09/2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Książki

Książęta, piligamiści i nędarze

Rodzina Saudów powstała i budowała swoją siłę wyłącznie dzięki poligamii (…) W Arabii Saudyjskiej król i cała monarchia nie były aż tak oddalone od życia codziennego, jak miało to miejsce w przypadku innych krajów. Praca w szpitalu pozwoliła mi zauważyć, że nie było niczym niezwykłym to, że członkowie rodziny panującej angażowali się w opiekę nad chorymi bądź uczestniczyli w otwarciu nowego budynku. Czasem przebywali w szpitalu jako pacjenci, choć częściej wybierali renomowane placówki międzynarodowe, czasem pojawiali się z niezapowiedzianymi wizytami, których celu nie mogłam zrozumieć. PEWNEGO WIECZORU KOŃCZYŁAM OBCHÓD na OIOM-ie. Dochodziła północ. (…) Dyżurna pielęgniarka przypomniała mi, że któryś z wyżej postawionych członków rodziny królewskiej ma pojawić się na oddziale. Nie zrobiło to na mnie szczególnego wrażenia, ale zauważyłam, że wszyscy się starają, by łóżko ich pacjenta wyglądało jeszcze schludniej niż zwykle. (…) Nagle automatyczne stalowe drzwi OIOM-u się otworzyły i na oddział wkroczyła drobna postać osłonięta abają. Jakieś dziesięć kroków za nią szedł pracownik szpitalnej administracji. (…) Pielęgniarki przerwały na chwilę pracę i wstały, pragnąc okazać szacunek dostojnemu przybyszowi, by po chwili powrócić do swoich obowiązków. Mark, kierujący OIOM-em na nocnym dyżurze, podszedł do mnie dyskretnie, by wyjaśnić, kto do nas zawitał.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Powrót do przeszłości

Pamiętacie? Pamiętamy! To idźcie i zobaczcie. Jednym odświeża pamięć, a drugim otwiera oczy na przeszłość wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym, gdzie zgromadzono prace Konstantego Jarochowskiego, Jana Kosidowskiego, Wiesława Prażucha i Władysława Sławnego. Wszyscy czterej publikowali w tygodniku ilustrowanym „Świat” w latach 1951-1969, dokumentując polską rzeczywistość w okresie rządów Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki i celując obiektywem w najróżniejsze miejsca oraz wydarzenia. Na pewno byli indywidualistami, ale tworzyli zgraną grupę i kierowali się jasnymi zasadami, przede wszystkim uczciwością w rejestrowaniu faktów, tak aby zdjęcia były i świadectwem, i ponadczasowym dokumentem. Jak czytamy we wprowadzeniu do wystawy: „Zdjęcia fotoreporterów »Świata« miały być w ich własnym przekonaniu dynamiczne, opowiadać historie, chwytać paradoksy, zaskakiwać humorem. Dzisiaj dowodzą bystrego, inteligentnego, a nawet przewrotnego sposobu łowienia wydarzeń”. Cztery razy „Świat”, Muzeum Narodowe w Warszawie, do 12 maja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Krwawy wybór papieża

Damazy zdobył tron biskupa Rzymu przy pomocy cyrkowców, grabarzy i kapłanów uzbrojonych w siekiery Damazy był jednym z najwybitniejszych biskupów Rzymu starożytności. Położył fundamenty pod przyszłą potęgę papiestwa. Umocnił doktrynę rzymskiego prymatu w Kościele. To za jego pontyfikatu rozpowszechniło się określenie Stolica Apostolska (sedes apostolica). A jednak w 366 r. wybrany został podczas długich i krwawych zamieszek, dzięki przerażającej masakrze. Zwolennicy Damazego zabili co najmniej 137 przeciwników zgromadzonych w bazylice. „Rozwścieczonego tłumu przez długi czas nie można było uspokoić”, napisał pogański historyk Ammianus Marcellinus, współczesny tym dramatycznym wypadkom. Opowiedział też, jak to „Damazy i Ursynus, rozpaleni przekraczającą ludzką miarę żądzą zagarnięcia biskupiego tronu, każdy otoczony grupą popleczników, toczyli ze sobą ostrą walkę” (przeł. Ignacy Lewandowski). Bogaci pasterze owczarni W imperium rządzili już wtedy chrześcijańscy cesarze. Próba przywrócenia dawnej religii, którą podjął Julian, zwany przez wyznawców chrystianizmu Apostatą, nie powiodła się. Julian panował zbyt krótko (361-363 r.), zginął podczas wyprawy przeciwko Persom. W samym Rzymie senatorowie pozostali przeważnie wierni tradycyjnym kultom, czcili Jowisza, Herkulesa, Mitrę, Słońce Niezwyciężone i wiele innych bóstw. W zachodniej części państwa rzymskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Saperzy nad Odrą

