09/2023
Pietras o Łybackiej
Na uznanie wyborców, którzy aż pięć razy wybierali Krystynę Łybacką do Sejmu, a później do Parlamentu Europejskiego, trzeba było mocno pracować. Sławomir Pietras, u którego w domu Łybacka często bywała, wspomina („Angora”), co robiła jego gospodyni domowa, zwana Marcydelą. „Była wręcz zakochana w Łybackiej. Cytowała ją przy każdej okazji, nazwisko wymieniała dużymi literami, stawiała za wzór. Każdorazowo przed wyborami odwiedzała przyszłych wyborców, energicznie agitując za Łybacką”. Przy każdej wizycie Krystyny Marcydela otrzymywała słodycze, panie obejmowały się przy tym, całując i ucinając sobie serdeczną pogawędkę. Takich polityków miała kiedyś Lewica…
Irański łącznik
Oho! Tydzień temu pisaliśmy o wielkiej wpadce ambasadora RP w Iranie, który udał się na uroczystości 44. rocznicy rewolucji islamskiej. Udał się, choć przedstawiciele państw Unii Europejskiej (z wyjątkiem ambasadora Węgier) imprezę zbojkotowali. Tym samym polski ambasador miał sposobność przebywania w towarzystwie ambasadorów Rosji, Białorusi itd. Tę informację zatytułowaliśmy „Rau gra z Teheranem”. No i już mamy wieści z alei Szucha – że to nie Rau był tym nieszczęsnym graczem, tylko wiceminister Paweł Jabłoński. Rau o sprawie nic nie wiedział. Informacja o uroczystościach i decyzji ambasadorów UE najpierw dotarła na biurko dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu, Patrycji Özcan-Karolewskiej. I ona była za tym, by zachować się tak jak Unia. Ale nadzorujący departament wiceminister, czyli Paweł Jabłoński, zadecydował, że ambasador Fałkowski powinien w uroczystości uczestniczyć. I takie polecenie zostało do Teheranu wysłane. Dlaczego? Jaka to gra? Oczywiście możemy wszystko tłumaczyć niekompetencją Jabłońskiego, bo nigdy nie był dyplomatą i posada wiceministra to jego pierwsza praca w MSZ, ale czy nie byłoby to za proste? Pojawiają się w tej sprawie kolejne teorie. Pierwsza, że Jabłoński jako człowiek związany jeszcze niedawno z Ordo Iuris ma po prostu słabość do państw religijnych, a do zgniłej Europy czuje niechęć. Postąpił więc tak, jak w duszy mu grało. Jest też
Spektakl o Polsce musi być niewygodny
Przemoc jest wpisana w patriarchalną hierarchię. Odejście od przemocy wymagałoby odejścia od hierarchii Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman – reżyserka i scenarzysta spektaklu „Chamstwo” we Wrocławskim Teatrze Współczesnym Publiczność „Chamstwa” została usadowiona na pieńkach drzew, bo – jak słyszymy ze sceny – „spektakl o Polsce musi być niewygodny”. Chcieliście, żeby widzowie, mierząc się z tematem przemocy wpisanej w naszą kulturę, na własnej skórze poczuli dyskomfort? Mateusz Atman: – Od pieńków mogą boleć nie tylko cztery litery. Do myślenia o scenografii zainspirowała mnie etymologia słowa Polska, odnosząca się do pól, powstałych po wyciętych i wypalanych lasach. Polska ma w nazwie wycinkę. W tej przestrzeni kryje się więc podtekst dotyczący przemocy ekologicznej i symbolicznej. Z drugiej strony posadzenie Polaków tam, gdzie kiedyś była puszcza, pozwala włączyć ich w świat snutych przez nas opowieści, które odrastają pomimo wycinki. Chodzi też o zbiorowe doświadczenie i działanie wbrew przemocy. Agnieszka Jakimiak: – W teatrze niezwykle interesuje mnie igranie z poczuciem bezpieczeństwa i odbiorczymi przyzwyczajeniami. Ale nie na zasadzie emocjonalnego szantażu, tylko poprzez tworzenie i zrywanie znaczeń. W naszym spektaklu współistnieją różne porządki. Pokazujemy, że relacja ludzi ze zwierzętami może być przepełniona łagodnością i współczuciem, ale bywa też brutalna i przedmiotowa. Tak samo jest
Po co Biden był w Polsce?
