AfD maszeruje po władzę?

AfD maszeruje po władzę?

Prawicowo-nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec jest od miesięcy na fali wznoszącej. I nic nie zapowiada, aby ten trend szybko się odwrócił

Jednooki kanclerz Olaf Scholz? To żadna satyra, tylko na początku września lustro politycznej rzeczywistości Niemiec. Szef rządu z ramienia socjaldemokratycznej SPD wskutek upadku podczas rekreacyjnego biegania zranił się w twarz i przez kolejne dni nosił na prawym oku czarną opaskę. Rana nie jest poważna, sam polityk obracał to w żarty. Nietrudno jednak dostrzec w tym incydencie pewną tragikomiczną symbolikę. Otóż po niemal dwóch latach urzędowania Scholz robi wrażenie, jakby czegoś istotnego nie widział. Choćby tego, że polityka jego rządu doprowadziła do utraty zaufania przez koalicję SPD z Zielonymi i liberałami (gospodarczymi) z FDP. Gdyby wybory odbyły się teraz, nie uzyskałaby ona większości. SPD w porównaniu z wynikiem wyborczym z 2021 r. traci prawie 10 pkt proc. (obecnie 16% poparcia), FDP – 4,5 pkt proc. (7%), tylko Zieloni są z lekkim minusem stabilni (14%). „Dzisiejszy obraz tej koalicji świateł drogowych znieść można tylko z wisielczym humorem”, komentuje publicysta Albrecht von Lucke w renomowanym miesięczniku politycznym „Blätter für deutsche und internationale Politik”. Można zatem uciec w czarny humor albo – jak coraz większa część wyborców – skłonić się ku jedynej partii, która od ostatnich wyborów istotnie zyskała na poparciu, nacjonalistyczno-konserwatywnej Alternatywie dla Niemiec (AfD).

Według aktualnych sondaży na AfD zagłosowałoby dziś ok. 21% wyborców, poparcie dla partii rośnie od ubiegłego roku, w niektórych badaniach opinii brakuje jej ledwie kilku punktów procentowych do pozycji lidera, zajmowanej przez konserwatywną chadecję CDU/CSU (26-27%). We wschodnich landach AfD w sondażach prowadzi. Z okazji 10. rocznicy założenia partia w tym roku przygotowała krótki film o swojej genezie. We właściwy sobie sposób pokazuje, że to ona miała zawsze rację w takich sprawach jak waluta euro, gender, polityka klimatyczna, uchodźcy, polityka energetyczna, koronawirus. AfD chce obniżyć podatki, wznowić produkcję energii atomowej, zamknąć granice przed „migracją socjalną”, wygnać z kraju dotychczas tolerowane osoby bez statusu pobytu itd. „Nasze kredo to powrót do normalności”, głosi. Normalność to z jej punktu widzenia dawna potęga niemiecka, ale i pozornie stabilne, przejrzyste, mniej skomplikowane, jednonarodowe oblicze społeczne. „Coraz więcej ludzi w kraju chce tej normalności – słyszymy w filmie. – I nie chce już, by lewicowo-zielone media mówiły im, jak myśleć i żyć”.

Atakowanie lewicowo-zielonego przekazu jest w dzisiejszych czasach dość proste, mimo – lub właśnie dlatego – że obecny rząd nie jest ani lewicowy, ani naprawdę zielony.

Wątpliwe priorytety rządu

Rząd federalny SPD, FDP i Zielonych jest całkowicie pozbawiony kompasu i nie radzi sobie z mnogością problemów i konfliktów – od wojny w Ukrainie zaczynając, poprzez destabilizację gospodarczą, inflację i kwestię migracji, na drugo- i trzeciorzędnych kwestiach kończąc. Brak sprawczości ilustruje choćby wielomiesięczny spór o dotowanie… pomp ciepła, którego rozwiązanie doprowadziło do jeszcze większego chaosu. Kanclerz Olaf Scholz jest bezbarwnym liderem, który blednie na tle głównych sojuszników – ministra finansów Christiana Lindnera (FDP), ministra gospodarki Roberta Habecka (Zieloni) i minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock (Zieloni). Skutki wojny w Ukrainie, zwłaszcza odcięcie od długoletnich dostaw taniej rosyjskiej energii, fundamentalnie podważają siłę gospodarczą Niemiec. Coraz więcej dużych koncernów, np. z energochłonnej branży chemicznej, wpada w tarapaty lub rozważa inwestycje w USA. W tym roku gospodarka niemiecka jako jedna z nielicznych w strefie euro się skurczy.

