Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Ukraiński poligon

Ogromne problemy Polskiej Grupy Zbrojeniowej Czołg, haubica samobieżna czy wyrzutnia pocisków rakietowych bez amunicji staje się bezużyteczną kupą złomu i łatwym celem dla wojsk przeciwnika. Zdolności bojowe Wojska Polskiego wbrew zapewnieniom naszych polityków i generałów rezerwy są niewystarczające, by odeprzeć ewentualną inwazję. Jednym z powodów tego stanu rzeczy są braki sprzętu i amunicji, bo część naszego arsenału w ostatnich dwóch latach przekazano Ukrainie. Słabość ta stała się aż nadto widoczna, gdy w ubiegłym roku Komisja Europejska zdecydowała się przeznaczyć 2 mld euro na rozwój produkcji amunicji w państwach Unii. Chodziło głównie o pociski artyleryjskie 155 mm, których deficyt dramatycznie ujawniła wojna w Ukrainie. Bruksela chciała, by europejskie firmy były zdolne do wytwarzania 2 mln sztuk takich pocisków rocznie. Wnioski o dotacje można było składać od 18 października do 13 grudnia 2023 r. Zdecydowały się na to trzy polskie firmy, wchodzące w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej: Mesko SA, Dezamet SA oraz Nitro-Chem SA, które łącznie ubiegały się o 11 mln euro dofinansowania. Kwota była tak śmiesznie niska, gdyż środki unijne obejmowały jedynie 45% kosztów planowanych inwestycji, co oznaczało, że spółki musiały mieć kapitał własny na pokrycie ponad

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego kolejny rząd zaniedbuje polską naukę?

Prof. Monika Kostera, socjolożka, UW Obecny rząd wyraża intencję, chyba nawet szczerą, wsparcia nauki. Mam jednak wątpliwości co do chęci podjęcia głębokich, systemowych działań, które umożliwiłyby realizację takiego wsparcia. Punktem wyjścia musiałaby być bardzo szeroka diagnoza skomplikowanego kontekstu polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, z autentycznym udziałem środowiska. A więc nie „konsultacje” polegające na rozmowach z przedstawicielami władz uczelnianych, ale zaangażowanie akademików i akademiczek – od profesorstwa, poprzez osoby zajmujące się dydaktyką, osoby pracujące w strukturach administracji i wsparcia technicznego, po osoby studiujące. Sytuacja jest bowiem poważna – na całym świecie struktury akademii ulegają intensywnej erozji, przy czym Polska jest raczej na peryferiach tych dynamik. Nie znaczy to jednak, że nie ma żadnej sprawczości. Przeciwnie – z marginesów może przyjść odnowa. To bardzo ważne, bo akademia stanowi bufor między teraźniejszością a możliwymi przyszłościami. W świecie, w którym dominują dynamiki wojny i kryzysu, taka przestrzeń stanowi niezwykle cenne źródło refleksji i nadziei – generuje otwartość na przyszłe możliwości i na nieinstrumentalność, sukcesywnie zresztą ograniczaną przez reformy ostatnich dekad. Prof. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN, Akademia Leona Koźmińskiego Moim zdaniem nie można powiedzieć, że rząd zaniedbuje polską naukę. Jasne, funduszy brakuje w wielu miejscach.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Niewygodny bohater polskiej wolności

O Jacku Kuroniu nie mówi się dziś wcale. Bo w dzisiejszej Polsce nie można dobrze mówić o kimś, kto symbolizuje najlepsze tradycje polskiej lewicy Jacek Kuroń należy do grona najważniejszych ojców III Niepodległości – obok Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Adama Michnika, ale przecież także Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak III Rzeczpospolita nie ma szacunku dla swoich założycieli. Ma dla nich głównie pogardę, nienawiść i kłamstwo. W podręcznikach szkolnych i masowych wydawnictwach Instytutu Pamięci Narodowej jedynymi godnymi upamiętnienia bohaterami najnowszej historii Polski są Jan Paweł II, prymas Wyszyński, ks. Popiełuszko, Anna Walentynowicz, Lech Kaczyński i Kornel Morawiecki. Ci, którym naprawdę zawdzięczamy wolność i demokrację, nie mogą liczyć na dobrą pamięć. Oni z definicji są podejrzani, bo ich życiorysy nie dadzą się wpasować w schemat prawicowo-klerykalnej „niezłomności”. Z tradycji PPS-owskiej Na tym tle postać Jacka Kuronia jest szczególnie niewygodna. Bo żaden „żołnierz wyklęty” nie odsiedział w PRL-owskich więzieniach tyle, co on – były członek PZPR, dwa razy wyrzucany z partii (w 1953 i 1964 r.). Żaden ksiądz ani działacz katolicki nie był tak szykanowany przez bezpiekę jak on – człowiek, który nigdy nie identyfikował się z Kościołem. Żaden twardy antykomunista nie zrobił tyle

