Tag "Po Prostu"
O likwidacji „Po Prostu” z dystansem. Młodzi idealiści chcieli za wiele
Młodzi idealiści zderzyli się z rzeczywistością, ale nie było to zbyt bolesne
Odwilż październikowa 1956 r. stanowi jedną z najważniejszych, niestety często zapominanych obecnie dat w najnowszej historii Polski. Nie ulega jednak wątpliwości, że była to cezura nad wyraz przełomowa, jakkolwiek różni krytykanci nie chcieliby na nią patrzeć. Polacy swoimi siłami zakończyli smutny okres stalinizmu, którego ostatnim akordem były wydarzenia poznańskie. Uniknięto interwencji sowieckiej, która mogła się zakończyć krwawą jatką na ulicach Warszawy, tak jak miało to miejsce w tym samym czasie w Budapeszcie. Należy docenić rozwagę ówczesnych pokoleń, którym udało się uzyskać to, co było wówczas do uzyskania w zakresie narodowej wolności.
Gra do jednej bramki
Za koniec odwilży na ogół uznaje się likwidację tygodnika „Po Prostu”. Wskazuje się winnych, wychwala ofiary. Po długim czasie można spojrzeć na owe wydarzenia z większym dystansem i dostrzec wiele niuansów, które w sporach ideologicznych mogą umykać naszej uwadze.
W 1956 r., zwłaszcza po tajnym (do czasu) referacie Nikity Chruszczowa potępiającym stalinizm, dla wszystkich stało się jasne, że dotychczasowy system był nie do utrzymania. Świadomość tego miały także kierownictwo partii i aspirujące części młodej inteligencji. Następował przyśpieszający proces obumierania stalinizmu i budowy na jego gruzach bardziej demokratycznej Polski.
Ciekawy jest fakt, że reformatorskie skrzydło partii i redakcja dotychczas nudnego pisemka Związku Młodzieży Polskiej grały w tym przypadku do jednej bramki, jeżeli spojrzeć na treści, które zaczęły być publikowane na łamach „Po Prostu”, i poglądy Władysława Gomułki, który w społeczeństwie był widziany jako jedyny człowiek mogący uzdrowić sytuację w kraju. Tygodnik Eligiusza Lasoty z siedzibą w Pałacu Kultury i Nauki wprost poparł Gomułkę i pisał o konieczności jego powrotu do władzy.
Gomułka zaś po wyjściu z więzienia był czytelnikiem „Po Prostu” i doceniał jego rolę w demokratyzacji kraju. Sam, wracając do zdrowia w Ciechocinku, planował reformy, które pozwoliłyby w jak największym stopniu zdemokratyzować kraj i uniezależnić go od ZSRR. Wiedział z własnego doświadczenia, jakie były ograniczenia systemu i do czego mógł się posunąć.
Na własną zgubę
Dość wiecowania, czas wracać do pracy! Sukces został osiągnięty, a
Odwilż
Wspominajmy dobrze nasz Październik Do Warszawy przyjechał świat. Trzeba sobie dobrze uzmysłowić, co to wówczas znaczyło. Jednym z najbardziej widocznych objawów zimnej wojny była izolacja; sławetna żelazna kurtyna nie stanowiła jedynie hasła propagandowego, dzieliła świat nader skutecznie i tworzyła psychozę oblężenia. Nawet kontakty z krajami socjalistycznymi były ograniczone i sformalizowane. O naszej izolacji tamtych lat nie daje wyobrażenia – nawet nikłego – stan wojenny z roku 1982. I oto oblężenie z dnia na dzień
Żegnaj, Redaktorze
Tego miejsca nikt nie wypełni. Jerzy Urban był w dziejach polskiej prasy kategorią osobną. Samą w sobie. Jeden człowiek, a jak orkiestra. Z wieloma talentami. Ale przede wszystkim z charakterem. Był wolnym ptakiem, który fruwał wysoko i zwykle według swoich zasad. Trzeba mieć charakter, by przez całe życie, przez dziesiątki lat, boksować się z głupotą, bezprawiem i hipokryzją. Kto, zwłaszcza z młodszych, wie, że Urban miał kłopoty z każdą władzą. Po rozwiązaniu przez Gomułkę „Po Prostu”, tygodnika, który był symbolem








