08/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Romantyczny cudzoziemiec

W każdym języku mówię z akcentem. Jestem obcy w każdym filmie Omar Sharif, prawdziwe nazwisko Michael Shalhoub, urodził się 10 kwietnia 1932 r. w Aleksandrii. Ojciec, zamożny Egipcjanin, właściciel dobrze prosperującego przedsiębiorstwa drzewnego, był muzułmaninem, zaś pochodząca z Libanu matka była chrześcijanką. Omar studiował matematykę i fizykę w Victory College w Kairze. Jako aktor zadebiutował w 1953 r. w filmie francusko-tunezyjskim. Po tym filmie z dnia na dzień stał się najpopularniejszym aktorem w Egipcie. Na planie poznał również swoją przyszłą żonę, Faten Hamamę, która już wówczas była gwiazdą egipskiego kina. Razem w latach 1954-1961 nakręcili 22 filmy. Światową karierę Sharif rozpoczął w 1962 r. rolą bogatego szejka w filmie Davida Leana „Lawrence z Arabii”, za którą otrzymał Oscara. Trzy lata później zagrał tytułową rolę w filmie „Doktor Żywago” Davida Leana. Inne znane filmy to: „Funny girl” (1968) i „Złoto McKenny” (1969). Omar Sharif zagrał łącznie w ponad 80 filmach. Jako wytrawny gracz reprezentował również Egipt w międzynarodowych zawodach brydżowych. – Zagrał pan w ponad 80 filmach, ale dla wielu Omar Sharif to przede wszystkim doktor Żywago – niezapomniana rola w filmie Davida

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Filozofia dla każdego

Wykłady prof. Leszka Kołakowskiego przyciągają przed telewizory milionową widownię Czy zło, które czynimy, ma za przyczynę ignorancję naszą? Co jest rzeczywiste? Na czym polega szczęście? Takie pytania nurtują każdego z nas i staramy się znaleźć na nie odpowiedź. Arno Anzenbacher pisze w swojej książce „Wprowadzenie do filozofii”, że wszyscy przez całe życie filozofujemy. „W gruncie rzeczy filozofia nie jest dla nas niczym nowym. Zaczyna się ona od pytań, które nam się nasuwają, gdy swojski, potoczny świat traci swoją oczywistość i staje się problemem”, przekonuje. A więc każdego dnia, gdy otoczenie zaczyna nas zadziwiać, zastanawiamy się nad sensem naszego istnienia. Stawiamy pytania: jak, dlaczego? Skoro codziennie zadajemy sobie takie pytania, filozofia jest blisko nas. Tylko czasem o tym nie wiemy. Z pomocą przyszedł prof. Leszek Kołakowski w emitowanym w TVP cyklu „O co pytają nas wielcy filozofowie”. Profesor wybiera filozofów Najtrudniejsze było namówienie na współpracę profesora, który nie przepada za kamerą. – Niechętnie pojawia się w telewizji. Ale przyjaźnimy się ponad 30 lat i właściwie zrobił to dla mnie, że zaczął występować. Zrealizowaliśmy „Mini-wykłady o maxi-sprawach” i tak to się zaczęło – mówi Jerzy Markuszewski, reżyser programu. – Cykl filozoficzny to zasługa pana profesora – dodaje Anna Brzywczy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Duży małego nie zrozumie

Osoby bardzo niskiego wzrostu założyły stowarzyszenie, które walczy, by je zauważono – Mamo, ja nigdy się nie ożenię – powiedział siedmiolatek i jego rodzice zorientowali się, że on już wie. Nie zdążyli mu pierwsi wytłumaczyć, dlaczego jest taki malutki i że już nie urośnie. Rodzicom trudno się zebrać do poważnej rozmowy, więc najczęściej podwórkowe wrzaski: „liliput”, „karzeł” uświadamiają dziecku, że jest inne. Maria Kacperska z Radomia, matka 10-letniego Jasia, który dziś ma 109 cm wzrostu i szansę na maksimum 130 cm, nauczyła go przebojowości w trudnych sytuacjach. – Niech pokaże język wścibskiej babie, która gapi się na niego w autobusie, a koleżance, która się śmieje z jego dużej głowy, odpowie, że jej za to brakuje trzech zębów – tłumaczy pani Maria. Jaś już kiedy miał cztery lata, zorientował się, że jest malutki, mniejszy od najmniejszego chodzącego malucha. Od tego czasu karmiony jest budującymi opowieściami o panu Wołodyjowskim, Stańczyku i Napoleonie. – On sam, choć ręce ma króciutkie, to na pewno silniejsze od kolegów. Poza tym jest mądry, bystry, a myśleć nikt mu nie zabrania – powtarza jego mama, która zabiera go nawet na dorosłe wizyty. Wszystko, żeby szybciej oswoił się z dużym światem. Inni rodzice tłumaczą – małym dziewczynkom mówi się,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Tiepier ja

