Tag "Marcin Romanowski"
Układ się sypie
Podejrzani, oskarżeni, uciekinierzy i skazani – Fundusz Sprawiedliwości jeszcze długo nie da o sobie zapomnieć
Dla tych, którzy bacznie śledzą jedną z największych afer III RP, wniosek o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze jest wisienką na torcie. Założyciel i mózg przestępczego układu w obawie przed aresztowaniem czmychnął na Węgry. Już od grudnia 2024 r. pod skrzydłami Viktora Orbána ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości Marcin Romanowski. Zastępcy Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości prokuratura chce postawić 11 zarzutów – w tym udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przywłaszczenia ponad 107 mln zł i usiłowania przywłaszczenia ponad 58 mln zł.
Przypomnijmy, że proceder przestępczy, w którym Ziobro i Romanowski grali pierwsze skrzypce, polegał na tym, że politycy Solidarnej/Suwerennej Polski z Funduszu Sprawiedliwości mającego pomagać ofiarom przestępstw zrobili maszynkę do wyprowadzania pieniędzy. Setki milionów złotych płynęły szerokim strumieniem na finansowanie kampanii wyborczych, do zaprzyjaźnionych organizacji i mediów, a nawet na zakup oprogramowania szpiegowskiego Pegasus, wykorzystywanego do inwigilacji i zwalczania przeciwników politycznych PiS.
Powołany w styczniu 2024 r. przez Adama Bodnara w Prokuraturze Krajowej Zespół Śledczy nr 2 prowadzi wielowątkowe śledztwo w sprawie rozkradania Funduszu Sprawiedliwości. Choć Ziobro i Romanowski na razie robią skuteczne uniki, by nie stanąć przed obliczem prokuratora, to w innych sprawach do sądów skierowano akty oskarżenia, a nawet zapadły pierwsze prawomocne wyroki skazujące.
Egzorcysta w opałach
W lutym 2025 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął akt oskarżenia przeciwko ks. Michałowi Olszewskiemu i pięciu innym osobom. Chodzi o wyprowadzenie z Funduszu Sprawiedliwości do kościelnej Fundacji Profeto ponad 66 mln zł na budowę ośrodka Archipelag dla ofiar przestępstw. W rzeczywistości w potężnym gmachu, kryjącym w sobie m.in. salę widowiskową na 350 osób, sale konferencyjne i studia nagraniowe, miało powstać profesjonalne centrum multimedialne Solidarnej Polski.
Ks. Olszewski został oskarżony o popełnienie czterech przestępstw, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej i pranie pieniędzy, za co grozi mu nawet 25 lat więzienia. Politycy PiS twierdzą, że zarzuty wobec duchownego są przejawem walki rządu Donalda Tuska z Kościołem katolickim. Problem w tym, że jeden ze współoskarżonych, Piotr W., poszedł na układ z prokuraturą, przyznał się do udziału w przekręcie i opowiedział o przestępczej działalności ks. Olszewskiego. Dzięki temu skorzystał z instytucji dobrowolnego poddania się karze, ustalonej z prokuraturą. 24 września br. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał mężczyznę na rok więzienia w zawieszeniu na pięć lat.
Piotr W. to przedsiębiorca budowlany, którego firma TISO oficjalnie była wykonawcą robót przy budowie kościelnego ośrodka. Dlaczego oficjalnie? Bo w rzeczywistości Archipelag budowała firma Jana Olszewskiego – ojca księdza. Piotr W. znał się z Janem Olszewskim od 20 lat, panowie współpracowali na różnych budowach. Jan Olszewski był winien Piotrowi W. 350 tys. zł. Wiedział o ustawionym konkursie na dotację dla fundacji swojego syna i zaproponował Piotrowi W. udział w przekręcie, dzięki któremu spłaciłby dług i jeszcze zarobił na pracach budowlanych. TISO jako papierowy wykonawca wystawiała faktury, a od każdej dostawała działkę w wysokości 3%.
