20/2000

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Komputer czy ordinateur?

Francuzi rozpaczliwie walczą z inwazją angielskiego. Niemcy już skapitulowali Emeryt Claude Koch rozsierdził się nie na żarty. W jednym z paryskich domów towarowych wytropił ekspres do kawy z etykietą “Made in Poland”. Później, w bistro, kelner wręczył mu jako prezent długopis z chińskim napisem. Claude skrupulatnie zanotował te “szokujące incydenty” w notatniku i złożył “zawiadomienie o przestępstwie” w Inspektoracie Gospodarczym. Czujny emeryt jest członkiem ruchu “Le droit de comprendre”, (“Prawo do Rozumienia”), liczącego około 6 tys. “patriotów”. Aktywiści tej organizacji pilnie baczą, aby ustawa o języku francuskim była należycie przestrzegana. Prawo to wprowadzone zostało latem 1994 r. z inicjatywy ówczesnego ministra kultury, Jacquesa Toubona. Minister, zwłaszcza w krajach anglosaskich, zdobył smutną sławę fanatycznego purysty. Pewnego razu oświadczył nawet: “Język francuski musi mieć pierwszeństwo nawet, jeśli ktoś nie ma nic do powiedzenia”. “Loi Toubon”, czyli prawo Toubona, nakazuje używanie języka francuskiego w mediach i w reklamach. Angielskie slogany reklamowe muszą być tłumaczone – literami tej samej wielkości. Rozgłośnie radiowe zostały zobowiązane do nadawania przynajmniej 40% francuskich piosenek. Językoznawcy z Akademii Francuskiej pracowicie wymyślali rodzime słowa, które powinny zastąpić cudzoziemskie terminy. Tak więc restauracja Fast Food nazywa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Samolikwidacja

Polska onkologia, by przetrwać, zamyka własne oddziały, jak ten na Wawelskiej Ewa przyjechała z Parczewa, Teresa z Mrągowa, Krystyna jest stąd, z Warszawy. Zawsze proszą, żeby w warszawskim szpitalu onkologicznym przy ulicy Wawelskiej dać im wspólny pokój. Żyją w rytmie – jedna się załamuje, koleżanki ostro ją ustawiają, druga się załamuje… Obowiązuje zasada – o chorobie się nie rozmawia. Chyba że nadejdzie kryzys. Peruki, niezbędne po chemioterapii, najlepiej wiszą zaczepione o szyjki butelek po Mazowszance. Na głowach chustki, pod ni-mi puch odrastających włosów. Ewa ma nawet kosmyki. Jakieś trzy lata temu dopadła je choroba. Operacja, cisza, nawrót choroby. Trafiają na Wawelską. I już nigdzie indziej nie chcą się leczyć. Teresa opowiada o lekarce, do której dzwoni w święta i wie, że to nie wywoła oburzenia, Krystyna o pielęgniarce cierpliwie wysłuchującej pretensji do świata. Wszystkie o przyszpitalnej przychodni, w której chorzy spotykają się po raz pierwszy. – Tu warto się leczyć – taką opinię usłyszała Krystyna, gdy po raz pierwszy przyszła na Wawelską. Opinia kolejki była najważniejsza. Pielęgniarki mówią o Ewie, Krystynie, Teresie – przyszło nasze trio, albo – są nasze gwiazdy. Dziś trio, przesuwając noga za nogą kroplówkę, stoi przed ścianą korytarza, na której wywieszono informacje, że warszawski szpital

