Zawiść zamiast honoru

Zawiść zamiast honoru

Ludzie prawicy nie dyskutują z przeciwnikami ideologicznymi, tylko starają się ich zniszczyć i zepchnąć ze sceny publicznej Ludzie polskiej prawicy przy każdej okazji mówią, że ich formacja ma solidne podstawy moralne. Prawica ponoć nieprzypadkowo kojarzy się z prawością i poszanowaniem tradycji, czyli z dbałością o dobre obyczaje. Ludzie prawicy to – a jakże – ludzie honoru. Honor widnieje często na prawicowych sztandarach, zwykle w towarzystwie Boga i ojczyzny. Niezbywalnym składnikiem honoru jest przestrzeganie zasad fair play. Człowiek honorowy nie ułatwia sobie życia, rezygnując z nich, jeśli uzna, że będzie to dla niego korzystne. W honorowym pojedynku należało pozwolić przeciwnikowi podnieść szablę wytrąconą mu z ręki. Człowiek honoru idzie prostą drogą. W kontaktach z innymi nie kłamie, nie manipuluje, nie stosuje demagogicznych chwytów, a kiedy ktoś mu udowodni, że się myli, ma odwagę przyznać się do błędu. Człowiek honoru w sporze z innymi nie używa argumentów ad personam lub niezwiązanych z przedmiotem sporu. Śledząc zachowania ludzi prawicy, łatwo zauważyć, że z tak rozumianym honorem nie mają one wiele wspólnego. Wysokie mniemanie o sobie nie jest więc uzasadnione. Prawica szła do władzy w 2005 r., gardząc moralnymi skrupułami. Jacek Kurski utorował drogę do prezydentury Lechowi Kaczyńskiemu, znajdując Tuskowi dziadka w Wehrmachcie. Z kolei platformer Konstanty Miodowicz pracowicie snuł przeciwko Włodzimierzowi Cimoszewiczowi intrygę z Anną Jarucką w tle, czym spowodował wycofanie się tego kandydata z walki o prezydenturę. Wszystko to, żeby było śmieszniej, działo się pod hasłem „wzmożenia moralnego”. Moraliści uzurpatorzy Potem było już tylko gorzej. Na fali szaleństwa lustracyjnego wytworzono atmosferę moralnego linczu, w której każdego przeciwnika politycznego można skompromitować kompletnie i nieodwołalnie, bez niepotrzebnych intelektualnych zawiłości, zgodnie z zasadą: „Nieważne, czy to Iwan Iwanowicz ukradł rower, czy to jemu go ukradli, ważne, że był w to zamieszany”. Są więc historycy i dziennikarze, którzy w atmosferze sensacji opisują rozmaite zdarzenia z życia znanych osób i z upodobaniem zajmują się odbrązawianiem niektórych wybitnych postaci polskiej kultury, uzurpując sobie prawo do ich jednoznacznej oceny moralnej. Ileż zawiści kryło się np. w wypowiedzi Bronisława Wildsteina, który starał się w wywiadzie telewizyjnym obniżyć wartość dorobku Ryszarda Kapuścińskiego. Sens wypowiedzi był mniej więcej taki: „Byli ludzie, którzy na współpracę z komunistyczną władzą nigdy nie poszli, a być może ich dzieła miałyby większą wartość niż Kapuścińskiego, który był pieszczochem władzy i dlatego świat stał przed nim otworem”. O co tu chodzi? Chyba tylko o śmieszną próbę zdyskredytowania autorytetu przez pomniejszenie jego osiągnięć twórczych. Chodzi o typową dla prawicy obsesję przekreślania i obrzydzania wszelkich osiągnięć indywidualnych lub zbiorowych z okresu PRL. O to, aby oczyścić pole dla nowej, prawicowej elity, która niecierpliwie przebiera nogami, nie mogąc się doczekać powszechnego uznania. A dopóki ta nowa elita nie przejmie rządu dusz, nie będzie Polski wolnej i prawdziwej. Dlatego nie wolno ustawać w odbrązawianiu, pomniejszaniu i wyszydzaniu tego, co było w PRL. Trzeba też ustawicznie walczyć z nowymi fałszywymi autorytetami, kreowanymi przez lewackie i liberalne media. Polska prawica ma naprawdę trudne i epokowe zadanie przeorania świadomości rodaków. Kto by tam zważał w tej sytuacji na jakieś staroświeckie normy honorowe? Typowym przykładem niehonorowych działań jest szukanie haków na przeciwników politycznych. Poszukuje się informacji, które mogą ich skompromitować w oczach słabo zorientowanej części społeczeństwa. Grzebie się więc w ich życiorysach, łakomie rozdmuchuje udział w domniemanych aferach, podkreśla wady i słabości charakteru czy dziwactwa stylu życia. Takie działania nikogo już nie dziwią, a co gorsza, coraz więcej ludzi zdaje się nie widzieć w tym niczego złego. Wszak często się słyszy, że osoby publiczne muszą mieć grubą skórę, bo same się wystawiają na niewybredne ataki. Jakoś rzadziej słyszy się natomiast, co należy sądzić o moralności tych, którzy w ten sposób atakują. Prawicowi hunwejbini przekonują, że na tym polega wolność słowa, a dążenie do wykrycia prawdy zawsze jest moralne. Zapominają tylko o tym, że ta ich „prawda” często jest wątpliwa, skażona ahistoryzmem, a jej celem jest krzywdzenie ludzi, których uważają za wrogów swojej formacji. Nie chodzi więc tutaj o postawę rzetelnego autora piszącego biografię znanej osoby, który nie ukrywa żadnych faktów z życia bohatera, ale je waży,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2013, 2013

Kategorie: Opinie