Piotr W. opowiedział też prokuratorom, jak pomógł ks. Olszewskiemu wyprać przywłaszczone pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Otóż duchowny nakazał mu podpisać z zakonem sercanów fikcyjną umowę najmu części gruntu, na którym prowadzono budowę. Właścicielem
Zbigniew Ziobro: capo di tutti capi (z Jeruzala)
Prokuratura ma dowody, że były wszechwładny minister sprawiedliwości i prokurator generalny stał na czele „zorganizowanej grupy przestępczej”
Wydarzenia ostatnich dni wyjątkowo rozemocjonowały opinię publiczną i świat polityki. Najpierw Waldemar Żurek skierował do Sejmu wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej Zbigniewa Ziobry oraz na jego zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie. Potem zebrała się sejmowa Komisja Regulaminowa, podczas której posłowie PiS w sposób histeryczny, a nawet groteskowy, bronili byłego delfina PiS przed zarzutami korupcyjnymi.
Ten niestety nie pojawił się w Sejmie, bo czmychnął na Węgry. W Budapeszcie spotkał się z premierem Viktorem Orbánem i zorganizował konferencję prasową. Ziobro mówił, że cała sprawa jest szyta grubymi nićmi, a tak naprawdę chodzi o zemstę Donalda Tuska. Wedle tej spiskowej narracji premier polskiego rządu chce wziąć odwet na byłym ministrze tylko za to, że prokuratura pod nadzorem Ziobry tropiła nadużycia wpływowych polityków PO.
I kto tu jest miękiszonem
Głos zabrał nawet Jarosław Kaczyński. „Umieszczenie w więzieniu bardzo ciężko chorej osoby, która wymaga stałej i poważnej opieki lekarskiej, jest jednoznaczne z wyrokiem śmierci”, powiedział prezes PiS. Z tą chorobą to różnie bywa… Są takie okresy, gdy Ziobro jest wręcz umierający, i takie, gdy tryska zdrowiem. Były minister podróżuje, udziela licznych wywiadów w prawicowych mediach, pojawił się nawet w Sejmie na wielogodzinnym przesłuchaniu, choć – jak wcześniej twierdził – złożenie zeznań przed komisją śledczą mogło zagrażać jego życiu.
Epatowanie chorobą i branie na litość jest wyjątkowo naciągane w przypadku Ziobry. Jakoś Kaczyńskiemu i jego kamratom nie przeszkadzało, gdy za pierwszych rządów PiS Ziobro na podstawie zmyślonych zarzutów chciał wsadzić do aresztu będącą w trakcie leczenia onkologicznego Barbarę Blidę. W tym celu wysłał do domu byłej posłanki i minister budownictwa komando funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i ekipę TVP, aby pokazała suwerenowi wyprowadzaną w kajdankach sponiewieraną i upokorzoną kobietę. Prowokacja zakończyła się tragicznie. Blida zginęła postrzelona z rewolweru w niewyjaśnionych okolicznościach – prawdopodobnie przez funkcjonariuszkę ABW.
Kilkanaście miesięcy przed tragicznymi wydarzeniami w Siemianowicach Śląskich do aresztu wydobywczego trafiła w zaawansowanej ciąży Maria S., księgowa lobbysty Marka Dochnala. Kobieta, choć mieszkała w Krakowie, została przewieziona 500 km do aresztu w Grudziądzu. Aby ją upokorzyć i złamać, odmówiono jej zmiany obuwia, dostarczenia środków higienicznych, widzenia z rodziną i adwokatem. Na salę porodową szpitala przewieziono ją z powodu zagrożenia życia dziecka. Wyczerpaną i zdezorientowaną Marię S. przesłuchiwano nawet w trakcie akcji porodowej, która trwała kilkanaście godzin. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że wobec aresztowanej dopuszczono się „nieludzkiego traktowania oraz tortur”.
W 2017 r. do aresztu, pod bardzo wątpliwymi zarzutami, trafiła mecenas Alina Dłużewska. Prawie 80-letnią schorowaną prawniczkę umieszczono w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, co wiązało się z dodatkowymi represjami. Działo się to za wiedzą i akceptacją Patryka Jakiego, który jako wiceminister sprawiedliwości nadzorował Służbę Więzienną. Sąd uznał potem, że działania SW wymierzone w Dłużewską były bezprawne i nosiły zmamiona tortur.
Maria S. opuściła areszt po trzech miesiącach, Alina Dłużewska po 22 miesiącach, więc Jarosław Kaczyński nie powinien histeryzować nad losem Zbigniewa Ziobry. Taki twardziel na pewno da sobie radę za więziennymi murami, a placówki penitencjarne są przygotowane na przyjęcie nawet pacjenta onkologicznego.
