11/2005

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Pochwała lenistwa

Obserwowałam wielu ludzi, którzy udawali pracę i daleko zaszli. Wśród nich byli też moi szefowie Corinne Maier, ekonomistka i pisarka, autorka książki „Witaj, lenistwo” – Na początek wyjaśnijmy: czy ma pani coś przeciwko pracowitości? – Nie, oczywiście, że nie mam nic przeciw pracowitości. W książce wyśmiewam bufonów i ludzi, którzy tylko udają, że pracują. Ale w wielkiej firmie są i pracowici, i lenie. Problem w tym, że jednym i drugim się wydaje, że wszystko w funkcjonowaniu firmy jest racjonalnie uzasadnione. Tymczasem to absolutnie nieprawda i o tym właśnie piszę. – A jak zdefiniować tytułowe lenistwo? „Nic nie robić” czy „Coś zrobić, ale tak, żeby się nie narobić”? – Przede wszystkim chciałam przekazać ludziom, którzy się nudzą i mają wrażenie, że ich praca niczemu nie służy, żeby po prostu dali sobie spokój i więcej się nie przejmowali. Natomiast jeśli praca jest dla kogoś pasją, to nie namawiam do lenistwa. Lenistwo może być po prostu jedną z form obrony indywidualności. Napisałam tę książkę trochę dla zabawy, trochę aby wskazać te aspekty systemu wielkich przedsiębiorstw, które wydają mi się absurdalne. Nie chodzi tylko o firmy państwowe, bo wielkie korporacje prywatne funkcjonują podobnie. – Wydaje się pani, że pracownicy wielkich firm nie wiedzą o swoim miejscu pracy tego, co napisała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Nie tylko reportażysta

Należał do feralnego „rocznika ’30”, naznaczonego szczególnym piętnem przez historię. O Januszu Roszce w dziesiątą rocznicę śmierci Janusz Roszko był barwną indywidualnością, namiętnym i zadziornym reportażystą (sześć wygranych procesów), autorem porywających książek historycznych, edytorem, który wzbogacił naszą literaturę o kilka odkrytych przez siebie książek, wreszcie jako jeden z nielicznych miał talent teoretycznego formułowania zasad i praw żurnalistyki. Należał do owego feralnego „rocznika ’30”, który naznaczony szczególnym piętnem przez historię, do końca nie mógł się wyzwolić ze związków z nią. Dwa fakty mocno wpłynęły na jego młodość, a także na sposób myślenia i stosunek do historii – udział i śmierć ojca w wojnie 1939 r. oraz wojna domowa z lat 1945-1955. Wystarczy wziąć do ręki tomy prozy jego rówieśników – Władysława Terleckiego, Ryszarda Kapuścińskiego, Bogdana Wojdowskiego, Jerzego Krzysztonia, Andrzeja Bursy czy Sławomira Mrożka – aby się przekonać, w jak różnorodny sposób w ich twórczości objawia się ów kompleks historii, jak namiętnie poszukiwali oni odpowiedzi na nurtujące ich od młodości pytania. Najaktywniejsze lata jego pracy dziennikarskiej przypadły w okresie limitowania prawdy. W 1968 r. przeżył najcięższą karę, jaka może spotkać człowieka pióra – skazanie na milczenie. Konflikt w redakcji „Dziennika

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Trupia zabawa

Trwałość mitu Antygony zasadza się na tym, że nie wiadomo do końca, kto miał rację – ona, która kierując się nakazami religii i tradycji, postanowiła pogrzebać swego brata Polinika, czy też Kreon, który zakazał tego pogrzebu, uznając Polinika za zdrajcę Teb. Drugi brat Antygony, uznany za obrońcę miasta Eteokles, został zgodnie z obyczajem pogrzebany lub też, według innej wersji, uroczyście spalony. Tak czy inaczej, sam fakt, że dookoła sprawy pogrzebu lub jego braku rozgrywa się jedna z najbardziej znanych tragedii ludzkości, opisywana przez literaturę od Sofoklesa po Anouilha, a więc przez z grubsza 2,5 tys. lat, pokazuje, że kwestia pochówku nie jest dla cywilizacji ludzkiej sprawą bagatelną. W micie Antygony, jak już wspomniałem, dopuszcza się dwie formy godnego obejścia się ze zwłokami ludzkimi – pogrzebanie w ziemi lub spalenie. W starożytności ludzkość wynalazła także trzeci sposób, jakim jest wyprawianie i wypychanie zwłok. Balsamowaniem i wypychaniem faraonów oraz ich rodzin zajmowali się już Egipcjanie, ostatnimi zaś przykładami wypychania zwłok były doczesne szczątki Lenina i Stalina, wystawiane na pokaz w Mauzoleum Kremlowskim. Tak więc Gunther von Hagens, niemiecki patolog – artysta, który w Sieniawie Żarskiej w województwie lubuskim zamierza otworzyć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy raporty seksuologów to lipa?