Stawiali polskie słupy graniczne, ale dziś władza o nich nie pamięta Wieczorem 27 lutego [1945 r.] chor. Kobek zarządza zbiórkę. Krótka odprawa w ziemiance 2. kompanii. Występuje zastępca dowódcy batalionu kpt. Sawicki. Mówi: „Nasz 6. Warszawski Samodzielny Zmotoryzowany Batalion Pontonowo-Mostowy był pięciokrotnie wyróżniony w rozkazach Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego, trzy razy wymieniono nas w rozkazach Dowództwa Naczelnego Armii Czerwonej. Dzisiaj dokonamy aktu historycznego – wbicia pierwszego słupa granicznego na Odrze. Pamiętajcie, tu, nad Odrą, Bolesław Chrobry wbijał słupy graniczne, tak jak wy to dziś uczynicie. Czynu tego dokona delegacja w składzie: ppor. Władysław Cieślak, chor. Stefan Kobek, plut. Henryk Kalinowski, plut. Zenobiusz Janicki i dwóch saperów”. To nasz batalion jest pierwszą polską jednostką walczącą na tej piastowskiej granicy i nam przypada zaszczyt postawienia słupów granicznych. Chor. Kobek poleca mi wyszukać odpowiedni pień i przygotować słup graniczny. W moim 2. plutonie 2. kompanii jest zawodowy cieśla – kpr. Adolf Wydrzyński. Szykujemy odpowiedni kloc. Kobek – jako zawodowy malarz – maluje biało-czerwone pasy. U góry napis Polska i dwa wskaźniki: Warszawa 474 km, Berlin

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Zawiść zamiast honoru

Ludzie prawicy nie dyskutują z przeciwnikami ideologicznymi, tylko starają się ich zniszczyć i zepchnąć ze sceny publicznej Ludzie polskiej prawicy przy każdej okazji mówią, że ich formacja ma solidne podstawy moralne. Prawica ponoć nieprzypadkowo kojarzy się z prawością i poszanowaniem tradycji, czyli z dbałością o dobre obyczaje. Ludzie prawicy to – a jakże – ludzie honoru. Honor widnieje często na prawicowych sztandarach, zwykle w towarzystwie Boga i ojczyzny. Niezbywalnym składnikiem honoru jest przestrzeganie zasad fair play. Człowiek honorowy nie ułatwia sobie życia, rezygnując z nich, jeśli uzna, że będzie to dla niego korzystne. W honorowym pojedynku należało pozwolić przeciwnikowi podnieść szablę wytrąconą mu z ręki. Człowiek honoru idzie prostą drogą. W kontaktach z innymi nie kłamie, nie manipuluje, nie stosuje demagogicznych chwytów, a kiedy ktoś mu udowodni, że się myli, ma odwagę przyznać się do błędu. Człowiek honoru w sporze z innymi nie używa argumentów ad personam lub niezwiązanych z przedmiotem sporu. Śledząc zachowania ludzi prawicy, łatwo zauważyć, że z tak rozumianym honorem nie mają one wiele wspólnego. Wysokie mniemanie o sobie nie jest więc uzasadnione. Prawica szła do władzy w 2005 r., gardząc moralnymi skrupułami. Jacek Kurski utorował drogę do prezydentury Lechowi Kaczyńskiemu, znajdując Tuskowi dziadka w Wehrmachcie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Bułgaria pod prąd(em)