Gdy Sejm decydował o immunitecie byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, niniejszy numer „Przeglądu” był już w drukarni, nie wiemy zatem, czy Ziobro pojawił się w Polsce, czy poszedł za przykładem swojego zastępcy Marcina Romanowskiego. Jeśli wybrał pierwszy wariant, to najpewniej został już zatrzymany i to niezawisły sąd zdecyduje o jego dalszym losie. Jeśli zdecydował się na węgierski „azyl”, stanie się ściganym „miękiszonem” i co najwyżej tylko odsunie w czasie konfrontację z wymiarem sprawiedliwości.
Dzięki wnioskowi o uchylenie immunitetu wiadomo, że Ziobro ma się czego obawiać. Zdaniem prokuratury były minister sprawiedliwości dopuścił się 26 przestępstw. W tym najpoważniejszego: miał założyć i kierować „zorganizowaną grupą przestępczą”. Za wszystkie popełnione przestępstwa Ziobrze może grozić nawet 25 lat więzienia. Śledczy dysponują mocnym materiałem dowodowym. Są to m.in. nagrania rozmów, dokumenty i nośniki pamięci zarekwirowane podejrzanym, zeznania świadków i współuczestników przestępczego procederu oraz ustalenia Najwyższej Izby Kontroli.
Jak kraść, to zgodnie z procedurami
Nie wiadomo dokładnie, kiedy Zbigniew Ziobro wpadł na pomysł założenia „zorganizowanej grupy przestępczej” okradającej Fundusz Sprawiedliwości, ale niecny proceder nie mógłby się odbyć bez zmiany prawa. Zgodnie z tzw. doktryną Horały (Marcina Horały, posła PiS i pełnomocnika rządu ds. budowy CPK) można kraść, jeśli się to robi zgodnie z procedurami. Tak więc w 2017 r. zmieniono przepisy regulujące działalność funduszu. Odtąd państwowa kasa, zamiast na pomoc pokrzywdzonym przestępstwami i na wsparcie więźniów opuszczających zakłady karne, mogła być wydawana na dowolny cel.
Jednak, jak zauważyła NIK, „brak precyzyjnego, normatywnego określenia zadań Funduszu Sprawiedliwości oraz stanowisko Dysponenta (Zbigniewa Ziobry – przyp. A.S.) dotyczące możliwości dowolnego kształtowania jego wydatków pozostawały w rażącej sprzeczności z nadrzędną zasadą
Rok 2024 odszedł
Święta rodzinne, ale bez polityki – mamy wszak jednakowe poglądy, identyczne emocje – nie ma o czym mówić. Artur, kuzyn żony, fizyk atmosfery, na moją prośbę robi nam wykład na temat globalnego ocieplenia. Tak jak się spodziewałem – jest gorzej, niż powszechnie się uważa. Naukowcy są już pewni, że nie da się zahamować reakcji łańcuchowej zdarzeń, nawet gdybyśmy – co niemożliwe – zupełnie zredukowali emisję dwutlenku węgla. Uczeni już nie spierają się czy, ale kiedy i jaka będzie skala klimatycznych katastrof. Artur ma dwoje uroczych, małych dzieci i martwi się o nie. Też się martwię o swoje dzieci i wnuki. Słaba pociecha, że sam prawdziwego kataklizmu nie dożyję.
Przeceniłem w poprzednich felietonach byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, sądząc, że zszedł do podziemia. Zwiał do Orbána. Nie pamiętam takiego wysypu memów i dowcipów. Romanowski na uchodźstwie będzie walczył o wolną Polskę. Orbán już oświadczył, że chętnie udzieli azylu innym politykom PiS, prześladowanym przez tyranię Tuska. Nie rozumiem, dlaczego prezes ryzykuje, zostając w kraju – też powinien ujść na Węgry. I tam tworzyć rząd na uchodźstwie. Ziobro ostrzega: „Moje poglądy były bardzo łagodne w stosunku do tego, co zrobimy, kiedy wrócimy i będziemy musieli przywrócić praworządność w Polsce”. W podobnym tonie grozi prezes. Jedynym wyjściem jest nie oddawać im władzy.
