin w reakcji na Zagładę Żydów europejskich dokonaną podczas II wojny światowej przez hitlerowskie Niemcy, weszło do zapisów prawa międzynarodowego w latach 40. Zapewne do głowy mu nie przyszło, że potomkowie ofiar Zagłady zostaną kiedyś o takie zbrodnie oskarżeni.

W ludobójczej agresji Izraela po 7 października 2023 r. – kilka tysięcy bojowników Hamasu z Gazy przedarło się wówczas przez zasieki i ogrodzenia i rozpoczęło walkę, w której, jak dziś się podaje, zginęło ok. 1,2 tys.

Izraelczyków, w tym 800 cywilów (izraelskie dane nie mogą być potwierdzone przez niezależne gremia, organizacje, media – nie mają one wstępu do Gazy) – śmierć poniosło już co najmniej 65 tys. osób, w tym ok. 20 tys. dzieci, spośród których 12 tys. nie miało ukończonych 12 lat. Ponad 20 tys. dzieci straciło jednego lub oboje rodziców. Miesięcznik „Lancet” uważa, że dane te (źródłem jest Ministerstwo Zdrowia Gazy) są radykalnie zaniżone.

Cała populacja Gazy (2,4 mln osób) została wygnana ze swoich domostw i wysiedlona. Ponad 90% budynków leży w gruzach. Zniszczone są szpitale, szkoły, uniwersytety, meczety i cmentarze, o infrastrukturze handlowej czy gastronomicznej nie wspominając. Gaza de facto jest zrównana z ziemią. Od października 2023 r. do 19 września br. odnotowano w niej 440 zgonów spowodowanych niedożywieniem, w tym 147 dzieci.

Represje dotykają także Palestyńczyków mieszkających na Zachodnim Brzegu: w 2025 r. zniszczono tam więcej palestyńskich domów niż łącznie w ciągu ostatnich 60 lat. Od 27 maja 1,4 tys. Palestyńczyków zostało zabitych przez Izrael podczas próby zdobycia żywności; od października 2023 r. w izraelskich więzieniach osadzono ponad 1,5 tys. palestyńskich dzieci. Również od października 2023 r. liczba palestyńskich więźniów politycznych sięgnęła bezprecedensowych 18 tys., przy czym w wyniku tortur i/lub złego traktowania zmarło ich co najmniej 76, w tym 46 ze Strefy Gazy.

Ponadto Izrael zabił w Gazie więcej dziennikarzy, niż zginęło łącznie podczas wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych, w I i II wojnie światowej, wojnie koreańskiej i w Wietnamie (także konflikty w Kambodży i Laosie), w wojnie w Jugosławii w latach 90. i 2000. oraz w wojnie w Afganistanie po 11 września 2001 r.

W najważniejszej jak dotąd polskiej książce poświęconej Gazie, „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” Pawła Mościckiego, pada stwierdzenie, że w sprawie ludobójstwa najtrudniejsze jest udowodnienie ludobójczych intencji rządzącym i decydentom. Co właściwie niewyobrażalne, nieogarniona buta izraelskich elit politycznych pcha je tymczasem do mówienia o tym expressis verbis. Przytoczmy kilka wypowiedzi najwyższych funkcjonariuszy państwa. Minister obrony Izraela Jo’aw Galant: „Ogłaszam totalną blokadę Strefy Gazy. Odcinamy wszystko. Zero elektryczności. Zero jedzenia. Zero paliwa. Takie metody są konieczne, bo naszymi wrogami są ludzkie zwierzęta”. Jisra’el Kac, minister energii: „Cała ludność cywilna w Gazie musi natychmiast opuścić ten obszar. Wygramy. Nie dostaną ani kropli wody, ani jednej baterii, dopóki nie opuszczą tego miejsca”. Minister finansów Becalel Smotricz: „Nie ma półśrodków… Rafah, Dajr al-Balah, Muchajjam an-Nusajrat – całkowita zagłada. (…) Nie ma dla nich miejsca pod słońcem”. Nissim Vaturi, wiceprzewodniczący Knesetu: „Teraz wszyscy mamy jeden wspólny cel – wymazanie Strefy Gazy z powierzchni ziemi”. Gen. dyw. Ghassan Alian: „Nie będzie prądu ani wody [w Gazie], będzie tylko zniszczenie. Chcieliście piekła, dostaniecie piekło”.

