37/2000

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Wydarzenia

Wątroba zamiast rozumu

Ucisk człowieka przez rozum został wreszcie zniesiony! Oto doczekaliśmy się czasów, kiedy każdy może mówić to, co mu dyktuje wątroba, żółć, czy inne organy nie mające nic wspólnego z myśleniem. O taką wolność upomniał się już w Drugiej Najjaśniejszej bohater wymyślonej przez A. Słonimskiego i J. Tuwima bajki o posiedzeniu Sejmu, na którym rozpatrywano projekt ustawy o powściągliwości słowa w mowach poselskich. “Wolność, Panowie! Niech każdy mówi, co chce”, wołał poseł “Klubu Chrześcijańsko-Katolicko-Narodowo-Ludowo-Wszechpolskiego” (W oparach absurdu, Warszawa 1975, s. 102). Prawo do gadania wszystkiego, co tam komu w kiszkach gra, to dopiero jest prawdziwa demokracja! Precz z rozumem, źródłem zła! Wiek XX lekkomyślnie mu zawierzył, został więc potępiony przez katolickich intelektualistów, uczestników “Sądu nad XX wiekiem” (“Tygodnik Powszechny” nr 15 z 9.04.br.). Do degradacji rozumu przyczynił się – o dziwo! – sam Kartezjusz, ojciec nowożytnego racjonalizmu. Po co Réné (onże Kartezjusz) mówił, że rozum jest sprawiedliwie rozdzielony między wszystkich ludzi? Teraz byle głupek myśli, że jest tak samo mądry, jak Einstein. Nikt nie bierze do siebie zastrzeżenia autora “Rozprawy o metodzie”, że ludzie różnią się jednak między sobą, bo nie wszyscy potrafią z daru niebios, jakim jest rozum, jednakowo korzystać. Dzisiaj gołym okiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Uwłaszczenie dobrymi chęciami wybrukowane

Piątkowe głosowanie nad poprawkami Senatu do ustawy uwłaszczeniowej było próbą pewnego “ucywilizowania” tego kontrowersyjnego aktu prawnego. Nie za bardzo się to udało, bo też i udać się nie mogło. Największe nieszczęście tej ustawy polega bowiem na tym, iż przypomina ona piekło wybrukowane dobrymi chęciami. Cóż na przykład z tego, iż Sejm przyjął poprawkę Senatu stwierdzającą, iż osoby, które nabyły mieszkania “z rażącym naruszeniem zasady słuszności”, już skorzystały z uwłaszczenia bezpośredniego i nic im się nie należy? Trudno nawet sobie wyobrazić, jak w praktyce miałoby wyglądać stosowanie tego niejasnego przepisu. Pos. Biela z AWS ofiarnie tłumaczył posłom, że chodzi o to, by w uwłaszczeniu nie brali udziału dygnitarze, którzy za bezcen dostali atrakcyjne lokale w Warszawie i innych wielkich miastach. Intencja jest zacna, ale konia z rzędem temu, kto udowodni, iż rozmaici notable mieszkania nabyli w sposób rażąco niesłuszny. W kształcie przyjętym w piątek przez parlament nadal jest to akt prawny nieskuteczny, mało sprawiedliwy, jednym dający bardzo dużo, a innym niemal nic. Ku radości władz pracowniczych ogrodów działkowych ogródki wyłączono z powszechnego uwłaszczenia. Utrzymano jednak w mocy przepis, który pozbawia spółdzielnie własności mieszkań i przydziela je lokatorom. Być może jednak już wkrótce dyskusja nad tym, co komu dano,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zarobić na zdrowiu

