Al Capone znad Dunajca

Al Capone znad Dunajca

Najgroźniejszych na Sądecczyźnie bandytów skazano na dożywocie. Mimo to w ich wsi mieszkańcy pozakładali w domach kraty, łańcuchy i zasuwy Dom Chowańców w Gaboniu nie wygląda na siedzibę mafii. Z przyzby sielskie widoki – lasy i góry, wśród których strumyki toczą swe krystaliczne wody do pobliskiego Dunajca. Przez okienko na tyłach widać siłownię Władysława i Ryszarda. – Moi chłopcy nikomu włosa z głowy nie strącili – ociera suche oczy ich matka Maria Chowańcowa. – Zaradni, uczciwi, dbający o rodzinę. Władziu, jak się ożenił, zaraz dom zaczął budować, ale niedługo w nim pomieszkał. Policja od dzieciństwa uwzięła się na nich obu, a ja osiemnaście rewizji przeszłam. Nawet w polu pod ziemniakami kopali i nic nie znaleźli. Cios do kariery Pierwszy raz o Władku Chowańcu, na którego mówią dziś w okolicy „Ali Capone”, było głośno wiele lat temu, kiedy jako 16-letni uczeń zawodówki stłukł nauczyciela od polskiego. Sprawa nie trafiła na policję, za to chłopiec urósł w oczach otoczenia. Ryszard pierwszy raz był notowany w kartotekach dokładnie w dniu, w którym odbierał dowód osobisty. Emerytowany funkcjonariusz MO mówi, że nim nastał czas „Capone”, Sądecczyzną też rządziły gangi. Dziś jednak dawni kasiarze, ponure legendy lat 60. i 70., już wyszli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 01/2004, 2003, 2004, 52/2003

Kategorie: Kraj