Reakcja Berlina na te problemy jest co najmniej wątpliwa. Kilka miesięcy temu rząd federalny i rząd landu Saksonia-Anhalt zaoferowały publiczne wsparcie rzędu 10 mld euro dla amerykańskiego potentata w produkcji układów scalonych, koncernu Intel, aby ten zbudował w Magdeburgu fabrykę procesorów, wartą w sumie 30 mld euro. To inwestycja w technologie przyszłości, ale przekazanie tak dużej kwoty firmie, która w latach 2018-2022 w sumie wykazała ok. 90 mld dol. zysku, spotkało się z ostrą krytyką. Zdaniem Stefana Koothsa, wiceprezesa Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW), tak wysokie subsydia są sygnałem słabości. „Pieniądze zdecydowanie lepiej byłoby zainwestować w edukację niż w tak prestiżowe projekty – mówił ekonomista w wywiadzie dla telewizji publicznej ARD. – Zwrot z edukacji jest nieporównywalnie wyższy niż z jakiejkolwiek innej inwestycji kapitałowej”.

Zwrot z nakładów na edukację jest jednak długoterminowy, skutki odczuwalne będą dopiero za wiele lat. Tymczasem rząd w Berlinie, pod wpływem liberalnego ministra finansów dbającego o tzw. hamulec zadłużeniowy, w budżecie na 2024 r. znacząco zmniejszył środki na edukację i badania, system ochrony zdrowia czy budownictwo komunalne. Symptomatyczny jest przykład z ostatnich miesięcy: rząd przyciął także flagową reformę Zielonych, tzw. podstawowe zabezpieczenie dzieci, dotyczące milionów młodych, zwłaszcza z biednych rodzin, którym grozi ubóstwo – jest ich według badań ok. 2,9 mln. Wstępne założenia reformy Zielonych mówiły o 12 mld euro rocznie. Ostatecznie minister finansów dał 2,4 mld euro, argumentując, że „redystrybucja pieniędzy na walkę z biedą dochodzi do granic”.

Gra lękami przed wojną

Wymienione posunięcia polityczne są ważne, aby zrozumieć istotę poparcia dla AfD. Sondaże pokazują, że niemieccy wyborcy są świadomi poważnych tarapatów gospodarki i podobnie jak wyborcy w innych państwach UE odczuwają rosnący lęk przed przyszłością. Prawie dwie trzecie mieszkańców Niemiec obawia się wyraźnego pogorszenia sytuacji gospodarczej w kraju, 40% czuje lęk przed utratą własnego statusu finansowego. Jednocześnie 30% niepokoi się wzrostem liczby uchodźców z Ukrainy, 72% obawia się, że wojna w Ukrainie rozleje się poza ten kraj, a co trzeci pytany, że Rosja może zaatakować Niemcy.

Oprócz destabilizacji ekonomiczno-socjalnej i lęków przed imigrantami oraz uchodźcami to właśnie kwestia wojny i niemiecka polityka wobec Ukrainy i Rosji najbardziej sprzyja AfD. Partia uchodzi za prorosyjską, istnieją podejrzenia, że jest zinfiltrowana przez rosyjskie służby, a współprzewodniczący partii, Tino Chrupalla, zjawił się 9 maja br. w rosyjskiej ambasadzie w Berlinie, aby upamiętnić zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami. Chrupalla tłumaczył, że do niedawna 9 maja był dniem pamięci, „w którym oczywiście uczestniczyli niemieccy politycy z wszystkich partii reprezentowanych w Bundestagu”. „Dialog ten nie powinien być zrywany w czasach kryzysu”, dodał i w świetle wyżej wspomnianych sondaży mógł o tym mówić zupełnie otwarcie. W swoim programie AfD głosi: „W interesie Niemiec leży włączenie Rosji do ogólnej struktury bezpieczeństwa bez lekceważenia własnych interesów i interesów naszych sojuszników”.