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pójść w zaparte

W “Wańkowiczu” uważają, że kontrola NIK to sprawa polityczna G łowa przy głowie, wszyscy wpatrzeni w tablicę ogłoszeń. Ci z tyłu wołają, żeby czytać na głos, bo nic nie widać. Młody człowiek z kolczykami w uchu basuje tak, że jego buczenie rozlega się aż na schodach i ściąga kolejnych ciekawskich. “Oświadczenie Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie. Rektor i senat WSD oświadczają, że w związku z ukazaniem się raportu NIK na temat prywatnych szkół wyższych w Polsce, po pierwsze: Nigdy nie było żadnej kontroli NIK-u w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im. M. Wańkowicza. Po drugie: NIK drastycznie naruszył prawo, bowiem nie mogąc kontrolować prywatnych szkół wyższych, manipulował danymi z kontroli, którą przeprowadził w MEN w taki sposób, aby sprawiać wrażenie, iż skontrolował prywatne szkoły wyższe. (…) Jest to uzurpacja prawa. NIK stworzył precedens, który jest zagrożeniem funkcjonowania demokratycznego państwa prawa w Polsce. Raport przedstawił i firmował wiceprezes NIK, p. Zbigniew Wesołowski, wysoki urzędnik PRL-owski, w latach 70. wiceminister edukacji narodowej w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Senat Wyższej Szkoły Dziennikarskiej wzywa go, aby w związku z tym skandalem, podał się do dymisji”. Dalej jest o wysokim poziomie nauczania w “Wańkowiczu”, który w najnowszym rankingu pisma “Perspektywy” zajmuje 12. miejsce.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tylko zapłać

Źle się dzieje na uczelniach prywatnych. Właściciele gonią za pieniądzem Teraz widać to jak na dłoni, bo zaczęła się rekrutacja i wszędzie pełno ulotek dla maturzystów. Rektoraty niepaństwowych uczelni w miarę rozrastania się szkoły coraz mniej troszczą się o poziom nauczania. Powód? Chodzi o pieniądze. Dlatego, o ile początkowo przeważały tam studia dzienne, z czasem zaczęły dominować – wystarczy uważnie wczytać się w informatory – systemy nauki zaocznej, wieczorowej i eksternistycznej. W ubiegłym roku akademickim studenci dzienni w szkołach niepaństwowych stanowili już tylko 20% ogółu uczących się. Było to niezgodne zarówno ze statutem tych szkół, zatwierdzonym przez MEN, jak i odpowiednimi ustawami. Tak działo się np. w Bałtyckiej Wyższej Szkole Humanistycznej w Koszalinie, gdzie studentów dziennych doliczono się 749, natomiast zaocznych – 18.123. Profesor zwerbowany Większość prywatnych uczelni wykładowców ze stopniem naukowym werbuje w szkołach państwowych. W niektórych dyscyplinach wyczerpują się już rezerwy specjalistów z tytułem profesora i doktora habilitowanego (dotyczy to np. zarządzania i marketingu) i właściciele kompletują kadrę przypadkową, z byle jakimi kwalifikacjami. Na administracji przeważają specjaliści z zakresu wojskowości, ekonomii, cywilistyki, germanistyki i kulturoznawstwa. W stwarzaniu pozorów szacownej alma mater najdalej posunął się rektor Wyższej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Samowolki

Dyscyplina jest kręgosłupem armii. W polskim wojsku ten kręgosłup jest mocno przetrącony Szeregowiec Norbert siedzi przed blokiem na warszawskim osiedlu Gocław. Wykształcenie – zawodowe. Zainteresowania: piłka nożna. W wojsku od ośmiu miesięcy. Miejsce odbywania służby: jednostka pod Warszawą. Armia, według Norberta, to marnowanie czasu, ale też całkiem fajna zabawa. Nadzór jest do godziny 15.30. Po tej godzinie “stare trepy” idą do domów lub do knajp. – I my też wtedy możemy sobie pójść, dokąd chcemy – mówi Norbert. – Zostaje tylko oficer dyżurny. A z nim można się dogadać. Dać wódkę albo kasetę z filmem. Bez wypisywania dokumentów i formalności. Inaczej sprawę załatwia się na przepustce. Wtedy trzeba zadzwonić. Tłumaczenie pierwsze: – Panie chorąży, ja wrócę jutro, dobrze? Jestem tak pijany, że nie trafię do autobusu albo zwiną mnie “żetony” (Żandarmeria Wojskowa). Tłumaczenie drugie: – Panie dowódco, matka chora, wiozę ją do szpitala, chyba zawał albo coś z ciśnieniem. Wrócę za dwa dni. – Tak się mówi zawsze. Każdy, oczywiście, wie, o co chodzi, ale nikt w to nie wnika. Ważne, żeby major się nie dowiedział – opowiada Norbert. Na unitarkach, czyli szkoleniach podstawowych przed dwunastomiesięczną służbą, kadra mówi żołnierzom, że samowolka, czyli przebywanie poza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Mówcie mi Karol!

