Wytłumacz się, tato

Wytłumacz się, tato

Sukces, zwłaszcza w literaturze, to pojęcie względne. To, że mam was – rodzinę, najbliższych – słuchacie mnie, udając, że nie jesteście zniecierpliwieni – to jest sukces Z Józefem Henem rozmawia Magdalena Hen Kończysz 90 lat, mnóstwo wywiadów i spotkań z tej okazji – czy uważasz, że odniosłeś życiowy sukces? – Sukces, zwłaszcza w literaturze, to pojęcie nader względne. I to, że mam was – rodzinę, najbliższych, których mogę kochać i których miłość, czułość odczuwam, czasem pobłażanie – słuchacie mnie, udając, że nie jesteście zniecierpliwieni – to jest sukces. Ale o to, co stanowi sukces literacki, dzisiaj trudno – czasy się zmieniły. Sukcesem literackim, po ponad 60 latach pracy, byłyby wznowienia, tłumaczenia, nagrody. O to trudno, ale nie można mieć pretensji do wydawców, którzy borykają się z kłopotami. Nie ma dnia bez wyrazów fascynacji od czytelników. Często bardzo bezpośrednich. Jak to jest wyrażone, zależy od ich temperamentu i możliwości. To na pewno zaskoczenie, jak wielu z nich to czytelnicy z pokolenia twoich wnuków. – To, że mam wciąż nowych czytelników, także z najmłodszego pokolenia, że czytają moje dawne książki, które nie są najwidoczniej dla nich starocią, świadczyłoby o uniwersalności poruszanej tematyki. Chyba dobrze, że nigdy nie szedłem – o ile dało się tak zrobić – za modą. Bo mody są przemijające.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 45/2013

Kategorie: Kultura