Partia ma w swoich szeregach kilka charyzmatycznych i medialnie obytych postaci, które przyciągają wyborców z różnych warstw społecznych i o różnych poglądach – od skrajnie prawicowo-nacjonalistycznych, poprzez przeciwników Unii Europejskiej, po tych bliskich prawego skrzydła chadecji czy nawet lewicy. Współprzewodnicząca AfD Alice Weidel potrafi w klarowny, jednocześnie chwytliwy sposób przekonywać do swoich racji. Wszystko to tworzy niebezpieczną mieszankę: niewłaściwi ludzie – politycy AfD – stawiają przynajmniej częściowo słuszne pytania. Choćby te o poszukiwanie dróg zakończenia wojny, aby uniknąć dalszych ofiar i ryzyka eskalacji. Na ironię zakrawa fakt, że partia nacjonalistyczna chce uchodzić za gołąbka pokoju. Co więcej, w sprawie krytycznego podejścia do wojny w Ukrainie AfD nie odbiega od wielu autorytetów niemieckiego świata polityki czy publicystyki, takich jak ważny niegdyś polityk SPD Klaus von Dohnanyi, znany socjolog Harald Welzer albo czołowa feministka Alice Schwarzer.

Hasło „Nigdy więcej wojny z naszym udziałem” od burzliwej rebelii lat 60. stało się częścią składową niemieckiego DNA. AfD jest w stanie czerpać z tego pacyfistycznego kapitału społecznego. „Alternatywa dla Niemiec wykorzystuje przede wszystkim fakt, że Niemcy od początku wojny w Ukrainie i deklarowanego tzw. Zeitenwende (punktu zwrotnego) kanclerza Scholza stały się w 100% uległe wobec USA”, mówi Frank Deppe, emerytowany profesor politologii z Marburga. Według niego taka sytuacja jest niebezpieczna, ponieważ nie wiadomo, jak będzie wyglądać polityka być może nowego prezydenta USA. „Europa musiałaby rozwinąć własną politykę bezpieczeństwa, która nie wyklucza Rosji”, podkreśla Deppe i wskazuje aktualną propozycję negocjacji między Rosją i Ukrainą, sformułowaną przez cztery znane niemieckie postacie, m.in. Horsta Teltschika, byłego szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Propozycja zawiera wyznaczenie stref wycofania wojsk, neutralność Ukrainy, gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa. Na tę propozycję zapewne będzie się powoływać AfD – i trudno będzie oskarżać ją w tej kwestii o radykalizm.

Przełom w polityce lokalnej

Mniej radykalnie partia działa także na szczeblu lokalnym, gdzie sukcesywnie wnika w tkankę polityczną kraju, uzyskując coraz więcej miejsc w radach miast i gmin. W gminie Raguhn-Jessnitz w Saksonii-Anhalt w lipcu br. po raz pierwszy kandydat AfD wygrał wybory na burmistrza. W związku z tym wielką burzę wywołał szef CDU Friedrich Merz, sugerujący ostrożnie, że na szczeblu lokalnym jego partia powinna w przyszłości współpracować z AfD. Wprawdzie dzień później wycofał się z tego, niemniej krytycy oceniają ten ruch chadecji jako pierwszy, nieśmiały i zakamuflowany krok do ewentualnego wspólnego z AfD objęcia władzy na szczeblu landów, a być może i federalnym po wyborach parlamentarnych w 2025 r. Oznaczałoby to prawdziwe trzęsienie ziemi, które CDU jak na razie kategorycznie wyklucza. Wrażliwym na historię Niemcom i Niemkom nasuwają się bowiem skojarzenia z początku lat 30. minionego wieku. Wówczas partie tzw. konserwatywnej prawicy chciały zneutralizować Adolfa Hitlera i jego partię NSDAP, wciągając ją do rządów. Wiadomo, jak to się skończyło.