Będąc w sklepie, usłyszałem zdanie komentujące ostatni sondaż popularności naszych partii. Jakiś dorosły mężczyzna powiedział drugiemu, również zmęczonemu życiem i polityką: – Nie chcą 3 x 15, to mają 3 x 13. Ale jeżeli aresztuje się barona, który przekręca własny kraj, a który został baronem po to, żeby w jego województwie nikt tego kraju nie przekręcał, to później nie ma co się dziwić, że Tomasz Lis może zostać prezydentem. Tydzień temu „Gazeta Olsztyńska” zorganizowała coś w rodzaju plebiscytu z pytaniem, kto powinien reprezentować województwo warmińsko-mazurskie w Parlamencie Europejskim. I kto wygrał ze wszystkimi politykami i posłami w regionie? Ja. Za co serdecznie wszystkim podziękowałem, mówiąc na koniec, że nie widzę siebie w takim parlamencie, w którym przede mną by siedział Jerzy Jaskiernia, za mną Roman Giertych, a obok Renata Beger, patrząc mi w oczy, bo bym nie wyrobił ze śmiechu. Ale ta zabawa „Gazety Olsztyńskiej” pokazuje, jak ludzie mają dosyć obecnych polityków i ich „troski” o kraj. Ale skoro postanowiłem mówić w tym felietonie o sobie, to dowiedziałem się, że ma wejść nowy przepis ograniczający korupcję, na mocy którego, jeżeli zarobię w Radiu Olsztyn (publicznym) w ciągu roku za codzienne felietony powyżej 6 tys. euro, to radio będzie musiało ogłosić na mnie przetarg. I jeżeli do tego przetargu staną również

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy wykręcą ten numer?

Zarząd Telekomunikacji Polskiej chce w tym roku zwolnić co najmniej 6 tys. osób Pracownicy TP SA wyszli na ulice, protestując przeciw zwolnieniom i coraz gorszemu funkcjonowaniu ich firmy. Pikietowali siedziby Telekomunikacji w Warszawie i Poznaniu, planowane są podobne akcje w kolejnych dużych miastach. – Stan zatrudnienia na koniec roku ma wynieść 30 tys. osób. 1 stycznia br. zatrudnialiśmy 36 tys. To nie żadna tajemnica, że zwolnimy 6 tys. osób – wyjaśnia Barbara Górska, rzeczniczka firmy. Oprócz tych redukcji prowadzona też będzie tzw. wymiana jakościowa personelu. Pracownicy słabsi mają być „dyscyplinowani” lub wymieniani na lepszych. Ta „wymiana jakościowa” zapowiada się szeroko, gdyż – jak twierdzi Elżbieta Pamuła, szefowa sekcji krajowej pracowników Telekomunikacji NSZZ „Solidarność” – w wyniku zastraszania, pogróżek i zmuszania do „dobrowolnego” odchodzenia coraz więcej pracowników TP SA leczy się psychiatrycznie i cierpi na stany przedzawałowe. Nic więc dziwnego, że tacy ludzie będą się kwalifikować do wymiany. Zasoby w stresie 12 lutego wygasł pakiet socjalny, który związkowcy wynegocjowali 40 miesięcy temu z nowymi właścicielami TP SA – France Télécom i holdingiem Jana Kulczyka. Pakiet przewidywał, że odejścia z pracy miały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Obiad generałów