Film o Kinseyu pokazał, jak trudno jest zbadać życie intymne człowieka Jest ich w Polsce tylko 150. Mają swoje dwa towarzystwa naukowe – Polskie Towarzystwo Seksuologiczne i Towarzystwo Medycyny Seksualnej (choć drugie powstało w opozycji do pierwszego, to prezesem obu jest prof. Zbigniew Lew-Starowicz), a szykuje się i trzecie dla psychologów seksuologów. W ten sposób bronią się przed podróbkami, czyli osobami, które co najwyżej mogą się określać jako edukatorzy. Tylko kilku ma stopnie profesorów, choć kilkunastu posiada światowy dorobek. Oto polscy seksuolodzy, męskie towarzystwo, w którym kobietom jest ciężko. I ich raporty, potężna broń, którą poprzez media zaczynają rządzić naszym życiem nie tylko osobistym, lecz także zawodowym, bo na przykład twierdzą, że dobry menedżer musi mieć automatyczną erekcję. Do świetnie wykształconych należy dr Stanisław Dulko, autor jednego z pierwszych światowych badań na temat transseksualizmu. – Byłem uczniem, siedziałem na plaży i czytałem wywiad z ojcem polskiej seksuologii, prof. Kazimierzem Imielińskim – wspomina. – Mówił, że trzeba się uczyć 12 lat. To mi się spodobało. – Seksuologia jest dziś dziedziną interdyscyplinarną – dodaje prof. Zbigniew Izdebski, który znalazł się w tej branży, bo jako pedagog nie znał odpowiedzi na pytania uczniów dotykające

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Namalowały radość i lęk

W konkursie Krajowego Stowarzyszenia Pomocy Szkole triumfowały dzieci z prowincji Do Małego Dworku, placówki opiekuńczej w Łaszczyszynie (woj. wielkopolskie), dotarła wiadomość, że konkurs „W zgodzie z naturą” wygrał ich wychowanek, Dariusz Baranowski. Pokonał kilkuset rówieśników z całej Polski. – Następnego dnia na zajęcia plastyczne stawiły się wszystkie dzieci – opowiada Witold Adamczyk, który w Małym Dworku prowadzi terapię przez sztukę. – Taka jest w nich chęć odniesienia sukcesu, często pierwszego w życiu. Sam laureat, jak to określa, porządkuje swoje problemy z nauką, ale po gimnazjum wybiera się do szkoły gastronomicznej, nie plastycznej, bo jeszcze nie wierzy, że malarstwo jest jego przyszłością. – Poza tym wiem, że mogę liczyć tylko na siebie. Kucharz to dla mnie odpowiedni zawód – mówi już w czasie warszawskiej uroczystości wręczenia nagród. Inni nagrodzeni też wywodzą się z małych miejscowości, gdzie mieli szczęście spotkać świetnych pedagogów, którzy pozwolili im na swobodne wyrażenie lęków i marzeń. Konkurs, pod patronatem Ministerstwa Edukacji i Ministerstwa Kultury, zorganizowało Krajowe Stowarzyszenie Pomocy Szkole, które od lat pomaga oświacie. Plenery, konkursy, sesje naukowe, klub szkół wyróżniających się – to tylko niektóre jego inicjatywy. – Przekazaliśmy też szkołom 300 tys. książek, co w dobie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Syria przyparta do muru

