Tag "młodzież"
Akcja Inspiracja 2025
Ponad tysiąc młodych ludzi odkryło swój potencjał z Our Future Foundation
13 października zakończyła się jesienna edycja Ogólnopolskiej Akcji Inspiracji, czyli cyklu wydarzeń edukacyjnych organizowanych przez Our Future Foundation, jedną z największych fundacji edukacyjnych w Polsce. W październiku przedstawiciele Fundacji odwiedzili Toruń, Poznań i Olsztyn, gdzie spotkali się z grupą ponad tysiąca uczniów i studentów. Celem wydarzeń było poszerzanie horyzontów młodych ludzi, inspirowanie ich do działania i pokazanie, że odwaga i determinacja mogą otworzyć drzwi do największych marzeń.
„Akcja Inspiracja przypomina młodym ludziom, że ich przyszłość nie zależy od kodu pocztowego, pod którym się wychowali, lecz od decyzji podejmowanych każdego dnia. W świecie, który zmienia się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, najważniejsze są inicjatywa, determinacja i gotowość do działania” – podkreślił Kamil Tomkowicz, prezes Our Future Foundation.
Trzy miasta, setki rozmów i tysiące inspiracji
Każde z wydarzeń miało swój niepowtarzalny klimat. W Toruniu uczestnicy rozmawiali o kompetencjach przyszłości, zmieniającym się rynku pracy i możliwościach, które otwiera sztuczna inteligencja. W Poznaniu motywem przewodnim była przedsiębiorczość i droga do własnego biznesu. Dyskutowano także o dezinformacji, cyberbezpieczeństwie oraz komunikacji międzypokoleniowej. W Olsztynie natomiast głównym tematem było zdrowie psychiczne wśród nastolatków oraz rola samorządów w tworzeniu przestrzeni dla młodych talentów.
W trakcie wydarzeń wystąpili m.in. Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha, Dyrektor Centrum Nowych Technologii UMK prof. Włodzisław Duch, Zastępczyni Redaktora Naczelnego Gazety Wyborczej Aleksandra Sobczak oraz Prezydent Olsztyna Piotr Szewczyk. Swoim doświadczeniem dzielili się również przedstawiciele świata nauki, biznesu i administracji publicznej.
Ideę Akcji Inspiracji dobrze podsumował Wicewojewoda Warmińsko-Mazurski Zbigniew Szczypiński, który w swoim wystąpieniu podkreślił znaczenie równego dostępu do edukacji i możliwości rozwoju:
„Pochodzę z małej wsi i moje doświadczenie pokazuje, że adres nie wyznacza horyzontu. Jeśli damy młodym kompetencje, mentorów i odwagę, to miejsce startu nie ograniczy miejsca mety” – mówił.
Od inspiracji do działania
Jesienna Akcja Inspiracja nie ograniczyła się jedynie do prelekcji. Uczestnicy aktywnie brali udział w dyskusjach, wymieniali doświadczenia i pytali o przyszłość zawodową, technologie przyszłości oraz sposoby rozwijania własnych pasji. Na duże zaangażowanie uczestników zwróciła uwagę Zuzanna Pawłowska, dyrektor zarządzająca w Fundacji Our Future Foundation:
„Podczas wydarzeń nasi uczestnicy dowiadują się, jak odnaleźć ścieżkę kariery w swoim życiu, jak zakładać pierwsze biznesy i jakie kompetencje przyszłości warto rozwijać. To dla nich często pierwszy kontakt z praktycznym światem edukacji i przedsiębiorczości.”
Organizatorzy zadbali również o to, by inspiracja przerodziła się w realne działanie. Z tego powodu w programie wydarzeń znalazły się spotkania z laureatami polskiej edycji konkursu Samsung Solve for Tomorrow – globalnego programu rozwijającego kompetencje przyszłości poprzez pracę metodą Design Thinking. Młodzi innowatorzy opowiedzieli o swoich projektach społecznych i o tym, jak udział w programie pomógł im uwierzyć we własne możliwości.
„Spotkania z blisko 1000 młodych osób z trzech województw to dla nas ogromna dawka inspiracji. Dzisiejsza młodzież jest aktywna, ciekawa świata i świadomie myśli o swojej przyszłości – przełamując stereotypowe spojrzenie na swoje pokolenie” – podkreśliła Magdalena Olborska, ESG Manager w Samsung Electronics Polska.