„Gazeta Wyborcza” w numerze świątecznym, na stronie głównej, przekazała czytelnikom życzenia: „Cichych, jasnych dni. Dobrze chronionych granic. I bezgranicznej miłości”. Po naszej liberalnej stronie wrzawa, wielkie oburzenie. Te „bezpieczne granice” to rzeczywiście niezręczność – jakby wejście w buty, które na granicy zostawiło PiS. Generalnie pojęcie granicy może być wieloznaczne – pragnienie poczucia bezpieczeństwa to jedno z podstawowych ludzkich i zwierzęcych instynktów. Dlatego populiści tyle zyskują, grając tym tematem, demonizując zagrożenia, jakie niesie „najazd obcych”.
Zniesienie granic między państwami Unii Europejskiej i dołączenie Polski do strefy Schengen było dla mnie niezwykłym, radosnym wydarzeniem. W czasach, gdy byliśmy radziecką kolonią
Kiedy nad Dunajem pojawią się kolejni pisowcy?
Romanowski nie uciekł do Budapesztu w ciemno
Marcin Romanowski nie uciekł na Węgry dlatego, że taki wyjazd nagle przyszedł mu do głowy. Taka ucieczka musiała być wcześniej przygotowana. Zarówno pod względem logistycznym, jak i politycznym. Musiał niepostrzeżenie wyjechać z Polski, i tak to zrobił, m.in. wyłączając na kilka dni telefon. Musiał mieć wynajęte mieszkanie. Załatwili mu je tajemniczy – jak to określił – „węgierscy znajomi”. Musieli więc uczestniczyć w spisku. I zostać wcześniej uprzedzeni o przyjeździe Romanowskiego. Ba! Romanowski musiał swoją ucieczkę omówić z węgierskimi władzami.
Znamienne są słowa węgierskiego premiera, które padły na zamkniętym spotkaniu kilka dni przed tym, nim pobyt Romanowskiego w Budapeszcie został ujawniony. Nie były przeznaczone dla mediów. Że Węgry dały azyl i raczej nie będzie to azyl ostatni. – Nie ukrywam, że myślę, iż nie będzie to ostatnia taka decyzja – zapowiedział Viktor Orbán. Czyli nad Dunajem zjawią się kolejni pisowcy.
Widzimy więc, że akcja Romanowskiego to nie jest sytuacja nagła, napad paniki – że uciekł i poprosił o pomoc. Przeciwnie, to ruch wcześniej uzgodniony i przemyślany. Pozostaje pytanie, na jakim szczeblu uzgodniony. Bo trudno sobie wyobrazić, by polski wiceminister, i to jeszcze były, miał bezpośredni dostęp do premiera Węgier. Kto więc pośredniczył w tych rozmowach? Czy odbywało się to na poziomie Kaczyński-Orbán? Tego na razie nie wiemy. Za to wiemy, że zanim Romanowski przyjechał do Budapesztu, musiał mieć obiecany azyl. I to, że Orbán nie ulegnie naciskom w jego sprawie, czy to pochodzącym z Warszawy, czy z Brukseli. Bo inaczej pojechałby gdzie indziej.
Oczywiste też jest, że Orbán sprawę przemyślał i uznał, że takie działanie mu się opłaca. Przyjmując w Budapeszcie Romanowskiego, a może i innych, zagra na nosie Tuskowi, którego nie cierpi, i pewnie zapunktuje w grupie zachodnich prawicowców. W PiS, w partii Marine Le Pen, w AfD, u Donalda Trumpa. Oto on, dziś główny filar sił trumpowskich w Europie! Nie pierwszy raz!
Podobny gest miał miejsce w roku 2018. Wtedy Węgry udzieliły azylu byłemu premierowi Macedonii Północnej, liderowi prawicy, Nikoli Gruewskiemu.
Gruewski był premierem w latach 2006-2016. Po procesie został skazany na dwa lata więzienia „za wywieranie nacisków na urzędników w sprawie zakupu ze środków publicznych od faworyzowanej przez niego firmy luksusowego, kuloodpornego mercedesa S600 wartego ok. 600 tys. euro”. To nie koniec, bo toczyło się wobec niego także kilka innych dochodzeń – w sprawie korupcji, nadużycia władzy, oszustw wyborczych i nielegalnego podsłuchiwania opozycji.
Po przybyciu na Węgry Gruewski wypowiadał się w tonie podobnym do Romanowskiego. Że macedoński rząd „poprzez antydemokratyczne posunięcia i bez żadnych dowodów prawnych chce go pozbawić wolności, nadużywając systemu prokuratury i sądów”. A postępowanie wobec niego wszczęto na podstawie zmyślonych zarzutów. Mówił też, że jest ofiarą prześladowań politycznych, a także dyskryminacji ze strony wymiaru sprawiedliwości. Bo w jego kraju nie ma już sprawiedliwego i niezależnego sądownictwa.