Czy Stany Zjednoczone doprowadzą do obalenia reżimu w Damaszku? Prezydent Syrii, Baszar Asad, został przyparty do muru. Bez sojuszników, odizolowany na arenie międzynarodowej, będzie musiał wycofać swe wojska z Libanu. Komentatorzy zastanawiają się, czy reżim w Damaszku przetrwa to upokorzenie. Czy Asad, dziedzic wielkiego ojca, utrzyma swą pozycję wobec potężnej starej gwardii? Asad obawia się interwencji wojskowej Stanów Zjednoczonych. Wie, że może go spotkać los dyktatora z Bagdadu. W wywiadzie dla amerykańskiego magazynu „Time” poprosił dziennikarza: „Proszę przekazać moje przesłanie. Nie jestem Saddamem Husajnem. Chcę współpracować”. Ale takimi deklaracjami nie ułagodzi Waszyngtonu. Ostatnie kłopoty Damaszku zaczęły się 14 lutego, kiedy w Bejrucie zginął w zamachu były premier Libanu, Rafik al-Hariri, jeden z nielicznych antysyryjskich polityków w tym małym lewantyńskim kraju. Nie wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność za zbrodnię. Damaszek nie odniósł żadnych korzyści ze śmierci popularnego lidera, wręcz przeciwnie. Wielu Libańczyków doszło jednak do wniosku, że to syryjskie służby specjalne wysłały bombiarzy. Poszczególne grupy etniczne i religijne mocno zróżnicowanego społeczeństwa libańskiego – chrześcijanie, muzułmanie-sunnici, druzowie – zjednoczyły się przeciwko hegemonii syryjskiego Wielkiego Brata. W Bejrucie wybuchła cedrowa rewolucja. Tysiące manifestantów zebranych na stołecznym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Liderzy bez elektoratu

Czy lewica w polskim wydaniu dożywa swoich dni? Czy potwierdzą się czarne scenariusze i po wyborach nie będzie już w parlamencie partii lewicowych? A może któraś się prześlizgnie z poparciem ledwo przekraczającym próg wyborczy? Tak oczywiście może być. To cena wielu kardynalnych błędów popełnionych przez SLD. Czy jednak tak musi być? Czy ludzie, którzy odwrócili się od lewicy, skazani są na głęboką pozaparlamentarną opozycję? Czy można choć częściowo odzyskać ich zaufanie? W życiu tych 40% głosujących w 2001 r. na SLD niewiele się zmieniło na lepsze. Nie wzbogacili się, żyją biednie, a złotówkę oglądają przed wydaniem parę razy. W większości nie zmienili też poglądów, trzymają się swojego świata wartości. To świat polityki zmienił stosunek do nich. Potraktowani instrumentalnie i zdradzeni po wyborach odwrócili się do partii plecami. Są głęboko rozczarowani, nieufni i bezradni wobec zagrożeń, jakie może im przynieść zwycięstwo prawicy. Bezradność to nie tylko stan ducha lewicowych wyborców. Bezradni intelektualnie wobec tak wielkiego nagromadzenia problemów są również liderzy partii lewicowych. Zepchnięci do głębokiej defensywy nie potrafią się wyrwać spod ostrzału prawicowych konkurentów, mediów i własnego zaplecza. Spóźnione reakcje pogłębiają tylko dezorientację ludzi, dla których zupełnie nieczytelne są relacje między liderami partii, frakcji i grup interesów. Niezwykle skomplikowane, obciążone