“Przegląd” dotarł do nie publikowanego raportu NIK o zarobkach i wydatkach w kasach chorych Śląska Kasa Chorych płaciła swoim pracownikom po 100 zł miesięcznie za niepalenie, Podkarpacka kupiła luksusowe samochody, informując, że tylko takie poradzą sobie w górach. NIK skontrolował kasy chorych, a swoje oceny doprowadził do lutego 2000 r. Na razie raport czytają urzędnicy resortu zdrowia i zapewne formułują odpowiedzi na wiele poważnych zarzutów. Redakcja “Przeglądu” dotarła do raportu. Z jego szczegółowych badań wybraliśmy te dotyczące płac urzędników i kosztów utrzymania kas. Kasy chorych, poza sfinansowaniem leczenia obywateli, mają jeszcze jedno poważne zadanie. Muszą utrzymać siebie. Oczywiście, także z naszych składek. I trzeba przyznać, że z tego zadania wywiązują się znakomicie. W części kas na płace wydano 0,3% posiadanych funduszy (Podkarpacka Kasa), w innych 3% – Branżowa Kasa. Dużo to, czy mało? Przed powstaniem kas starano się obliczyć, ile będą kosztować urzędnicy. Wyliczono, że około 2% posiadanych funduszy. Wyobrażano sobie, że w “głównej” kasie każdego regionu pracować będzie 120 osób, w oddziale – 30. Dlaczego niektóre kasy wydały mniej pieniędzy? Otóż nie dlatego, że postanowiły żyć skromniej. Po prostu zatrudniono mniej osób, mniej wydano

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bunt prowincjonalny

Maleńką podstawówkę w Lutostani uratowali rodzice. Duże liceum w Łomży ma świetne programy autorskie. Obie szkoły łączy samodzielność Wariant strajku był kuszący. Szkoła w Lutostani jest rozłożysta, jasna, wyremontowana. Jeden z gospodarzy oddał kawałek pola na boisko, więc tutaj odbywają się mecze małych i dużych. Tak, w telewizji szkoła ładnie wypadnie. Wywieszą flagi, zamkną się, może matki zagłodują i powiedzą do telewizyjnej kamery, że szkoły nie oddadzą, ich dzieci do podstawówki w Puchałach dojeżdżać nie będą. Tu mają od lat swoją szkołę i nauczycielki. Tu zostaną. Szkoła w Puchałach ma komputery, no, ale ma jedną wadę – nie jest ich. Poza tym, zanim pozbiera się dzieci z wiosek i dowiezie do Puchał, będą zmęczone. Potem któraś z matek rzuciła, że tego strajkowania o szkoły jest w Polsce dużo i mogą ich nie zauważyć. Taka wioska Lutostań, 20 km od Łomży, kto się przejmie ich dziećmi, kto powie, że dla trzydzieściorga dzieci warto utrzymać szkołę. – Ten budynek jest najważniejszy we wsi – tłumaczy Dorota Łada, nauczycielka, która co biedniejszym dzieciom przepisuje kawałki książki do zeszytu. Ich rodziców nie stać na komplet podręczników. – Jest jedynym ośrodkiem kultury w okolicy. Mamy dyskoteki, wieczornice, urządzamy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nie wyrównany rachunek

Te marki to taka jałmużna, ot, starczy na leki, na pielęgniarkę, może na nagrobek – mówią. – Za mało i za późno Zgodnie z niemiecką ustawą, prawo do świadczeń mają: – więźniowie obozów koncentracyjnych, karnych, obozów pracy, więzień; – osoby deportowane do III Rzeszy i na tereny okupowane do pracy przymusowej w przemyśle czy rolnictwie; – dzieci do lat 12 deportowane wraz z rodzicami, dzieci do lat 16 przebywające w obozach przejściowych, dzieci, które urodziły się, gdy rodzice byli robotnikami przymusowymi; – osoby przesiedlane do gett, prześladowane z powodu narodowości, także takie, które z tego tytułu musiały się ukrywać w czasie okupacji; – spadkobiercy wszystkich uprawnionych, jeśli osoby te zmarły w dniu 16 lutego 1999 roku (tego dnia Niemcy zadeklarowały utworzenie funduszu świadczeń pieniężnych dla represjonowanych) lub po tej dacie. Dodatkowa pula pieniędzy ma być przeznaczona dla ofiar eksperymentów pseudomedycznych oraz matek dzieci, które zginęły w Kinderheimach. – Myśli pan, że naprawdę będą płacić? – pyta starsza, tęga kobieta. – Płacić to może i będą, tylko czy my tego dożyjemy – odpowiada starszy pan. – Mam 82 lata, cukrzycę, chore serce, wątrobę. No i ile tego będzie? Starczy na leki, ale tylko na jakiś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Życie jak reklama