Byłe i obecne szefostwo CBŚ chce zatuszować sprawę defraudacji funduszu operacyjnego Początek lutego, niewielka miejscowość pod Łodzią. W zakonspirowanym mieszkaniu należącym do Centralnego Biura Śledczego zebrało się kilkunastu mężczyzn. Wszyscy znali się znakomicie, więc spotkanie z miejsca przybrało charakter koleżeńskiej pogaduchy. Do czasu, gdy w lokalu pojawił się niewysoki blondyn. Od tej chwili to na nim skupiła się uwaga wszystkich zebranych. Czołobitne deklaracje przerwał sam komplementowany – dając sygnał, by mężczyźni zasiedli do przygotowanego stołu konferencyjnego. Na blacie wylądowały stosy dokumentów – niemal wszystkie opatrzone klauzulami „tajne” bądź „ściśle tajne”. Lecz zaraz po odprawie miejsce dokumentów zajęły butelki wódki i zakąski. Zaś tory dyskusji znów skierowały się w stronę Bardzo Ważnego Gościa… Tak mógłby się zaczynać film sensacyjny, z fabułą osadzoną w realiach współczesnej Polski. Wspomniane spotkanie miało jednak miejsce w rzeczywistości. Wzięli w nim udział regionalni szefowie Centralnego Biura Śledczego oraz nadzorujący pracę CBŚ zastępca komendanta głównego policji, gen. Eugeniusz Szczerbak. Lecz wbrew pozorom to nie on cieszył się największym zainteresowaniem zebranych. Osobą, która zyskała miano Bardzo Ważnego Gościa, był gen. Adam Rapacki, zdymisjonowany przed trzema miesiącami zastępca szefa policji,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ile władzy traci Schröder?

Oficjalnie odszedł ze stanowiska szefa SPD, by skoncentrować się na kierowaniu niemieckim rządem Dowód lisiego sprytu czy pierwszy krok w stronę pełnej politycznej porażki? Niemiecki kanclerz Gerhard Schröder dał w ciągu ostatnich 10 dni swoim rodakom, a zwłaszcza politykom i mediom, temat do zaciekłych dyskusji. Kiedy w piątek, 6 lutego, ogłosił rezygnację z funkcji przewodniczącego Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, większość jego rodaków była tym całkowicie zaskoczona. „Naprawdę oddaje władzę nad partią, żeby lepiej zarządzać państwem”, dziwił się w programie telewizji ARD jeden z szeregowych członków SPD. Część komentatorów od razu też okrzyknęła ten krok Schrödera zagrywką taktyczną, mającą uratować polityczną skórę kanclerza przed potencjalnym atakiem własnych partyjnych szeregów. „Gerhard Schröder wymyślił dla SPD podzielenie się władzą, żeby non stop nie wypominano mu przy jego reformach (nazywanych Agendą 2010 – przyp. BG) zdrady lewicowych korzeni”, napisał tygodnik „Der Spiegel”. Zwolennicy chadeckiej prawicy nawet nie zastanawiają się, czy za tą decyzją Schrödera leży jakiś głębszy zamysł taktyczny, choć przecież właśnie za zdolności do politycznego lawirowania chwalą niemieckiego kanclerza od lat i jego admiratorzy, i jego rywale. Prasa wydawana w koncernie Alexa Springera (m.in. „Bild”

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Psycholog z nieograniczoną nieodpowiedzialnością

W Polsce każdy może się nazwać psychologiem, prowadzić gabinet terapeutyczny Bogdan Białek, redaktor naczelny miesięcznika „Charaktery”, psycholog i dziennikarz – Wiele osób boi się iść do psychologa w obawie, żeby nie zaczął manipulować ich życiem. – Żeby móc skorzystać z pomocy psychologa, trzeba spełnić dwa warunki: po pierwsze, trzeba mieć świadomość, że tej pomocy się potrzebuje, po drugie, trzeba być otwartym na jej przyjęcie. Jeśli obawiam się, że psycholog będzie mną manipulował, to pewnie nie jestem gotowy na przyjęcie jego pomocy, bo być może mam kłopot ze sprawowaniem kontroli nad własnym życiem… Potoczne wyobrażenie o psychologach manipulatorach ma wiele źródeł, jednym z nich jest zapewne lęk przed wiedzą o innych ludziach, jaką rzekomo psychologowie posiadają, strach przed mocą, jaka z tej wiedzy może wynikać. Ale muszę potwierdzić, że psychologia ma też na sumieniu grzech pychy, gdy dla szczytnych co prawda celów dopuszczano się etycznie wątpliwej manipulacji, np. w eksperymencie Zimbardo, gdy zamknięto studentów, przydzielając im role więźniów i strażników. Dzisiaj taki eksperyment nie byłby możliwy na szanującym się uniwersytecie. – Ale również się zdarza… – Dlatego potrzebna jest nam ustawa o zawodzie psychologa. Zdarza się, że jako psychologowie pracują ludzie, którzy nie ukończyli studiów psychologicznych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ciemna strona Samoobrony