W konsekwencji do maja 2025 r. Izrael zrzucił na Gazę w ponad 11 tys. nalotów ponad 100 tys. ton „trotylu” (szacunkowe dane). To 10-krotnie więcej niż moc bomby zrzuconej przez USA na Hiroszimę. I wielokrotnie więcej niż siła alianckich bombardowań Drezna, Kolonii i Hamburga.

Potwornym paradoksem jest, że firmy produkujące pociski użyte do ataku na konwój humanitarny World Central Kitchen – mimo że był poprawnie oznakowany i poinformował Izraelczyków o swoim przejeździe, zabici zostali wszyscy uczestnicy, w tym polski wolontariusz Damian Soból – bez żenady reklamowały swoje produkty na międzynarodowych targach broni w Kielcach, gdzie wystawiało się 10 izraelskich firm zbrojeniowych. W tej sprawie osobiście, we współpracy z propalestyńską inicjatywą Kaktus, złożyłem w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Kielcach oficjalne doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa „pomocnictwa w ludobójstwie” przez pracowników izraelskich firm zbrojeniowych obecnych na targach. Policja przesłuchała kilku z nich. Sprawa jest w rękach prokuratury. To pierwsza taka interwencja wobec Izraelczyków, którzy reklamowali swoje produkty jako „przetestowane w boju” i używane właśnie w ludobójczej operacji IDF „Swords of Iron” (Żelazne miecze).

Konflikt? Nie – okupacja!

Samo określenie konflikt wprowadza w błąd, bagatelizując istotę nadużyć Izraela. Tymczasem relacje społeczności palestyńskiej – tej mieszkającej w Gazie i tej na Zachodnim Brzegu (w tzw. Autonomii Palestyńskiej) – znajdują odniesienie w przepisach prawa międzynarodowego. Te zaś precyzują: to okupacja, która trwa od wojny w 1967 r. I niemal wszystkie zapisy o obowiązkach państwa okupacyjnego Izrael łamie systematycznie od samego początku. Sztandarowym przykładem jest tzw. polityka nielegalnego osadnictwa. Zachodni Brzeg zamieszkuje obecnie ponad 750 tys. nielegalnych osadników izraelskich, którzy dokonują nieustannie aktów przemocy, kradzieży, dewastacji i mordów na ludności palestyńskiej. Wszystko to pod osłoną izraelskiej armii, policji i służb specjalnych. Izrael ma wobec okupowanych obowiązki, z których się nie wywiązuje, nie ma natomiast żadnego „prawa do obrony”. Prawo do obrony, w tym militarnej, mają natomiast wedle prawa międzynarodowego Palestyńczycy (czyli także Hamas). Wynika to z zapisów konwencji haskiej i genewskiej.

Samo określenie terroryzm jest uznaniowe i nieprecyzyjne. Szafuje nim tak potężny gracz świata polityki jak USA, które same jako państwo spełniają wszystkie warunki takiej oceny. Oto więc światowy terrorysta i jego totumfacki – Izrael decydują o tym, kogo napiętnować tym określeniem. Działania Mosadu, izraelskiej agencji wywiadowczej, wyczerpują wszelkie znamiona tego, co definiuje się jako terroryzm. W Polsce wznowiono właśnie książkę Ronena Bergmana, izraelsko-amerykańskiego dziennikarza (w tym „New York Timesa”), „Powstań i zabij pierwszy. Tajna historia skrytobójczych akcji izraelskich służb specjalnych”. Nieprzerwanie od lat 50. Izraelczycy prowadzą akcje podkładania bomb i mordowania tych, których uznają za wrogów.

