Umierał, a wszyscy go szukali

Umierał, a wszyscy go szukali

Personel Domu Pomocy Społecznej w Starachowicach zaprzecza, by pensjonariusz mógł leżeć pięć dni pod prysznicem. To, że leżał tam dwa dni, nikogo nie dziwi Bolesław Gregorczyk, 70-letni mieszkaniec Domu Pomocy Społecznej w Starachowicach, zniknął bez śladu. Zaraz po świętach Bożego Narodzenia przez pięć dni mężczyzny szukali pracownicy i rodzina, a potem policja. Odnaleziono go nieprzytomnego w kabinie prysznicowej, zaledwie kilka metrów od pokoju, który zajmował wspólnie z innym pensjonariuszem. W ciężkim stanie, z obustronnym wylewem krwi do mózgu przewieziony został do szpitala, gdzie zmarł nad ranem, 3 stycznia. Pracownicy DPS bronią się konsekwentnie, że to nie z ich winy doszło do tragedii. Rodzina zmarłego mężczyzny zarzuca im zaniedbanie obowiązków i niedopatrzenie. Często znikał, ale zawsze wracał Personel DPS nie chce udzielać odpowiedzi na najprostsze pytania, odsyła do pani dyrektor. W jej gabinecie do rozmowy z dziennikarzami przygotowane są dwie pracownice – pielęgniarka oddziałowa Wanda Kostrzewa i przełożona pielęgniarek Alicja Bębas. Na pytanie, jak to możliwe, by pod ich okiem człowiek leżał w brodziku przez kilka dni, pielęgniarki okazują oburzenie. – Skąd takie wiadomości? – pytają. – To nieprawda. Śledztwo trwa i dopóki sprawa nie będzie wyjaśniona, nie można nikogo oskarżać. Przełożona pielęgniarek stara się mówić spokojnie i konkretnie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 03/2007, 2007

Kategorie: Kraj