Oto więc gra Orbána – mieszanie w bałkańskim kotle. Nie tylko zresztą w bałkańskim
Gdzie są (brudne) ręce Romanowskiego
Pierwszy minister, który po 1989 r. uciekł za granicę, stawia rządowi warunki. Marcinowi Romanowskiemu tak się w głowie poprzewracało, że zapomniał, za co ma siedzieć w areszcie. Za dużo czerwonego wina? A może węgierski gulasz był nieświeży? Jak uciekinier stanie na nogi, to niech przesłucha taśmy Mraza. I to, co tam bez tortur opowiadał: „Ale myślmy z tej perspektywy: jakich słów powinienem był użyć na komisji, żeby to nie wyszło, że tutaj ktoś naciskał”. Dlaczego w kampanii na prezydenta Rzeszowa zostały zawarte umowy na prawie dwie bańki? Romanowski: „Też
W kolejce do wariografu
Nie można im odmówić rozmachu – nigdy w Polsce nie okradziono państwa, czyli nas, na tak ogromną skalę. I bezczelności, z jaką zmieniają znaczenie słów. U nich złodziej jest męczennikiem, aferzysta ofiarą zbrodniczej nowej władzy, a Ziobro obrońcą praworządności. Tak wielkiego zbiorowiska kłamców i cyników pod partyjnym logo nikomu, poza Kaczyńskim, nie udało się zgromadzić.
Doprowadzili do tego, że rozsypały się powszechnie używane przez ludzi definicje słów. Za politykami PiS powinien stać tłumacz, który by przekazywał, co ci ludzie naprawdę mówią. Mogę się założyć, że nikt z partyjnej czołówki nie zaliczyłby wariografu. A reszta? Dostaje rano parozdaniowe przekazy dnia, czyli instrukcję, co mówić o najnowszych wydarzeniach. I mówi. Dokładnie to samo, słowo w słowo. Większą swobodę mieli chyba członkowie włoskiej mafii. Na pytanie o przyczynę takiego zdyscyplinowania znajduję tylko jedną odpowiedź. Przez osiem lat ich rządów prawie wszyscy uwikłali się w mniejsze czy większe machlojki. A jak nie oni, to ich krewni albo znajomi. Gdzie są te haki? Gromadzili je ludzie Kaczyńskiego na ekipę Ziobry i odwrotnie. Ogromną wiedzę o tym, jak realnie działał mechanizm korupcji w gabinetach na Nowogrodzkiej, ma Marcin Romanowski. Dlatego też był przez PiS szczególnie chroniony. W operację Budapeszt zainwestowano wszystko, czym PiS dysponuje. Wybrano kompromitującą ucieczkę, bo zamknięcie Romanowskiego w areszcie groziło wsypaniem jego mocodawców.
Ucieczka Romanowskiego właśnie na Węgry nie jest przypadkiem. W ostatnich latach Węgrzy zarobili krocie na kontraktach z Orlenem. Najbardziej opłacało się to Obajtkowi. Siedział na Węgrzech w czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego. A na Podkarpacie wpadał niezapowiadany tylko na kilka godzin. I znikał. U Orbána jest już spora grupa uciekinierów z Polski. Mieliśmy kiedyś rząd emigracyjny w Londynie, a teraz mamy rządową grupę przestępczą w Budapeszcie. Żeby rozbić ten gang, trzeba wygrać wybory prezydenckie z kandydatem PiS, który by ich taśmowo ułaskawiał.
Drodzy Czytelnicy, życzę spokojnych świąt.
Zryty beret biskupa
Można być biskupem jak Antoni Długosz. Można również być prof. dr. hab. nauk teologicznych jak tenże Długosz. A nawet muzykiem i łgać jak z nut, tak bezwstydnie, że zęby bolą. Biskup Długosz widzi nawet to, co niewidoczne. Jak choćby wzrost powołań kapłańskich dzięki ks. Olszewskiemu, którego prześladowano, podobnie jak urzędniczki kręcące kasą Funduszu Sprawiedliwości: Urszulę Dubejko i Karolinę Kucharską. Męczeństwo ks. Olszewskiego i tych dwóch „przeogromnych bohaterek” tak zryło beret biskupa, że przebić je może tylko męczeństwo wiceministra sprawiedliwości, czyli Marcina Romanowskiego. Ten to chyba pójdzie żywcem do nieba.
