46/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Blog

Dziady do obrazu

Bracia Kaczyńscy przejdą do historii. Polskiego języka politycznego. A wszystko za sprawą celnych, choć zwykle, jakby rzekli puryści językowi, wulgarnych powiedzonek. Brat Jarosław, uważany przez brata Lecha za bardziej pracowitego, pięć lat temu lapidarnie określił program wyborczy biorącej wówczas władze AWS. Słynnym sloganem „Teraz Kurwa My”, powszechnie używanym potem jako skrót „TKM”. Zadziwiające, że ów wulgarny skrót był prezentowany nawet w mediach publicznych przed godz. 23 i nie było protestów dyżurnych moralistów. Również ta dosadna wulgarność nie oburzyła np. kolegi klubowego państwa Kaczyńskich, pana posła Marka Jurka, który słynie z podsłuchiwania i retuszowania wszelkich wulgarności oraz donoszenia za to do Komisji Etyki Poselskiej na sejmowych przeciwników politycznych. Niedawno kolejny slogan ukuł brat Lech Kaczyński, z powodzeniem kandydujący na prezydenta Warszawy. Jego powszechnie już znane „Spieprzaj, dziadu!” było nie tylko odpowiedzią na natarczywe pytania zubożałego elektoratu. Nie było to wyłącznie odgrywką, jak zapewniali ludzie odpowiedzialni za wizerunek prezydenta stolicy, na dosadne, prowokacyjne zaczepki. Oto z ust Kaczyńskiego Lecha padł skrócony program nowego prezydenta stolicy. Program polityka kreującego się na twardziela, szeryfa, który wypleni wszelkie „dziadostwo”. Wszystko, co dla wyborców wydaje się brzydkie. A zwłaszcza dla braci Kaczyńskich.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Rolnictwo

Truskawkowe zagłębie

Firma Trusplant zbliża polskie rolnictwo do Europy – sadzonki wysyła do Hiszpanii, Maroka, Danii, Turcji, Włoch, Niemiec, na Litwę i Białoruś Wychował się na pięciohektarowym gospodarstwie rodziców. Dziś pracuje na 2,2 tys. ha i nie wyklucza, że jeśli będzie miał pomysł, powiększy gospodarstwo. Gospodarstwo, według Tadeusza Łątki, to fabryka pod gołym niebem. W nim musi wszystko grać. Choć w nowoczesne maszyny zainwestował miliony złotych, na co dzień jeździ używanym golfem żony. Tadeusz Łątka wraz z żoną Iwoną prowadzi Gospodarstwo Ogrodniczo-Szkółkarskie Trusplant w Buszkowie pod Bydgoszczą. Na razie nie ruszył kredytu młodego rolnika. Być może, będzie musiał to zrobić w tym roku. Dziś zatrudnia 25 osób. Rok wcześniej – 35, ale przy zmniejszonej dochodowości musiał zwalniać ludzi. W nowoczesną chłodnię na 15 mln sadzonek truskawek zainwestował 2 mln zł, a od dwóch lat nie skończył budowy nowego domu. – Pieniądze przeznaczam na inwestycje, a nie na przejedzenie – wyjaśnia. Zastrzega, że nie inwestuje ponad miarę, bo to najprostsza droga do plajty, a on nie może sobie na to pozwolić: – Jestem właścicielem, wszystko gwarantuję własnym majątkiem. Wieś trzeba lubić Tadeusz Łątka powtarza, że produkcję rolniczą trzeba lubić. On lubił i lubi, dlatego doszedł do 200 ha „pod truskawkę” (w tym 140

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Zwierz Alpuhary

Wieczory z Patarafką Mało jest takich polskich turystów, którzy wspinając się ku wieżom, płacom i ogrodom Alhambry (wymawia się „Alambra”), nie zacytowaliby bodaj tylko „zwierza Alpuhary”. Ten niebywały, chyba najpiękniejszy na świecie mauretański zespół pałacowy musi taki odruch w każdym Polaku, który słyszał o „Konradzie Wallenrodzie”, wywołać. Jest to, niestety, grzmiące głupstwo. Grenada to jedno z najpiękniejszych miast Hiszpanii (nazwa pochodzi od owocu), ale zarazem też nazwa ostatniego królestwa Maurów i jednocześnie prowincji na południu, wchodzącego w skład południowej Andaluzji. Tej, o której Tytus Czyżewski pisał: „W Andaluzji róże zakwitły / Róże zakwitły na zamkach…” i tak dalej. Gdzie w Grenadzie Alpuhara? Gdzie te wieże? Ano są rzeczywiście, tyle że nie w mieście samym, i nawet nie w Alhambrze. Alpuhara to pasmo górskie położone na południe od miasta Grenada, część prowincji Grenada, ale nawet z miasta niewidoczne, bo je przesłania bardzo wysokie pasmo Gór Śnieżnych, czyli Sierra Nevada. Otóż w tej właśnie Alpuharze po upadku królestwa Grenady jeszcze toczyły się walki z muzułmanami, walki raczej partyzanckie. Do kiedy – rożne źródła różnie o tym mówią. Jedni twierdzą, że przez lat 40, inni, że dwa razy dłużej. Są i tacy, którzy dowodzą, że ten rejon do dzisiaj jest skrycie muzułmański. Czemu nie. Byli przez wieki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Rolnictwo