Partnerzy i patroni
Partnerami Strategicznymi jesiennej edycji byli Samsung Electronics Polska oraz Fundacja Enea – Energia Wspólnoty. Partnerami lokalnymi wydarzeń zostali m.in. Oddziały Terenowe KOWR w Poznaniu i Olsztynie, Kostrzyńsko-Słubicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie, Urząd Miasta Torunia, Samorząd Województwa Kujawsko-Pomorskiego oraz Samorząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego.
Patronat honorowy nad Akcją objęły m.in. Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Cyfryzacji, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Wojewoda Kujawsko-Pomorski, Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego, Wojewoda Wielkopolski, Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Prezydent Miasta Poznania, Wojewoda Warmińsko-Mazurski, Marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego oraz Fundacja ARP.
Projekt został dofinansowany ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu „Fundusz Młodzieżowy na lata 2022–2033”.
Inspiracja, która łączy pokolenia
Od początku swojego istnienia Our Future Foundation stawia sobie za cel wyrównywanie szans edukacyjnych i wspieranie młodych ludzi w rozwoju. W ramach Akcji Inspiracji zorganizowano już 24 wydarzenia w 13 województwach, w których uczestniczyło ponad 10 tysięcy uczniów i studentów z całej Polski.
Fundacja łączy studentów i absolwentów najlepszych światowych uczelni takich jak Harvard, Oxford, Yale czy LSE z młodzieżą, która dopiero stawia pierwsze kroki na swojej ścieżce kariery. W ramach bezpłatnego programu mentoringowego fundacja wsparła już ponad 300 licealistów z Polski i Ukrainy, pomagając im zdobyć indeksy na najbardziej prestiżowych uniwersytetach na świecie.
Dzięki inicjatywom takim jak Akcja Inspiracja, Our Future Foundation nie tylko inspiruje młodych ludzi do działania, ale także pokazuje, że marzenia, niezależnie od miejsca pochodzenia, mogą zostać spełnione dzięki intensywnej pracy i determinacji. Bo inspiracja to dopiero początek, a przyszłość należy do tych, którzy mają odwagę po nią sięgnąć.
Dlaczego młodzi Polacy są przeciw?
To im prezydenturę zawdzięczają Duda i Nawrocki
Dr Adam Kądziela – adiunkt w Katedrze Socjologii Polityki i Marketingu Politycznego Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Kierownik projektów badawczych dotyczących partycypacji wyborczej młodych Polaków. Autor m.in. publikacji „Polityczny portret młodych Polaków 2023” i „Determinanty partycypacji wyborczej młodych Polaków”.
Czy młodzi się zbuntowali? Ostatnie wybory to jednorazowy wyskok czy zapowiedź pewnej tendencji?
– Młodzi świadomie głosują przeciwko status quo. Są zbuntowani z natury. Widać to wyraźnie, gdy przeanalizujemy wyniki wyborów wśród najmłodszych wyborców i ich preferencje od 2015 r.
To było też widać w pierwszej turze wyborów prezydenckich.
– I to bardzo wyraźnie. Ponad 55% głosów młodych padło na Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga. Można to traktować jako formę buntu, ale ten bunt widzimy każdorazowo w wyborach od dekady. Jeżeli przeanalizujemy te wyniki, to w najmłodszej grupie widzimy pokaz sprzeciwu wobec rządzącej klasy politycznej, ktokolwiek by nią był. Co ciekawe, ten sprzeciw wyraża się nie w politycznej apatii, ale w rosnącej aktywności wyborczej i w poparciu kandydatów antysystemowych. W 2025 r. mieliśmy do czynienia z rekordową frekwencją wyborców w wieku do 29 lat. W pierwszej turze wyniosła 72,8%, a w drugiej była o 3,5 pkt proc. wyższa i osiągnęła 76,3%. Ten silny głos był głosem sprzeciwu, głosem przeciwko establishmentowi.
Młodzi poparli kandydata bardziej antysystemowego?
