29/2003

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony

Znowu dzień nienawiści w Sejmie

Zapiski polityczne Atmosfera obrad w sali sejmowej staje się coraz obrzydliwsza. Padają obelgi, kłamliwe stwierdzenia, fałszywe oskarżenia. Może rzeczywiście nadchodzi pora rozwiązania parlamentu i zarządzenia nowych wyborów? Tylko jaka jest gwarancja, że nowa izba poselska uwolni się tą drogą od jawnych psycholi, od profesjonalnych kłamców, od fałszywych proroków – od tych nawiedzonych obrońców prawa i moralności występujących buńczucznie w imię dobra kraju, a we własnym życiu oskarżonych o pospolite kryminalne nadużycia publicznego grosza, choć to przecież ponoć profesjonalni adwokaci, czy raczej jeden adwokat. Obrady są coraz częściej ponurym widowiskiem aktorów mających w „głębokim poważaniu” dobro państwa, a walczących zacięcie i brutalnie o własną popularność i jakże często o brudne interesy swoich partii. Taki obrzydliwy dzień miałem właśnie wczoraj, gdy przyszło mi być tzw. sprawozdawcą prezydialnego projekty uchwały – a właściwie oświadczenia Sejmu w formie uchwały w 60. rocznicę bestialskich mordów, których wpierw na Wołyniu, a potem na moim rodzinnym Podolu dopuściła się ludność ukraińska tych ziem na swoich odwiecznych sąsiadach, a bywało, że i na bliskich krewnych. Projekt ten został wynegocjowany przez grupę polskich posłów z parlamentarzystami ukraińskimi i oba najwyższe organy władzy miały prawie równocześnie przyjąć te teksty. Napisano to,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Cennik polski

TELEDELIRKA Przeczytałam notatkę w „Rzeczpospolitej” o pewnym zdarzeniu romsko-polskim i od razu wspomnienia rzuciły mi się na mózg. Przypomniały mi się dawne metody wychowawcze polegające na straszeniu. A to ówczesnym „Delikatessen”, sama słyszałam, jak matka mojej koleżanki, tłustej Bożeny, wołała, że jak będzie uciekała, to ją złapią i przerobią na parówki! A to wampirem, który był kryptonimem pedofila; tego słowa nikt nie używał, choć samo zjawisko było znane. Rodzice chcieli ustrzec latorośl przed molestowaniem, ale nie mieli odpowiedniego aparatu pojęciowego, chwytali się więc brzytwy strachu jako narzędzia. W zamierzchłych czasach PRL-u, na które przypadło moje dzieciństwo, miałam włosy blond, prawie białe, i niebieskie oczy. Dorośli ludzie nieznający pojęcia poprawności politycznej straszyli mnie Cyganami, którzy podobno przepadali za jasnowłosymi dziećmi. Myśl o tym, że porwą mnie podróżujący taborem wędrowcy, których życie polegało na tańcach i śpiewaniu, nie była mi wstrętna. W dodatku nie musiałabym chodzić do szkoły. Z drugiej strony, mówiło się wówczas o tym, że kupują pierzynę jedną na życie i nigdy nie zmieniają powłoczek, co mnie trochę zrażało. Takie wieści gminne krążyły w podwórkowych opowieściach, do czasu gdy do naszej szkoły podstawowej zaczął uczęszczać Cygan S. Pochodził z rodziny osiadłej, śpiewał „niekoniecznie”, tańczył średnio, jego matka nie wróżyła na ulicy, ojciec zaś,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Wstydliwy wątek

Kuchnia polska Myślę, że są momenty, kiedy trzeba mówić sobie prawdę, nawet nieco wyostrzoną i nieprzyjemną. Jednostki polskie oraz dowództwo kierowanej przez Polaków dywizji „stabilizacyjnej” dotarły już do Iraku, do kontrolowanej przez nas strefy. Przed wyjazdem nasi dowódcy zapewniali, że polscy żołnierze są dobrze przygotowani do swojej misji, potrafią się elegancko zachowywać wobec miejscowej ludności, nie wchodzić z psami do muzułmańskich domów, gdzie pies uważany jest za zwierzę nieczyste, a także nie rewidować kobiet, czego muzułmanie nie lubią i pracę tę w naszej strefie mają w razie potrzeby wykonywać kobiety żołnierki. Słowem, mamy być okupantami sympatyczniejszymi niż Amerykanie i Anglicy, co ponoć zapewni nam uznanie Irakijczyków. Należę do pokolenia, które pamięta, że kiedy „stabilizacyjne siły Trzeciej Rzeszy” (jak to określa teraz jeden z moich przyjaciół ) znajdowały się w Polsce, zwanej wówczas Generalną Gubernią, przy ich boku występowali także Węgrzy. Węgrzy uchodzili za nieporównanie przyzwoitszych od pozostałych sił stabilizacyjnych, nie słyszało się, aby kogoś szczególnie zabijali, nie bardzo chciało się im wojować, z Węgrami też można było wiele załatwić, nawet kupić od nich broń, co opisał Jerzy Stefan Stawiński, a pod koniec wojny przez przeprawy strzeżone przez Węgrów można było nawet przejść przez Wisłę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Miedzy Mielcem a Wiejską