Hamas, który wyrósł z tradycji działalności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Zbrodnie kolonializmu europejskiego

Nowożytny kolonializm w XIX i XX w. pochłonął życie milionów ludzi na całym świecie

Wielkie odkrycia geograficzne na przełomie XV i XVI w. otworzyły epokę europejskiego kolonializmu, która trwała aż do drugiej połowy XX w. i była naznaczona brutalną przemocą oraz eksploatacją podbijanych ziem i ludów. Omówienie wszystkich zbrodni europejskiego kolonializmu przekracza ramy artykułu, skupię się zatem na najbardziej drastycznych zbrodniach epoki kolonializmu w XIX w. i pierwszej połowie XX w.

Był to okres intensywnego rozwoju kapitalizmu. W poszukiwaniu nowych rynków zbytu, tanich surowców i darmowej siły roboczej mocarstwa europejskie wyruszyły na podbój Afryki i Azji. Dzięki eksploatacji podbijanych terytoriów największe państwa Europy Zachodniej zbudowały swoją potęgę gospodarczą i polityczną.

Niemieckie ludobójstwo w Afryce

Jednym z tych państw były Niemcy, które dość późno, bo dopiero po zjednoczeniu w 1871 r., rozpoczęły ekspansję kolonialną w Afryce. Dlatego Berlin już na wstępie przegrał rywalizację z Brytyjczykami i Francuzami w „wyścigu o Afrykę”. Miało to później konsekwencje w skierowaniu niemieckiej ekspansji na Europę, co skutkowało I i II wojną światową. W Afryce Niemcy zdobyły tylko cztery kolonie: Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią (1884, obecnie Namibia), Niemiecką Afrykę Wschodnią (1885, obecnie Tanzania, Burundi i Rwanda), Togoland (1884, obecnie Togo) i Kamerun Niemiecki (1884). Na obszarze Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej miało miejsce pierwsze ludobójstwo XX w., jak określa się zagładę ludności Herero i Nama w latach 1904-1908.

Na początku 1904 r. plemię Herero pod wodzą Samuela Maharera zbuntowało się przeciwko niemieckiej kolonizacji ich terytorium. Powstańcy zabili ok. 100 niemieckich kolonistów. W odpowiedzi Berlin wysłał w sierpniu 1904 r. 15-tysięczny

korpus ekspedycyjny, na którego czele stanął gen. Lothar von Trotha. Zastosował on strategię spalonej ziemi i przeprowadził typową akcję eksterminacyjną, przypominającą późniejsze zbrodnie hitlerowskie. W bitwie pod Waterbergiem von Trotha pokonał powstańców, ale celowo pozwolił im wymknąć się z okrążenia. Następnie zepchnął rebeliantów wraz z towarzyszącymi im rodzinami na skraj pustyni Omaheke (zachodnia część pustyni Kalahari), gdzie zostali otoczeni i pozbawieni dostępu do źródeł wody pitnej. Przez dwa miesiące schwytani w pułapkę Hererowie umierali z pragnienia i głodu. Każdy, kto próbował się zbliżyć do źródeł wody, był zabijany przez niemieckich żołnierzy.

Pomimo rozkazu cesarza Wilhelma II, nakazującego przerwać akcję pacyfikacyjną, von Trotha kontynuował zagładę Hererów. Tych, którzy przeżyli, kazał umieścić w obozach koncentracyjnych i oznaczyć symbolem GH (Gefangene Herero).

Największy obóz powstał na Wyspie Rekinów (niem. Haifischinsel, ang. Shark Island) w Zatoce Lüderitza. W latach 1904-1908 zginęło w nim co najmniej 3,5 tys. Hererów, których zmuszono do niewolniczej pracy przy budowie linii kolejowej prowadzącej z Zatoki Lüderitza do Keetmanshoop. Wielu w okrutny sposób zamordowali niemieccy koloniści. W 1908 r. zostało już tylko ok. 15 tys. z 80 tys. Hererów żyjących w 1904 r. Zamordowano też 10 tys. osób z plemienia Nama, które wznieciło rebelię w 1905 r.

