Żyć to znaczy zabijać

„Nowe horyzonty” to ukazująca się od paru lat nowa seria naukowa wydawnictwa Rebis. Bardzo dobra, bardzo naukowa, w miarę przystępna i całkowicie antymetafizyczna. To właśnie jest przykład nieustępliwego, niczym nieprzejednanego darwinizmu, który posiadł formułę wyjaśniającą cały świat. Trudno z nim wojować, bo co zgodne z ewolucją, to oczywiste, a co niezgodne – szkodliwe. Już parę razy pisałem, że to właściwie imponująco piękna i skuteczna, ale przecież pułapka. Mogę tylko czuć, że ta doktryna coś mi jednak odbiera, choćby wątpliwości i niepewność. Przeczytałem z tej serii książkę Christophera McGowana „Drapieżca i ofiara”. McGowan jest kustoszem Royal Ontario Museum i profesorem uniwersytetu w Toronto, słowem – uczonym na cztery fajerki. Ale książka, którą napisał, jest jakoś szczególnie płaska i jednowymiarowa. Jedyny ludzki rys to wyznanie, że kiedy sobie uświadomił zawartość własnej książki, chciało mu się wymiotować i płakać. Ha, dobre i to. Książka traktuje o sprawach na ogół dobrze znanych, o rywalizacji między drapieżnikiem i jego łupem, a zarazem o nieuniknionej współzależności obu. Są tu porządnie poukładane ssaki, ptaki, ryby i owady, a następnie dinozaury, żebyśmy nie wątpili, że tak było zawsze, i rośliny, które, jak się okazuje, są z reguły drapieżnikami, tyle że realizują swoją zarazem obronę i agresję całą plejadą różnorakich trucizn. Cały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2003, 2003

Kategorie: Felietony