– Tego, który nie wywodził się z obozu rządzącego. Karol Nawrocki był przede wszystkim beneficjentem transferu głosów oddanych w pierwszej turze na Sławomira Mentzena. Aż 88% wyborców Mentzena w drugiej turze zagłosowało właśnie na kandydata PiS. To on był beneficjentem tego sprzeciwu.
Co frustruje młodych?
Skąd ten sprzeciw się bierze?
– Nie ma jednej dominującej motywacji. A jeżeli koniecznie mielibyśmy ją wskazać, byłaby to wspomniana antyestablishmentowość. Żeby opowiedzieć o jej źródłach, musimy się skupić na kilku czynnikach. Z badań, nie tylko ilościowych, ale i tych pogłębionych, o których pisała także w majowym raporcie Fundacja Batorego, wyłaniają się cztery kluczowe aspekty.
Przede wszystkim aspiracje ekonomiczne, czyli frustracja wynikająca z sytuacji ekonomicznej młodego pokolenia, m.in. złej sytuacji mieszkaniowej. Gdy w 2023 r. pytaliśmy młodych o ich aktualną sytuację mieszkaniową, aż 37% deklarowało, że mieszka jeszcze z rodzicami. 20% – że wynajmuje mieszkanie z innymi osobami. A 15% dzieli z innymi osobami pokój. Okazuje się, że 70% mieszka w warunkach, które utrudniają usamodzielnienie się, nie mówiąc o założeniu rodziny. Na to nakładają się wątki związane z inflacją, z rosnącymi kosztami życia. One młodych, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy, dotykają w sposób szczególnie bolesny.
Istotną motywacją, by iść na wybory i wyrazić sprzeciw, były również obawy związane z bezpieczeństwem.
Wojną?
– Konkretnie chodzi o wojnę za naszą wschodnią granicą. Poczucie zagrożenia militarnego, a także strach przed migracją w ostatnich latach stały się dominującym źródłem obaw młodych o bezpieczeństwo, w tym w wymiarze ekonomicznym.
Pozostałe wątki, które moglibyśmy wskazać, to negatywny obraz życia publicznego, poczucie braku wpływu na politykę. Negatywna ocena życia politycznego, brak poczucia wpływu na rzeczywistość i niski poziom debaty publicznej stale się pojawiają, kiedy młodzi są pytani o ocenę otaczającej ich rzeczywistości politycznej.
Ważnym komponentem, który wzmacnia antyestablishmentowe postawy i frustrację młodych, są media społecznościowe. To one zdominowały sposób, w jaki młodzi czerpią informacje o polityce. Szczególnie krótkie formy wideo mają ogromne znaczenie: są proste, wyraziste, bardzo emocjonalne. Idealne warunki, by uderzyć w proste instynkty i dać paliwo antyestablishmentowej narracji.
Czyli iść na wybory i zrobić na złość!
– Może nie na złość, ale być przeciw głównemu nurtowi. To pokoleniowy bunt, sprzeciw. Spójrzmy na wybory w 2015 r. – wtedy młodzi poparli Pawła Kukiza, ponad 40% oddało na niego głos. Nie jest więc dla mnie zaskoczeniem, że w maju w pierwszej turze wyborów ponad 36% najmłodszych poparło Sławomira Mentzena, bo ten sprzeciw jest elementem tożsamości kolejnych grup młodych Polaków. W 2019 r. ten elektorat był kluczowy dla Konfederacji. Gdyby nie młodzi, Konfederacji nie byłoby w Sejmie. W 2023 r. z kolei masowo wsparli ówczesną opozycję. Dzięki tym wyborcom udało się utworzyć obecną koalicję. No i w 2025 r. ponownie skierowali się w stronę kandydatów spoza głównego nurtu. A w drugiej turze Karol Nawrocki, jakkolwiek by patrzeć, bardziej niż Rafał Trzaskowski był kandydatem spoza obozu władzy. Widać, że jest stały wzorzec.
Nie tacy progresywni
Młodzi są w miarę dobrze wykształceni, otwarci na świat, na Europę, co więc ich kieruje w stronę partii tradycjonalistycznych?