Niemieccy lekarze eugenicy, np. późniejszy współtwórca teorii wyższości „rasy nordyckiej” oraz współautor hitlerowskiej koncepcji zagłady Żydów i Romów Eugen Fischer czy współodpowiedzialny za przeprowadzenie w III Rzeszy akcji T4 Fritz Lenz, poddawali więźniów z Shark Island rasowym badaniom medycznym. 778 głów odciętych jeńcom

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Biznes musi toczyć się dalej

Nie będzie nowej Norymbergi za Gazę, możemy o tym zapomnieć

Paweł Mościcki – filozof i eseista, pracuje w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Autor książki „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” (Wydawnictwo Karakter) oraz takich publikacji jak „Migawki z tradycji uciśnionych”, „Lekcje futbolu” czy „Wyższa aktualność. Studia o współczesności Dantego”. Gospodarz podcastu Inny Świat, autor wizualnego atlasu poświęconego migracjom (refugee-atlas.vnlab.org).

Kilka tygodni temu nagrałeś odcinek swojego podcastu (Inny Świat) o raporcie Franceski Albanese na temat ekonomii ludobójstwa. Jesteś autorem książki „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji”. Jak te dwie rzeczy wiążą się ze sobą?
– Do kultury eksterminacji jak najbardziej należy ekonomia. Raport specjalnej sprawozdawczyni ONZ Franceski Albanese pokazuje, że za mechanizmami zniszczenia Gazy stoją działania banków i koncernów technologicznych, które wspierają Izrael. Sieć wzajemnych powiązań, interesów, zależności i preferencji okazuje się tak gęsta, że nic nie jest w stanie przeciąć tych nitek. Nawet coś tak spektakularnego jak ludobójstwo. I co gorsza, nasze codzienne funkcjonowanie w społeczeństwie jest w dużej mierze uwarunkowane dostępem do usług firm, które w tym biorą udział. Biznes musi toczyć się dalej.

Według raportów jeden z banków udzielił pożyczek i gwarancji na miliardy euro.
– Albanese pokazuje, że otwiera to przed tymi firmami nowe przestrzenie ekspansji, zarobku i zamówień. To kluczowe w zrozumieniu, czym w ogóle jest kultura eksterminacji. A ma ona wpływ na wiele kwestii: na to, jak będziemy się zachowywać, jak będziemy budować mniej lub bardziej uświadomione lojalności, jak będziemy postrzegać pewne sprawy za pomocą takich, a nie innych hierarchii. Te wszystkie raporty nie są w stanie niestety niczego w tej kwestii zmienić. Może nam się wydawać, że mamy jakąś sprawczość, że to przed nami ktoś odpowiada i wystarczy presja. Ale presję wywierają właśnie lobbyści i figuranci. Amerykański politolog Sheldon Wolin pisze, że partnerem dzisiejszych władz nie są obywatele. Natomiast dobrze, żeby ci obywatele mieli takie przekonanie.

Co rozumiesz przez pojęcie kultury eksterminacji?
– Nie mam tu na myśli instytucji kulturalnych, ale kulturę w szerokim sensie: symboli, praktyk, mentalności. Trzeba było wytworzyć o wiele wcześniej system przekonań, które są w ścisłym związku ze wspomnianymi interesami. Wychodzi na to, że za kulturą eksterminacji stoi daleko nieprzepracowana mentalność kolonialna. Wynika ona ze struktury świata, w jakim żyjemy: sojuszy politycznych i zależności ekonomicznych. Funkcjonujemy w kulturze, w której taka sytuacja jak z góry zaplanowana, masowa czystka etniczna staje się możliwa, a nawet akceptowalna. Ludobójstwo nie tylko może się w niej odbyć, ale też w żaden sposób nie zaburza jej funkcjonowania. Stanowi integralną część świata.