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Wolna jak Jagna

Rola Kamili Urzędowskiej w „Chłopach” odstaje od osiągnięć kolegów i koleżanek Ma dopiero 30 lat, na koncie udział w najchętniej oglądanym polskim filmie 2023 r. i nagrodę na jednym z najważniejszych festiwali filmowych świata. W odróżnieniu od wielu innych aktorek, które odniosły spektakularny sukces, Kamila Urzędowska nie boi się wykorzystywać popularności do tego, żeby mówić o istotnych dla niej sprawach. Tak jak całe jej pokolenie. Na Berlinale – najważniejszym obok Cannes i Wenecji festiwalu filmowym na świecie – odebrała prestiżową nagrodę Shooting Stars. Organizatorzy przyznają ją aktorom, którym wróżą świetlaną karierę. I trzeba przyznać, że mają nosa, bo wcześniej wyróżnili nią Daniela Craiga, który wcielał się w Jamesa Bonda, czy Rachel Weisz, znaną choćby z „Faworyty”. W Polsce statuetka stoi na półce u Dawida Ogrodnika, Jakuba Gierszała czy Agnieszki Grochowskiej, wielkich gwiazd naszego kina. Jagna w centrum Jednak rola Kamili Urzędowskiej w „Chłopach”, bo to za nią ją doceniono, odstaje od osiągnięć kolegów i koleżanek. Ekranizację noblowskiej prozy Władysława Reymonta z początków XX w. DK i Hugh Welchmanowie najpierw nakręcili jako film aktorski, a potem sztab malarzy kolorował kadr po kadrze farbą olejną. Powstała spektakularna animacja, która międzynarodową premierę miała na festiwalu filmowym w Toronto, znanym z tego, że pokazywane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Strażniczka pamięci

Być gospodynią to za mało, czyli wszystko z miłości do Kociewia Gdy rano 14 marca jedzie się z Pelplina do Lignów Szlacheckich starą drogą przez Pomyje, czuć już wiosnę. W gęstej mgle krzyczą żurawie, słońcu co chwilę udaje się przez nią przebić, odsłania wtedy potężne wiatraki na wzgórzach i zielone oziminy. Nagle z białego tumanu za jedną z gór wyłania się ceglana wieża lignowskiego kościoła z XIV w. Krystyna Gierszewska, promotorka lokalnej kuchni, regionalistka i prezeska Stowarzyszenia Kociewskie Forum Kobiet, mieszka tuż przy nim. Jej ogród schodzi aż do kościelnego muru. W alejce przy domu stare metalowe kanki na mleko pomalowane na biało z kociewskim wzorem, obok kwitną żółte i fioletowe krokusy. – Czasem mylą nasz dom z plebanią, raz przyjechał ktoś i szukał proboszcza – śmieje się pani Krystyna. – W moim ogrodzie jeszcze nie wszystko po zimie zrobione, ale do Wielkanocy zdążę. Czas ją poprzedzający zawsze był czasem porządkowania. Kiedyś w Wielkim Tygodniu rozpoczynano pierwsze sadzenia drzew i krzewów, gdyż panowało przekonanie, że będą lepiej rosnąć i rodzić. Nasze życie codzienne zawsze przeplatało się z życiem religijnym. Budynek, w którym mieszka Krystyna Gierszewska, dawniej nazywany był przez mieszkańców „wiejskim domem”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Obrona reduty Glapińskiego