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Świat oczami niewidomych

Tam nie jest ani ciemno, ani jasno. Jest pusto – próbują mi wytłumaczyć to, co mają pod powiekami Zegary w Laskach nie tykają. Mówią godziny. Dzieci wstają o 6.30. Tu nie szuka się rzeczy po omacku. Przedmioty mają stałe miejsce. Śniadanie odgaduje się palcem. Chleb jest miękki, ser ciągnie się pod ręką, wędlina krucha… Niewidomi od urodzenia późno się orientują, że nie widzą. Najczęściej wtedy, gdy zaczyna się mówić o czarnym druku, czymś, czego nie da się dotknąć. Właściwie widzenia nie zrozumieją nigdy. – Jakby dotykać oczami w każdą stronę jednocześnie… – próbują. Dawid uczy się w Laskach na masażystę. Słyszał, że jest przystojny. Niebieskie oczy ma od niedawna. Wcześniej były brązowe, ale wymieniono je w Łodzi. Tata dobrał odcień. – Ciemniejszy. Ponoć w jasnym błękicie wyglądałbym dziwacznie – żartuje. Miał rok, gdy z powodu nowotworu trzeba było usunąć oczy. Za mały, by zapamiętać widzenie. Jaki obraz ma pod powieką? – Tam nie jest ani ciemno, ani jasno. Jest pusto – nie umie wytłumaczyć. Kiedyś słyszał o ćwiczeniu w psychologii, które opisuje niewidzenie. Trzeba zamknąć jedno oko, drugie mieć otwarte. Zamknięte oko jeszcze przykryć ręką. Podobno to coś takiego…

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Niekorzystne kominy

Ile powinni zarabiać prezesi dobrze prosperujących spółek skarbu państwa? Sześć razy średnia krajowa. Tyle – zgodnie z ustawą kominową przyjętą w 2000 r. – ma prawo zarobić menedżer, który włada przedsiębiorstwem skarbu państwa lub spółki, w których skarb państwa albo samorząd terytorialny jest właścicielem połowy majątku lub w swej kasie posiada 50% akcji spółki. Relikt przeszłości Niedawno telewizja publiczna w głównym wydaniu „Wiadomości” z zadowoleniem powiadomiła opinię publiczną, iż Rada Nadzorcza KGHM odrzuciła propozycje zmian w systemie wynagradzania swojej kadry menedżerskiej. Dlaczego rada tak postanowiła – nie poinformowano. Można sądzić, że stało się tak pod naciskiem „Solidarności”, która słała listy protestacyjne do ministra skarbu. A jej przewodniczący i zarazem członek Rady Nadzorczej KGHM, Józef Czyczerski, w swoich wypowiedziach publicznych nie krył oburzenia, że gdyby nowy system wszedł w życie, członkowie zarządu mieliby pensje zasadnicze o ok. 100% wyższe niż teraz. I pytał: jak to się ma do podwyżek proponowanych górnikom? Troska o pracownika nie ma tu nic do rzeczy. Raczej gra w populizm. Prasa dość zgodnym chórem zaatakowała prezesa, że chciałby zarobić więcej, niż pozwala ustawa, i znacznie więcej niż jego załoga. Ile socjalizmu w kapitalizmie? O tym, że ustawa jest absurdem, mówiono

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Księgowy to brzmi dumnie

W tym zawodzie trzeba opanować umiejętność przetrwania w buszu zmieniających się przepisów Panie prezesie, tego się nie da zrobić – mówią księgowi. Albo: – Panie prezesie, trzeba to przeprowadzić inaczej. I prezesi grzecznie słuchają, bo wiedzą, że bez dobrych księgowych nie mogą marzyć o odniesieniu sukcesu w biznesie. Dziś bowiem księgowi już nie są mało ważnymi rachmistrzami porównującymi lewą i prawą stronę bilansu. To dyrektorzy finansowi, członkowie zarządów uczestniczący w tworzeniu strategii firmy i decydujący o jej losie. Ich rola rośnie w miarę wzrostu znaczenia realnego pieniądza w gospodarce. Ten zawód daje wysokie zarobki i pewność zatrudnienia, więc budzi rosnące zainteresowanie. – Nie będę przekonywać, że zawód księgowego to sport ekstremalny czy dziedzina sztuki, ale może dawać satysfakcję. Wyniki pracy są mierzalne, jeśli kontrola skarbowa wykaże, że wszystko w porządku, a sprawozdania są czytelne i akceptowane, księgowy ma wówczas powody do zadowolenia. No i widzi, że bez niego zarząd niewiele wie o tym, co się dzieje w firmie – mówi księgowa i biegła rewidentka, Agnieszka Ostaszewicz (młoda mama pięcioletniego synka, oczekująca drugiego dziecka). Rola księgowych stawała się coraz ważniejsza wraz z wchodzeniem Polski do zjednoczonej Europy. Integracja z Unią i oczekiwania potencjalnych inwestorów wymagają, by polskie spółki były

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.