Społeczeństwo zaprotestowało przeciw wszechwładzy mafii i powszechnej nędzy Korespondencja z Sofii Największe od 15 lat demonstracje wstrząsnęły całą Bułgarią. 17 lutego na ulice wyległy setki tysięcy ludzi w prawie 40 miastach najbiedniejszego kraju Unii Europejskiej. Parlament przyjął dymisję populistycznego prawicowego rządu Bojka Borisowa. Mimo to kryzys polityczny trwa. Nie rozwiążą go zapewne również przedterminowe wybory parlamentarne. Protesty mają charakter oddolny, są przygotowywane i koordynowane przez spontanicznie utworzone komitety obywatelskie. Nie widać na nich polityków ani gwiazd mediów czy estrady. Osoby, które próbują się przyłączyć z jakimiś partyjnymi czy ogólnopolitycznymi symbolami, są przeganiane, widać tylko bułgarskie flagi. Najlepszym źródłem informacji i platformą organizacyjną protestujących jest portal społecznościowy Facebook. Profile wszystkich partii i organizacji pozarządowych oraz alternatywnych ruchów społecznych typu Occupy Bulgaria czy Syprotiwa (Sprzeciw) pełne są apeli, wezwań, fotografii, podsumowań, amatorskich i bardziej profesjonalnych nagrań wideo i audio, które naruszają niedawną ciszę medialną. Ostatecznie jednak przełamały ją dopiero uliczne walki z policją. O jedną podwyżkę za dużo Wszystko zaczęło się w grudniu, gdy bułgarski regulator rynku energetycznego zdecydował o dopuszczeniu kolejnej fali podwyżek cen energii elektrycznej i zgodził się na doraźne przedłużenie okresu naliczania należności

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Marsze głodowe na Węgrzech

Rząd Viktora Orbána niszczy ostatni przyczółek państwa prawa Zrozpaczeni obywatele wyruszyli z 11 miejscowości w dziewięciu komitatach. Szli dziesiątki kilometrów, na śniegu i mrozie. Ich hasłem było: „Pracy i chleba!”. Mijali zamknięte na głucho wiejskie sklepy i nieczynne od dawna restauracje z tabliczkami: Elado (Na sprzedaż). Był to gwiaździsty marsz głodowy na Budapeszt, zorganizowany przez związek zawodowy Szolidaritás. Lokalni funkcjonariusze rządzącej na Węgrzech prawicowo-populistycznej partii Fidesz witali wędrowców złośliwymi transparentami: „Zamiast warcholić, bierzcie się do roboty”. W Miszkolcu, przygotowawszy chleb i boczek, zachęcali: „Jeśli jesteście głodni, jedzcie!”. Protestujący jednak poszli dalej. Bezrobotny metalowiec Imre Miklós Tóth z Diósgyőr, jeden z inicjatorów marszu, zachęcał do walki o sprawiedliwość. „Mamy tego dość. System Orbana ograbia nas, najuboższych, kiedy tylko może”. Zgadza się z nim 43-letnia Leonóra Szilágyi z Bátonyterenye: „Jestem bezrobotna i musiałam znów zamieszkać u rodziców. Mam trzy dyplomy uniwersyteckie i żadnych szans na normalną pracę”. Na współczucie dygnitarzy w Budapeszcie tacy ludzie nie mogą liczyć. Jak poinformowała gazeta „Pester Lloyd”, sekretarz stanu János Lázár stwierdził: „Ci, którzy nie mają nic, nie zasługują na więcej”. Do stolicy, by demonstrować przed parlamentem, dotarło ok. 1,5 tys. osób. Organizatorzy byli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czy z polityka wyrośnie mąż stanu?