Kilka dni z życia senatora Grzegorza Laty Regularnie co trzeci poniedziałek jadę do swojego drugiego biura w Nisku i mam tam dyżur od 15 do 17. Pierwsze biuro znajduje się na stadionie w Mielcu, gdzie wynajmuję odpłatnie dwa pomieszczenia – gabinet i salkę konferencyjną. Tym samym wspieram finansowo Sekcję Piłki Nożnej Stali, w której spędziłem przecież jako zawodnik wiele lat. W Mielcu każdego wolnego dnia przyjmuję od godziny 11 aż do ostatniego interesanta. Podobno ktoś stwierdził, że życie senatora upływa łatwo, a nawet śpiewająco. Ciekawe, kto to powiedział? Będąc w Nisku, regularnie spotykam się z tamtejszymi starostą oraz prezydentem. Jestem jedynym senatorem z tej ziemi i pomagam rozwiązać rozmaite problemy, choćby sprawę miejscowego szpitala. Szukamy pieniędzy i sponsorów. Szpital dysponuje stary aparatem rentgenowskim sprzed prawie 30 lat i liczy na moją pomoc, na to, że dzięki kontaktom pomogę zdobyć część funduszy z Ministerstwa Zdrowia i od marszałka województwa podkarpackiego. Znam problemy tej ziemi Czy senator musi zajmować się tym, by marszałek spotkał się z samorządowcami ze swojego terenu? Mnie samego nurtują podobne pytania. Może nie musi, ale wtedy kontakt nie jest ułatwiony ani przyspieszony. Znam problemy regionu oraz jego mieszkańców. To nie jest tak,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Na terenie polskiej ambasady w Moskwie znaleziono podsłuch. Tak poinformowały media. Skąd się dowiedziały? Może podsłuchały? Ten podsłuch to kawał betonu, może betonowej konstrukcji, którą na posesji, głęboko w ziemi wykopali robotnicy. Więc zaraz pojawili się w mediach eksperci, którzy orzekli, że Rosjanie tak właśnie czynią, że podsłuchują poprzez beton. No i pokazano też budynek ambasady USA w Moskwie, do którego Amerykanie się nie wprowadzili, bo był nafaszerowany mikrofonami. Powiało grozą. W MSZ co poniektórzy zaczęli się już zakładać, kiedy dziennikarze ogłoszą konieczność utworzenia specjalnej komisji, która by to wszystko zbadała, i czy zażądają przenosin ambasady w inne miejsce, do innych pomieszczeń, czy też zadowolą się jedynie planem zburzenia wszystkich budynków naszej placówki, tak żeby postawić na tym miejscu coś czystego, „odpluskwionego”. Niestety, dobrą zabawę popsuł wszystkim ambasador Stefan Meller, który stanął na wysokości zadania i przytomnie stwierdził, że najpewniej jest to pochodzący z lat 30. kawałek budowli metra, którego jedna linia przechodzi w granicach działki naszej ambasady. I że nie warto się pasjonować, tylko lepiej sprawdzić. Więc nici z podsłuchu? W tej sprawie ciekawa jest łatwość, z jaką sformułowano tezę o podsłuchu, i łatwość nagłośnienia całego wydarzenia. Bo nie wyglądało to na przypadkowy, partyzancki przeciek. Zresztą, gdy odkrywa się podsłuch, to w dyplomatycznej praktyce jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Bój o przebój