Partia Leppera chce przechwycić lewicowy elektorat, głównie SLD To, że SLD coraz częściej odwraca się plecami do lewicowych wyborców, stara się wykorzystać Samoobrona. Jej politycy podkreślają, że są obecnie jedyną partią o lewicowym programie. Czy uda im się przechwycić resztki SLD-owskiego elektoratu? Samoobrona po raz pierwszy wyraźnie przeskoczyła w sondażach rządzącą koalicję SLD-UP. Poparcie dla ugrupowania Leppera deklaruje 23% Polaków. Ale Samoobrona zdobywa punkty nie tyle ze względu na jakieś szczególne posunięcia, ile bardziej z powodu rosnącego rozczarowania do SLD. Żelazny elektorat Sojuszu, niegdyś oceniany na ok. 20%, stopniał do 13%. Nie oznacza to jednak, że zmalał również lewicowy elektorat. Po prostu nie znajdując wsparcia w Sojuszu, niejako tracąc „swoją” partię, podzielił się na tych, którzy stracili zaufanie do jakiegokolwiek ugrupowania, oraz na tych, którzy przerzucili swe głosy na PO lub właśnie na Samoobronę, której przywódca przy każdej okazji podkreśla, że jest zwolennikiem państwa opiekuńczego, jawi się więc jako mąż opatrznościowy najuboższych. – Elektorat nie dzieli się tylko ze względu na preferencje polityczne. Wielu polityków nie zdaje sobie jednak z tego sprawy. A wyborców, według najnowszych koncepcji, można podzielić na trzy części: elektorat żelazny, potencjalny oraz zagospodarowany przez inne ugrupowania. Cała zabawa w strategii marketingu politycznego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Co zostało z ideałów Okrągłego Stołu?

Gen. Wojciech Jaruzelski, b. prezydent RP Przy Okrągłym Stole padło wiele wzniosłych słów wyrażających szlachetne ideały, najlepsze intencje. Cześć z nich była na wyrost, życie poddało je surowej próbie. Nie wszystkie zdały egzamin. Generalnie jednak było to historyczne zwycięstwo. Utorowało drogę do przemian w całym regionie, do przemian, dla których polska droga stała się impulsem i zwrotem. Najważniejszym doświadczeniem, nauką, można to nawet nazwać ideą, jest zdolność do osiągania kompromisu. Na tle naszych historycznych doświadczeń, w których było tak wiele różnych konfliktowych sytuacji, a nawet zbrojnych konfrontacji, to doświadczenie Okrągłego Stołu miało i ma wartość bezcenną. I chociaż jego znaczenie bywa podważane, to uważam, że idea kompromisu sama w sobie zapadła głęboko. Różne, nawet czasami gorszące polityczne bijatyki przez większość społeczeństwa nie są przyjmowane dobrze. To chyba też nauka na przyszłość. Lech Wałęsa, b. prezydent RP Dla mnie Okrągły Stół jest kiepskim porozumieniem, kompromisem na niskim poziomie, ale stanowi ogniwo w łańcuchu. Bez niego nie byłoby reszty łańcucha przemian. Zajmowałem się wtedy strategią i nie mogłem się poddawać emocjom. Musiałem planować na przyszłość. Okrągły Stół nic by nie dał, gdyby nie nastąpił kolejny ruch – zdetronizowanie Jaruzelskiego. Chcieli nas wpisać w reformę, czułem klęskę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.