„Nie ma ludobójstwa bez uprzedniego przyzwolenia, bez stworzenia warunków sprzyjających nie tylko jego fizycznej realizacji, ale też społecznej akceptacji albo przynajmniej biernej obserwacji”, piszesz. W książce wyliczasz strategie, które służą do nadawania kulturze eksterminacji pozorów moralności. Paradoks polega na tym, że to Zachód od wieków zajmuje pozycję strażnika porządku etycznego.
– Jeżeli dzisiaj ktoś ma jeszcze przeświadczenie, że kraje tzw. liberalnych demokracji reprezentują jakiś etyczny biegun, naraża się na śmieszność. Bardzo wiele osób z naszego, powiedzmy, kulturalnego środowiska, patrząc na Gazę, przeżywa aktualnie wstrząs. Choć umówmy się, że podobne rzeczy działy się tyle razy, że trzeba było się bardzo starać, by tego nie widzieć. Co to przyniesie? Są różne możliwości. Pytanie, czy kontestacja całej tej struktury jest możliwa, a tym bardziej przez kogokolwiek pożądana.

Zadajesz sobie także pytanie, jak w przyszłości będziemy rozliczać się z tego, co się dzieje w Gazie. I stwierdzasz wprost: „Gaza to laboratorium przyszłości”.
– Zależy, co chcemy rozumieć przez to rozliczenie. Nie będzie za Gazę nowej Norymbergi, o tym możemy zapomnieć. Nie będzie żadnego międzynarodowego procesu. Norymberga była raz i dlatego, że Niemcy przegrały wojnę w sposób rzadki, a więc całkowitą kapitulacją. Kto miałby pokonać cały Zachód, z Izraelem na czele, żeby móc zorganizować taki trybunał? Zresztą nie wiem, czy życzyłbym sobie takiego dosłownego rozliczenia. Nasze poczucie sprawiedliwości to jedna rzecz, ale w realnym świecie musiałoby się dokonać zapewne coś strasznego. A to nie jest jedyne nierozliczone przewinienie świata zachodniego.

Życzyłbym sobie, by rozliczenie przybrało formę polityczną. By odrodziło ruchy, które będą szukały alternatywy dla dzisiejszego układu sił. A mamy konwulsyjny, coraz bardziej rozpadający się kapitalistyczny zamordyzm, który nie da innych efektów. Jego kontynuacja będzie przynosiła już tylko takie erupcje jak Gaza i Ukraina. Tyle że kultura nie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Interes robiony na ludobójstwie

Byłem w Kielcach podczas 33. Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego, czyli targów zbrojeniowych. Ale nie na targi skierowałem kroki – udałem się do Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach, by zgłosić oficjalnie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez obecnych na tragach przedstawicieli izraelskich firm zbrojeniowych. Wsparcia udzielili mi Polsko-Palestyńska Inicjatywa na rzecz Sprawiedliwości Kaktus i niezależni informatorzy obecni na targach.

O jakie przestępstwo chodzi? Dwa główne ewentualne zarzuty to pomocnictwo w ludobójstwie oraz pochwała ludobójstwa. Opierając się na stanowisku takich instytucji jak Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (działający przy ONZ od 1945 r.) czy Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze (Polska ratyfikowała statut rzymski powołujący tę instytucję), mamy uzasadnione podejrzenie, że w Strefie Gazy odbywa się ludobójstwo, armia izraelska popełnia dzień w dzień zbrodnie wojenne. W sferze publicystycznej od lat przedstawiałem tezę, że to, jak Izrael traktuje Gazę, można opisać słowem poligon.

W przygotowaniu do wojen przyszłości, które będą się rozgrywać w miastach, bo tam już dzisiaj mieszka większość globalnej populacji, Izraelczycy, obudowując się usprawiedliwieniami propagandowymi, od lat testują najrozmaitsze rodzaje broni, urządzeń i rozwiązań wojskowo-policyjnych. Testują, czyli, mówiąc wprost, używają ich do zabijania, mordowania, mieszkańców Gazy, wśród których większość to kobiety, dzieci i młodzież. Kieleckie targi unaoczniły, jak przekłada się to na biznes militarny, sprzedawcy expressis verbis zachwalają sprzęt jako „wypróbowany w walce, w boju”, używany w operacji „Swords of Iron” (Żelazne Miecze), czyli w obecnych ludobójczych działaniach militarnych w Gazie.

