Tag "Mazowsze (zespół)"

Powrót na stronę główną
Kultura

60 wrogów i 40 przyjaciół

Jak Irena Santor stała się pierwszym głosem „Mazowsza”

Tadeusz Sygietyński, słuchając Ireny, zdecydował, że nie tylko przyjmie tę dziewczynę do „Mazowsza”, ale uznał także, że ma ona potencjał na solistkę. I stała się tą solistką szybko, mniej więcej miesiąc po przyjęciu.

Na 7 grudnia 1951 r. „Mazowsze” miało zaplanowany koncert w warszawskim teatrze Roma. Spektakl był szczególnie ważny dla Sygietyńskiego, bo zespół miał wystąpić w ramach Festiwalu Muzyki Polskiej. To oznaczało, że będzie oceniany nie tylko przez melomanów, ale także przez przedstawicieli resortu kultury i partyjnych notabli.

W trakcie jednej z prób do występu Sygietyński zaprosił Irenę na rozmowę, która podobno wyglądała mniej więcej tak:

– Moje dziecko, znasz piosenkę „Ej, przeleciał ptaszek”?

– Znam, proszę pana – odpowiedziała rezolutnie Irena.

– To zaśpiewaj, proszę! – polecił Sygietyński.

Irena znała tekst, ponieważ piosenka wpadła jej w ucho.

– Znałam [tekst], bo moja koleżanka mnie nauczyła tej piosenki, ale „Mazowsze” jej nie śpiewało. Pan Tadeusz nie chciał – opowiadała podczas swojego benefisu w 2023 r. Pięknie i czysto zaczęła śpiewać (…). Sygietyński, jak opowiadała Santor na toruńskim benefisie, jej występ skwitował krótko: „Od tej pory będziesz miała 60 wrogów i 40 przyjaciół”.

– To znaczy, że moje koleżanki to będą moi wrogowie – mówiła. – Ale tak się nie stało, bo pan Sygietyński trzymał wszystkich bardzo w karbach i nie można było u nas mówić, że kogoś się lubi albo nie lubi. Każdy śpiewał w chórze i koniec. Rygor! – dodała.

Sygietyński po pierwszej próbie najwyraźniej wiedział, że „Ej, przeleciał ptaszek” stanie się najważniejszym punktem występów zespołu, więc koleżanki będą Irenie zwyczajnie zazdrościć. Czy miał rację? Po latach Santor stwierdziła, że Dziadka zawiodła intuicja. Przekonywała, że w „Mazowszu” nie istniała konkurencja w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Nikt nikomu nie zazdrościł solowych partii. A przynajmniej członkowie zespołu nie okazywali zazdrości. Oczywiście każdy chciał być najlepszy, ale to oznaczało, że przede wszystkim próbował jak najwięcej się nauczyć, najlepiej zatańczyć i zaśpiewać. Ten brak zawodowej rywalizacji brał się, zdaniem Santor, z tego, że Sygietyński nigdy nikogo nie wyróżniał.

Zespół miał później jeszcze kilka prób i za każdym razem Irena była wywoływana do zaśpiewania solo „Ptaszka”. Jednak aż do dnia koncertu Dziadek nie ogłosił, kto będzie solistką. Nie zrobił tego nawet w dniu wyjazdu do Warszawy. A Irena nie próbowała o to dopytywać. Jak później opowiadała, po prostu nawet nie marzyła, że to będzie jej piosenka. W trakcie koncertu stała na podwyższeniu, w drugim szeregu chóru, i w pewnym momencie spostrzegła, że Dziadek, który tego dnia dyrygował, wskazał na nią palcem.

– Zostałam wywołana przez pana Sygietyńskiego, żebym zeszła z praktykabli. Pokazał: tu mam stanąć – wspominała swój solowy debiut podczas benefisu w 2023 r. (…)

– Utwór „Ej, przeleciał ptaszek” solo zaśpiewa Irenka Wiśniewska – zapowiedziała niemal w tej samej chwili prowadząca konferansjerkę Zofia Klizówna.

– [Sygietyński] Pokazał, że mam mu patrzeć w oczy. Patrzyłam. Zaczął grać przygrywkę do piosenki, którą znałam. I tak zaśpiewałam „Ej, przeleciał ptaszek” – relacjonowała Santor w trakcie swojego benefisu. W jej wspomnieniach trudno znaleźć opis wrażeń z solowego debiutu. Stres związany z występem był tak ogromny, że Santor po prostu nie pamięta tamtych kilku minut. Codzienna prasa nie odnotowała występu Ireny Wiśniewskiej, choć z tamtego koncertu „Mazowsza” pojawiło się kilka recenzji. (…)

W opinii byłych członków „Mazowsza” oryginalne były nie tylko metody pracy Sygietyńskiego.

Fragmenty książki Jana Osieckiego Irena Santor. Tych lat nie odda nikt, Prószyński i S-ka, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Etykiety, puszki, perfumy

Nasze opakowania w PRL nie musiały niczego reklamować, dlatego grafika była tak niezwykła Katarzyna Jasiołek – dziennikarka, pisarka, znawczyni designu z okresu PRL. Autorka książek „Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym” oraz „Opakowania, czyli perfumowanie śledzia. O grafice, reklamie i handlu w PRL-u”. PRL-owskie opakowania to zaskakujący temat. Zazwyczaj bardziej myślimy o produkcie niż o tym, w czym jest przechowywany. Skąd pomysł na napisanie książki „Opakowania, czyli perfumowanie śledzia”? – Książka miała być początkowo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.