– Badania, które realizowaliśmy kilka miesięcy przed wyborami w 2023 r., pokazały, że w części kwestii światopoglądowych czy dotyczących usług publicznych młodzi nie są tak progresywni, jak postrzegają ich inne grupy społeczne. W części postulatów, np. dotyczących prawa aborcyjnego
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Dziecięca choroba prawicowości
Pytanie, które mnie prześladuje po wyborach prezydenckich, jest jedno: co się stało z młodymi ludźmi? Skąd taki gwałtowny skręt na prawo? Doskonale rozumiem, że młodość to bunt, sam byłem młody, choć dawno temu. Znam też analizy socjologów i psychologów społecznych. Z dotychczasowych badań wynika, że młodzi chcą radykalnych zmian. To także rozumiem. Dlaczego jednak ogromna ich część chce jeszcze słabszego państwa? Dlaczego chce więcej kapitalizmu w kapitalizmie? Tak bowiem interpretuję sukces Konfederacji.
Mam wrażenie, że na naszych oczach rodzi się ruch przypominający nieco zjawisko wysypu „pryszczatych” w dobie budowy socjalizmu w Polsce. Młodych ludzi, którzy domagali się przyśpieszenia, intensyfikacji i radykalizacji zmian (cierpiących na „dziecięcą chorobę lewicowości”, by użyć sławnej formuły Lenina). Dzisiejsi „pryszczaci” chcą urynkowienia wszystkiego, co urynkowić się da. Zwinięcia się państwa zamiast jego naprawy. Czytam, że marzą o założeniu własnej firmy i o tym, aby państwo niczego od nich nie chciało, zwłaszcza podatków, przy czym podobno przymykają oczy na całość haniebnej piątki Mentzena, interesują ich jedynie podatki i imigranci. Dane te odczytuję jako naszą wielką wspólną porażkę. Od czasów transformacji z początków lat 90. nie udało nam się zbudować w społeczeństwie przekonania, że państwo to dobro wspólne, jego utrzymanie zaś wymaga solidarnego dźwigania ciężarów, w tym podatkowych. Podobnie jak nie udało się zbudować samego państwa, które nie byłoby w pewnym sensie atrapą.
W klęsce tej wielką rolę odegrali polscy politycy, którzy bez względu na orientację ideową solidarnie popychali społeczeństwo na prawo w kwestiach gospodarczych. Kibicowali im liczni dziennikarze i komentatorzy z mediów głównego nurtu. Hegemonem w sferze ideowej stał się neoliberalizm z jego kultem rynku i niechęcią do państwa jako ponoć zbędnego regulatora relacji rynkowych. Powstał kult „wyczynowego kapitalizmu”, jak go określił prof. Marek Belka. Mnożyły się podejścia zgodne ze sławną formułą Tadeusza Syryjczyka, ministra przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, że „najlepsza polityka przemysłowa to brak polityki przemysłowej”. Tak było np. w mieszkalnictwie, gdzie brak polityki mieszkaniowej uznawany był za najlepszą politykę mieszkaniową. Rynek miał wszystko załatwić sam. W ten sposób wychowaliśmy sobie całe pokolenia kapitalistycznych hunwejbinów
My, dinozaury gutenbergowskie
Nie ulega wątpliwości, że tym, czym kiedyś, mniej więcej 66 mln lat temu, było dla Ziemi uderzenie nieznanej planetoidy czy komety, dla pisma, czytania było powstanie kilka dekad temu internetu. A w konsekwencji portali społecznościowych, od archaicznego Facebooka, poprzez rozpolitykowany Twitter (dzisiaj X), na obrazkowym TikToku i Instagramie kończąc. Nadszedł schyłek epoki Gutenberga.