W Kielcach było 10 izraelskich firm zbrojeniowych, zarówno państwowych, jak Rafael czy IAI (Israel Aerospace Industries Ltd.), jak i prywatnych. Wśród producentów broni znalazły się także firmy, których drony i pociski przeciwpancerne zostały wedle ustaleń organizacji międzynarodowych i śledztw dziennikarskich użyte w niedawnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Podzielona Europa, głodna Gaza

Wojna informacyjna w konflikcie izraelsko-palestyńskim

Od kilku tygodni użytkownicy mediów społecznościowych w Polsce oglądają materiały o Gazie sponsorowane przez izraelskie MSZ. To odpowiedź Tel Awiwu na apele organizacji humanitarnych o umożliwienie udzielania pomocy Palestyńczykom i na padające pod adresem Izraela oskarżenia, w tym o dopuszczanie się zbrodni ludobójstwa, m.in. przez głodzenie mieszkańców Strefy Gazy.

Sponsorowane przez ministerstwo filmy przekonują, że w istocie przejścia graniczne zostały otwarte po miesiącach blokady, a za to, że nie jest dystrybuowana pomoc humanitarna, która dzisiaj znajduje się w przyczepach ciężarówek zaparkowanych w pobliżu Kerem Szalom, odpowiedzialne są ONZ i Hamas. Dowiadujemy się, że „ONZ odmawia rozdzielenia pomocy”, a według innych materiałów to Hamas głodzi izraelskich zakładników, ignorowanych przez media zajęte przekazywaniem „propagandy Hamasu”.

W ten sposób wojna informacyjna weszła w dużo intensywniejszą fazę, a Izrael stara się przejąć inicjatywę. Zdjęcia i materiały o panującym w Strefie Gazy głodzie uznawane są w tej narracji za kłamstwa rozpowszechniane przez media. Organizacje humanitarne wzywające do umożliwienia im pracy oskarża się o kolaborację z Hamasem, m.in. poprzez koordynację działań (lub to, że niektórzy pracownicy szkół prowadzonych przez UNRWA okazują się członkami Hamasu, co z punktu widzenia części palestyńskiego społeczeństwa nie jest kontrowersyjne, Hamas jest też organizacją polityczną pełniącą funkcje rządu w Gazie).

Nie ma głodu?

Izraelska narracja w sprawie głodu jest jednak niekonsekwentna.

27 lipca premier Netanjahu poinformował, że w Strefie Gazy nie ma mowy o klęsce głodu, zarazem obarczył Hamas odpowiedzialnością za kradzież pomocy humanitarnej. Tymczasem Lekarze bez Granic czy Polska Akcja Humanitarna podkreślają, że ich zespoły nie spotkały się z przypadkami okradania transportów pomocy humanitarnej przez Hamas.

Wersję premiera podważa również Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Jej pracownicy przeprowadzili analizę przypadków kradzieży pomocy dostarczanej przez organizacje humanitarne między październikiem 2023 r. a majem 2025 r. Efekt? Nie ma dowodów na to, że pomoc jest systematycznie rozkradana przez Hamas, choć pojawiły się dowody na kradzieże pomocy z mniejszych organizacji.

Z kolei Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Usług Projektowych (UNOPS), analizując wjazdy do Gazy ciężarówek ONZ z pomocą humanitarną między majem a 6 sierpnia 2025 r., wskazuje, że 2,3 tys. z 2,6 tys. ciężarówek zostało przejętych „pokojowo przez głodnych ludzi lub siłowo przez uzbrojonych aktorów podczas tranzytu w Gazie”. W ten sposób przechwycono 31 tys. ton żywności.

Informacja ta jest wykorzystywana jako dowód, że pomoc nie dociera do potrzebujących, choć 5 sierpnia Jacob Magid, dziennikarz portalu Times of Israel, powołując się na rozmowę z Olgą Cherevko z Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej, podał, że znaczna część żywności jest rozkradana przez mieszkańców Strefy Gazy, a nie uzbrojone gangi. Problem ten nie istniał w styczniu, przed wprowadzeniem przez Izrael ścisłej blokady pomocy humanitarnej, kiedy przyjeżdżała większa liczba ciężarówek z żywnością.