Wielki to pan. Ma też potężny dwór. A w nim licznych dworzan. Dworzan herbu PiS. Podsyłanych przez tych, którzy mu to królestwo załatwili. Droga Adama Glapińskiego do prezesury NBP zaczęła się od partii. Od Porozumienia Centrum, które Glapiński współorganizował. Partii matki, znanej z licznych przekrętów. Glapiński był w niej wiceprzewodniczącym w latach 1991-1993. Rządził oczywiście Jarosław Kaczyński. I to jemu Glapiński zawdzięcza wszystkie funkcje ministerialne i parlamentarne, aż do prezesury NBP. Ponad 30 lat pod rękę z Kaczyńskim było dla Glapińskiego bardzo opłacalną inwestycją. Dla instytucji, którymi kierował z politycznego nadania, wręcz odwrotnie. Narodowy Bank Polski od powołania Glapińskiego na prezesa stał się bardzo dobrze płatnym miejscem pracy dla polityków i ludzi rekomendowanych przez prezesa Kaczyńskiego, prezydenta Dudę, premiera Morawieckiego i co ważniejszych graczy z PiS. Glapiński bez wybrzydzania zatrudniał tych, których mu podsyłano. Klasyczny układ biznesowo-polityczny. Bo w zamian prezes może liczyć na obronę. I to jaką! Reduta obrony Glapińskiego i interesów tej grupy towarzysko-politycznej będzie terenem walki widowiskowej i bezwzględnej. Na przyzwoitość prezydenta Dudy i układu pisowskiego może liczyć tylko ktoś niezorientowany w skali desantu tej partii na NBP. Jak egzotyczne jest to towarzystwo, można było zobaczyć, słuchając zeznań Artura Sobonia przed komisją śledczą w sprawie wyborów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat Wywiady

Wojna bez końca

Polska Misja Medyczna: Co czwarty Syryjczyk żyje z niepełnosprawnością 15 marca minęło 13 lat od wybuchu wojny w Syrii. Chociaż większość terenów jest obecnie kontrolowana przez despotycznego prezydenta Baszara al-Asada, walki trwają, a cierpi z tego powodu przede wszystkim ludność cywilna. W samym 2023 r. zginęło 2 tys. cywilów. Sytuacja społeczeństwa syryjskiego jest dramatyczna. Według szacunków ONZ pomocy humanitarnej na terenie kraju potrzebuje 6 mln ludzi. Syryjczycy są największą grupą uchodźców na świecie – z ojczyzny przed wojennym koszmarem uciekło ponad 6 mln osób. Żyją dziś w bardzo złych warunkach w krajach ościennych: Libanie, Jordanii, Iraku czy Turcji. Około 1 mln Syryjczyków spokoju szukało w państwach europejskich. Mimo to Syria jest krajem zapomnianym, co odbija się na dostępie do opieki medycznej. Wielu lekarzy z obawy o swoje bezpieczeństwo dojeżdża codziennie do pacjentów z Turcji. Personelu medycznego zresztą brakuje, podobnie jak funduszy na utrzymanie szpitali. Rząd nie jest w stanie ich utrzymywać, obecnie ich działalność opiera się na grantach i środkach płynących z zagranicy. Lekarze  współpracujący z Polską Misją Medyczną – jedną z niewielu organizacji humanitarnych nadal wspierających ten kraj – są na skraju wyczerpania. Służba zdrowia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wojna o ambasadorów się rozkręca

Czy Sikorski może prowadzić politykę zagraniczną ludźmi Macierewicza i Dudy? Wojna o ambasadorów, której jesteśmy świadkami, to wierzchołek góry lodowej. Pokazuje nam ona wiele spraw równocześnie. Stan polskiej dyplomacji po ośmiu latach PiS i stan samego PiS, którego częścią jest Andrzej Duda – widać, że awantura jest cenniejsza niż funkcjonowanie państwa. Zacznijmy od banalnej konstatacji – minister Sikorski 13 marca br. podjął decyzję o zakończeniu misji ponad 50 ambasadorów i o wycofaniu kilkunastu kandydatur zgłoszonych do akceptacji przez poprzednie kierownictwo resortu. Czy to rzeź kadrowa? Czy osłabi to polską politykę zagraniczną? Czy w ogóle można coś takiego zrobić? To pytania, które słyszeliśmy w ostatnich dniach. Co gorsza, padały na nie bałamutne odpowiedzi. Do rzeczy zatem… I. Po pierwsze, to żadna rzeź. Pisaliśmy już o tym dwa tygodnie temu, więc tylko gwoli przypomnienia: zwyczajowo kadencja ambasadora wynosi cztery lata, skoro mamy 105 placówek w randze ambasady, to ok. 25-30 ambasadorów co roku wraca do kraju. W tym roku planowo powinno wrócić ok. 40, ponieważ część ambasadorów jest już na placówkach pięć lat i dłużej. Te zmiany wynikają z normalnej rotacji, musiałby je wprowadzić każdy minister spraw zagranicznych. Możemy zatem mówić o wymianie w odniesieniu do ok. 10