W Kurii Rzymskiej opowiada się dowcip, że w herbie papieskim należałoby umieścić helikopter i telewizor Podczas obiadu, na który z okazji ukończenia 70. roku życia Jan Paweł II zaprosił najbliższych współpracowników, papież głęboko się zadumał, a po chwili milczenia powiedział: “Wiecie, uświadomiłem sobie, że jeszcze 10 lat i już osiemdziesiątka! ”. Te 10 lat przeleciało. Jan Paweł II odbył w tym czasie prawie 40 z 92 zagranicznych podróży swego blisko już 22-letniego pontyfikatu, w tym cztery do Polski. Wydał sześć encyklik oraz list apostolski przygotowujący obchody Wielkiego Jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa. Podjął jako pierwszy papież “rachunek sumienia Kościoła” i urzeczywistnił swe wielkie marzenie: pielgrzymkę do źródeł wiary, to jest do Ziemi Świętej. Jan Paweł II się spieszy. Mimo trzykrotnego pobytu w szpitalu nie zwalnia tempa działań, co byłoby “normalnym” objawem starzenia się. 13 maja tego roku pojechał po raz trzeci do Portugalii, aby raz jeszcze podziękować Madonnie Fatimskiej za cudowne ocalenie z zamachu, którego dokonano w dniu Jej Święta, 13 maja 1981 r. Było to nie tylko podziękowanie: prosił o to, aby dane mu było wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie. Z kajaka na Łódź Piotrową Wiadomość o nominacji na biskupa otrzymał w 1958 r., gdy jako

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nasi muszą rządzić

Piękny przykład moralności Kalego widzimy podczas kłótni o samorząd warszawskiej Gminy Centrum. Awantura sięgnęła politycznych szczytów. Wojewoda mazowiecki (AWS) unieważnił uchwałę rady powołującą zarząd gminy. Zwróci się też do premiera Jerzego Buzka o powołanie komisarza mającego zarządzać gminą. W odpowiedzi radni złożyli do NSA wniosek o zbadanie legalności działań wojewody. SLD oświadczył zaś, że AWS w obronie stanowisk i interesów chce uruchomić wszelkie działania. “To odpowiedź, jak Marian Krzaklewski wyobraża sobie strategię zwycięstwa” – oświadczył Leszek Miller, domagając się, by do czasu decyzji NSA premier “nie podejmował działań kwestionujących zasady samorządności i nie lekceważył norm demokratycznego państwa”. Inaczej grożą mu wszelkie przewidziane prawem działania, włącznie z wnioskiem o postawienie przed Trybunałem Stanu. Awantura w Gminie Centrum trwa od czasu, gdy rządy objęła tam koalicja SLD-UW. Bycie w opozycji to żaden profit, więc AWS, przy wsparciu wojewody, postanowiła wrócić do władzy. Czas po temu wielki, bo kampania prezydencka za pasem, potem wybory do Sejmu, a tu najpotężniejsza gmina stolicy umyka z rąk. Pomysł był nawet dość finezyjny. Oto wiceprzewodniczący rady gminy (AWS) zarządził przerwę i wyszedł, nikogo nie upoważniając do prowadzenia obrad. Rada postanowiła obradować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kraj zachodni, czy kraj wschodni?