Pamiętając zawsze o tym, jak fragmentaryczna jest wiedza o świecie płynąca z osobistego doświadczenia, starałem się nie ekstrapolować własnych doświadczeń z zamierającą przygodą czytania i pisania, którą od dwóch dekad obserwuję jako wykładowca dziennikarstwa. Jednak regres jest tak przemożnie odczuwalny, że nie sposób go nie zauważyć. „Pamiętam jeszcze”, jak studenci rwali się do lektur, które im podsyłałem. I ten moment, kiedy prezentacji wybranych książek zaczęło towarzyszyć buszowanie w sieci, żeby… nie, nie, nie sprawdzić, czy to, co o nich mówię, ma jakiś związek z treścią – kluczowa już wtedy stała się liczba stron. Te od 400 w górę nie miały żadnych szans. A potem przyszło wygłoszone z dumą: „Te 100 stron to mój życiowy rekord czytania!”. Później było tylko gorzej: dla większości źródłem wiedzy o świecie stały się niemal wyłącznie „filmiki”, kanały, yotuberstwo. Książki z ich pejzażu wyparowały, chyba że zmuszałem. Trudno się oprzeć w takim czasie odwiecznemu biadoleniu na „współczesną młodzież” – praktykowaniu tzw. boomerstwa, czyli zrzędzeniu starego dziada. Znając takie labiedzenia z wielu tekstów kultury, od starożytnych Greków i Rzymian poczynając, miałem przeczucie, że to nie jest klasyczna „wojna pokoleń”. Że ten podział idzie niepowstrzymanie głębiej, fundamentalnie i nie wiem, czy odwracalnie. I choć wciąż podejmowałem w głowie próby niegeneralizowania – nadal były jednostki, które przeczyły trendowi i uzusowi – przepaść tylko rosła i potężniała.
Dziennik „Rzeczpospolita” opublikował niedawno tekst przedstawiający badania dr hab. Anny Dąbrowskiej z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego, która przeanalizowała język egzaminów z lat 2002-2021. Jej wnioski zatrważająco potwierdzają moje ułomne i fragmentaryczne obserwacje. Nowa rzeczywistość wygląda tak (co wykazuje najnowszy raport Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej – Państwowego Instytutu
Siekiera i skalpel
Badania nastolatków mówią, że „spada u nich poczucie szczęścia. Coraz więcej młodych wskazuje szkołę i rodzinę jako źródła negatywnych emocji”. A przecież nigdy jeszcze młodzi nie mieli tylu atrakcji i możliwości co teraz. Ale też nigdy nie było tak wiele rywalizacji, porównywania, zaszczuwania się w internecie, tyle presji na posiadanie. Apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia, niebywale obżeramy się pokarmem i rzeczami. Szczęście mieszka głównie w celebracji mijającego czasu, a na to właśnie nie mamy czasu.
Patrzę na swoich synków, bardzo, ale to bardzo chcą mieć dużo pieniędzy, bo tyle jest wokół rzeczy, które można kupić. Dlatego Franek marzy o jakiejś pracy, a ma 14 lat. Ma różne pomysły, jak zarobić, ostatni to plantacja marihuany. Ale jemu pasje przyrastają co miesiąc, ze starych nie rezygnuje, więc to wszystko mu się nie mieści w jednej głowie.
Mam Franiowi opowiedzieć o Polsce Ludowej, potrzebuje tego na lekcje historii. Okazuje się, że to karkołomnie trudne zadanie, jąkam się, wikłam, irytuje mnie moja bezradność, złoszczę się na siebie i na niego. Pewnie gdybym miał wykład w dużej sali dla dorosłych, radziłbym sobie lepiej. Dla niego Polska Ludowa to odległa planeta, coś niepojętego. To dlaczego żeście się nie zbuntowali, pyta. Tłumaczę mu, że jak się siedzi w więzieniu, bunt bywa niemożliwy lub nieskuteczny.
Salon literacki w ładnym domu, ta willowa dzielnica jest nazywana „Pod skocznią”. Stała tu metalowa skocznia narciarska, nieco przypominająca małą wieżę Eiffla. Świetnie ją pamiętam, chyba nasza wolność ją zjadła. A obok dom gen. Jaruzelskiego, brzydkie pudełko. Napisałem niedawno na blogu, że chętnie wypiłbym kawę z generałem, a na Kaczyńskiego kawę tylko bym mógł wylać. Mój przyjaciel z Toronto, teraz w argentyńskiej Patagonii, ale
W piekle dorastania
„Piekło jest szczelne – ani z niego nie da się uciec, a i w nim będąc, próżno wypatrywać szczelin, przez które mogłoby się wsączyć światło nadziei; piekło jest doskonale beznadziejne”. Tak zaczynałem przed 20 laty rozważania w „Tym piekielnym kinie”, książeczce o filmach dotkliwych.