Druga szansa

Z każdym rokiem agencja wydaje coraz więcej pieniędzy zarówno na przygotowanie byłych pegeerowców do nowego zawodu, jak i znalezienie im pracy. Szukanie pracy jest tym trudniejsze, iż byli pracownicy PGR mieszkają w gminach o wysokim bezrobociu strukturalnym. Najpowszechniejszą formą aktywizacji zawodowej są szkolenia. Dają zainteresowanym wybór między szansą znalezienia pracy w już istniejących przedsiębiorstwach a możliwością podjęcia działalności gospodarczej na własny rachunek. W sumie na działalność szkoleniową w ubiegłym roku wydano ponad 100 tys. zł. Pozwoliło to przygotować ok. 190 specjalistów w dziewięciu zawodach. Średni koszt zdobycia nowego zawodu wynosi ok. 500 zł. Są zawody „tańsze”, jak sprzedawca-magazynier czy kucharz, których szkolenie kosztuje 400 zł, i drogie – jak szlifierz bursztynu, gdzie przeszkolenie jednej osoby kosztuje 2,5 tys. zł. Sporo pieniędzy agencja wydaje na współfinansowanie miejsc pracy dla byłych pracowników PGR. W zeszłym roku bydgoski oddział AWRSP dopłacił do zatrudniania byłych pegeerowców prawie 500 tys. zł. Dzięki temu, iż agencja dopłacała pracodawcom 380 zł (czyli wysokość połowy najniższego wynagrodzenia ustawowego) do każdego zatrudnionego przez nich pegeerowca, udało się znaleźć pracę 190 bezrobotnym. Zarząd bydgoskiego oddziału Agencji Własności

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Między bankiem a komornikiem

Samochody warte około 600 tys. zł zostały sprzedane na licytacji za 30 tys. zł Kazimierz Orzeszak stracił nie tylko firmę. Twierdzi, że sponiewierano jego godność. Uważa, że jest ofiarą instytucji prawnych i sprzecznych wyroków zapadających kolejno w minionych latach przed zielonogórskim sądem rejonowym i okręgowym. Od kilku lat walczy bezskutecznie z lokalnymi instytucjami prawnymi. Od kilku lat przekonują go, że trzy TIR-y stanowiące zabezpieczenie zaciągniętego przez niego kredytu warte były zaledwie 30 tys. zł. Z tej kwoty tylko 7 tys. komornik przekazał na poczet długu. – 7 tys. to wartość pięciu opon – denerwuje się kredytobiorca. Ma na tę okoliczność stosowne dokumenty. Ale prokurator, sądy i komornicy wciąż zapewniają, że wszelkie procedury odbyły się zgodnie z prawem. Fatalny kredyt Na fali ustrojowych przemian Kazimierz Orzeszak, podobnie jak wielu innych przedsiębiorczych rodaków, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i założył firmę transportową. Zainwestował cały posiadany kapitał, środki zgromadzone w czasie kilkuletniej ciężkiej pracy za granicą. Dziś przyznaje, że powtórnie nie zdecydowałby się na podobnie odważny krok. W lutym 1991 r. zaciągnął w Banku Handlowym krótkoterminowy kredyt obrotowy. Termin spłaty upływał po trzech miesiącach. Zabezpieczeniem pożyczki były trzy zestawy transportowe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Rolnictwo

Ekonomii nie da się okłamać

Praktyka wykazała, że dzierżawa to najłatwiejszy dla rolników sposób użytkowania nieruchomości rolnej skarbu państwa Rozmowa z mgr inż. Grzegorzem Smytrym, wicedyrektorem Oddziału Terenowego AWRSP w Bydgoszczy – Pamięta pan, od czego zaczynaliście w 1992 r., kiedy przekazano wam upadające PGR? – Sprywatyzowanie zarządzania – to było nasze pierwsze zadanie. Mieliśmy o tyle szczęście, że przejęte przez nas popegeerowskie długi mniej więcej pokrywały się z przejętym majątkiem. Ten majątek był różnej jakości, ale przynajmniej obciążenie długami nie przekraczało jego wartości. Uznaliśmy, że trzeba zdecydowanie powstrzymać dalsze narastanie długów. Byliśmy w miarę dobrym rolniczo województwem, mieliśmy przedsiębiorstwa, które inwestowały i rozwijały się, dopóki nie wpadły w pułapkę kredytową. – Powstrzymanie dalszego zadłużania to pierwszy krok. Kolejne posunięcie? – Bardzo szybko oddzieliliśmy część socjalną od części produkcyjnej. Nie dało się bowiem kontynuować błędnego koła – tu bezpłatne mieszkania, tu bezpłatne mleko, a tu udajemy, że płacimy i udajemy, że pracujemy. Trzeba było ten stan przerwać. Oczywiście, musiało się to w jakiś sposób odbić na sytuacji ludzi. Jednak utrzymało się sporo miejsc pracy, bo udało nam się trafić na dobrych gospodarzy, dzierżawców, nabywców popegeerowskiego majątku. – Gdzie ich szukaliście? –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.