Barack Obama w drugiej kadencji Spośród 43 prezydentów amerykańskich tylko 17 wyszło zwycięsko z walki o drugą kadencję. W tym trzech prezydentów powtórnej kadencji nie ukończyło. Abraham Lincoln i William McKinley zostali zamordowani, a Richard Nixon ustąpił ze stanowiska w wyniku afery Watergate. Barack Obama jest więc 17. szczęśliwcem, który po raz drugi pełni prezydenckie obowiązki. Jaka będzie ta kadencja i jakim Obama będzie prezydentem? To pytanie zadają sobie nie tylko Amerykanie, lecz także obserwatorzy amerykańskiej sceny politycznej na świecie, ponieważ nikomu nie jest obojętne, jaką politykę w wymiarze globalnym prowadzić będzie stary nowy prezydent w drugiej kadencji 2013-1017. Życzymy mu jak najlepiej, ale wiem, że wśród historyków amerykańskiej prezydentury funkcjonuje pojęcie „przekleństwa drugiej kadencji”. Wielu prezydentów bowiem w drugiej kadencji uwikłało się w różne afery, np. Ronald Reagan w aferę Iran-Contras, Richard Nixon w Watergate, a Bill Clinton w tzw. aferę rozporkową, w wyniku której o mało nie został pozbawiony prezydentury (impeachment). Czas na odwagę Osoby z najbliższego otoczenia Obamy w Białym Domu spostrzegły, że po drugich zwycięskich wyborach zauważalnie się zmienił. Stał się bardziej asertywny, zdecydowany i polemiczny. W pierwszej kadencji był zrelaksowany, unikał ostrych sporów z oponentami politycznymi i demonstrował gotowość do kompromisu. Po ponownym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ciche ofiary wojny

W Iraku spustoszonym przez inwazję amerykańską tysiące sierot żyje na ulicach 20 marca minie 10. rocznica amerykańskiej inwazji na Irak. Armia Stanów Zjednoczonych wycofała się w grudniu 2011 r. (z wyjątkiem sił chroniących ambasadę, która zajmuje powierzchnię większą niż Watykan). Ale wojna się nie skończyła. W styczniu br. w zamachach bombowych zginęło 178 osób, a kilkaset odniosło rany. Mijający miesiąc nie zapowiada się lepiej. Tylko 17 lutego w Bagdadzie w dzielnicach zamieszkanych przeważnie przez szyitów eksplodowało osiem samochodów pułapek, zabijając 28 ludzi. W mieście Tal Afar w wyniku wybuchu bomby zdetonowanej przez zamachowca samobójcę zginęli szef irackiego wywiadu, gen. Awni Ali, i dwóch członków jego ochrony. Sunnici czują się dyskryminowani. Od grudnia prowadzą kampanię protestów, domagają się odejścia rządu. Do ruchu przyłączyli się także umiarkowani sunnici, którzy wcześniej pomagali Amerykanom zwalczać terrorystów i partyzantów. „Jeśli rząd nie odejdzie, pomaszerujemy do Bagdadu, będziemy demonstrować na ulicach, sparaliżujemy prace rządu, dopóki się nie rozpadnie”, zapowiada sunnicki przywódca, szejk Ahmad Abu Risza. Zapracowani kaci Szyicki premier Nuri al-Maliki nie ustąpi. Mocno trzyma ster władzy, aczkolwiek minimalnie przegrał wybory. Jeśli wybuchnie powszechna rebelia sunnitów, utopi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gdybym był bankierem

Banki działające w Polsce świetnie sobie radzą z kryzysem. Ani nasi obywatele, ani przedsiębiorstwa nic jednak z tego nie mają Produkcja w Polsce spada, ludzie ubożeją, gospodarka zwalnia – a funkcjonujące w naszym kraju banki zarabiają coraz więcej. Jak one to robią? Co za wiedza tajemna kryje się za tym, że choć do Polski zawitał kryzys, bankom stale się poprawia? W ubiegłym roku padł kolejny rekord zysków bankowych. W dodatku nie był to wzrost po okresie jakiegoś załamania, lecz wynik jeszcze lepszy niż w rewelacyjnym przecież dla sektora bankowego roku 2011. Wtedy banki zarobiły 15,7 mld zł, prawie o 40% więcej niż w 2010 r. W ubiegłym roku było skromniej – wynik sektora bankowego to 16,2 mld zł, o ponad 2,3% więcej niż w 2011 r. Niby niewiele, ale wcześniej wydawało się, że bardzo trudno będzie poprawić tak wyśrubowany rezultat, jaki osiągnięto w 2011 r. Sami bankowcy, jak podaje raport Komisji Nadzoru Finansowego, po I kwartale ubiegłego roku, gdy jeszcze wydawało się, że nasza gospodarka jest odporna na kryzys, oczekiwali – bardzo optymistycznie – wzrostu najwyżej jednoprocentowego. Był ponaddwukrotnie wyższy. Wielki skok z 2011 r. to przejaw bankowego powrotu do normalności

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.