Upadek kowboja z Wall Street

Upadek kowboja z Wall Street

Były szef firmy WorldCom trafi do więzienia za największą plajtę w dziejach USA Był ulubieńcem Wall Street, giełdowym magiem, uważanym za jednego z najbardziej błyskotliwych menedżerów Ameryki. Bernie Ebbers, dyrektor telekomunikacyjnego giganta WorldCom, zgromadził fortunę i zaszedł wysoko. Tym bardziej upokarzający był jego upadek. 63-letni Ebbers został uznany przez przysięgłych sądu federalnego w Nowym Jorku za winnego defraudacji, oszustw, fałszowania ksiąg i bilansów przedsiębiorstwa oraz spiskowania w celu popełnienia powyższych przestępstw. Sędziowie uznali, że machinacje Ebbersa doprowadziły do sztucznego zawyżenia zysków o ponad 11 mld dol. i upadku firmy WorldCom, uznanego za największe bankructwo w historii Stanów Zjednoczonych. Wyrok zapadnie 13 czerwca. Giełdowy guru może zostać skazany nawet na 85 lat więzienia. Inni menedżerowie domagają się drakońskiej kary. Ebbers stał się przecież symbolem drapieżnego i bezgranicznie chciwego kapitalizmu, wraz z podobnymi aferzystami w garniturach sprawił, że Amerykanie przestali ufać wielkim korporacjom. „Ebbers i jemu podobni powinni gnić w więzieniach do końca swoich dni. Szkody, jakie wyrządzili biznesowi, są straszliwe”, grzmiał Peter Pifer, szef firmy Enhanced Telecommunications. Bernard Ebbers urodził się w Albercie w Kanadzie. W amerykańskiej szkole wyższej Mississippi College nie zadziwiał pracowitością ani wiedzą. Imał się różnych zajęć, był mleczarzem, trenerem koszykówki w szkole średniej, kierownikiem w domu towarowym, bramkarzem w nocnym lokalu. W 1983 r., siedząc przy kawie w barze, wpadł na pomysł założenia firmy telekomunikacyjnej Long Distance Discount Service. Ebbers nie znał może wszystkich tajników tej branży, miał jednak nosa do zakupów. Prawie wszystkie firmy, które przejął, przynosiły sowite zyski. W ciągu 19 lat zakupił dla swej korporacji ponad 60 różnych przedsiębiorstw. Lubił się pokazywać w dżinsach i starych kowbojskich butach. Dziennikarze z podziwem nazywali go „kowbojem telekomu”. Ebbers lubił jeździć traktorem na swej farmie, będącej największym gospodarstwem rolnym w Kanadzie. Niekiedy 20-metrowym jachtem wypływał na ocean. W swym kościele baptystów nauczał w szkółce niedzielnej i udzielał współwyznawcom porad małżeńskich. Lecz przede wszystkim robił interesy i uwielbiał opowiadać dziennikarzom o kolejnych triumfach. A były one niemałe. Koncern Ebbersa, który w 1995 r. przyjął nazwę WorldCom, stał się drugą co do wielkości firmą telekomunikacyjną Stanów Zjednoczonych. W 2001 r. obroty WorldComu sięgnęły 35,2 miliarda dolarów. W znacznej mierze były to jednak pieniądze fikcyjne. Fantastyczny internetowo-telekomunikacyjny bum na giełdzie zakończył się w 2000 r. Wiele przedsiębiorstw z branży zaczęło przeżywać coraz ostrzejsze trudności. Ich wyniki gospodarcze wypadały znacznie poniżej oczekiwań analityków giełdowych. Także WorldCom znalazł się w tej sytuacji. Dyrektorzy firmy nie odważyli się jednak informować o coraz mizerniejszych zyskach. Wiedzieli, że jeśli to zrobią, kurs akcji koncernu poleci w dół jak kamień. A Ebbers mógł przejmować firmy, niekiedy bardziej wartościowe niż WorldCom, tylko dzięki niezwykle wysokiemu kursowi akcji swej korporacji. Pożyczył zresztą jako osoba prywatna 400 mln dol. od Bank of America. Pożyczka była zabezpieczona na akcjach WorldComu. „Giełdowy kowboj” wiedział, że jeśli kurs się załamie, nigdy nie zdoła spłacić tego długu. Dyrektorzy finansowi telekomunikacyjnego giganta nie przyjęli do wiadomości, że na Wall Street skończyły się dobre czasy. Poprzez kreatywną księgowość sztucznie podwyższali zyski. W latach 2001-2002 zaliczono przynajmniej 3,8 mld dol. kosztów bieżącej działalności (przeważnie kosztów korzystania z linii telefonicznych innych firm) na inwestycje w majątek trwały. W ten sposób umożliwiono amortyzację tych wydatków w okresie od czterech do 40 lat zamiast ich bieżącego rozliczenia. Innym trikiem księgowym była manipulacja przychodami za pomocą rezerw. Później specjaliści ocenili te sztuczki jako prymitywne i łatwe do zdemaskowania. Księgowi koncernu energetycznego Enron, również uprawiający machinacje i oszustwa, czynili to subtelniej. Należy się dziwić, dlaczego aferzyści z telekomunikacyjnego giganta mogli mataczyć aż tak długo. W końcu jednak stało się to, co się stać musiało. W grudniu 2001 r. wybuchł skandal wokół Enronu. Okazało się, że od roku 1997 koncern sztucznie podwyższył swe zyski o prawie 600 mln dol. W lipcu 2002 r. WorldCom

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2005, 2005

Kategorie: Świat