Tag "mordercy"
Nie o siekierze
Nie ma nic dziwnego w tym, że morderstwo na terenie kampusu Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zginęła 53-letnia portierka, a interweniujący strażnik uniwersytecki został ciężko ranny, przyciąga zainteresowanie mediów, ich odbiorców i komentatorów. Problem zaczyna się poza samą zbrodnią, krąży wokół niej.
W Polsce od stycznia z rąk mężczyzn życie straciło ponad 30 kobiet. Nie dyskutujemy o tym, bo te „codzienne” zbrodnie w kontekście gigantycznej skali przemocy domowej, szacowanej na ok. 1 mln rocznie (pamiętając, że mówimy o aktach zgłoszonych i odnotowanych), nie niosą takiego pakietu stereotypogennych i schematycznych skojarzeń jak zabójstwo w niecodziennym, publicznym miejscu, naznaczonym aurą „nauki i kultury”. Sprawca jest przy tym młodziutkim studentem prawa i pochodzi z tzw. dobrego domu. Fakt, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z osobą, u której wystąpił ostry syndrom choroby psychicznej, służy do nieuniknionej stygmatyzacji osób z chorobami i problemami psychicznymi (choć podobne tragiczne zdarzenia należą do absolutnych statystycznych wyjątków i mają charakter epizodyczny). Prowokuje zarazem wylew mściwych deklaracji, że to pretekst do uniknięcia kary, najlepiej śmierci, choć takiej w Polsce prawo nie przewiduje. Cóż, reguła, że osoba chora nie ponosi odpowiedzialności karnej za potworne nawet czyny, należy do fundamentów cywilizacyjnych naszej części świata.
W pierwszych godzinach i dniach ostrze publicznych anatem zostało wymierzone w hipotetycznych obojętnych świadków rejestrujących zajście telefonami, w domyśle – studentów. Do tego moralistycznego wzmożenia dołączył m.in. profesor prawa i wykładowca wydziału, na którym studiował sprawca, Marcin Matczak, który w swoim nadrzędnym odruchu publicystycznego Katona napisał: „Kampus przestał być przestrzenią edukacji i odpowiedzialności. Stał się instytucjonalnym peep-show – miejscem, gdzie można było obejrzeć śmierć bez konsekwencji”. I dalej: „Przyszła informacja, że nasz student przed zabójstwem przez godzinę zachowywał się dziwnie na kampusie. Był widziany
Dwa brutalne morderstwa
W ostatnich tygodniach Polska żyła głównie watykańskim konklawe i tutejszymi wyborami prezydenckimi. Poza wyborami zaś ze spraw lokalnych opinię publiczną poruszyły dwa zabójstwa: lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie i portierki na Uniwersytecie Warszawskim. Obydwa mordy okrutne, a przez swoje okrucieństwo i miejsce popełnienia – swoiście spektakularne.
Zginęli oczywiście niewinni ludzie, lubiani i szanowani w swoich środowiskach. Nic dziwnego, że ich śmierć poruszyła tak bardzo opinię publiczną i przyciągnęła uwagę mediów. Jak to zwykle bywa, jedni szczerze współczuli ofiarom i ich rodzinom, drugich podniecała tylko sensacja, inni znaleźli okazję, aby trochę się powymądrzać. A tu obowiązuje taka reguła, że im ktoś na jakiś temat wie mniej, tym chętniej się wymądrza. Dyskutowano więc w mediach nad pomysłem, aby do każdej placówki medycznej wstawić bramki, takie jak przy wejściu do sądu albo na lotnisko. Ubolewano też nad bezbronnością ochrony na wyższych uczelniach. Były także pomysły, aby do Kodeksu karnego wprowadzić osobne przestępstwo: „zabójstwo lekarza lub innego pracownika służby zdrowia”. Gdyby wybory tak bardzo nie pochłonęły uwagi polityków, już pewnie mielibyśmy kilka projektów nowych ustaw, które w przekonaniu ich twórców zapobiegłyby takim zabójstwom w przyszłości.
Spróbujmy spojrzeć chłodno na te dwa nagłośnione dramaty. Dramaty prawdziwe. Jak podobnym zapobiegać na przyszłość? Nie bardzo się da, szczerze mówiąc. W Polsce w ostatnich latach każdego roku mamy ponad 500 zabójstw. Media informują z zasady o tych najbardziej spektakularnych, a więc nietypowych. Mamy więc rocznie ponad 500 dramatów. Każdy zamordowany miał jakiś zawód, pozycję społeczną, jakąś rodzinę, kogoś, kto go kochał i potrzebował. Miał jakieś plany i marzenia, i przede wszystkim – chciał żyć. Co więcej – każde zabójstwo to także dramat dla bliskich zabójcy. Kimkolwiek by był – jego najbliżsi na ogół nie byli niczemu winni, a teraz doświadczają traumy bycia matką, żoną czy dzieckiem mordercy i z tym piętnem muszą żyć. Tracą na lata osobę, którą może kochali, od której byli zależni. Tracą być może swojego jedynego żywiciela. Trudno – muszą stracić, tego wymaga prawo. Ale to nie znaczy, że i oni nie cierpią, w dodatku nie za swoje winy. O nich na ogół się nie pamięta.
Tych ponad 500 zabójstw to dużo, choć i tak o ponad połowę mniej, niż było na początku lat dwutysięcznych, a kilka razy mniej niż przed wojną. Popełniane są z różnych motywów. Najwięcej – z szeroko pojętych motywów ekonomicznych, znacznie mniej – z motywów emocjonalnych, czasem seksualnych, a niekiedy z motywów psychotycznych. W Polsce na szczęście nie ma praktycznie zabójstw z motywów politycznych. Zabójstwa z motywów seksualnych stanowią zaledwie
Szlacheckie kary
Warcholstwo – przestępczość, anarchia i pogarda dla prawa W czasach średniowiecznych oraz nowożytnych wierzono, że porządek i spokój da się zagwarantować tylko dzięki bezwzględnej surowości kar. Tak było w każdym razie w miastach. Przestępców nie pozbawiano wolności, bo przecież utrzymywanie więzień generowałoby koszty dla władz. Poza tym nie zrodziły się jeszcze pomysły na resocjalizowanie zbrodniarzy. Areszt trwał zwykle do czasu procesu. Jeśli doszło do skazania, przestępca tracił jakąś część ciała: rękę, nos albo uszy. Ewentualnie wypalano
Mieszkanie prawem, a nie, pozornie tańszym, towarem
Zupełnym przypadkiem wysłuchałem w którejś rozgłośni reklamy, przy czym dopiero po chwili zorientowałem się, że to reklama. Słowa, które tam padały, kompletnie nie kojarzyły mi się z kupowaniem czy konsumowaniem. Postęp, progres, szybszy postęp. Nagle słowa przypisane do pewnej wizji politycznej, rozwojowej, do opowieści o zmienianiu świata na lepsze, wpadają w łapska copywriterów. I opowiadają nie o tym, jak nasze życie może być lepsze, jakie rozwiązania czy instytucje będą temu sprzyjać, tylko o tym, dlaczego warto kupić określony model
Piętno dzieciobójcy cz. II
Dla Oskara K. dzieci były przeszkodą w zaspokajaniu własnych potrzeb Po śmierci Adasia – zeznała Zofia K. – mąż zachowywał się tak, jakby się urwał z łańcucha. Nie odebrał ciała z prosektorium, nie uczestniczył w organizacji pogrzebu, spóźnił się na ceremonię żałobną. Biegli psycholodzy stwierdzili, że zeznania kobiety nie spełniają kryteriów wiarygodności. Ich zdaniem Zofia K. ma skłonność do zniekształcania relacji, manipulowania otoczeniem, koncentrowania się na własnych potrzebach. To wynik zaburzenia emocjonalnego, którego cechą jest
Zbrodnia i kara współcześnie
Dziesięć lat temu Norweg Anders Breivik zabił 77 osób i ranił 319 Prof. Elżbieta Czykwin – pedagog i socjolog Zbrodnia Andersa Behringa Breivika (ABB), który 22 lipca 2011 r. zabił 77 swoich rodaków, niemal wszystkich młodych, głównie zgromadzonych na obozie lewicowej młodzieżówki, to temat kryminalny? – To przede wszystkim temat, który powinien zostać poddany analizie socjologicznej, psychologicznej i pedagogicznej. Dokonała tego pani w 300-stronicowej książce „Anders Breivik. Między dumą a wstydem”. Dlaczego