Już sama liczba ciężarówek, które wjeżdżają do Strefy Gazy, od kiedy Izrael pozwolił na poluzowanie blokady, jest zbyt niska według wyliczeń ONZ. Jeszcze przed eskalacją konfliktu szacowano, że dziennie musi przyjeżdżać 500-600 ciężarówek z żywnością. Dzisiaj, gdyby taka liczba przyjeżdżała każdego dnia, byłby to jedynie początek walki z głodem w Gazie. Głodem, który Izrael neguje, jednocześnie winiąc za niego Hamas.

Biuro Koordynatora Działań Rządu na Terytoriach (COGAT), czyli jednostki Ministerstwa Obrony będącej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Rzeź Woli: nieukarane ludobójstwo

Za podstawę przyjęto 2 kg prochu – jako pozostałość po jednym spalonym trupie

Hitlerowskie zbrodnie dokonane w pierwszych dniach sierpniowego zrywu przerażają skalą bezwzględności. Wieść o nich szybko rozniosła się w walczącej Warszawie. Zrozumiałe więc, że po wyzwoleniu to ludobójstwo zaczęła dokumentować Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zbierano relacje świadków i gromadzono archiwalia. To na ich podstawie powstało opracowanie, którego autorem – wiele na to wskazuje – był prof. Stanisław Płoski, związany przed wojną z ruchem socjalistycznym.

Publikowany poniżej dokument „Dzielnica Wola w powstaniu warszawskim” wraz z mapkami był pierwszym naukowym opracowaniem powstałym w ówczesnej rzeczywistości, pierwszą udokumentowaną analizą ludobójstwa na mieszkańcach Woli. Choć autor zastrzega, że niektóre dane i opisy wydarzeń wymagają dalszego sprawdzenia czy refleksji, to trudno dokumentowi zarzucić nierzetelność. Jest przy tym niezwykły. Choćby z racji tego, że sporządzany był niemal na gorąco, zaledwie trzy lata od opisywanych wydarzeń, na podstawie zeznań naocznych świadków oraz relacji zdanych niedługo od upadku powstania.

Całość dokumentu w oryginalnej wersji znalazła się w pierwszym z dwóch tomów nowej serii „Zakłamana historia powstania. Gen. Anders: powstanie to zbrodnia”. Oba tomy zostały opublikowane przez Fundację Oratio Recta, wydawcę „Przeglądu”.
Paweł Dybicz

Dzielnica Wola w powstaniu warszawskim

Z upływem czwartego dnia powstania zamknąć można pierwszy etap wypadków, które rozegrały się na Woli. W tym okresie nie było raczej planowej akcji eksterminacyjnej w stosunku do ludności miasta. Liczne gwałty i zbrodnie popełniane na ludności od świtu 2 sierpnia miały charakter ekscesów ze strony poszczególnych oddziałów niemieckich, znajdujących się na tym terenie. W większości wypadków dokonane zostały w trakcie walki z powstańcami. W walkach tego rodzaju dla nieprzebierającego w środkach żołnierza armii niemieckiej zacierała się różnica między walczącym powstańcem a niebiorącym w walkach udziału cywilem, zwłaszcza gdy w oddziałach powstańczych znaczny udział biorą kobiety lub też młodzież. Niemcy wiedzieli, że walczą z nimi kobiety, mężczyźni cywile oraz, co nie zaliczało się do rzadkich wypadków, dzieci. Toteż za wroga uważali każdą napotkaną przez siebie osobę cywilną. Widzieli, że strzelano do nich z domów i że rzucano granaty na posuwające się ulicami czołgi i samochody. Toteż na terenie walk palono domy i mordowano lub też wypędzano ich mieszkańców.