Gdybym ją pisał dzisiaj, poczesne miejsce znalazłoby w niej brytyjskie „Dojrzewanie” w reżyserii Philipa Barantiniego. To jest rzecz do obejrzenia z trzema przerwami na złapanie oddechu, tragedia z trzema antraktami. Gdyby napisać, że to czterogodzinny film albo nawet spektakl telewizyjny w czterech aktach, bylibyśmy bliżej prawdy, ale kategoria miniserial jest marketingowo wydajniejsza w streamingu.
„Dojrzewanie” wiele zawdzięcza najlepszej tradycji brytyjskiego kina społecznego, tyle że ani Ken Loach, ani Mike Leigh nigdy nie wciągnęli widzów w strefę tak nieprzeniknionego mroku. Formalnie to iście piekielna sztuczka – film jest zrealizowany w czterech godzinnych ujęciach, po jednym na każdą część, ale nie mamy wrażenia, że to mastershot dla samodopieszczenia ego operatora – „piekło jest szczelne, próżno wypatrywać szczelin” – nie ma więc i szwów montażowych, jesteśmy z bohaterami bez przerwy, tu i teraz, przeżywamy w czasie rzeczywistym ich koszmar bez taryfy ulgowej.
Dawno nikt nie trzymał się tak ściśle zasady starego, dobrego Hitchcocka: film zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie stopniowo rośnie. Na dzień dobry mamy klasyczny „wjazd na chatę o szóstej rano” brygady uzbrojonej po zęby, która wyciąga z łóżka posikanego ze strachu 13-latka i zgarnia go na dołek pod zarzutem najcięższego z przestępstw. I tyle z kryminału, od razu zaczyna się najwyższej próby dramat psychologiczny, następują etapy dociekania i odsłaniania prawdy, które są właściwie przekraczaniem kolejnych kręgów piekła.
Chcesz być odpowiedzialnym rodzicem? Nie wystarczy
Brawo Australia!
Wreszcie ktoś się odważył powiedzieć: dość! Rzucić wyzwanie faktycznym władcom świata – wielkim korporacjom internetowym z Doliny Krzemowej. Chodzi o zakaz korzystania z mediów społecznościowych przez osoby, które nie ukończyły 16. roku życia. Rząd australijski wziął na poważnie to, co wiadomo od dawna i co zostało potwierdzone licznymi badaniami. Media społecznościowe szkodzą, przede wszystkim dzieciom i młodzieży. Uznaje się zasadnie, że odpowiadają za lawinowe pogarszanie się stanu zdrowia młodych ludzi – psychicznego, a poniekąd i fizycznego (epidemia otyłości wynikającej m.in. z braku ruchu). Ich fatalne oddziaływanie nie budzi już dziś żadnych wątpliwości. Dzieci i młodzież nie wytrzymują psychicznie hejtowania w sieci (mnożą się samobójstwa), ciągłego porównywania się z innymi, które skutkuje obniżonym poczuciem własnej wartości, przebodźcowania związanego z zalewem informacji płynących z sieci (w większości marnej wartości), wyobcowania ze środowiska rówieśniczego oraz, szerzej, społecznego, co wywołuje poczucie samotności. Źle znoszą dostęp do treści internetowych skoncentrowanych na silnych emocjach, najczęściej o charakterze negatywnym, zderzanie się z całym złem tego świata znajdującym odzwierciedlenie w internecie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że media społecznościowe stały się trucizną, która niszczy wchodzące w życie pokolenia. Nie tylko obniżają ich standard życia rozumianego w kategoriach psychicznych, ale także przyczyniają się do zmniejszania ich zdolności interaktywnych, społecznych, wspólnotowych, być może też intelektualnych.
Ta ostatnia sprawa jest elementem szerszego zjawiska – pogłębiania się zidiocenia ludzkości.
Terror histerii czy głos rozsądku?