Polskie reklamy pokazują idealny świat, który nie istnieje i przeciwko któremu możemy się zbuntować „Mediamarkt – i po co jeszcze marzyć?” – to najbardziej bezsensowna reklama na polskim rynku. To właśnie marzenia klienta są dźwignią handlu. Wbrew pozorom dzisiejsza reklama nie sprzedaje bowiem towarów, tylko marzenia. Zadaniem reklamy jest przekonanie konsumenta, że towar spełni jego marzenia, a często nawet o tym, że o danej rzeczy marzy, tylko jeszcze o tym nie wie. Kiedy patrzymy na billboard, na którym pręży się Cindy Crawford z puszką pepsi, napis “Pragnienie milionów” niewielu osobom skojarzy się z napojem. Mężczyźni zapragną poznać kobietę o wyglądzie bogini, kobiety pomarzą, by wyglądać jak bóstwo. Kiedy widzimy Krzysztofa Ibisza, który w pośpiechu łyka zupkę Winiary, oświadczając, że dla niego ważna jest każda minuta, nie marzymy wcale o tym, by się tak odżywiać, lecz o tym, by nasz czas był tak cenny jak czas Ibisza. Kiedy oglądamy reklamy finei, kam i Kubusiów, widzimy przede wszystkim nie dany produkt, lecz szczęśliwą rodzinę przy stole. Młodym konsumentom w reklamach dla nich przeznaczonych zamiast idylli rodziny pokazuje się roześmianą paczkę przyjaciół. Idealni, ale fałszywi Czy reklama odzwierciedla nasze życie, czy też ludzie budują swoje marzenia na stereotypach z reklamy? W

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gdzie te szable przewodniczącego?

Dlaczego Marian Krzaklewski nie może w sondażach przegonić Andrzeja Olechowskiego? Marian Krzaklewski miał na przełomie lipca i sierpnia dogonić i przegonić w sondażach Andrzeja Olechowskiego. I od tego czasu miał rozpocząć się marsz w górę lidera AWS. Tak obiecał szef kampanii wyborczej Krzaklewskiego – Wiesław Walendziak. Minął przełom lipca i sierpnia, minął przełom sierpnia i września – w sondażach nic się nie zmieniło, Krzaklewskiemu nawet nie drgnęło. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nie rośnie poparcie dla Krzaklewskiego? Co na to wszystko mówi się w AWS-ie? W sztabie paniki nie ma W sztabie Mariana Krzaklewskiego wielkiej paniki na razie nie ma. W zasadzie wybuchła ona tylko raz, kiedy “Rzeczpospolita” opublikowała pod koniec sierpnia artykuł “Samotność kandydata” przedstawiający od kulis pracę sztabu lidera AWS. Wtedy szukano przecieku. Bezskutecznie. Spokój sztabowców Krzaklewskiego, tak jak oni sami to tłumaczą, bierze się z prostej kalkulacji. Otóż mało kto z nich już wierzy, że ich lider może zawalczyć o prezydenturę. A ponieważ Kwaśniewski jest poza zasięgiem, sztabowcy Krzaklewskiego przyjęli wariant realistyczny: ich kandydat ma wejść do drugiej tury i tu stoczyć twardy pojedynek z Kwaśniewskim, jednocząc wokół siebie prawicę. W ten sposób utwierdził swą pozycję lidera AWS. Czyli człowieka,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