Prezenterzy muzyczni wymieniają Blue Cafe i Łzy, a publiczność Ich Troje, czyli kto wylansuje przebój lata Kiedy na początku lat 90. w Polsce zaczęły wyrastać wielkie koncerny fonograficzne, uznano, że otwiera się kolejny prężnie działający segment gospodarki rynkowej i że tak będzie zawsze. Tymczasem muzyczny raj trwał do 1997 r. Kilka miesięcy wcześniej saksofonista grupy De Mono i wokalista Andrzej Piasek Piaseczny sprzedali płytę „Sax and Sex” w rekordowym nakładzie 800 tys. egzemplarzy! Dzisiaj taki wynik pozostaje jedynie w sferze marzeń. Także dla wspomnianego Piaska, który po kilkunastu miesiącach milczenia wrócił w Opolu piosenką zwiastującą nową płytę. Płyty sprzedają się słabo, nowych przebojów jak na lekarstwo, podobnie jak twórców, których nie wiadomo dlaczego nikt nie chce promować, tłumacząc to ryzykiem biznesowym. Co więcej, wielu jeszcze do niedawna pierwszoplanowych wykonawców odchodzi w muzyczny niebyt. Dlaczego? – W fonografii jak w każdej innej dziedzinie zdarzają się lata chude i tłuste. Teraz mamy chude – tłumaczą szefowie wytwórni płytowych. Dodają też, że niektóre opinie są przesadzone, a najbardziej ta, że brakuje ładnych piosenek. Wobec tego która muzyczna propozycja ma szansę zostać królową tego lata? Magiczna recepta Od lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Setka

Całkiem nieźle ta odnowa się zaczęła. Jak tak dalej pójdzie, niedługo trzeba będzie Sejm odnowić, i ławy, i ściany, bo fetorek zazwyczaj włazi we wszystko. Swoją drogą to nieprawdopodobne, jaki ciąg ma Sojusz. Najpierw Komisja Śledcza w sprawie 17,5 mln dol. przy okazji ustawy o radiofonii, potem jakiś typek na Pomorzu, który za korzystanie z darmowego wiatru do napędzania elektrowni domaga się 3 mln zł do własnej kieszeni, potem Mariusz Łapiński, za chwilę Naumam, za nim Skierniewice współrządzone przez gangsterów, za moment poseł Jagiełło, który robi za informatora w grupie przestępczej, i jeszcze na deser senator na bani rozbija cztery samochody. I to wszystko w ciągu kilku miesięcy. I wcale nie uważam, że inni u władzy byliby lepsi. Sądzicie, że Begerowa, która spreparowała swoją listę wyborczą za pomocą 2 tys. wydumek, byłaby uczciwa w rządzie Leppera? Albo Hojarska, która wykiwała bank, byłaby uczciwsza i tropiła przekręty jako minister sprawiedliwości? Czy Bonda, który wiedział, kiedy i za kim zagłosować i od tej chwili elewatory pewnie znowu ma pełne? To nie jest pech tylko jednej partii, to po prostu niczym nieskrępowane do tej pory poczucie bezkarności naszych, za przeproszeniem, elit politycznych spowodowało, że stojący u władzy decydują się na kolejne przekręty, na mataczenie, na.jazdę po pijanemu, choć przed chwilą sami głosowali z tym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Od flamenco do filmu

Nie wierzę w Oscara. Ani zresztą w żadne nagrody – mówi Carlos Saura – Czy to prawda, że w młodości chciał pan zostać tancerzem flamenco? Zresztą ku rozpaczy swego ojca, porządnego adwokata. – Rzeczywiście miałem taki zamiar. Od dziecka byłem urzeczony tańcem. Wybrałem się nawet do znanej tancerki flamenco, Kiki, z prośbą, żeby wzięła mnie do grona swoich uczniów. Ona włączyła muzykę i kazała mi tańczyć. Starałem się, jak umiałem, ale chyba jej nie zadowoliłem, bo wyłączyła adapter i powiedziała, że byłoby lepiej, gdybym zajął się czymś innym. Wtedy kupiłem sobie aparat fotograficzny i postanowiłem zostać fotografem. – A jednak taniec pana uwiódł, wystarczy wymienić tytuły filmów, które nakręcił pan w latach 80. i później: „Flamenco”, „Tango”, „Carmen”, „Salome”. Czym jest dla pana taniec? – Taniec jest czymś najzupełniej fantastycznym. Ruch ciała w takt muzyki jest uosobieniem harmonii i piękna. Chyba nawet nie umiem tego wyrazić słowami. Taniec i muzyka to dwa dominujące składniki hiszpańskiej kultury. Kiedy nie udało mi się zostać tancerzem, zacząłem zarabiać robieniem zdjęć. Pomału zacząłem specjalizować się w fotografowaniu spektakli tanecznych. Jeździłem często do Andaluzji i Grenady, czyli tam, gdzie bije

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.