Aktywiści Ostatniego Pokolenia blokują drogi. Premier straszy więc ekologów. Establishment obraża się na premiera. Pytanie, gdzie się podział rozsądek
„Patrzę właśnie na zakrwawiony fotel pasażera w moim samochodzie. Kilka tygodni temu moja partnerka dostała krwotoku po operacji ginekologicznej. Karetka, co zdarza się w takich przypadkach, stwierdziła, że musimy jechać do szpitala sami, bo nie są taksówką. Co to ma wspólnego z ekologią? Gdyby Ostatnie Pokolenie tego dnia przerwało blokadą Wisłostrady mój szaleńczy rajd do szpitala, dziś pisałbym te słowa znad grobu ukochanej osoby. Tamtego poranka każda minuta była kwestią życia i śmierci. Nie miałbym czasu na rozpaczliwe tłumaczenie i udowadnianie fanatykom, że interes jednostki może być ważniejszy niż interes planety”, pisze w liście do redakcji czytelnik „Przeglądu”.
Tusk zapowiada
Establishment oburzył się na Donalda Tuska, który po kolejnych blokadach Wisłostrady przez aktywistów ekologicznych z Ostatniego Pokolenia zapowiedział, że nakaże służbom bezwzględne traktowanie blokujących. „Blokowanie dróg, niezależnie od politycznych intencji, stwarza zagrożenie dla państwa i wszystkich użytkowników dróg. Wezwałem dziś odpowiednie służby do zdecydowanego reagowania i przeciwdziałania takim akcjom”, napisał premier w serwisie X.
Takie słowa budzą zaniepokojenie. Wyrazili je już działacze opozycji demokratycznej, pierwszej Solidarności, ludzie kultury i nauki oraz środowisko prawnicze z prof. Moniką Płatek i prof. Hanną Machińską na czele. Trudno nie zgodzić się z postulatem, że zamiast straszyć młodzież, należy z nią rozmawiać. Warto jednak rozważyć, jak chcemy jako społeczeństwo definiować pojęcie aktu obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jeśli potraktujemy to pojęcie zbyt szeroko, w konsekwencji możemy otworzyć wielu organizacjom furtkę do działań zakrawających na terroryzm. Z jednej strony, nie chcemy agresji na Marszach Niepodległości, narzekamy na utrudnienia z nimi związane, część warszawianek i warszawiaków 11 listopada nie chce wychodzić z domu. Z drugiej, Ostatniego Pokolenia tej samej bańce jest żal, bo to w większości nastolatki siedzące na zimnej jezdni w słusznej sprawie.
Piotr Beniuszys, publicysta czasopisma „Liberté!”, uważa, że forma, jaką przybrały protesty Ostatniego Pokolenia, jest nie do zaakceptowania: „Ostatnie Pokolenie nadużywa przysługującej w demokracji wolności zgromadzeń. Zamiast demonstrować swoje poglądy w sposób zgodny z zasadami współżycia społecznego i prawem, brutalnie ogranicza wolność współobywatelom”.
W całym tym emocjonalnym zgiełku zatraciło się chyba jednak meritum. Kombatanckie wspomnienia walki o demokrację z ostatnich ośmiu lat czy z lat 80. przysłoniły szerszy kontekst. Rozpatruje się bowiem jedynie fakt, czy ktoś ma prawo protestować. A odpowiedź na to pytanie jest oczywista: tak. Uporządkujmy wobec tego dyskurs i zacznijmy od nieposłuszeństwa obywatelskiego, którego wszyscy chcą bronić. To wyrażanie sprzeciwu wobec władzy poprzez łamanie prawa.
Osobą, dzięki której to hasło zapisało się na kartach historii, był XIX-wieczny amerykański filozof, poeta i pisarz Henry David Thoreau. Odmówił on płacenia podatków, aby się sprzeciwić przyzwoleniu na niewolnictwo i prowadzenie wojny z Meksykiem przez Amerykę. Wolał pójść do więzienia, niż dorzucić się do takich działań. Thoreau pisał, że najpierw należy być człowiekiem, a dopiero potem obywatelem. Przekonywał, że dobry obywatel musi się kierować własnym sumieniem
i nie może z niego rezygnować. A już na pewno nie może oddawać kontroli nad swoim sumieniem przedstawicielom władzy. Współczesny amerykański filozof John Rawls (zm. 2002) zdefiniował zaś nieposłuszeństwo obywatelskie jako „publiczny, pozbawiony przemocy, kierowany sumieniem, polityczny akt sprzeciwu wobec prawa, zwykle podejmowany w celu doprowadzenia do zmiany prawa lub polityki rządu”.