Stan umysłów oddają tytuły gazet. Tu mistrzostwo świata osiągnął “Nasz Dziennik”, który swą relację z sejmowej debaty nad polską polityką zagraniczną opatrzył tytułem “Bankructwo polityki Geremka?” i stosownym komentarzem: “Po wczorajszej debacie w Sejmie można odnieść wrażenie, że prowadzona od dziesięciu lat polityka integracji z Unią Europejską i podporządkowania Polski procesom globalizacji zaczyna się załamywać”. Za to “Rzeczpospolita” i “Trybuna” zareagowały nadzwyczaj podobnie. “Zgoda z zastrzeżeniami”, “Konsensus nie do końca” – tymi tytułami chyba dobrze wychwyciły atmosferę i układ sił panujących na sejmowej sali. Układ przychylny Geremkowi, bo poza Janem Łopuszańskim z Rodziny Polskiej i w pewnym stopniu Januszem Dobroszem z PSL nikt głównych linii naszej polityki zagranicznej nie kwestionował, więc szef dyplomacji, zadowolony z dyskusji, mógł pod jej koniec pozwolić sobie na rozdzielanie komplementów – tak pod adresem prezydenta RP, jak i opozycji. Tajemnica dobrej atmosfery na sejmowej sali jest dosyć prosta. Główne priorytety naszej dyplomacji – integracja z Unią Europejską, poprawa naszych stosunków z Rosją, przestawienie naszej dyplomacji na działania promujące naszą gospodarkę – są oczywiste i trudno mieć pretensje do ministra, który chce je realizować. Ministrowi Geremkowi można było więc wytknąć coś zupełnie innego – że opowiada o słusznych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Strategia natchnionego kandydata

Krzaklewski obiecuje walkę z korupcją i wyrzucanie ludzi nieuczciwych z AWS. To obietnice bez pokrycia Na razie wiadomo, że Marian Krzaklewski będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Ale nie wiadomo – jak. Przez te parę tygodni, które upłynęły od momentu, w którym zgłosił się do prezydenckiego wyścigu, lider AWS zdołał zaprezentować kilka pomysłów na sukces. Najpierw była husaria – czyli pomysł kampanii przeprowadzonej szybko, krótko i przez kadrową grupę najbardziej oddanych współpracowników. Potem był PR, czyli public relation. Tę ideę kampanii Krzaklewski wyłożył w wywiadzie dla “Tygodnika Solidarność” – nie on będzie decydował o kolorze marynarek i zachowaniu na spotkaniach wyborczych, bo lepiej wiedzą to specjaliści z firm marketingowych. W ubiegłą niedzielę szef Akcji rzucił trzecią myśl. Otóż podczas zjazdu pomorskiego ZChN-u Krzaklewski ogłosił swą “strategię dla zwycięstwa”. A jednym z jej elementów ma być ujawnianie i usuwanie z AWS ludzi nieuczciwych oraz zmiany w rządzie. Natychmiast więc dziennikarze zapytali, kogo chciałby w takim razie zdemaskować jako osobę nieuczciwą i kogo chciałby w rządzie wymienić? I tu lider AWS zaczął się wycofywać. “To było tylko takie rzucanie przynęty” – mówił, sugerując, że bardziej zależało mu na zrobieniu dobrego wrażenia. Mamy więc trzeci pomysł Krzaklewskiego na wyborczą kampanię: rzucanie przynęty. No i,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Język za bardzo giętki

Teraz każdy uważa, że jego sposób mówienia jest poprawny Rozmowa z prof. Andrzejem Markowskim – Podobno bardzo nie lubi pan “Klanu”. – To nieprawda. Mam tylko zastrzeżenia do słów piosenki nadawanej przed każdym odcinkiem. Jestem przekonany, że teraz wszyscy będą sądzili, że nowela to długi utwór, który ciągnie się i ciągnie, i skończyć się nie może. Bo przecież słyszymy, że “życie jest nowelą”. I że ludzie będą sądzić, iż poprawnie mówi się “pożalić się do kogoś” zamiast “pożalić się przed kimś albo komuś”. “Klan” to dla mnie zjawisko socjologiczno-językowe, jednocześnie przykład, ile dobrego czy złego może zrobić dla języka człowiek, który ma dostęp do środków masowego przekazu, do tego w programie, który jest tak oglądany. – Niedawno jeden z moich rozmówców powiedział – w życiu też ma pani trzy koła ratunkowe. Nawiązał w ten sposób do “Milionerów”, a ja pomyślałam, że gdybym nie znała tego teleturnieju, nie zrozumiałabym go. Czy rzeczywiście jest tak, że telewizja kształtuje nasz język? – Dla większości Polaków telewizja jest – jak wykazują badania – sposobem korzystania z kultury. Większość Polaków nie czyta książek. Podobno w co czwartym domu jest biblioteka większa niż 50 tomów. W co drugim domu nie ma żadnej książki. A telewizję się ogląda i słucha się jej. Wszystko,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.