Bez współpracy z Polską realna pomoc dla walczących Ukraińców byłaby niemożliwa To są dwie różne cywilizacje, dwa światy. Pierwszy to świat Ameryki, w którym politykę kształtują interesy, a piękne słowa służą ich promocji, pokazaniu w jak najlepszym świetle. Drugi – nasz nadwiślański; tu, jeśli mówimy o interesach, to najwyżej partyjnych. A politykę kształtują takie pojęcia jak duma, podziw świata, dawanie świadectwa… To w słowach. A w czynach jest to czepianie się pańskiej klamki. Tę wielką różnicę było widać podczas ubiegłotygodniowej wizyty prezydenta Joego Bidena. Rzec by można: nic nowego nie nastąpiło. Wiadomo, USA i Polska to nie są równoprawni partnerzy, więc równości w relacjach nigdy nie będzie. Ale można było oczekiwać, że gospodarze podejdą do wizyty w sposób bardziej racjonalny. Według prostej zasady: co chce osiągnąć Ameryka, co chce osiągnąć Polska? Niestety, tak się nie stało. Interes Ameryki Mówi się, że Ameryka to mocarstwo tak potężne, że każda wizyta jej przywódcy jest ważna i jest wydarzeniem. Odwróćmy tę opinię – cóż więc prezydenta tak potężnego państwa sprowadza na inny kontynent? Co ma dla niego takie znaczenie? Odpowiedź jest prosta – wojna na Ukrainie. Jej rocznica. Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia poparły napadniętą Ukrainę. Z różnych względów. Dla USA to obrona
Niepodległość w zamrażarce
Odejście Nicoli Sturgeon tylko zaogni spór pomiędzy Szkocją a Londynem Na konferencję prasową w swojej edynburskiej rezydencji weszła spóźniona kilkanaście minut, przepraszając zebranych tam dziennikarzy, że wezwała ich w środku ferii zimowych. Edukacja jest w Wielkiej Brytanii silnie zdecentralizowana (o czym więcej za chwilę), toteż kalendarze roku szkolnego są inne w poszczególnych częściach Królestwa. W ogóle podczas gdy na południu, w Londynie, dla reporterów i analityków był to raczej dzień jak co dzień, 15 lutego w Szkocji przejdzie do historii. Nicola Sturgeon, prawie od dekady premierka kraju, ubrana w czerwony garnitur ogłaszała rezygnację ze stanowiska. A wraz z tym spychała na dno politycznej szuflady marzenia o rychłym odłączeniu się Szkocji od reszty Wielkiej Brytanii. Doprowadzić sprawę do końca Z nią na czele zarówno same szkockie władze, jak i Szkocka Partia Narodowa (SNP) nabrały politycznego znaczenia. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, Alexa Salmonda, który szeregi partii opuścił dwa lata temu, Sturgeon doskonale wiedziała, jak zaistnieć na krajowej, a momentami nawet międzynarodowej scenie politycznej. Salmond przeprowadził wprawdzie pierwsze w historii referendum niepodległościowe w 2014 r., ale je przegrał, a w codziennych zmaganiach uchodził raczej za mało kompetentnego negocjatora, który w konflikt z Westminsterem wdawał się wtedy, kiedy nie było trzeba, natomiast
Urojenia Zabużko
A to się historycy starożytności musieli zdziwić. Trzeba było odwagi Oksany Zabużko, by prawda wyszła na jaw. Teraz, zgodnie z obowiązującą modą, trzeba będzie przeprosić za fałszerstwa. Bo według Zabużko „ukraińscy autochtoni od zarania dziejów zasiedlali ziemie od Sanu do Donu, niemal od czasów starożytnego Rzymu orali je pługiem własnej konstrukcji, używali jednego języka i tysiąc lat temu wydrapywali nim graffiti na chórze Soboru w Kijowie”. Takich odkryć Zabużko ma w swojej książce o wiele więcej. I co z tym począć? Może to science fiction? A może to jakieś fanatyczne urojenia?