Romanowski, oddaj 100 milionów
Najpierw groził, potem uciekł
Gdzie jest Marcin Romanowski? Gdy piszę te słowa w piątek rano, byłego wiceministra sprawiedliwości, za którym został wystawiony list gończy, poszukuje policja. Bardzo więc prawdopodobne, że kiedy ten tekst do państwa dotrze, Romanowski będzie już pod opieką służb penitencjarnych.
To ukrywanie się i policyjne poszukiwania na pewno dodają sprawie kolorytu i przyciągają uwagę. Jest w tym nawet element komedii. Romanowski, jeszcze gdy chronił go immunitet, prężył się godnościowo, wykrzykiwał, że niczego się nie boi, bo jest niewinny i prześladowany. Teraz z hardości niewiele zostało. Partyjni koledzy kolportowali w ubiegłym tygodniu zdjęcie, jak leży na szpitalnym łóżku po operacji. Tymczasem prokuratura ustaliła, że Romanowski przechodził zabieg niezagrażający życiu i wypisał się ze szpitala na własne żądanie 5 grudnia. Czyli fotografia była sprzed paru dni. Brał więc nas najpierw na huk, potem na litość, a teraz gdzieś się ukrył.
Powód ma. 10 grudnia sąd postanowił o aresztowaniu go na trzy miesiące. Prokuratura sformułowała wobec Romanowskiego 11 zarzutów, dotyczą one Funduszu Sprawiedliwości, który nadzorował jako wiceminister sprawiedliwości, zastępca Zbigniewa Ziobry.
Jeszcze w lipcu, podczas próby pierwszego zatrzymania Romanowskiego, minister sprawiedliwości Adam Bodnar mówił, że osobom, które usłyszały zarzuty w sprawie funduszu, zarzuca się stworzenie zorganizowanej grupy przestępczej, ustawianie konkursów, przekraczanie uprawnień, poświadczanie nieprawdy w dokumentach, niedopełnienie obowiązków, a także wyrządzenie szkody wielkich rozmiarów w mieniu skarbu państwa w celu osiągnięcia korzyści osobistych i majątkowych. Chodziło o kwotę ponad 107 mln zł. „Te zarzuty opierają się na solidnym materiale dowodowym – podkreślał Bodnar. – Jest to przede wszystkim dokumentacja, dane bankowe, ale także materiał uzyskany
Gierki z immunitetem
Co Romanowski zgłaszał w Radzie Europy?
Rozliczanie i karanie polityków Zjednoczonej Prawicy za przestępstwa i łajdactwa, jakich się dopuścili w czasie dobrej zmiany, to sztandarowe hasło koalicji 15 października. Na razie urobek rozliczeniowy jest jednak skromny – za kratami przebywają ksiądz Olszewski i dwie urzędniczki z ministerstwa sprawiedliwości, czyli płotki, a łapanie Marcina Romanowskiego, rybki średniego rozmiaru, wywołało międzynarodową aferę. Serial z Romanowskim w roli głównej jest przy tym wielce pouczający. Jak wiadomo sąd pierwszej instancji nie zgodził się na zastosowanie wobec niego aresztu tymczasowego, bo doszedł do wniosku, że chroni go immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (ZPRE). Czy słusznie? Zostawmy to prawnikom.
Spróbujmy za to odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że Romanowski został deputowanym zgromadzenia, zajmującego się praworządnością, ochroną mniejszości etnicznych i seksualnych, wolnością słowa i szeroko pojętymi prawami człowieka? (Z materiału źródłowego: „celem ZPRE jest ochrona demokracji pluralistycznej oraz rządów prawa, poszukiwanie rozwiązań problemów nurtujących społeczeństwa, walka z nietolerancją, z dyskryminacją mniejszości, ksenofobią, ochrona środowiska, walka z korupcją i przestępczością zorganizowaną oraz działanie na rzecz jedności europejskiej”).
Lisy w kurniku.