Należy tu się zastanowić nad środkami, którymi postanowili operować aktywiści. Beniuszys pisze: „Tym ludziom (kierowcom w godzinach szczytu – przyp. red.) na drodze staje grupka aktywistów, która blokuje ruch, rozwija transparenty, przykleja się do asfaltu i twierdzi, że
k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl
Przegrana walka z cukrem
Rządowy zakaz sprzedaży energetyków dzieciom to fikcja. Producenci mają sposoby, jak obejść prawo
Na początku 2024 r. wprowadzono zakaz sprzedaży napojów energetycznych osobom poniżej 18. roku życia. Otrąbiono sukces, politycy z zadowoleniem poklepują się po plecach, ale mija kolejny rok, a dzieci trują się cukrem i kofeiną. Wystarczyło bowiem kilka dni, aby producenci znaleźli sposób na obejście nowego prawa.
1 mg robi różnicę
Nauki ścisłe, takie jak chemia czy fizyka, korzystają z konkretnej aparatury. Wraz z postępem technologicznym co jakiś czas pewne dane są w niej jednak aktualizowane. Takie zjawisko nazywa się rekalibracją. Na podobny ruch zdecydowali się… producenci napojów energetycznych, którzy stwierdzili, że nie mogą pozwolić, aby przez rządowy zakaz uciekły im gigantyczne zyski. Producenci dokonali więc drobnych zmian w swoich napojach. Problemem jest tu nie spryt przedsiębiorców, ale dziury legislacyjne.
– Nadal można kupić energetyki bez dowodu. Są specjalne napoje z innym składem. Ja kupuję energetyka zawsze w drodze do szkoły i przelewam do bidonu, takiego jak na herbatę. I nikt mnie na tym nie złapał i nikt mi nic w szkole nie zrobił. Niby nie wolno ich spożywać na terenie szkoły. Ale przecież nikt nie sprawdza, co mam tam nalane, bo jak termos, to znaczy, że mama herbatę do szkoły dała i tyle – opowiada 13-letni Jaś, uczeń jednej z toruńskich szkół podstawowych.
Nowe prawo określa, że energetykiem jest napój, który zawiera 15 mg kofeiny lub tauryny na 100 ml napoju. Nie można ich sprzedawać w automatach ani w szkołach. Sposób na obejście przepisów okazał się banalnie prosty. Na półkach sklepowych szybko pojawiły się napoje z 14 mg kofeiny na 100 ml, takie jak Level UP w sieci Żabka. Dostępny jest też Tiger Placebo w Biedronce, w którym co prawda nie znajdziemy kofeiny, ale jest aż 12 g cukru na 100 ml.
Wysyp nowych produktów tego typu nie jest przypadkowy. Dietetyczka kliniczna Justyna Marszałkowska-Jakubik twierdzi, że według szacunków nawet 70% dzieci powyżej 12. roku życia sięga regularnie po energetyki. Co gorsza, takie napoje piją okazjonalnie również młodsze dzieci. – Na półki trafił nowy wynalazek, EASY Boost, i choć producent na opakowaniu zaznacza, że nie zaleca się stosowania go przez dzieci, to przez fakt, że ma 14 mg kofeiny, najmłodsi mogą go bez problemu kupić – przestrzega w serwisie YouTube dr Michał Wrzosek, dietetyk kliniczny i sportowy.
Antycukrowy populizm
Według raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Instytutu Badawczego 2,1% polskich dzieci w wieku 3-9 lat regularnie spożywało napoje energetyzujące, natomiast w grupie wiekowej 10-17 lat było to już prawie 36% chłopców i 27,4% dziewcząt.
k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl
VI Edycja Our Future Forum za nami
PONAD 1000 STUDENTÓW ROZMAWIAŁO O SWOJEJ PRZYSZŁOŚCI W POLSCE Warszawa, 25 listopada – Ponad 1000 studentów i licealistów ze wszystkich województw, przedstawiciele rządu, naukowcy, prezesi największych polskich firm i przedstawiciele organizacji pozarządowych spotkali się w Warszawie