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura Wywiady

Anatomia obsesji

W dziedzinie wysokogórskich zdjęć wspinaczkowych w kinie fabularnym podnieśliśmy poprzeczkę tak wysoko, że trudno będzie temu dorównać. Chyba że sami spróbujemy Marcin Polar – reżyser filmów dokumentalnych, operator filmowy, autor zdjęć filmowych w warunkach ekstremalnych, m.in. ujęć górskich w filmie „Biała odwaga” Marcina Koszałki. W recenzjach „Białej odwagi”, także tych krytycznych, pojawia się jeden wspólny ton: Tatry nigdy nie wyglądały tak pięknie. Gratulacje, to twoja zasługa. Zastanawiam się, jak cię najlepiej przedstawić. „Operator ekstremalny”. Może być? – Skoro już musimy szufladkować… Przede wszystkim jestem operatorem filmowym, natomiast czymś, co lubię najbardziej i uczyniłem z tego swoją dodatkową specjalizację, są ujęcia ekstremalne wszelkiego rodzaju. Dopowiedzmy zatem, że chodzi o zdjęcia górskie, jaskiniowe i podwodne. – Można powiedzieć, że chodzi o zdjęcia eksploracyjne, gdyż dotyczą różnych motywów eksploracji nieznanego lub trudnego do poznania z tej niezwykłej perspektywy świata. Być może dlatego np. w nurkowaniu bajkowe ujęcia raf koralowych, z całym tym tak często pokazywanym kolorytem rybek i ukwiałów, są dla mnie mniej interesujące niż te z nurkowania do zatopionych wraków lub z zalanej kopalni. Jednym z takich ciekawych dla mnie projektów było nurkowanie w solance w kopalni soli w Wieliczce –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Okno wybite w murze

Dlaczego na Sokólszczyźnie, gdzie ludzie we wsiach katolickich, prawosławnych i mieszanych żyli dotąd zgodnie, po wojnie stanęli po dwóch stronach muru? Stał mur. Po obu jego stronach ludzie rozmawiali o swojej bolesnej historii, ale tylko między sobą. I tworzyli swoje mity. Tak było przez 80 lat. I przyszła młoda jeszcze, krucha kobieta o dwojgu nazwisk – jedno z jednej strony muru, drugie z drugiej – i wybiła okno w tym murze. Aneta Prymaka-Oniszk napisała opowieść „Kamienie musiały polecieć”, którą opublikowało Wydawnictwo Czarne. Rozpoczęła nią wielką dyskusję obu stron. I choć rzecz dzieje się na Sokólszczyźnie na Podlasiu, to rozmawiać chcą ludzie w Białymstoku, Hajnówce, Narewce, Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Bytomiu, nawet małym Radrużu na Podkarpaciu, tuż przy granicy z Ukrainą. Do pisarki „przyszedł” jej dziadek Aleksander, ojciec mamy. W zasadzie od dziecka nie dawał jej spokoju. – Co się stało z dziadkiem? – pytała. – Zabili go w maju 1945 r. – Kto zabił? – Bandy. – Za co? – Bo był prawosławny. Koniec rozmowy, niczego więcej rodzice nie wyjaśniali. A ona wiedziała, że o tym z koleżankami z katolickich domów nie można rozmawiać. Po dziecięcemu czuła mur. I wiedziała: tylko mojego dziadka zabili. Na oczach babci Oli, która do Łosośny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.