Innego postępowania nie można było się spodziewać od żołnierzy niemieckich, o których zresztą gen. von dem Bach, ich późniejszy dowódca, stwierdził, że „wojska te w wielkiej mierze nie były armią, lecz kupą świń”. Wypadki kampanii wrześniowej 1939 r. wyraźnie już pokazały, że od armii niemieckiej nie można spodziewać się zachowania zgodnego z prawami międzynarodowymi. Istotą sprawy jest wykazanie, iż w pierwszych czterech dniach powstania, oprócz całego szeregu wypadków morderstw i gwałtów związanych z walką z powstaniem, Niemcy nie podjęli jeszcze tej akcji eksterminacyjnej, którą można by było uważać za wykonywanie rozkazu Hitlera-Himmlera (zniszczenie miasta i wymordowanie jego ludności), wydanego pierwszego lub drugiego dnia sierpnia. Nie znamy pełnego i dokładnego tekstu tego rozkazu. Wydany został on ustnie, jak stwierdzają to zeznania generałów niemieckich złożone przed prokuratorem Sawickim w Norymberdze.

5 sierpnia rozgorzały wzdłuż linii ulicy Młynarskiej walki, które trwały bez przerwy przez cały dzień, aż do późnego wieczora. Dzień ten był dniem przełomowym w życiu mieszkańców Woli. Wypadki, które rozegrały się 5 sierpnia na tyłach linii walk, a które swoją rozpiętością objęły cały teren znajdujący się w rękach niemieckich, wysuwają się na pierwsze miejsce spośród całego pasma tragicznych przejść ludności Warszawy w czasie powstania.

Tego dnia Niemcy przystąpili do wielkiej, planowej i zorganizowanej akcji, której celem ostatecznym miało stać się kompletne wymordowanie całej ludności polskiej na opanowanych przez nich terenach. Według rozkazu Hitlera-Himmlera należało zabić każdego mieszkańca Warszawy, nie wolno było brać oddziałom niemieckim żadnego jeńca, miasto całe miało być zrównane z ziemią. Rozkaz ten łamał wszelkie prawa i zwyczaje międzynarodowe, ignorował zupełnie fakt ścisłego zachowywania przez powstańców przepisów międzynarodowych (np. w stosunku do jeńców Niemców), a przez bezwzględne polecenie zabijania każdego niewalczącego mieszkańca stolicy, bez względu na wiek i płeć, miał stworzyć zastraszający przykład dla całej podbitej Europy, miał pokazać wszystkim, jaki los czeka tych, którzy odważą się wystąpić przeciw raz ustanowionej władzy niemieckiej.

Akcja niemiecka rozpoczęła się późnym rankiem około godziny 9. Silne oddziały SS, policji, wojska oraz formacji cudzoziemskich w służbie niemieckiej, przydzielonych z 9. armii do walki z powstańcami, obstawiły cały teren dzielnicy. Po ulicach krążyły auta, czołgi oraz patrole. Następnie grupy żołnierzy wpadały do domów, obrzucając piwnice, bramy, podwórza i okna granatami, ostrzeliwując je nadto z karabinów. Całą ludność wzywano okrzykami do natychmiastowego opuszczenia domów. Pijani przeważnie żołnierze rozbiegli się po mieszkaniach, grabiąc, rabując, a jednocześnie mordując osoby ociągające się z opuszczeniem domu, próbujące obronić się przed rabunkiem, ukrywające się po różnych zakamarkach strychów, mieszkań czy piwnic. W licznych wypadkach strzelano do wychodzących z domów. Po obrabowaniu mieszkań i sprawdzeniu, czy nikt się nie ukrył, dom podpalano. Ludność zbierała się w międzyczasie na podwórkach domów.

Tu zgromadzonych obrabowywali żołnierze, wyrywając z rąk bagaże, zdzierając pierścionki i zegarki, domagając się wydania pieniędzy, złota, kosztowności. Po takim oczyszczeniu z wszelkich wartościowych przedmiotów grupę obrzucano granatami lub też ostrzeliwano z broni maszynowej lub ręcznej. Spędzano też niekiedy ludność do piwnic lub schronów przeciwlotniczych i tam dopiero odbywała się egzekucja, najczęściej przy użyciu granatów. Następnie żołnierze chodzili między trupami, dobijając z rewolwerów jeszcze lub karabinów rannych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.