Bój o TVP

Bój o TVP

To nie jest zaskoczenie. Gdy piszę te słowa, w środę, 20 grudnia, w siedzibie TVP na Woronicza przebywa przewodniczący nowej rady nadzorczej adwokat Piotr Zemła oraz grupa posłów PiS. Zemła przejmuje władzę, a posłowie (PiS) bronią TVP własnymi ciałami.

Tak miało być. Telewizja publiczna miała zostać odebrana PiS, było to jednym z postulatów łączących partie obecnej koalicji. Takie były zresztą oczekiwania milionów wyborców. Miało to swoją przyczynę. PiS przekształciło TVP w partyjną szczujnię, której jedynym przesłaniem było wychwalanie Kaczyńskiego i PiS, a zohydzanie wszystkich, którzy mu zagrażają. Z Donaldem Tuskiem na czele. Robiono to bez umiaru i bez kultury. Aleksander Kwaśniewski w rozmowie z PRZEGLĄDEM tydzień temu porównywał propagandę TVP do propagandy z roku 1968.

Dziennikarze TVP Info przekraczali wszelkie granice partyjnej służalczości i zaangażowania. Mylili swoje role. A to, co można zaakceptować w TV Republika, nie może funkcjonować w medium publicznym, od którego wymaga się powagi, bezstronności, szacunku dla wszystkich Polaków.

W tym sensie nowa koalicja nie miała wyjścia. Mogła zostawić pisowską TVP, godząc się na codzienny festiwal kłamstw i pomyj, albo próbować coś zmienić.

Zdecydowano się na zmianę. Najpierw Sejm przyjął uchwałę wzywającą do przywrócenia standardów w mediach publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej. Na jej podstawie oraz korzystając z istniejących luk prawnych, nowy minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz zwołał walne zgromadzenie i odwołał rady nadzorcze oraz zarządy mediów publicznych. Tak wyjęto PiS z rąk wygodne narzędzie polityczne.

Gdy piszę te słowa, walka jeszcze trwa. W siedzibie TVP zgromadzeni są posłowie PiS, Kaczyński woła, że broni niezależności dziennikarskiej, wolności słowa, pluralizmu.

Wolne żarty. Dla niego niezależność dziennikarska jest wtedy, gdy dziennikarz służy mu za podnóżek. Gdy PiS doszło do władzy, w jedną noc przegłosowało ustawy, dzięki którym przejęło media publiczne. A potem wyrzuciło z telewizji i radia kilkuset dziennikarzy. W to miejsce weszli ludzie z nadania partii. PiS miało osiem lat, by zbudować wzorcowe media publiczne, zwłaszcza że wymyśliło model zasilania ich publicznymi pieniędzmi. Ale zamiast tego zbudowało partyjną telewizję i radio, którego nikt nie słucha. Dziś słuchalność wszystkich stacji Polskiego Radia, łącznie z Jedynką, nie sięga 10%, to mniej niż osiem lat temu miała sama Trójka.

PiS tak walczyło o pluralizm w mediach, że najpierw spacyfikowało te publiczne, a potem przejęło (via Orlen) media regionalne, wzięło pod but duże portale, niewiele brakowało, a przejęłoby TVN. To była droga węgierska, całkowitego podporządkowania mediów, co jednak z różnych względów się nie udało. Dziś więc politycy PiS są ostatnimi, którzy mogą mówić o niezależnych mediach.

Widać to zresztą na ulicy – na apele, aby bronić pisowskich mediów, odpowiedziała garstka działaczy. I tyle. Każdy przecież widzi, o co tutaj się walczy. To bój o zachowanie partyjnych wpływów, o obronę partyjnego radiowęzła i o miliony dla wykonawców tego zadania.

A dlaczego ten bój jest tak zażarty? Dlatego, że Kaczyński wciąż gra w tę samą grę – wszystko albo nic. My patrioci, a oni zdrajcy. Dla niego wojna jest lepsza od porozumienia, od konsensusu. A mity – o obaleniu rządu Jana Olszewskiego, o zamachu smoleńskim, a teraz o zdradzieckim Tusku – są jak tlen.

Zwróćmy uwagę, że środowisko PiS, w tym prezydent Duda, nigdy nie wyszło z propozycją mediów publicznych dla wszystkich, a przynajmniej takich, które szanowałyby inny punkt widzenia. Tymczasem gdyby zbudowano porządne media publiczne, niezależne, cieszące się poparciem różnych środowisk, byłyby one nie do ruszenia. To pokazuje, jak Kaczyński traktuje media.

A czy można wierzyć, że Platforma, która właśnie przejmuje telewizję, będzie gwarantem nowej jakości? Że nominaci tej partii będą lepsi od nominatów poprzedniej?

Wiele się mówi o dwóch krokach dotyczących mediów publicznych. Pierwszy, który obserwujemy, to ich przejęcie i „oczyszczenie”. Drugi to przyjęcie nowej ustawy o mediach publicznych, która oddzieli je od polityków, odda w ręce twórców i dziennikarzy. To jedyna szansa, chyba zresztą ostatnia, by uratować media publiczne. Inaczej trzeba by je zamknąć i zaorać.

O tym wszystkim rozmawiam zresztą z Jackiem Snopkiewiczem, szefem pierwszych „Wiadomości”, który pięć razy wracał do TVP i zna tę instytucję od podszewki. Zna jej grzechy, zna ludzi, wie, jaka jest jej siła. Zachęcam do lektury.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2023, 52/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy