Tag "Muzeum Sztuki Nowoczesnej"

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Uwłasnowolnienia

To słowo bardzo mi się podoba, tak bardzo, że je sobie przywłaszczam do tytułu, a jako zadośćuczynienie poświęcę felieton wystawie, w której opisie je znalazłem. Uwłasnowolnienie, czyli odzyskanie mocy sprawczej kobiet w sztuce, któremu poświęcona jest świeżo otwarta w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej „Kwestia kobieca 1550-2025” pod kuratelą nowojorskiej krytyczki sztuki Alison M. Gingeras. Paradoksalnie ta ekspozycja jest złożona wyłącznie z prac wykorzystujących tradycyjne media plastyczne – malarstwo i rzeźbę, w dodatku gros dzieł to sztuka dawna (np. XVII-wieczne autoportrety Sofonisby Anguissoli czy Lavinii Fontany) lub XX-wieczna. Sam dyskurs feministyczny też trudno nazwać nowatorskim – cała wystawa jest więc raczej akademickim repetytorium; być może takie było kuratorskie przesłanie: nie ma co walczyć o miejsce kobiet w sztuce, bo one zawsze w niej były. Trzeba po prostu to sobie przypomnieć.

W kolejnych salach/rozdziałach wyraźnie zarysowuje się historyczny rozwój emancypacji kobiet: od buntu przeciw skryptom płci (scenariuszom zachowań przypisywanym płciom) do buntu przeciw schematom płciowym (niebinarność). Tyle że już na dzień dobry widz męski dostaje kuksańca, w pierwszej sali, poświęconej femmes fortes, widzimy kolejne wcielenia Judyty i Salome, dokonujących uwłasnowolnienia przez dekapitację mężczyzny. Ja się bardzo staram wierzyć w feminizm wolny od mizoandrii, ale po takim powitaniu czytam komunikat wprost: zanim zaczniesz rozmawiać z facetem o równouprawnieniu, nie zapomnij ściąć mu łba.

Owóż, przechadzając się po wystawie, z każdą kolejną salą nabierałem pewności, że

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Przechadzka niepodległości

Librus mi dryndnął, że Antek dostał plusa za wspaniałą postawę patriotyczną podczas szkolnego Święta Niepodległości. Potem co wieczór podśpiewywał „Szarą piechotę” pod prysznicem, pomyślałem więc: nie ma rady, nadszedł czas wzmożenia. Tym razem nie dało się obejść tego dnia z daleka, wziąłem syna i poszedłem Jedenastego na bój o odzyskanie święta zawłaszczonego przez nacków. Na szczęście okazało się, że oprócz tradycyjnie zatkanego przez masę pirotechniczno-wrzaskliwą traktu między rondami Dmowskiego i Waszyngtona są w Warszawie arterie wolne od złych emocji, gdzie sposobnie można się wtopić w tłum „rodzin z dziećmi” i poprzyglądać, jakże ta cała polskość czczona jest przez tzw. normalsów.

Synowi wytłumaczyłem, że pieśń, którą wykonuje pod tuszem, jest w gruncie rzeczy śmiertelnie smutna, ale wzmożenie jego szlachetne, albowiem pradziady nasze krwią i blizną etc., należy pamiętać, szanować, zwłaszcza jeśli samemu ma się usposobienie pasywno-ucieczkowe i mając do wyboru komfort lub ojczyznę, zapewne wybrałoby się to pierwsze.

Owóż szliśmy Krakowskim Przedmieściem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Wiatr w żagle

W końcu idę do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Patrzę najpierw z dala na bryłę nowego budynku, tak ją obsmarowano, że powinna być czarna. Ogólnonarodowa histeria. W środku imponujące przestrzenie, ogrom światła, a jednak największe estetyczne wrażenie zrobił na mnie widok Pałacu Kultury i lasu wieżowców z panoramicznego okna na drugim piętrze. Wstrząsający miejski krajobraz.

Obiektów sztuki na razie niewiele, a te, które są, nie podobają mi się. Zresztą mam problem ze sztuką najnowszą. A przecież wyrobiłem sobie oko i uwielbiam malarstwo, zdarzało mi się o nim pisać. Co mają mówić ludzie, którzy nie mieli treningu estetycznego? Dla nich sztuka nowoczesna to jedno wielkie oszustwo. Z obiektów w muzeum najbardziej, o zgrozo, podobała mi się socrealistyczna rzeźba Aliny Szapocznikow „Przyjaźń” z 1954 r. Obok siebie stoją polski i radziecki robotnik bez rąk. Ten brak rąk, jak w greckich uszkodzonych rzeźbach, robi wrażenie. Naiwny myślałem, że stalinowskie władze na to pozwoliły. Jak ktoś głupieje, to wszystko zmieści się w głowie. Czytam, że rzeźba stała w holu Pałacu Kultury. Gdy wynoszono ją na fali dekomunizacji, okazało się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Klocek czy sztuka

Otwarto Muzeum Sztuki Nowoczesnej w centrum Warszawy. Od tego aktu nareszcie zaczyna się zabudowa placu przed Pałacem Kultury. Sporo lat temu rozpisano wielki konkurs na zabudowanie tej przestrzeni w samym sercu miasta, największego placu w Europie. Napłynęły prace z całego świata, ze dwie setki. Ściągnąłem te najlepsze do Instytutu Polskiego w Sztokholmie, zrobiliśmy wystawę. Przyznano nagrody, nawet pierwszą, ale żaden projekt nie był wystarczający. Pamiętam, jak Alek Wołodarski, wtedy naczelny architekt Sztokholmu, mówił mi, że jest błąd w założeniu. Jedna osoba czy zespół nie może robić tak wielkiego projektu, to zawsze będzie ułomne, najlepiej się nie śpieszyć, niech to idzie z latami, niech plac jak las zarasta różnymi formami różnych autorów. Tak zaczęło się dziać. Po muzeum szykuje się budowa teatru, który już bierze pod uwagę, że obok będzie miał bryłę muzeum. W ten sposób architektura zaczyna rozmawiać ze sobą. Dobrze więc, że się nie śpieszono.

Nie byłem na otwarciu muzeum, nie miałem zaproszenia, a wiedziałem, że będzie trudno się dostać. I przyszły tłumy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.