”Duch milenium” powstrzymał krzykaczy

Korespondencja z Nowego Jorku Na Szczycie Tysiąclecia ONZ Aleksander Kwaśniewski przekonywał: Świat da się zmieniać, a Polska jest tego dobrym przykładem Właściwie to Szczyt Tysiąclecia nie powinien się udać. Pesymiści od tygodni prorokowali, że wielki zlot przywódców naszego globu, zorganizowany w Nowym Jorku przez sekretarza generalnego ONZ, Kofi Annana, zakończy się albo fiaskiem, albo – w najlepszym przypadku – rozczarowaniem. “Nowojorczycy będą wściekli z powodu korków, jakie na Manhattanie spowodują limuzyny zagranicznych notabli, a politycy pokłócą się przy pierwszej okazji”, przewidywał m.in. “The New York Times”. Komentatorzy CNN i NBC zakładali się, czy Fidel Castro obrzuci obelgami Billa Clintona z ONZ-owskiej trybuny, a także pytali – nie bez racji zresztą – jak pogodzić ogień z wodą, czyli podejście chociażby do praw człowieka Chin i USA, czy zaspokoić oczekiwanie wielu państw Czarnej Afryki, że bogaty Zachód swoimi pieniędzmi wyciągnie współczesnych biedaków z ich dramatycznej sytuacji? “Nie wyobrażam sobie, aby reprezentanci 190 państw świata mogli znaleźć wspólny język”, przewidywał, trochę pesymistycznie, Thomas Jacobson z monitorującego nowojorskie spotkanie Freedom Alliance. Obawy związane z powodzeniem Szczytu mieli także polityczni liderzy. Przez wiele tygodni trwały zakulisowe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Prawo dla bandziorów

Jeszcze trochę i w sądzie okazałoby się, że Irek ich namawiał, żeby go wypchnęli z pędzącej kolejki Kolejka elektryczna z Oliwy na Przymorze jedzie niepełne cztery minuty. 11 lutego 1996 roku z jadącej kolejki na tym odcinku został wypchnięty Ireneusz Regliński. Zginął na miejscu. Wcześniej kilku agresywnych młodych ludzi zaczepiło Irka i jego dziewczynę. Bili go i lżyli, bo – jak określili oskarżeni – “niepotrzebnie się pultał”. Ireneusz Regliński, wypadając z pociągu, pociągnął ze sobą jednego z napastników. Na ławie oskarżonych znalazła się czwórka młodych ludzi z Letniewa, peryferyjnej dzielnicy Gdańska. Anna M. (dzisiaj 23-letnia) podżegała do bójki. Sąd w pierwszym procesie skazał ją na 10 lat więzienia, a jej agresywnych kompanów: Macieja T., ps. “Makaron”, na 9 lat, Ireneusza R., ps. “Kręcioł”, i Daniela L., ps. “Jojo”, na 11 lat więzienia. Obrońcy i prokuratura wnieśli apelację. Proces zaczął się od nowa. 5 września Sąd Okręgowy w Gdańsku zasądził złagodzone wyroki: od 6 do 8 lat. Tylko Maciej T. w trakcie procesów częściowo przyznał się do winy. Anna M. wyraziła skruchę i przeprosiła rodziców Ireneusza Reglińskiego. – Nie zauważyłam, żeby dwaj pozostali oskarżeni żałowali swego czynu – powiedziała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Lepiej już było?

– Jak wygląda sytuacja polskiej gospodarki? Jest źle, czy jest dobrze? – Jest gorzej, niż mogłoby być. Przy czym, jeżeli mówię, że jest gorzej, to z pewnością nie wszędzie i nie w każdym szczególe. Trwa wzrost gospodarczy, posuwają się do przodu reformy instytucjonalne, poprawiają się warunki życia, choć szkoda, że tylko części społeczeństwa. Natomiast, jeśli patrząc na to, co się dzieje, Polacy oceniają, że jest gorzej, to dlatego, iż są przekonani – i słusznie – że mogłoby być dużo lepiej. I że było już lepiej, gdyż parę lat temu sytuacja poprawiała się w szybszym tempie. – Ale wzrost gospodarczy 5,5%-6% chyba nie jest taki zły… – Nie ma teraz takiego wzrostu gospodarczego. Jeśli sugerują to jakieś dane, jest to najwyżej błędne wnioskowanie w oparciu o obserwację krótkich okresów. Dzisiaj nawet rządowi ekonomiści przyznają, że dotychczasowa polityka ekonomiczno-finansowa nie najlepiej się sprawdziła i sugerują istotne obniżenie w projekcie ustawy budżetowej zakładanego na rok przyszły wskaźnika wzrostu gospodarczego. Najpierw miał on wynosić 5,7%, a teraz niektórzy chcą zweryfikować przewidywane tempo wzrostu PKB aż o półtora punktu procentowego w dół – do 4,2%. – To są prognozy, natomiast obecne tempo wzrostu… – Nie sądzę, aby w tym roku przekroczyło

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.