Do Rady Europy należy 47 państw, każde wyznacza delegatów do zgromadzenia parlamentarnego oraz ich zastępców spośród parlamentarzystów krajowych. Polska ma prawo do 12 przedstawicieli i 12 zastępców – dziewięciu delegatów i dziewięciu zmienników wyłania Sejm, trzech delegatów i trzech zastępców wyznacza Senat. W obu przypadkach mianowanie odbywa się w drodze głosowania prezydiów nad kandydaturami zgłoszonymi przez kluby parlamentarne. 18 stycznia br. prezydium Sejmu jednogłośnie zatwierdziło skład polskiej delegacji, w tym mianowanie wszystkich kandydatów zgłoszonych przez Klub Parlamentarny PiS. Dzięki temu delegatami, mającymi w imieniu Polski walczyć z ksenofobią i przestępczością zorganizowaną, zostało siedmiu posłów od Kaczyńskiego, w tym Arkadiusz Mularczyk, Paweł Jabłoński i Marcin Romanowski – w charakterze zastępcy członka. Ergo: w trosce o prawa kur lisy wpuszczono do kurnika.
Romanowski w momencie głosowania był już na celowniku organów ścigania z powodu podejrzenia o działalność w zorganizowanej grupie. Delegowanie go do zgromadzenia, zajmującego się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, było więc poniekąd zrozumiałe, bo chłop zna się na robocie i ma doświadczenie. Tyle że wnet okazało się, iż trafił do Rady Europy wyłącznie po to, by pluć na tych, którzy go tam delegowali. ZPRE obraduje cztery razy w roku w Pałacu Europy w Strasburgu. Wiceminister sprawiedliwości w rządzie Morawieckiego i zawiadowca funduszu o tej samej nazwie co resort, wziął udział w jednej sesji i cała jego aktywność intelektualna i polityczna sprowadziła się do poparcia trzech projektów uchwał. Nade wszystko był orędownikiem zbadania przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy „przypadków naruszeń praworządności w Polsce”.
Nie bronię Romanowskiego, bronię ABW
Media obiegła wiadomość, że po uchyleniu przez Sejm immunitetu i wydaniu zgody na ewentualne zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie posła Suwerennej Polski, byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, ABW zatrzymała go na polecenie prokuratury. Postawiono mu łącznie 11 zarzutów, w tym udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Chodzi o niezgodne z prawem wydawanie milionów z Funduszu Sprawiedliwości. Pieniądze publiczne, które miały być przeznaczane na pomoc dla ofiar przestępstw, jak powszechnie wiadomo, były wykorzystywane na kampanie wyborcze posłów Suwerennej Polski. Ale prokuratura zarzuca Romanowskiemu inne jeszcze przestępstwa, w tym przekroczenie uprawnień i poświadczenie nieprawdy. Postawienie zarzutu działania w zorganizowanej grupie przestępczej jednoznacznie wskazuje, że zarzuty w tych sprawach stawiane będą także innym osobom. Łatwo się domyślić, że może chodzić o osoby związane z Ministerstwem Sprawiedliwości z czasów Zbigniewa Ziobry i z Suwerenną Polską. Poczekajmy spokojnie, co jeszcze w tej sprawie się wydarzy. Na razie okazało się, że prokuratura zapomniała postarać się o uchylenie Romanowskiemu drugiego immunitetu, przysługującego mu z racji członkostwa w delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, i sąd z tego powodu wypuścił go na wolność.
Zatrzymanie i postawienie zarzutów Romanowskiemu, bez względu na ich zasadność, okazało się tym samym działaniem bezprawnym. To kolejna kompromitacja prokuratury, tym razem pod nowym, „słusznym” kierownictwem. W dodatku kompromitacja na skalę międzynarodową. PiS dostało prezent, o jakim nawet nie marzyło. Co dalej? Prokuratura wystąpi zapewne do Zgromadzenia Parlamentarnego o uchylenie immunitetu, wniosek przygotuje starannie i wesprze dowodami, musi mieć bowiem świadomość, że w tym przypadku będzie on analizowany bardzo wnikliwie, z dużą dozą podejrzliwości i ostrożności. Mam nadzieję, że i ten immunitet będzie uchylony, więc co się Romanowskiemu odwlecze, to nie uciecze. Do tego czasu czekają nas burzliwe wydarzenia. PiS będzie sprawę wykorzystywało propagandowo, będzie też awantura nie tylko wewnątrz koalicji, ale nawet wewnątrz rządu. Jak to wszystko się skończy, trudno dziś przewidzieć.