Tymczasem AfD radykalizuje się już w ławach opozycyjnych. Znaczenie zyskuje radykalne skrzydło pod wodzą Björna Höckego, czołowego nacjonalisty partii, przewodniczącego AfD w Turyngii. Według najnowszych sondaży AfD w tym landzie prowadzi i mogłaby po wyborach w 2024 r. stworzyć teoretyczną koalicję z chadecją. Prawie co trzeci pytany w tym kraju związkowym chciałby takiej koalicji. W Turyngii widać gołym okiem, że radykałowie przesuwają polityczny środek na prawo. „Problemem radykalizacji jest to, że ludzie się do niej przyzwyczajają i aby się odróżnić, trzeba w radykalizmie postępować coraz dalej”, tłumaczyła Beate Küpper, profesorka z Hochschule Niederrhein w Krefeld, w wywiadzie dla rozgłośni Deutsche Welle. Faktycznie, dziś choćby w kwestii uchodźców partie centrum zaostrzyły dyskurs, już nawet Zieloni nie krytykują ostro pushbacków, a część chadecji mówi językiem AfD. „Deng Xiaoping mawiał: »Jeśli otworzysz okna zbyt szeroko, wiele robactwa dostanie się do środka«. W odniesieniu do problemu imigracji oznacza to, że musimy uważać, aby wraz z wykwalifikowanymi pracownikami nie sprowadzić do kraju byle jakich uchodźców ekonomicznych”, stwierdził w wywiadzie pod koniec lipca br. polityk CSU, poseł Bundestagu i były minister transportu i budownictwa Peter Ramsauer. Co prawda, odciął się później od tej wypowiedzi, zasłaniając się tym, że nie była autoryzowana, ale przekaz poszedł w świat.

Lewicowa alternatywa

Widząc rosnącą popularność AfD, na prawo przesuwa się też CDU. Jednak może nie odnieść z tego korzyści. „Wszyscy badacze sądzą, że ludzie mimo wszystko wybiorą oryginał”, podkpiwała niemiecko-irańska badaczka migracyjna Naika Foroutan w tygodniku „Freitag”. Czyli oryginalny antyimigrancki przekaz AfD. „Myślę, że jedynym, co mogłoby teraz osłabić AfD, byłaby nowa partia”, dodała. I taka potencjalna nowa partia pojawia się na horyzoncie. Na razie to partia widmo najpopularniejszej polityczki lewicy, Sahry Wagenknecht. Charyzmatyczna i barwna polityczka zawsze była jedną z twarzy lewicy i zyskała jeszcze więcej poparcia, sprzeciwiając się wojnie toczącej się w Ukrainie. Teraz rozważa założenie nowego ugrupowania. „Mogę sobie wyobrazić, że partia Wagenknecht byłaby w stanie zmniejszyć poparcie dla AfD i przyciągnąć tych jej wyborców, którzy nie są prawdziwymi lub ukrytymi nazistami. Nie sądzę, by którakolwiek z pozostałych partii była w stanie to zrobić”, uważa Naika Foroutan.

Problemu wzrostu znaczenia Alternatywy dla Niemiec nie załatwi także dyskutowana mniej lub bardziej poważnie delegalizacja tej partii – taki proces prawny nie tylko trwałby długie lata, ale też wyprowadziłby na barykady sporą część zwolenników AfD.

W przyszłym roku odbędą się wybory w trzech wschodnich landach – Brandenburgii, Saksonii i Turyngii. We wszystkich AfD ma poparcie ponad 30%, może więc zostać najsilniejszym ugrupowaniem. Bardzo trudno będzie zatem rządzić, mając tę partię w opozycji. Potrzebne będą dziwaczne koalicje, niepasujące do siebie programowo, które z czasem będą tracić poparcie – jak widać to dziś na przykładzie rządu federalnego. A im słabiej widzący obecny rząd – tym lepsza przyszłość Alternatywy dla Niemiec.

Fot. AFP/East News

Wydanie: 2023, 37/2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy