Kto broni OFE i jaki ma w tym interes Gdyby nawet rząd Donalda Tuska nie miał żadnych innych osiągnięć niż obniżenie składki wpłacanej do otwartych funduszy emerytalnych, to i tak zasługuje na uznanie dzięki tej próbie ratowania przyszłych emerytur Polaków przed uszczupleniem. Jeśli zdoła zamierzone zmiany ustawowe doprowadzić do końca, kolejne roczniki emerytów będą mu wdzięczne za to, że ich pieniądze zostały wyjęte z OFE i wróciły do ZUS, powiększając świadczenia emerytalne. Im mniej pieniędzy w OFE, tym wyższe będą emerytury Polaków. Dlatego trzeba ciągle powtarzać, że zmniejszenie składki przekazywanej do OFE z obecnych 7,3% pensji do 2,3% i przekazanie pozostałych 5% do ZUS oznacza wzrost świadczeń emerytalnych. Otwarte fundusze emerytalne nie przyczyniają się bowiem do pomnożenia przyszłych emerytur. One, poprzez swoją działalność, zmniejszają je. W ciągu 11 lat realizowania polskiej reformy emerytalnej do OFE przekazano ok. 160 mld zł naszych składek. Z tej kwoty 15 mld zł, zamiast zasilić przyszłe emerytury, zostało pobrane przez powszechne towarzystwa emerytalne, czyli prywatne spółki (na ogół należące do zagranicznych inwestorów) zarządzające OFE. Załamanie finansowe i pochopne zakupy akcji spowodowały w 2008 r. utratę 22 mld zł ze środków funduszy emerytalnych. Nie wpłynęło to bynajmniej na zyski towarzystw emerytalnych, które co roku systematycznie się zwiększają (w 2007 r. – 696 mln zł, w 2008 r. – 731 mln zł, w 2009 r. – 766 mln zł). Natomiast składki na rachunkach ZUS, choć nie można powiedzieć, że jest to instytucja funkcjonująca idealnie, nie zostały uszczuplone. Nie utracono ich na giełdzie ani nie przekazano żadnym zagranicznym akcjonariuszom. Są przeznaczane na wypłaty emerytur. Niewygodne cyfry Tych liczb nikt nie kwestionuje, nawet Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, ani publicyści ekonomiczni lobbujący na rzecz OFE. A ponieważ są one niewygodne dla obrońców interesów towarzystw emerytalnych, po prostu są pomijane w dyskusji nad przyszłym modelem emerytalnym Polski. Jakby ich nie było. Zamiast pokazywać liczby i fakty, sięga się po demagogiczne sformułowania i inwektywy. Przykładem jest Janusz Jankowiak, przewodniczący rady jednego z dużych domów maklerskich, który na łamach „Gazety Wyborczej” stwierdził po prostu, że „obrońcy starego systemu” wypisują brednie – i oczywiście nie odniósł się do jakichkolwiek liczb pokazujących, co powszechne towarzystwa emerytalne robią ze składkami przyszłych emerytów. Można go zrozumieć – jego dom maklerski współpracuje z OFE przy inwestycjach finansowych i naturalnie nie jest on zainteresowany uszczupleniem środków napływających do funduszy emerytalnych. I taki właśnie jest obiektywizm i merytoryczny poziom argumentacji prezentowany przez przeciwników zmian w funkcjonowaniu OFE. Szkoda, że dostroił się do tego także prof. Leszek Balcerowicz. Przez to, że woli nie zauważać nieprawidłowości w funkcjonowaniu OFE, naraża się na łatwe zarzuty, że postępuje tak nie tylko jako jeden ze współtwórców reformy emerytalnej, lecz także jako polityk odpowiedzialny za zaburzenie równowagi między ludźmi pracującymi a emerytami. Prof. Kazimierz Łaski, oceniając funkcjonowanie poprzedniego systemu emerytalnego, pisze: „Działał całkiem nieźle, do momentu, kiedy plan Balcerowicza zwiększył w ciągu jednego roku liczbę emerytów o niemal milion osób”. Kiedy rząd kradnie Prof. Krzysztof Rybiński stwierdza, że obecnie proponowane zmiany to „de facto skazanie nas na głodowe emerytury”. Profesor pomija fakt, że wszystkie obliczenia wykazują, iż emerytury spadają właśnie w wyniku funkcjonowania OFE. Nie pomnażają one bowiem składek w stopniu choćby równym waloryzacji w ZUS, pobierają wysokie prowizje, zwiększają zadłużenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – a to powoduje, że stopa zastąpienia (relacja płacy do emerytury), wynosząca przed uruchomieniem OFE ponad 50%, spadnie do niespełna 40%. Przewodniczący rady Business Centre Club Maciej Grelowski, także pomijając milczeniem to, jak OFE gospodarują pieniędzmi przyszłych seniorów, stwierdza, że „rząd chce przejąć” większość kwot odkładanych na przyszłe emerytury. Czyli po prostu zabrać je na jakieś osobiste, zapewne niecne cele. I dlatego rząd pragnie, by składki wróciły do ZUS, gdzie los naszych świadczeń zależy „od widzimisię polityków, którzy mogą dowolnie manipulować emeryturami”. Niezależnie od tego, jak groteskowo wygląda BCC strojący się w piórka obrońców ubogich emerytów, warto pokreślić wysoce nieortodoksyjne podejście szefa rady BCC do prawdy. Nie chce on zauważyć, że to właśnie
Tagi:
Andrzej Dryszel









